Cudownie jest spędzić chociaż krótką chwilę dnia z dala od książek związanych z prawem. Tak tez myśląc, wybrałem się do REDakcji Krytyki Politycznej, by posłuchać dyskusji związanej z nową książką urbanisty Krzysztofa Nawratka "Miasto jako idea polityczna". W panelu, oprócz samego przybyłego z Dublina autora udział wziął Zielony 2004, Adam Ostolski, a także profesor Bohdan Jałowiecki, Michał Kozłowski - redaktor naczelny "Bez Dogmatu", całe spotkanie prowadził zaś Kuba Szreder. Ludzi było całkiem sporo, co bardzo mnie cieszy - nie spodziewałem się bowiem, że temat rozwoju miasta, traktowany przez władze z lekceważeniem, zgromadzi tyle zainteresowanych. Samych Zielonych było multum, nic w tym dziwnego zresztą - sami wydaliśmy niedawno "Zielone miasto nowej generacji", których kilkanaście egzemplarzy zostawiliśmy w REDakcji, a jeden z nich trafił do samego bohatera wieczoru.
Dyskusja była niezmiernie interesująca, trwając ponad 2 godziny. Adamowi Ostolskiemu bardzo podobało się w niej to, że jest zaczynem nowej myśli, skupionej nie na defensywnej obronie dawnych zdobyczy (takich jak np. państwo dobrobytu), ale ucieka w przód, proponując oparcie istnienia miasta na realnej polityce, budżecie partycypacyjnym i lokalnych referendach dotyczących planów zagospodarowania przestrzennego. Ważna jest też rola symboliczna, w którym aktualnie znajduje się miejsce dla pomnika Romana Dmowskiego, nie ma go zaś na wykluczonych niezależnie od powodu.
Interesujące przykłady dał sam Krzysztof Nawratek - w Belfaście istnieje pewna położona blisko centrum miasta enklawa protestancka, w której niegdyś mieszkało 18 tysięcy ludzi, teraz zaś jest ich 300. Ich pomysł na rewitalizację terenu, na którym zamieszkują, a którym interesują się deweloperzy jest tyleż prosty, co antyrozwojowy i nieludzki - zgromadzić tam wszystkich twardogłowych protestantów z okolicy tak, by nie było tam żadnych katolików. Uprzedzenia sprawiają, że to piękne miasto, pomimo perspektyw rozwoju, odgradza się od siebie tym bardziej, im dalej w czasie od wojny domowej.
Sporo uwagi zwróciła kwestia przestrzeni publicznej. Autor dość przewrotnie opowiada o przestrzeni publicznej - dziś (niestety) coraz mniej znaczącej. Nie chodzi w niej o to, do kogo ona realnie należy - do miasta, państwa czy też jest prywatna - ważne, by chcieli do niej lgnąć ludzie. Na razie taką rolę spełniają głównie (znowuż niestety) centra handlowe, co każe przemyśleć sposób organizowania przestrzeni miejskiej. Adam Ostolski opowiadał o tym, jak to miejskie trawniki w Warszawie są ogrodzone, żeby broń Boże nikt z nich nie korzystał np. na pikniki, natomiast Kuba Szreder z kolei dał przykład Janka Sowy z ha!artu, który gdy próbował przesunąć o 4 cm ławkę w centrum handlowym spotkał się z błyskawiczną reakcją ochroniarzy.
Dyskusję rozpalił fragment książki o tym, że w chrześcijaństwie istnieją rewolucyjne pierwiastki, które są w stanie pociągnąć ludzi w kierunku indywidualizmu - przykładem niech będą katolickie sakramenty małżeństwa i pokuty. Teza dość odważna, jednak do obronienia w kategorii globalnej, wydartej z lokalnego, polskiego kontekstu. Przy okazji książki warto też będzie wspomnieć (co wkrótce uczynię) na temat wykluczenia i sposobu walki z nim - także poprzez przestrzeń miejską i o tym, jak autor widzi "miasto dla ludzi".
Dyskusja była niezmiernie interesująca, trwając ponad 2 godziny. Adamowi Ostolskiemu bardzo podobało się w niej to, że jest zaczynem nowej myśli, skupionej nie na defensywnej obronie dawnych zdobyczy (takich jak np. państwo dobrobytu), ale ucieka w przód, proponując oparcie istnienia miasta na realnej polityce, budżecie partycypacyjnym i lokalnych referendach dotyczących planów zagospodarowania przestrzennego. Ważna jest też rola symboliczna, w którym aktualnie znajduje się miejsce dla pomnika Romana Dmowskiego, nie ma go zaś na wykluczonych niezależnie od powodu.
Interesujące przykłady dał sam Krzysztof Nawratek - w Belfaście istnieje pewna położona blisko centrum miasta enklawa protestancka, w której niegdyś mieszkało 18 tysięcy ludzi, teraz zaś jest ich 300. Ich pomysł na rewitalizację terenu, na którym zamieszkują, a którym interesują się deweloperzy jest tyleż prosty, co antyrozwojowy i nieludzki - zgromadzić tam wszystkich twardogłowych protestantów z okolicy tak, by nie było tam żadnych katolików. Uprzedzenia sprawiają, że to piękne miasto, pomimo perspektyw rozwoju, odgradza się od siebie tym bardziej, im dalej w czasie od wojny domowej.
Sporo uwagi zwróciła kwestia przestrzeni publicznej. Autor dość przewrotnie opowiada o przestrzeni publicznej - dziś (niestety) coraz mniej znaczącej. Nie chodzi w niej o to, do kogo ona realnie należy - do miasta, państwa czy też jest prywatna - ważne, by chcieli do niej lgnąć ludzie. Na razie taką rolę spełniają głównie (znowuż niestety) centra handlowe, co każe przemyśleć sposób organizowania przestrzeni miejskiej. Adam Ostolski opowiadał o tym, jak to miejskie trawniki w Warszawie są ogrodzone, żeby broń Boże nikt z nich nie korzystał np. na pikniki, natomiast Kuba Szreder z kolei dał przykład Janka Sowy z ha!artu, który gdy próbował przesunąć o 4 cm ławkę w centrum handlowym spotkał się z błyskawiczną reakcją ochroniarzy.
Dyskusję rozpalił fragment książki o tym, że w chrześcijaństwie istnieją rewolucyjne pierwiastki, które są w stanie pociągnąć ludzi w kierunku indywidualizmu - przykładem niech będą katolickie sakramenty małżeństwa i pokuty. Teza dość odważna, jednak do obronienia w kategorii globalnej, wydartej z lokalnego, polskiego kontekstu. Przy okazji książki warto też będzie wspomnieć (co wkrótce uczynię) na temat wykluczenia i sposobu walki z nim - także poprzez przestrzeń miejską i o tym, jak autor widzi "miasto dla ludzi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz