Muszę się przyznać, że momentami desperacko wręcz szukam tematów, które w naszym kraju zdają się choć trochę przypominać te, toczone nieco bardziej na zachód od naszego kraju. Nie jest łatwo - jako żywo chociażby dopalacze nie są takim tematem, jak walczący o prawo do edukacji studenci i studentki w Anglii, którym konserwatywno-liberalny rząd podwyższa czesne. Liberalni Demokraci, którzy podczas kampanii wyborczej obiecali nie tylko, że będą sprzeciwiać się tego typu rozwiązaniom, lecz że będą dążyć do ich stopniowego wygaszania, notują rekordowo niskie wskaźniki społecznego poparcia i wiele wskazuje na to, że w kolejnych wyborach dostaną od elektoratu niezłego łupnia. Pewnym testem mogą być chociażby przyszłoroczne wybory do parlamentu w Szkocji, gdzie pojawiają się już sondaże, wskazujące że w głosowaniu na listy partyjne mogą liczyć raptem na 8% poparcia - jedynie o 2 punkty procentowe więcej niż tamtejsi Zieloni.
Ze Szkocji chcę przeskoczyć na Górny Śląsk, chociaż ów celtycki rejon będzie jeszcze pojawiał się w tym wpisie. W ostatnim czasie bardzo duże emocje zaczął budzić Ruch Autonomii Śląska, który w tegorocznych wyborach do sejmiku województwa śląskiego zdobył swoje pierwsze w historii 3 mandaty na tym szczeblu administracyjnym. Wolta Platformy Obywatelskiej, która postanowiła ograniczyć zakres wpływu na władzę w regionach swojego ogólnopolskiego konkurenta - SLD - i wejść w alians z RAŚ spowodowała jeszcze większe zainteresowanie mediów tym stowarzyszeniem, jego celami i liderem - Jerzym Gorzelikiem. Po początkowych trudnościach wszedł on ostatecznie do zarządu województwa, czemu nie przeszkodziły sceptyczne wypowiedzi Bronisława Komorowskiego czy Jerzego Buzka. W ten sposób łatwiej będzie mu realizować swoje marzenia o zmianie Polski w państwo federalne, które mają wedle planów tej formacji stać się rzeczywistością do roku 2020. Pierwszy etap - mandaty w sejmiku wojewódzkim, mają już za sobą.
W dyskusji na temat RAŚ, moim zdaniem, za zagrożenia uważa się te elementy, które zagrożeniami nie są, pomija się zaś te, które mogą realnie wpłynąć na pogorszenie jakości mieszkanek i mieszkańców Śląska. Nie mam poczucia, by wizja autonomicznego regionu (a właściwie zwiększenia autonomii wszystkich województw) miała prowadzić w prostej drodze do rozpadu kraju. Strasząc taką wizją, pozostałe siły polityczne usiłują zamaskować fakt, że w wielu wypadkach żadnej realnej wizji decentralizacji państwa i podziału obowiązków między centralą a samorządem nie posiadają. Jej brak widać było przez lata transformacji, kiedy na barki lokalnych władz przerzucano coraz to więcej obowiązków, za czym nie szło zapewnienie odpowiedniego poziomu zasobów finansowych na ich realizację. Prowadziło to w wielu wypadkach do zmniejszania się poczucia autonomii i sprawczości, szczególnie widoczne tam, gdzie trudno było chociażby o zapewnienie sobie odpowiednio dużych dochodów z podatków lokalnych. Przykład śląski jest tu zresztą bardzo wymowny - dezindustrializacja, połączona z niedostateczną dbałością o społeczną rewitalizację i tworzenie alternatywnych wobec górnictwa miejsc pracy była przyczyną wielu niepokojów w regionie. Nic zatem dziwnego, że hasła decentralizacyjne znajdują tam podatny grunt.
Dystans wobec władz centralnych łatwo przeradza się w pielęgnowanie więzi lokalnych czy regionalnych. Nic zatem dziwnego, że doszło do swego rodzaju przebudzenia śląskiej tożsamości, czego najbardziej widocznym przykładem było zadeklarowanie przez ponad 170 tysięcy osób narodowości śląskiej w spisie powszechnym. Coraz wyraźniej słychać głosu domagające się uznania odrębności języka śląskiego, znajdującego sobie coraz więcej miejsca chociażby w lokalnych mediach. To tożsamościowe przebudzenie, przez wielu traktowane jako zagrożenie, jest tak naprawdę spóźnionym procesem wytwarzania się mniej lub bardziej wyraźnej odrębności. Czynienie z faktu poszukiwania tożsamości zarzutu staje się hipokryzją - Polki i Polacy, którzy przez wiele lat doświadczali opresji polegającej na odmawianiu im odrębności kulturowej powinni być szczególnie wyczuleni na unikanie tego typu kulturowego imperializmu.
Podnoszone w tej dyskusji argumenty za jednoznaczną przynależnością Ślązaczek i Ślązaków do "polskiej macierzy" niespecjalnie mnie przekonują. Śląsk, przez wieki pozostający poza Polską, miał swój okres książąt piastowskich i niemieckiej kolonizacji, władztwa Czech, Austrii, Prus i Niemiec, który z pewnością wykształcił poczucie odrębności tego rejonu wśród części zamieszkującej go ludności. Warto przypomnieć, że o ile przez dziesięciolecia Niemcy traktowali rdzenną ludność jako Polaków, to chociażby w Polsce Ludowej sporą jej część zmuszono do emigracji, uznając za... Niemców. Lekceważenie tej skomplikowanej historii w analizowaniu sytuacji na Śląsku przypominać może chociażby ignorancję sporej części zachodniej sfery opiniotwórczej wobec środkowoeuropejskiej specyfiki - aż dziw bierze, że tak łatwo przychodzi nam internalizowanie takiego podejścia.
W jednym z wywiadów prasowych Gorzelik zauważył ciekawą rzecz - tradycje śląskie zostały zepchnięte, tak jak wielkopolskie, poza obręb głównego nurtu polskiej tożsamości, a pozytywistyczne wartości kultywowane w tych rejonach przykryte przez tradycję sarmacko-romantyczną. Mało o tym w Polsce się mówi - podobnie jak mało mówi się o zjawisku, opisanym przez Jarosława Hrycaka, który w wywiadzie-rzece zwrócił uwagę na to, jak wielką rolę w budowaniu nowoczesnej, ukraińskiej tożsamości odegrali... polscy szlachcice. Z jakichś względów nie odpowiadała im najwyraźniej polska, cierpiętnicza narracja, uznając, że bardziej odnajdują się w innym projekcie tożsamościowym. Łatwo histerycznie zawołać "zdrada" na tego typu przypadki, dużo trudniej - zanalizować ich przyczyny i wyciągnąć wnioski na dziś. Ponieważ krzyczeć "zdrada" na konstruowanie tożsamości nie zamierzam, zatem z tego punktu widzenia uznanie istnienia narodu śląskiego, czy idąca za tym obecność 5-10 posłów takowej mniejszości w Sejmie nie jest dla mnie wizją niepokojącą.
Nie oznacza to, że nie mam z RAŚ problemów. Mam, i to spore. Jak na razie bowiem niewiele wskazuje na to, by mógł on wprowadzić do debaty politycznej nowe, świeże spojrzenie. Kiedy już zejdziemy z poziomu promowania regionalnych kolorów na Stadionie Śląskim, wprowadzenia edukacji regionalnej czy decentralizacji okazuje się, że innych postulatów jest jak na lekarstwo. Wyszukałem tegoroczny program wyborczy stowarzyszenia i cóż - na kolana nie powalił. Na wiele pytań zwyczajnie nie odpowiada, poza sprawną absorpcją funduszy europejskich i rozwojem infrastruktury za wiele w nim nie ma, a to co jest nie wykracza pod względem zakresu kompetencji już istniejącym instytucjom regionalnym. Po cóż zatem federalizacja kraju? Jeśli założyć, że pod jurysdykcją ewentualnego Sejmu Śląskiego miałby być szeroki zakres dziedzin życia, może poza dyplomacją, walutą i obronnością, to czemu brak wizji politycznej regionu po tego typu zmianach ustrojowych? Jaki jest pomysł RAŚ na regionalną opiekę zdrowotną? Jaka jest wizja zagwarantowania bezpieczeństwa na ulicach? Tego typu pytania można mnożyć, gorzej ze znalezieniem na nie odpowiedzi.
