Odrobina optymizmu w tych ciężkich czasach zawsze się przyda. Akurat po lekturze serii tekstów, tworzących publikację "Kościół, państwo i polityka płci" mam go całkiem sporo. Wydaje się, że wreszcie - powoli ale konsekwentnie - zaczyna się rysować obraz szerszego sojuszu na rzecz oddzielenia tronu od ołtarza i budowy nowoczesnego, pluralistycznego społeczeństwa. Przyznam się szczerze, że do tej pory nie było to takie proste do wyobrażenia. Me dotychczasowe doświadczenia z szeroko pojętym "ruchem racjonalistycznym" nie należały do szczególnie przyjemnych. Lektura historii o niedorzecznościach religii bywała niemiła, chociaż jeszcze w obrębie tego, co było dla mnie wyobrażalne. Kiedy jednak zobaczyłem krytykę przeprowadzania przez organizacje ekologiczne zajęć z ochrony środowiska w przedszkolach, oniemiałem. Społeczno-polityczna samoizolacja ma swoje granice, przynajmniej tak mogło mi się wydawać. Neoliberalne "dziel i rządź", czyli tworzenie i podtrzymywanie podziałów między różnymi grupami społecznymi, trwa w najlepsze - najgorsze jest to, że została ona w dużej mierze przez te grupy zinternalizowana. Mamy zatem grupy ekologiczne, które pod żdanym pozorem nie będą współpracować z feministkami, część środowiska LGBTQI, krzywiącego się na alianse ze związkowcami, i tak dalej, i tak dalej. Czas mija, a "wieś spokojna, wieś wesoła" jak ograniczała wybór dróg życiowych do Boga i Rynku, tak ogranicza.
Skąd zatem mój optymizm? Wreszcie zobaczyłem potencjał łączenia, a nie dzielenia, środowisk do tej pory pozostających we wzajemnym dystansie. Różnorodne spojrzenia, szczególnie te, zaprezentowane w sekcji "Alternatywy" pokazały, że spójny przekaz i jednolita narracja potrzebne są jak nigdy. Nie musi ona obejmować całego spektrum poglądów - wymaganie od katolickich publicystek, by bezkrytycznie podchodziły do aborcji, albo do protestantek, by spokojnie przyjmowały kwestionowanie ich dogmatów, w tym wypadku po prostu nie działało. Są jednak sprawy, które łączą, wychodząc poza spektrum oczywistości - to kwestie nierówności ekonomicznej, przemocy domowej czy nawet samej zmiany zasad prowadzenia debaty publicznej i uwolnienia jej od dominacji Kościoła katolickiego. Przyznam, że sam byłem sceptyczny przed lekturą np. do wizji katolickiego feminizmu, ale po tekście Joanny Tomaszewskiej-Kołyszko wiem już, że sojuszniczek może nie zabraknąć. Obok "nowego feminizmu", promowanego przez Jana Pawła II i faktycznie mało rewolucyjnego, chcącego potrzymać tradycyjne przekonania o rolach płciowych, istnieje także oscylujący nierzadko na granicach herezji feminizm katolicki, posługujący się w badaniach teorią płci społecznej i dość mocno kwestionujący np. nauczanie hierarchii co do antykoncepcji czy też stosunku do homoseksualizmu.
Jak widać, istnieje spora grupa ludzi, dla których wiara nie stanowi przeszkody w rozumowym myśleniu, i która z pozycji religijnych potrafi mocno krytykować patriarchalne stosunki wewnątrz kościołów, w których się znajduje. Dość słabe przyswojenie nauczania posoborowego przez polską hierarchię odgrywa tu także sporą, negatywną rolę, o czym pisze Agnieszka Kościańska. Jastrzębi jej stosunek do wszelkich "nowinek" ogranicza także pole manewru innych kościołów i wspólnot wyznaniowych w naszym kraju. Powołanie na urząd pierwszej pastorki w kościele ewangelicko-reformowanym groziło ochłodzeniem relacji ekumenicznych z katolikami, kościół ewangelicko-augsburski po raz kolejny rozpoczyna dyskusję na ten temat, będąc jednym z 2 kościołów tej nominacji w Europie, który jeszcze nie ordynuje kobiet. Także tutaj widoczny jest realny podział wspólnoty wyznaniowej na część progresywną i konserwatywną - zmiany utrudnia silna, zachowawcza wspólnota Śląska Cieszyńskiego, grupująca połowę polskich luteran, natomiast tzw. "diaspora", czyli zbory w reszcie kraju, są raczej otwarte na zmiany.
Tworzenie jednolitego szymelu "religia=ciemnogród" sprowadza na manowce. Przykłady daje w podsumowaniu książki Adam Ostolski, członek Zielonych. W Walce z Kościołem sukces odniosła katoliczka, Alicja Tysiąc - walczyła z narzuconym przez polityków pod jego naciskiem prawem, ograniczającym możliwość przerywania ciąży. Chociaż nawet przy obecnych przepisach, będąc zagrożoną pogorszeniem stanu zdrowia, miała do zabiegu prawo, odmówiono jej. Nie walczyła z wiarą, co najwyżej z jej instrumentalizacją. Z wiarą nie walczyli także ludzie, protestujący przeciwko zawłaszczaniu przestrzeni publicznej, takiej jak Park Oliwski czy stołeczna Kopa Cwila. Mimo olbrzymich nakładów w czasach świetności, prasa antyklerykalna, rozpatrująca nieprawidłowości w relacjach Państwo-Kościół w formie skandalu, nie przeorała świadomości. Także mająca nastąpić po wejściu do Unii Europejskiej modernizacja obyczajowa nie przyniosła laicyzacji struktur publicznych. Jak pokazuje Ostolski, jeśli ruch na rzecz świeckiego państwa ma odnieść sukces, musi te zróżnicowane grupy połączyć, zamiast trwać w elitarnym przekonaniu, że wszystkiemu winien jest "ciemny lud", który swoją drogą - jak wynika z badań socjologicznych - wcale taki znowu konserwatywny nie jest.
Rzecz jasna nie są to jedyne znakomite fragmenty tego bardzo dobrego zbioru tekstów. Dzięki Barbarze Stanosz możemy dla przykładu poznać historię polskiego ruchu wolnomyślicielskiego, Agnieszka Graff zaś pokazuje dylematy ruchu feministycznego, który jej zdaniem, w polskim kontekście, powinien pokazywać swe zakorzenienie w historii i społeczeństwie. Znakomitą diagnozę sytuacji prezentuje Anna Zawadzka, pokazująca, jak stygmatyzowanie i tworzenie w wyniku transformacji ekonomicznej "ludzi zbędnych" doprowadziło do umocnienia się roli Kościoła w Polsce. Jedyną wspólnotą, w której mogli oni znaleźć oparcie, było Radio Maryja, a dzisiejsze naśmiewanie się z nich jako "moherowych beretów"przez zwycięzców owej transformacji zakrywa fakt, że wielu z nich w pierwszych po upadku komunizmu latach swoją uległą postawą doprowadziło (poprzez wprowadzenie religii do szkół, ograniczenie dostępu do aborcji, brak porządnego systemu opieki społecznej i usług publicznych etc.) do ich powstania. Dziś widzimy, że rządy PiS z lat 2005-2007 nie nauczyły elit niczego i że znów jedyną odpowiedzią na potrzebę wspólnoty staje się "straszenie Kaczyńskim". Daleko tak nie zajedziemy...
Skąd zatem mój optymizm? Wreszcie zobaczyłem potencjał łączenia, a nie dzielenia, środowisk do tej pory pozostających we wzajemnym dystansie. Różnorodne spojrzenia, szczególnie te, zaprezentowane w sekcji "Alternatywy" pokazały, że spójny przekaz i jednolita narracja potrzebne są jak nigdy. Nie musi ona obejmować całego spektrum poglądów - wymaganie od katolickich publicystek, by bezkrytycznie podchodziły do aborcji, albo do protestantek, by spokojnie przyjmowały kwestionowanie ich dogmatów, w tym wypadku po prostu nie działało. Są jednak sprawy, które łączą, wychodząc poza spektrum oczywistości - to kwestie nierówności ekonomicznej, przemocy domowej czy nawet samej zmiany zasad prowadzenia debaty publicznej i uwolnienia jej od dominacji Kościoła katolickiego. Przyznam, że sam byłem sceptyczny przed lekturą np. do wizji katolickiego feminizmu, ale po tekście Joanny Tomaszewskiej-Kołyszko wiem już, że sojuszniczek może nie zabraknąć. Obok "nowego feminizmu", promowanego przez Jana Pawła II i faktycznie mało rewolucyjnego, chcącego potrzymać tradycyjne przekonania o rolach płciowych, istnieje także oscylujący nierzadko na granicach herezji feminizm katolicki, posługujący się w badaniach teorią płci społecznej i dość mocno kwestionujący np. nauczanie hierarchii co do antykoncepcji czy też stosunku do homoseksualizmu.
Jak widać, istnieje spora grupa ludzi, dla których wiara nie stanowi przeszkody w rozumowym myśleniu, i która z pozycji religijnych potrafi mocno krytykować patriarchalne stosunki wewnątrz kościołów, w których się znajduje. Dość słabe przyswojenie nauczania posoborowego przez polską hierarchię odgrywa tu także sporą, negatywną rolę, o czym pisze Agnieszka Kościańska. Jastrzębi jej stosunek do wszelkich "nowinek" ogranicza także pole manewru innych kościołów i wspólnot wyznaniowych w naszym kraju. Powołanie na urząd pierwszej pastorki w kościele ewangelicko-reformowanym groziło ochłodzeniem relacji ekumenicznych z katolikami, kościół ewangelicko-augsburski po raz kolejny rozpoczyna dyskusję na ten temat, będąc jednym z 2 kościołów tej nominacji w Europie, który jeszcze nie ordynuje kobiet. Także tutaj widoczny jest realny podział wspólnoty wyznaniowej na część progresywną i konserwatywną - zmiany utrudnia silna, zachowawcza wspólnota Śląska Cieszyńskiego, grupująca połowę polskich luteran, natomiast tzw. "diaspora", czyli zbory w reszcie kraju, są raczej otwarte na zmiany.
Tworzenie jednolitego szymelu "religia=ciemnogród" sprowadza na manowce. Przykłady daje w podsumowaniu książki Adam Ostolski, członek Zielonych. W Walce z Kościołem sukces odniosła katoliczka, Alicja Tysiąc - walczyła z narzuconym przez polityków pod jego naciskiem prawem, ograniczającym możliwość przerywania ciąży. Chociaż nawet przy obecnych przepisach, będąc zagrożoną pogorszeniem stanu zdrowia, miała do zabiegu prawo, odmówiono jej. Nie walczyła z wiarą, co najwyżej z jej instrumentalizacją. Z wiarą nie walczyli także ludzie, protestujący przeciwko zawłaszczaniu przestrzeni publicznej, takiej jak Park Oliwski czy stołeczna Kopa Cwila. Mimo olbrzymich nakładów w czasach świetności, prasa antyklerykalna, rozpatrująca nieprawidłowości w relacjach Państwo-Kościół w formie skandalu, nie przeorała świadomości. Także mająca nastąpić po wejściu do Unii Europejskiej modernizacja obyczajowa nie przyniosła laicyzacji struktur publicznych. Jak pokazuje Ostolski, jeśli ruch na rzecz świeckiego państwa ma odnieść sukces, musi te zróżnicowane grupy połączyć, zamiast trwać w elitarnym przekonaniu, że wszystkiemu winien jest "ciemny lud", który swoją drogą - jak wynika z badań socjologicznych - wcale taki znowu konserwatywny nie jest.
Rzecz jasna nie są to jedyne znakomite fragmenty tego bardzo dobrego zbioru tekstów. Dzięki Barbarze Stanosz możemy dla przykładu poznać historię polskiego ruchu wolnomyślicielskiego, Agnieszka Graff zaś pokazuje dylematy ruchu feministycznego, który jej zdaniem, w polskim kontekście, powinien pokazywać swe zakorzenienie w historii i społeczeństwie. Znakomitą diagnozę sytuacji prezentuje Anna Zawadzka, pokazująca, jak stygmatyzowanie i tworzenie w wyniku transformacji ekonomicznej "ludzi zbędnych" doprowadziło do umocnienia się roli Kościoła w Polsce. Jedyną wspólnotą, w której mogli oni znaleźć oparcie, było Radio Maryja, a dzisiejsze naśmiewanie się z nich jako "moherowych beretów"przez zwycięzców owej transformacji zakrywa fakt, że wielu z nich w pierwszych po upadku komunizmu latach swoją uległą postawą doprowadziło (poprzez wprowadzenie religii do szkół, ograniczenie dostępu do aborcji, brak porządnego systemu opieki społecznej i usług publicznych etc.) do ich powstania. Dziś widzimy, że rządy PiS z lat 2005-2007 nie nauczyły elit niczego i że znów jedyną odpowiedzią na potrzebę wspólnoty staje się "straszenie Kaczyńskim". Daleko tak nie zajedziemy...
6 komentarzy:
czy uważasz że "tradycyjne feministki" w odróżnieniu od "katolickich publicystek" podchodzą bezkrytycznie do aborcji?
chyba troszkę się zagalopowałeś
Nie, nic takiego nie napisałem, z tego co mi wiadomo priorytet to przede wszystkim rzetelna edukacja seksualna, dostępność środków antykoncepcyjnych i równość płci, co sprzyja bardziej planowemu tworzeniu rodziny i zmniejsza ryzyko potrzeby samej aborcji.
zgadzam sie prawie całkowicie, jednak stwierdzenie "Nie musi ona obejmować całego spektrum poglądów - wymaganie od katolickich publicystek, by bezkrytycznie podchodziły do aborcji..." uważam jednak za zbyt durzy skrót myślowy
Fakt, skrót myślowy jest za duży (pewnie z pośpiechu) i przez to może być mylnie odbierany. Ja np., nie będąc katolicką publicystką ani w ogóle osobą wierzącą, odruchowo wzdragam się na myśl o aborcji. Tyle że jasno widać, iż prawny zakaz jest po prostu nieskutecznym narzędziem polityki antyaborcyjnej. Nie mogę pojąć, dlaczego dlaczego katoliccy publicyści (i publicystki) całkowicie pomijają ten pragmatyczny aspekt. Prawo fasadowe? Ale prawo, mówią. Dyskryminujące dla biednych? Ale prawo.
No, ale to - w kontekście tego tekstu - sprawa drugorzędna. Ważniejszy jest wskazany przez autora potencjał łączenia.
Chcę tylko szybko doradzić każdemu, kto ma trudności w swoim związku, aby skontaktować się z doktorem Agbazarą, ponieważ jest jedynym, który jest w stanie przywrócić zerwany związek lub zerwane małżeństwo w ciągu 48 godzin . Możesz skontaktować się z dr Agbazarą, kontaktując się z nim na jego telefonie komórkowym za pośrednictwem WhatsApp pod numerem ( +2348104102662) lub pisząc do niego za pośrednictwem poczty elektronicznej na ( agbazara@gmail.com)
Chcę tylko szybko doradzić każdemu, kto ma trudności w swoim związku, aby skontaktować się z doktorem Agbazarą, ponieważ jest jedynym, który jest w stanie przywrócić zerwany związek lub zerwane małżeństwo w ciągu 48 godzin . Możesz skontaktować się z dr Agbazarą, kontaktując się z nim na jego telefonie komórkowym za pośrednictwem WhatsApp pod numerem ( +2348104102662) lub pisząc do niego za pośrednictwem poczty elektronicznej na ( agbazara@gmail.com)
Prześlij komentarz