W weekend znów daliśmy się we znaki. Największym wydarzeniem była kulminacja krakowskiego festiwalu "Kultura dla Tolerancji", współtworzonego m.in. przez osoby związane z Zielonymi w grodzie Kraka, wśród których warto w tym kontekście wymienić Aleksandrę Sowę. Skorzystałem z okazji, pojechałem i zrobiłem zdjęcia Marszowi Tolerancji, który wedle szacunków policji zgromadził 1.000 osób, a wedle naszych - dużo więcej. Miło było oglądać uśmiechnięte pary płci obojga, orientacji zaś wszelakich, cieszących się sobą i mogących choć na chwilę zapomnieć o tym, że codziennie ryzykują wysłuchaniem inwektyw czy też wręcz doznaniem agresji ze strony nabuzowanych panów z częstokroć ogolonymi głowami.
Zaczęliśmy przemarz od placu Matejki a skończyliśmy na Rynku, na który w końcu udało się marszowi wejść. Po drodze można było delektować się cudownymi, krakowskimi Plantami. W rozmowie z Darkiem Szwedem (swoją drogą Krakusem) zwróciliśmy uwagę, że jednak to nieco inne od Warszawy miasto - tu czas naprawdę płynie wolniej, mniej tu pędu, więcej zaś czasu na wizyty w kawiarenkach czy też rozlicznych klubach. Nie dość, że zabytków temuż miastu nie brakuje, to jeszcze drobna architektura miejska, taka jak kosze na śmieci czy też barierki między torami tramwajowymi robią niesamowite wrażenie. Pozytywne rzecz jasna.
Kiedy będąc na Rynku puszczaliśmy w niebo kolorowe baloniki, serce rosło. Przypomniała mi się piosenka zespołu Foals o wdzięcznym tytule "Baloons", w której refren mówi wszystko - lecimy na balonach napędzanych paliwem zwanym miłością. Mówiłem o tym też do dziennikarek jednego z lesbijskich portali - my jesteśmy wielokolorowi i różnorodni, a nasi adwersarze - homogeniczni i homospołeczni, ziejący nienawiścią. Widziałem na własne oczy kobietę, która dostała jajkiem prosto w twarz i zapewniam - wyglądało groźnie. Szliśmy na Rynek, by pokazać, że warto walczyć o wolność, podczas gdy oponenci starają się sprowadzić miłość dwóch świadomych tego, co robią osób do wielkiego grzechu i nieuporządkowania. Nie damy się!
Inwencja brygad NOP i MW bywa wręcz śmieszna - jedyne co potrafią to popodskakiwać i nawrzeszczeć. Furorę zrobił jeden z tęczowych transparentów, apelujących do faszystów, wyzywając ich przy okazji od ciot. Ciekawe, jak się czuli widząc nagą prawdę pokazaną im prosto w twarze tych grupek, które miały łącznie mieć dwieście osób. W rzeczywistości nie mam pojęcia, jak policji udało się tak mocno zawyżyć ich liczebność. Żeby nie było, że nic nie robimy - mieliśmy zaraz potem obrady Zarządu Krajowego, na których zajmowaliśmy się strategią rozwoju struktur i komunikacji wewnętrznej. Jeszcze trochę pracy i w 2009 zdziałamy cuda.
Wieczorem zaś odpoczywaliśmy w klubie "Caryca" w ramach jednej z imprez towarzyszących. Wśród ostrych, elektronicznych bitów i świetnych setów vj-skich uaktualniliśmy stan swojej wiedzy towarzyskiej. Dzięki temu naszą słodką tajemnicą będzie to, kto goli sobie klatkę piersiową, a kto robił to w zamierzchłej przeszłości, a także kto gdzie i kiedy ma partnerki tudzież partnerów. Nie da się ukryć, że dość przyjemnie było się oderwać od codziennego rytmu pracy (a tej jak zawsze dużo za dużo) i poszaleć na parkiecie. A przecież w niedzielę, już w Warszawie, były obchody Dnia Ziemi na Polach Mokotowskich. Nasze stoisko gościło Ekon i inne organizacje ekologiczne, było "Zielone miasto nowej generacji", które rozeszło się błyskawicznie, a także zbieranie podpisów przeciw tarczy antyrakietowej, do czego wracamy. Zatem jak widać jest dobrze - a będzie jeszcze lepiej.
Zaczęliśmy przemarz od placu Matejki a skończyliśmy na Rynku, na który w końcu udało się marszowi wejść. Po drodze można było delektować się cudownymi, krakowskimi Plantami. W rozmowie z Darkiem Szwedem (swoją drogą Krakusem) zwróciliśmy uwagę, że jednak to nieco inne od Warszawy miasto - tu czas naprawdę płynie wolniej, mniej tu pędu, więcej zaś czasu na wizyty w kawiarenkach czy też rozlicznych klubach. Nie dość, że zabytków temuż miastu nie brakuje, to jeszcze drobna architektura miejska, taka jak kosze na śmieci czy też barierki między torami tramwajowymi robią niesamowite wrażenie. Pozytywne rzecz jasna.
Kiedy będąc na Rynku puszczaliśmy w niebo kolorowe baloniki, serce rosło. Przypomniała mi się piosenka zespołu Foals o wdzięcznym tytule "Baloons", w której refren mówi wszystko - lecimy na balonach napędzanych paliwem zwanym miłością. Mówiłem o tym też do dziennikarek jednego z lesbijskich portali - my jesteśmy wielokolorowi i różnorodni, a nasi adwersarze - homogeniczni i homospołeczni, ziejący nienawiścią. Widziałem na własne oczy kobietę, która dostała jajkiem prosto w twarz i zapewniam - wyglądało groźnie. Szliśmy na Rynek, by pokazać, że warto walczyć o wolność, podczas gdy oponenci starają się sprowadzić miłość dwóch świadomych tego, co robią osób do wielkiego grzechu i nieuporządkowania. Nie damy się!
Inwencja brygad NOP i MW bywa wręcz śmieszna - jedyne co potrafią to popodskakiwać i nawrzeszczeć. Furorę zrobił jeden z tęczowych transparentów, apelujących do faszystów, wyzywając ich przy okazji od ciot. Ciekawe, jak się czuli widząc nagą prawdę pokazaną im prosto w twarze tych grupek, które miały łącznie mieć dwieście osób. W rzeczywistości nie mam pojęcia, jak policji udało się tak mocno zawyżyć ich liczebność. Żeby nie było, że nic nie robimy - mieliśmy zaraz potem obrady Zarządu Krajowego, na których zajmowaliśmy się strategią rozwoju struktur i komunikacji wewnętrznej. Jeszcze trochę pracy i w 2009 zdziałamy cuda.
Wieczorem zaś odpoczywaliśmy w klubie "Caryca" w ramach jednej z imprez towarzyszących. Wśród ostrych, elektronicznych bitów i świetnych setów vj-skich uaktualniliśmy stan swojej wiedzy towarzyskiej. Dzięki temu naszą słodką tajemnicą będzie to, kto goli sobie klatkę piersiową, a kto robił to w zamierzchłej przeszłości, a także kto gdzie i kiedy ma partnerki tudzież partnerów. Nie da się ukryć, że dość przyjemnie było się oderwać od codziennego rytmu pracy (a tej jak zawsze dużo za dużo) i poszaleć na parkiecie. A przecież w niedzielę, już w Warszawie, były obchody Dnia Ziemi na Polach Mokotowskich. Nasze stoisko gościło Ekon i inne organizacje ekologiczne, było "Zielone miasto nowej generacji", które rozeszło się błyskawicznie, a także zbieranie podpisów przeciw tarczy antyrakietowej, do czego wracamy. Zatem jak widać jest dobrze - a będzie jeszcze lepiej.