Środkowoeuropejski separatyzm nie jest niestety tym samym, co w Europie Zachodniej. Choć także i tam znajdują się partie prawicowe w obrębie tego nurtu, to olbrzymią rolę odgrywają w nim progresywne przekonania polityczne. Szkocka Partia Narodowa i Plaid Cymru w Walii to formacje socjaldemokratyczne, analogiczne formacje we Francji czy Hiszpanii potrafią być jeszcze bardziej na lewo. Łączą one dążenie do autonomii czy niepodległości politycznej ze społeczną emancypacją - tworzeniem bardziej egalitarnego społeczeństwa, co ma być łatwiejsze w wypadku mniejszych bytów państwowych bądź regionalnych. Model niezależności, dominujący chociażby w sprzymierzonym z Zielonymi w Parlamencie Europejskim Wolnym Sojuszu Europejskim kładzie nacisk na wszelkie jej wymiary - w tym brak opresji ze względu na płeć czy status finansowy.
W wypadku RAŚ takiej perspektywy zwyczajnie brakuje - na wyższych szczeblach organizacji jest ona ignorowana, na niższych potrafi być agresywnie zwalczana. Członkowie stowarzyszenia potrafią grać kartą homofobiczną czy pojawiać chociażby w konserwatywnych kontrmanifestacjach przy okazji procesu, wytoczonego "Gościowi Niedzielnemu" przez Alicję Tysiąc. Trudno coś powiedzieć na temat poglądów ekonomicznych Ruchu - tu znowuż, w dołach partyjnych zdaje się dominować podejście neoliberalne, zaś w samych wypowiedziach Gorzelika da się znaleźć fragmenty, sugerujące co najmniej akceptację dla tego typu postawy. Kiedy mówi on o autonomii politycznej, uzasadnia on ją stwierdzeniem, że państwa powinno być jak najmniej, nie zaś na przykład tym, że na przykład pieniądze pozostawione w regionach będą służyły poprawie jakości usług publicznych. Daleko takiemu podejściu do deklaracji zachodnioeuropejskich formacji "narodów bez państw", prezentujących całościowe projekty polityczne, umożliwiające ludziom samodzielne przekonanie się na temat tego, czy zaprezentowane w nich postulaty faktycznie będą zwiększać ich autonomię. Osoba o śląskiej tożsamości nie musi być w pierwszym rzędzie zainteresowana edukacją regionalną, jeśli pozostaje bez pracy albo nie może posłać swojego dziecka do żłobka.
W tym kontekście koalicja PO-PSL-RAŚ wydaje się dużo bardziej oczywista niż rzekomo bardziej oczywista PO-PSL-SLD. Koalicyjnym partnerom blisko ideologicznie do siebie, a wpisanie do umowy koalicyjnej takich zapisów, jak chociażby rzeczone edukacja regionalna czy ponowne przemyślenie koloru ławek na Stadionie Śląskim było doprawdy niewielką ceną, jaką zapłaciła Platforma za odsunięcie od współrządzenia lewicy. Brak holistycznej wizji politycznej ze strony RAŚ jest formacji Gorzelika na rękę - zawsze będzie mógł się chwalić tym, że część postulatów programowych jest przez sejmik realizowana, jednocześnie mogąc bez problemu mówić, że nie ma wpływu na utrzymanie status quo względem relacji Katowice-Warszawa. Jednocześnie - jeśli chodzi o "autonomię dnia codziennego" Ślązaczek i Ślązaków, niezależnie od autodefinicji narodowościowej, może ona w wyniku takiego aliansu erodować (więcej w nim bowiem chociażby dbałości o drogi niż o politykę społeczną wysokiej jakości) zamiast ulegać zwiększeniu. Nie mam wątpliwości, że nasza sejmikowa radna - Małgorzata Tkacz-Janik - będzie pod kątem zapewniania ludziom realnej, a nie wyobrażonej autonomii patrzeć stowarzyszeniu Gorzelika na ręce.
9 komentarzy:
Kompletnie nie pojmuję zarzutu, że program wyborczy RAŚ nie wykraczał poza obecne kompetencje instytucji wojewódzkiego samorządu. A jakże by mógł wykraczać? Ja rozumiem, że jesteśmy przyzwyczajeni do festiwalu politycznych obietnic bez pokrycia, najwyraźniej RAŚ jest wobec swoich wyborców po prostu uczciwy. Łączenie tego z brakiem potrzeby regionalizacji (nie federalizacji! państwo regionalne typu Hiszpania czy Włochy są państwami regionalnymi i to jest cel RAŚ) jest nietrafione.
A co do radnej Tkacz Janik, to póki co wyróżniła się ona na pierwszej sesji sejmiku wrogością wobec RAŚ.
Poza tym muszę dodać, że RAŚ jest organizacją osiągnięcia celu, nie władzy. Wśród członków z tego co mi wiadomo istnieje zgodność, że RAŚ ulegnie rozwiązaniu po osiągnięciu autonomii. Tak jak opozycja w PRL w większości walczyła o demokrację a nie określony kształt ustaw uchwalanych w III RP, tak RAŚ walczy o autonomię. RAŚ nie jest od organizowania wszystkim życia wg swoich wizji, pozostawia tę kwestię politykom funkcjonującym już w ramach autonomicznych instytucji.
Trochę mnie to dziwi - tak jak napisałem w tekście oczekiwanie po formacji regionalistycznej holistycznej wizji regionu pod jej rządami nie jest oczekiwaniem z innej planety, ale europejską normą. Ani SNP, ani Plaid Cymru, przywołane w tekście, ani jakiekolwiek inne, znaczące formacje tego typu w innych krajach nie myślą o rozwiązaniu się zaraz po osiągnięciu celu, ale o dalszej pracy na rzecz regionu, czy to po osiągnięciu autonomii, czy niepodległości. Wizja programu dla województwa po osiągnięciu autnomii nie jest niczym nadzwyczajnym, naprawdę nie jest trudnością napisanie programu składającego się z dwóch części - programu "na teraz" i "na autonomię". Wizja likwidacji RAŚ po osiągnięciu celu w sytuacji, kiedy żadna inna partia głównego nurtu nie jest entuzjastycznie nastawiona do postulatów ruchu brzmi dla mnie nieco dziwnie - kto będzie bronił zdobytej autonomii, jeśli zabraknie organizacji artykułującej tego typu interesy?
Ależ RAŚ jasno stwierdza, że przed wprowadzeniem autonomii musi mieć miejsce referendum, w którym regionalna wspólnota wyrazi zgodę na nowy kształt ustroju samorządowego. W takim razie demontaż autonomii nie grozi, bo będzie miała silną legitymację społeczną. RAŚ w jakiejś perspektywie przestanie istnieć, ale nie znikną ludzie go tworzący, nadal będą działać w ramach formacji politycznych jak np. górnośląska chadecja czy socjaldemokracja, bo jak wiadomo, środowisko autonomistów skupia ludzi o szerokim spektrum światopoglądowym.
A co do holistycznego programu obecnych partii to widać jak praktyka jest daleka od deklaracji. Bo na co głosują dzisiejsi wyborcy PO? Na podnoszenie VAT? Na wzrost etatyzmu państwa (vide rozrost administracji państwowej)? W poprzednich wyborach Tusk trąbił wszem i wobec o decentralizacji, tymczasem PO miała zapędy do wzrostu kompetencji wojewodów. Więc nie wydaje mi się, aby w obecnych warunkach można było RAŚ czynić zarzuty tego typu. Wystarczy, że mają sprecyzowane poglądy co do spraw kultury czy edukacji, które to wydziały objęli w urzędzie marszałkowskim. Pewnie za 4 lata będą mieli bardziej rozbudowany program.
Ale ja nie napisałem niczego w tym tekście sugerującego, że RAŚ chce uzyskać autonomię niekonstytucyjnymi czy bezprawnymi metodami - wręcz przeciwnie, bronię prawa tej formacji do podnoszenia ważnych dla niej kwestii. Co do programów partyjnych - zdaję sobie sprawę z tego, że często partie jedno obiecują, a inne robią, jednak to właśnie dlatego - dla prawa elektoratu do oceniania tych wolt - takie programy są potrzebne i w taki sposób działają na Zachodzie. Wspomniany na początku przykład podwyżki czesnego w Anglii dobrze to ilustruje. Liberalni Demokraci złamali swoją wyborczą obietnicę i teraz, zamiast 20-23%, mają w sondażach 8-12%. Tak to działa i działać moim zdaniem powinno. I żeby nie było - cieszę się, że RAŚ ma we wspomnianych przez Ciebie kwestiach sprecyzowane zdanie, które - jak widać po umowie koalicyjnej - udało mu się przeforsować.
Skoro zaś w samym RAŚ rozrzut ideowy na kwestie inne niż autonomia jest tak spory, to może zredukuje nieco postulat - dobrze byłoby wiedzieć, kto z osób tworzących Ruch tworzyłby potem śląską socjaldemokrację, chadecję i inne frakcje - także po to, by osoby oddające na nie głos wiedziały, na jaki "pakiet ideowy" poza autonomią właściwie głosują, żeby nie miały później poczucia, że różni się on od ich wyobrażeń. Myślę, że nie jest to bardzo duże wymaganie - wystarczy parę zdań na stronach wyborczych pod poszczególnymi osobami kandydującymi.
Ja uważam, że rozrzut polityczny nastąpi trochę później. Przykładowo, w Walii istnieje Welsh Conservatice Party czy Welsh Labour Paty. W Polsce nie ma jeszcze rozróżnienia na dajmy na to: Śląską Platformę Obywatelską lub Śląski Sojusz Socjaldemokratyczny. Jeżeli poparcie na Śląsku, dla idei autonomii będzie dalej wzrastać - na pewno powstaną odłamy/nowe partie, w których programach oprócz dążenia do autonomii regionu znajdą się także postulaty polityczne i ekonomiczne. Jak w takim przypadku zachowa się RAŚ - ciężko mi przypuszczać. Rozwiązanie się organizacji po osiągnięciu autonomii, wydaje mi się jednak bezcelowe.
Ale przecież w ewentualnej autonomii dalej mogą funkcjonować wszystkie partie, które mamy obecnie na scenie politycznej i które zrzeszają osoby ZE ŚLĄSKA o konkretnych poglądach.
Myślenie, że po osiągnięciu autonomii zacznie się tworzyć w niej zupełnie nowy system polityczny, nie pokrywający się z ogólnopolskim nazwałbym naiwnym.
Osobiście wolałbym, żeby po osiągnięciu głównego celu Ruch się rozwiązał, a ci którzy będą chcieli realizować konkretną politykę, będą to robić w ramach innych podmiotów. Oczywiście również w ramach nowopowstałych, takich z akcentem na przymitonik "śląski(a)";]
Dużo tekstu, mało treści. Stawiając komuś zarzuty, trzeba podać przykłady, a tutaj zdecydowanie ich brakuje.
Poza tym trzeba oddzielić RAŚ z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku od RAŚu XXI wieku. Wtedy działali tam ludzie starsi i część z nich rzeczywiście stanowili separatyści. RAŚ w obecnym wydaniu to stowarzyszenie młodych, energicznych, wykształconych, zasłużonych dla Górnego Śląska, twórczych ludzi, którzy są w większości demokratami i żaden z nich nie jest separatystą (osoby, które dostały się do sejmiku, czyli Jerzy Gorzelik, Henryk Mercik i Janusz Wita to "starszyzna" wśród czynnych działaczy RAŚ).
Mój główny zarzut dotyczy nie separatyzmu czy dążeń do autonomii (separatyzm w moim tekście funkcjonuje przede wszystkim w znaczeniu oddzielaniu tożsamości śląskiej od polskiej) czy poziomu wykształcenia, ale za brak holistycznej wizji Śląska marzeń - tylko tyle i aż tyle. Masa ludzi wyczytuje tu więcej krytycyzmu niż w tym tekście właściwie jest...
Prześlij komentarz