Niezwykle interesujące okazały się wyniki wyborów w Austrii. W tę niedziele wprawdzie oczy większości mediów skierowane były na Białoruś, ale bardzo wiele działo się też w niemieckojęzycznej części Europy. Wielka porażka partii, tworzących jeszcze do niedawna "wielką koalicję" i spektakularne zwycięstwo skrajnej prawicy, reprezentowanej przez dwie, niewiele różniące się od siebie partie nacjonalistyczne - tak można określić wyniki głosowania powszechnego w tym kraju. Zarówno zwycięscy socjaldemokraci, jak i pokonani chadecy osiągnęli poparcie poniżej 30%, dużo niższe, niż dwa lata temu. Szczegóły widać w wikipedycznej tabelce obok. Skrajny wzrost poparcia dla prawicowego populizmu szokuje i pokazuje, że tak Partia Wolności, jak i Sojusz dla Przyszłości Austrii utuczyły się nie tylko na głosach tradycyjnie prawicowego elektoratu. Co ciekawe, zawiodła też frekwencja - z 78,5% spadła do 71,5%.
Wiadomo, że w porównaniu do Polski jest ona szalenie wysoka. Co ciekawe, Austria jako pierwszy kraj w Europie zezwoliła na głosowanie już osobom, mającym 16 lat. Wydawać by się mogło, że takie działanie wpłynie bardzo pozytywnie na notowania Zielonych. Z początku tak było, a sondaże wskazywały możliwość uzyskania nawet 15% poparcia. Później jednak w siłę zaczęły rosnąć ugrupowania skrajnej prawicy, najpierw ograniczając znaczenie "czarnego konia" tych wyborów, czyli chadeckiego Forum Obywatelskiego Austrii, a następnie korzystając ze słabnięcia chadeków. Głosów Zielonym nie odebrali socjaldemokraci, sztuka ta w pewnym stopniu udała się jednak Forum Liberalnemu Austrii. Co ciekawe, partia ta w swoich poglądach sytuuje się bardziej na lewo od socjaldemokratów, co ułatwiło nieco przepływ wyborców (Zieloni są tam najbardziej progresywną partią w parlamencie). Koniec końców LIF nie przekroczyło nawet 2% i nie wejdzie do parlamentu.
Trudno winić tutaj za zaistniałą sytuację Zielonych i oczekiwać od nich posypania głów popiołem. Przy ogólnym przechyle w prawo poziom strat wydaje się niewielki - wedle badań klub parlamentarny zmniejszy im się z 21 do 19 osób, a więc wcale nie tak bardzo. Do tego pewnym pocieszeniem może być fakt, że już nie w 3, jak dwa lata temu, ale w 5 na 23 dzielnice Wiednia udało im się wygrać - najlepszy wynik osiągnęli w Neubau, gdzie otrzymali 31,9% głosów (dla porównania SPO - 24,6, a OVP - 17,8) - byłoby i więcej, ale tam 7,8% otrzymali liberałowie, co wyraźnie wskazuje na kierunek przepływu elektoratu.
O tym, jak bardzo podobna była platforma programowa obydwu formacji, świadczą np. takie same bądź podobne stanowiska w kwestii zgody na bardziej progresywne opodatkowanie, minimalny dochód gwarantowany, zniesienie opłat na studia czy też wspieranie programów pomocy rozwojowej dla uboższych krajów. Podobnie ze sprzeciwem wobec inwigilacji kamerami w miejscach publicznych. Skoro tak, wiele osób mogło dojść do wniosku, że warto wpuścić do parlamentu nową, lewicową (a przynajmniej mocno lewicującą) siłę, która ułatwi stworzenie stabilnej większości rządowej z udziałem socjaldemokratów, zielonych i liberałów. Jak widać, plan ten się nie powiódł i jedynym remedium na ryzyko skrajnej prawicy w rządzie staje się... "wielka koalicja", znienawidzona przez elektorat i dostatecznie już przezeń ukarana.
Rozwój sytuacji politycznej w Austrii będzie śledzony z zapartym tchem. Aktualnie bowiem socjaldemokraci mają 58 miejsc (-10), chadecy - 50 (-16!), FPO - 35 (+14), BZO - 21 (+14), a Zieloni - wspomniane 19 (-2). Nieco inaczej sytuacja wygląda w Bawarii, która miała w niedzielę wybory do swojskiego Landtagu. Rządząca niemal niepodzielnie landem CSU poniosła dość sporą klęskę, z 60,7% poparcie zeszło jej bowiem do rekordowo niskiego poziomu 43,5%. Wiadomo, że jak na standardy europejskie to zdumiewająco dużo (tym bardziej, że drugie w kolejności SPD zdołało zebrać jedynie 18,6%), ale w kategorii krainy, w której teraz będą musieli sobie poszukać koalicjanta do współrządzenia, to wielka zmiana.
Zieloni niemieccy wypadli całkiem dobrze, zapewniając sobie 9,4%, niemal 2% więcej niż 5 lat temu. Widać zadziałało odwoływanie się do lokalnych tradycji na plakatach, np. poprzez biało-zieloną szachownicę herbową albo zbliżenia na tradycyjny pas do skórzanych spodni, na którym naszyte były słoneczniki. Sporymi zwycięzcami są tu liberałowie z FDP - udało im się przekroczyć barierę 5%, otrzymując ich 8 (+5,4), ale największy sukces odnieśli bezpartyjni, niezależni, lokalni wyborcy - aż 10,2% głosów sprawia, że stają się trzecią siłą. Lewica otrzymała tylko 4,3% i choć to całkiem sporo jak na konserwatywny land, to jednak za mało, aby wejść do sejmiku.
Wynikiem jest Landtag, w którym CDU ma mieć 92 osoby (aż 32 mniej niż w 2003), SPD - 329(-2), niezależni - 21 (+21!), Zieloni - 19 (+4), a FDP - 16 (+16). Jak widać, przetasowania dość spore i tu także największe partie osłabły kosztem mniejszych graczy. Tydzień temu z kolei odbyły się podobne wybory na Słowenii, ale tam nie ma zabardzo o czym mówić. Wygrali socjaldemokraci, którzy prawdopododobnie utrworzą rząd z socjalliberałami i liberałami. Lokalni Zieloni - Partia Młodych Słowenii - zdecydowała się na sojusz wyborczy z ludowcami. Sojusz do parlamentu wszedł, ale Zieloni się nie załapali. Szkoda, bo było dość blisko.
Wiadomo, że w porównaniu do Polski jest ona szalenie wysoka. Co ciekawe, Austria jako pierwszy kraj w Europie zezwoliła na głosowanie już osobom, mającym 16 lat. Wydawać by się mogło, że takie działanie wpłynie bardzo pozytywnie na notowania Zielonych. Z początku tak było, a sondaże wskazywały możliwość uzyskania nawet 15% poparcia. Później jednak w siłę zaczęły rosnąć ugrupowania skrajnej prawicy, najpierw ograniczając znaczenie "czarnego konia" tych wyborów, czyli chadeckiego Forum Obywatelskiego Austrii, a następnie korzystając ze słabnięcia chadeków. Głosów Zielonym nie odebrali socjaldemokraci, sztuka ta w pewnym stopniu udała się jednak Forum Liberalnemu Austrii. Co ciekawe, partia ta w swoich poglądach sytuuje się bardziej na lewo od socjaldemokratów, co ułatwiło nieco przepływ wyborców (Zieloni są tam najbardziej progresywną partią w parlamencie). Koniec końców LIF nie przekroczyło nawet 2% i nie wejdzie do parlamentu.
Trudno winić tutaj za zaistniałą sytuację Zielonych i oczekiwać od nich posypania głów popiołem. Przy ogólnym przechyle w prawo poziom strat wydaje się niewielki - wedle badań klub parlamentarny zmniejszy im się z 21 do 19 osób, a więc wcale nie tak bardzo. Do tego pewnym pocieszeniem może być fakt, że już nie w 3, jak dwa lata temu, ale w 5 na 23 dzielnice Wiednia udało im się wygrać - najlepszy wynik osiągnęli w Neubau, gdzie otrzymali 31,9% głosów (dla porównania SPO - 24,6, a OVP - 17,8) - byłoby i więcej, ale tam 7,8% otrzymali liberałowie, co wyraźnie wskazuje na kierunek przepływu elektoratu.
O tym, jak bardzo podobna była platforma programowa obydwu formacji, świadczą np. takie same bądź podobne stanowiska w kwestii zgody na bardziej progresywne opodatkowanie, minimalny dochód gwarantowany, zniesienie opłat na studia czy też wspieranie programów pomocy rozwojowej dla uboższych krajów. Podobnie ze sprzeciwem wobec inwigilacji kamerami w miejscach publicznych. Skoro tak, wiele osób mogło dojść do wniosku, że warto wpuścić do parlamentu nową, lewicową (a przynajmniej mocno lewicującą) siłę, która ułatwi stworzenie stabilnej większości rządowej z udziałem socjaldemokratów, zielonych i liberałów. Jak widać, plan ten się nie powiódł i jedynym remedium na ryzyko skrajnej prawicy w rządzie staje się... "wielka koalicja", znienawidzona przez elektorat i dostatecznie już przezeń ukarana.
Rozwój sytuacji politycznej w Austrii będzie śledzony z zapartym tchem. Aktualnie bowiem socjaldemokraci mają 58 miejsc (-10), chadecy - 50 (-16!), FPO - 35 (+14), BZO - 21 (+14), a Zieloni - wspomniane 19 (-2). Nieco inaczej sytuacja wygląda w Bawarii, która miała w niedzielę wybory do swojskiego Landtagu. Rządząca niemal niepodzielnie landem CSU poniosła dość sporą klęskę, z 60,7% poparcie zeszło jej bowiem do rekordowo niskiego poziomu 43,5%. Wiadomo, że jak na standardy europejskie to zdumiewająco dużo (tym bardziej, że drugie w kolejności SPD zdołało zebrać jedynie 18,6%), ale w kategorii krainy, w której teraz będą musieli sobie poszukać koalicjanta do współrządzenia, to wielka zmiana.
Zieloni niemieccy wypadli całkiem dobrze, zapewniając sobie 9,4%, niemal 2% więcej niż 5 lat temu. Widać zadziałało odwoływanie się do lokalnych tradycji na plakatach, np. poprzez biało-zieloną szachownicę herbową albo zbliżenia na tradycyjny pas do skórzanych spodni, na którym naszyte były słoneczniki. Sporymi zwycięzcami są tu liberałowie z FDP - udało im się przekroczyć barierę 5%, otrzymując ich 8 (+5,4), ale największy sukces odnieśli bezpartyjni, niezależni, lokalni wyborcy - aż 10,2% głosów sprawia, że stają się trzecią siłą. Lewica otrzymała tylko 4,3% i choć to całkiem sporo jak na konserwatywny land, to jednak za mało, aby wejść do sejmiku.
Wynikiem jest Landtag, w którym CDU ma mieć 92 osoby (aż 32 mniej niż w 2003), SPD - 329(-2), niezależni - 21 (+21!), Zieloni - 19 (+4), a FDP - 16 (+16). Jak widać, przetasowania dość spore i tu także największe partie osłabły kosztem mniejszych graczy. Tydzień temu z kolei odbyły się podobne wybory na Słowenii, ale tam nie ma zabardzo o czym mówić. Wygrali socjaldemokraci, którzy prawdopododobnie utrworzą rząd z socjalliberałami i liberałami. Lokalni Zieloni - Partia Młodych Słowenii - zdecydowała się na sojusz wyborczy z ludowcami. Sojusz do parlamentu wszedł, ale Zieloni się nie załapali. Szkoda, bo było dość blisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz