Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krystyna Słodczyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krystyna Słodczyk. Pokaż wszystkie posty

19 października 2009

Symbole komunizmu

Sejm Polski przyjął poprawkę do obowiązującego Kodeksu Karnego. Za produkcję oraz posiadanie materiałów propagujących treści totalitarne, faszystowskie oraz posiadanie wszelkich nośników o treści komunistycznej będzie grozić kara do dwóch lat więzienia.

Brzmi to bardzo groźnie. Urodziłam, uczyłam się i zaczęłam pracować w starym systemie, który niektórzy komunizmem nazywają, a poza tym przekonania mam zielone. Źle to mi wróży na przyszłość, bowiem jak niektórzy twierdzą, zielone jak dojrzeje, staje się czerwone. Aby nie podpaść, od razu zaczęłam robić generalne porządki w mieszkaniu. Muszę być przecież przygotowana na wejście tego prawa. Przeglądam szafy, piwnicę, bibliotekę, altankę i wszystkie inne zakamarki, celem wytropienia i pozbycia się symboli komunizmu.

Wikipedia jak zwykle przyszła mi z pomocą, dzięki niej dowiedziałam się, co wyrzucić w pierwszej kolejności.

Symbole "ludowładztwa", realizowanego poprzez rządy robotników (młot) i chłopów (sierp) są do usunięcia natychmiast. Szkoda bardzo, bo sierp przydatny jest w ogródku, o użyteczności młotków nie wspomnę. Trudno, w narzędziowni męża zostają kombinerki i obcęgi, wszystkie młotki i sierp idą na złom.

Zapominam o godłach takich państw jak byłe NRD, Rumunia…dzisiejsza Austria. O nie, okazuje się że sierp i młot w herbie Austrii jest słuszny, bo symbolizuje solidarność. To może moje młotki też były słuszne? Nie wiem doprawdy jak w Polsce będzie rozróżniać się słuszność sierpa i młota.
Uprzedzam , ze motyw sierpa i młota widnieje jako logo linii lotniczych Aerofłot, bycie pasażerem tych linii może być uważane za popieranie symboli komunizmu. Podobnie w przypadku oglądania filmów wyprodukowanych przez wytwórnię Mosfilm, której symbolem jest para, robotnik i rolniczka wznoszący dumnie swoje narzędzia pracy. Zapominam o filmach z Mosfilmu.

Kolejnym symbolem komunizmu jest czerwona gwiazda.

Wyrzucam koszulkę w czerwone gwiazdki. Gwiazdki są małe, ale jest ich bardzo dużo, tym samym mogłyby podpadać pod nowe paragrafy. 2 lata za każda gwiazdkę? Dożywocie murowane. Ze zgrozy wyciągam z lodówki piwo Heineken, aby poprawić sobie humor. Uspokaja mnie Wikipedia- gwiazdka Heinekena jest słuszna i nie podlega ściganiu. Ciekawe po czym odróżnić można gwiazdkę słuszną od niesłusznej.

Przynajmniej w jednym mam jasność. Gwiazda Chóru Aleksandrowa wyklucza jego występy w Polsce. No i żadnych zawodów sportowych z udziałem klubu „Sierp i młot”.

A co z gwiazdami na pomnikach, na przykład żołnierzy radzieckich, którzy polegli podczas działań wojennych na polskiej ziemi? Pomniki- zdaniem twórców prawa- należy natychmiast zniszczyć. Dobrze to wróży zarobkom budowlanych, a raczej ruinowlanych. W Polsce oszacowano liczbę pomników z gwiazdą na 200-300, co zapewnia robotę na długo.

Zastanawiam się jak będą teraz wyglądały ceremonie z udziałem polskich delegacji. Oczywiście na Białoruś nikt się nie wybierze, bo i po co. Gwiazdkę tam mają w herbie. Ale co z Chinami? Do Chin jeżdżą tłumy dyplomatów i biznesmenów , a gwiazda tam jest na porządku dziennym. Nie wspomnę o portrecie Mao Zedonga w samym sercu Pekinu.

Czerwony sztandar, chociaż jest wiele starszy niż socjalizm, to stał się emblematem socjalistycznym i komunistycznym.

I co teraz poczniemy? Począwszy od flagi polskiej z dolnym pasmem w czerwonym kolorze, a skończywszy na fladze wspomnianej już Austrii, wszędzie czerwona czerwień.

A mnie tak dobrze w czerwieni. Kolor czerwony lansowany jest na jesień 2009r przez wielkie domy mody. Niezorientowani ci wielcy krawcy. Ale trudno, pozbywam się płaszczyka, spódniczki i kamizelki. Studniówkowe majteczki córki wyrzucam, czerwoną narzutę wpycham do kubła. Potem wyciągam i palę, bo wyrzucenie do pojemnika PCK jest przecież rozpowszechnianiem, a za to też grożą mi dwa lata za kratkami.

Martwię się bardzo o sutanny dostojników kościelnych, no co ja gadam, przecież to nie czerwień to purpura! Przy okazji: kto mi wytłumaczy subtelną różnice miedzy purpurą a czerwienią? Może chociaż część rzeczy z szafy udało by się uratować.

Wśród książek w bibliotece znajduję śpiewniki. Te z pieśnią „Czerwony sztandar” palę od razu.
Wśród piosenek rajdowych znajduję taką prześmiewczą, z refrenem „Niech żyje nam Wołodia Iljicz.” A kysz, a kysz! Śpiewnik wrzucam do śmietnika.

Jestem u kresu sił psychicznych i fizycznych, więc robię przerwę na czytanie nowego prawa. „Sprzedaż przedmiotów symbolizujących komunizm oraz faszyzm będzie dopuszczalna jedynie w celach kolekcjonerskich, artystycznych, edukacyjnych oraz naukowych".

Zaświtała mi pewna nadzieja.

Jeśli uda mi się uzasadnić posiadanie kurtki z guzikami z gwiazdką, względami naukowymi, może uda mi się ją zachować. Może względy edukacyjne sprawią nie będę musiała wyrzucać naszyjnika z gwiazdką z korala, zachowam pierścionek zaręczynowy z rubinkiem. Nie wiadomo, więc na razie je chowam głęboko.

Zachodzą w głowę, czy mogłabym posiadanie młotka uzasadnić względami kolekcjonerskimi. W końcu jednak ten sprzęt w gospodarstwie jest potrzebny.

Głowa mnie rozbolała od tego myślenia. Postanawiam wyjść z domu. A tam dopiero otaczają mnie widmowe symbole komunizmu. Młodzi ludzie w koszulkach z Che Guevarą nie zdają sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo się narażają. Ktoś mi tłumaczy , ze Che jest symbolem pop kultury, a ja widzę tłumy młodych ludzi w celach miejskiego więzienia.

Gdy widzę studenta w T-shircie z napisem CCCP, robi mi się słabo. Na wszelki wypadek omijam sklep z obuwiem firmy CCC, w końcu przezornym być trzeba. Telefon przechodnia odzywa się dźwiękiem Międzynarodówki. Chowam się do pobliskiego lokalu. A tam: pierogi ruskie, czerwone gwiazdki z łososia, barszcz ukraiński, kaczka po pekińsku .

Głupio piszę? Próbuję odnieść tylko polski Kodeks Karny do rzeczywistości.

Bo to jest prawo z przymrużeniem oka. Ono nie jest stanowione po to by funkcjonowało, ale by zadziałało wtedy, kiedy zajdzie potrzeba.

Tekst Krystyny Słodczyk, byłej członkini Rady Krajowej Zielonych i reprezentantki partii w Opolu.

PS dopisany przez życie - o tym, że tego typu przepisy mogą być wykorzystywane w najdziwniejszych okolicznościach, świadczy policyjna interwencja podczas... protestu przeciw eksmitowaniu ludzi do kontenerów. Osoba niosąca flagę z gwiazdą nie odwoływała się do komunizmu - ale kto by się tym przejmował. Oto demokracja po polsku...

10 maja 2009

Ekolog, czyli samo zło?

Kto to jest ekolog? Odpowiedź wydaje się prosta: ekologiem jest ten, kto nauczył się ekologii i wykonuje zawód ekologa. Ekologię studiuje się na uniwersytecie lub innej wyższej uczelni jako specjalizację, rzadko jako kierunek. Kandydat na ekologa uczy się wielu przedmiotów, odbywa praktyki, opracowuje projekty, słowem, nabywa wiedzę.

A jest czego się uczyć, bo ekologia to nauka o wzajemnym oddziaływaniu środowiska na organizmy i odwrotnie: organizmów na środowisko. Dobry ekolog to jak dobry lekarz: musi umieć przewidzieć jaki skutek będzie miało dla środowiska i przebywających w nim organizmów postępowanie ludzi.

Czy jednak wiedza Goździkowej o tym, że etopiryna pomaga na ból głowy czyni z niej lekarza? Ekologów ci u nas dostatek, bo na ekologii zna się każdy. Tak jak każdy zna się na medycynie i polityce.

Słowo ekologia zrobiło ostatnio zawrotną karierę i nie jest już używane w swoim pierwotnym znaczeniu, na określenie części biologii jako nauki. Ekologia a ochrona przyrody czy ochrona środowiska to dla dziennikarzy jedno i to samo. Mylą im się te nauki, ekologią jest też sozotechnika, prawo ochrony środowiska, gospodarka wodna, normy i wiele innych dziedzin. Wszystko jest ekologiczne wokół: ekologiczne są domy, odzież, żywność, torby, samochody, meble itp. Przymiotnik „ekologiczny” może znaczyć wszystko, ale zawsze jest to cecha czegoś przyjaznego środowisku bądź zdrowszego od tego, co ekologiczne nie jest.

Natomiast liczba mnoga od ekologa, czyli wyraz „ekolodzy” używany jest w różnych okolicznościach i jest nadużywany w obecnym języku potocznym oraz w mediach.

Ekolodzy nabrali znaczenie pejoratywnego, a sam wyraz stał się prawie obraźliwy.

Jako ekolog z wykształcenia nie mogę się z tym pogodzić.

Przecież ekologia to piękna nauka, pełna zrozumienia przyrody. Jej nazwa pochodzi od greckiego słowa oikos, co znaczy dom. Dla starożytnego Greka domem była przyroda, my w dzisiejszych czasach już nie używamy słowa dom w tym znaczeniu. Dla nas dom, znaczy tyle co budynek , czasami używamy tego słowa w znaczeniu „domowe ognisko”

W jakim znaczeniu używa się dzisiaj słowa ekolodzy?

Aby to zbadać, wprowadziłam hasło „ekolodzy” do przeglądarki Google.

Prześledziłam kontekst , w jakim użyto tego słowa na 260 stronach WWW, zawierających artykuły i notatki. Proporcje kształtują się tak, jak wśród artykułów z Wiadomosci24.pl: Tag „ekolodzy” zawiera ich 32 z tego 15 są to mniej lub bardziej rzetelne informacje, w których autorzy używają słowa „ekolodzy” w znaczeniu: przyrodnicy. 5 wiadomości ma wymowę pozytywną , a 12 mówi o ekologach negatywnie.

Rzadko jednak ekolodzy postrzegani są pozytywnie. Tylko wtedy, gdy używa się tej nazwy w znaczeniu –przyrodnicy. Co ekolodzy robią dobrego? Liczą ptaki i nietoperze. Wypuścili narybek łososia do Wisły. Bliższy kontakt z tekstem doprowadził mnie do wniosku, że tak naprawdę chodzi nie o przyrodników tylko wędkarzy zrzeszonych w Związku Wędkarskim. Ilu było wśród nich przygotowanych zawodowo ekologów- nie wiadomo.

Jest taki zlepek słów: młodzi ekolodzy. To dużo tłumaczy. Młodzi a więc niedoświadczeni, jeszcze skłonni do porywów młodości. Im wolno robić rzeczy dziwne, na przykład w Kamieniu Śląskim ratować ryby z fontanny, po spuszczeniu z niej wody i przenosić je do rzeki. Czasami coś pożytecznego zrobią mali ekolodzy. Jakieś śmieci posprzątają , pograbią ścieżki. Bo: Jeśli dorosły człowiek ma szanować środowisko, w którym żyje, to pewne zasady musi poznawać od najmłodszych lat. Dlatego ekologia powinna towarzyszyć mu od samego początku jego edukacji.

Nic bardziej błędnego. Przecież jak taki mały, a potem młody ekolog dorośnie, to nie wiadomo kiedy zmienia się w potwora.

Bo, jak mówi poseł Janusz Piechociński: ”Ekologia jest ważna, ale nie może blokować rozwoju Polski”. Tak twierdzi społeczny prezes Krajowego Ruchu Ekologiczno-Społecznego.

Ekolodzy to naród namolny i wredny. Ekolodzy na ogół czegoś się domagają. Portal Nauka.pl ogłasza, ze chcą rezerwatów dla chrząszczy, na siłę można zaliczyć ten artykuł do lansujących pozytywny wizerunek ekologów. I tyle po stronie plusów.

Dobrzy ekolodzy to ci ze Stowarzyszenia Ekologów na Rzecz Energii Nuklearnej (SEREN). Tylko że tam akurat nie ma ekologów z wykształceniem ekologicznym, są fizycy! Widać też im się miesza, kto to jest ekolog.

Zdecydowanie więcej artykułów przedstawia ekologów negatywnie lub dorabia nam tzw. gębę.

„Ekolodzy wytykają drogowcom błędy. Jeśli ich uwagi zostaną uwzględnione to będą opóźnienia i słono za to zapłacimy” - straszy Puls biznesu. Czyli, ze lepiej zrobić drogę tanio, ale z błędami?

„Ekolodzy chcą limitować dzieci” - tu już powiało grozą. Zgłosiło się 57 dokumentów z tym tytułem, to robi wrażenie! Zatem mamy do czynienia z ekologami –mordercami.

„Ekolodzy - zamiast pomagać zwierzętom, terroryzują polskie cyrki”. Wydaje mi się jednak, ze cyrki swobodnie przemieszczają się dziś po kraju. Niehumanitarne traktowanie zwierząt natomiast powinno być potępione w cywilizowanym świecie.

„Ekolodzy starają się zablokować lub spowolnić każdą inwestycję” takie hobby mają czy co? W imię czego to robią, niegodziwcy? Szczególnie interesujące jest słowo „każdą”. Ono stwarza szczególnie groźną wizję ekologów, czyhających na rozpoczętą budowę drogi, budynku, sklepu.

Co jeszcze robią ekolodzy?

„Histeryzują, sprzeciwiają się, toczą regularną bitwę, demonstrują, manipulują, mszczą się, blokują.”

Słowem, wyczyny partii Leppera to przy tej działalności była dziecinada! Bo ekolodzy to: „pół ludzie- pół wiewióry”.

Już się nie straszy dzieci Babą Jagą, a czarownice i wiedźmy zostały zastąpione ekologami. Jak nie będziesz grzeczny , chłopczyku, przyjdzie ekolog i cię zje!

Dzięki swojej działalności „ekolodzy uzyskują silny wpływ na środowisko”. Żeby wzmocnić swoja pozycję „zakładają teczki”, a także „nabierają dziennikarzy”. Opowiadają na przykład bajki o krokodylu i przywabiają w ten sposób żurnalistów na swoje konferencje. Czasem też chronią drzewa perfidnie, nawet stosując takie metody, jak zawieszanie kapliczek na roślinach przeznaczonych do wycięcia.

Swoja drogą, jaki to kraj w którym kapliczka z deseczek ma większą wartość niż dorodne drzewo?

Kiedy ma powstać jakaś inwestycja, ekolodzy są szczęśliwi, bo mogą rozpocząć swoją wrażą działalność. Np. na sławnej już Górze św. Anny, która pierwsza została dotknięta plagą ekologów, ma być zainstalowany radar. „Ale gdyby protestowali ekolodzy, to w Ochodzu”. Po prostu, wtedy przeniesie się radar, bo nie jest w końcu ważne czy uzasadniona jest taka lokalizacja, ważne czy będą protesty, czy może nie.

Ekolodzy także „wybijają z głowy”. Na przykład wybili, nie jest jednak podane czym, budowę sortowni odpadów w dzielnicy mieszkaniowej.

Ekolodzy „kłamią” i nie można im wierzyć. „Dioksyny są nieszkodliwe. Dowód: Truciciele Juszczenki uwierzyli ekologom i proszę, wcale go nie otruli.”

Jacy są ekolodzy? Najczęściej „radykalni”, a czasem nawet „barbarzyńscy”. Najgorsi są ci z Greenpeace - to są nawet „zbyt radykalni ekolodzy” - cokolwiek to ma oznaczać.

To tak jakby powiedzieć ”zbyt nieżywy” o martwym wielorybie. Tak o nich pisze portal biolog.pl, co już mnie bardzo zadziwia. Może biolodzy z biologa.pl zapomnieli, ze ekologia jest częścią biologii?

Poza tym ekolodzy są opisywani jako: walczący, wojowniczy, wodzący za nos, buńczuczni, desperaccy. „Protestują oczywiście dla pieniędzy”, „blokują rozwój kraju” i „chcą abyśmy byli skansenem”. To dla „ich uciechy powstaje nowy urząd”. Żeby nie było wątpliwości, mowa jest o Dyrekcji Środowiska, której powstanie porządkuje procesy przygotowania inwestycji.

Czasami nie mamy do czynienia z ekologami tylko „tak zwanymi ekologami”. Rozumiem, ze dziennikarz rozgranicza te oba pojęcia, tak jak kibiców odróżnia się od pseudokibiców.

„Gazeta Wyborcza” oznajmia wyniki postępowania Trybunału Europejskiego w taki sposób „Sąd nad Rospudą. Ekolodzy górą”. To nie prawo zatryumfowało, to ekolodzy wygrali. To nic, że największe skarby polskiej przyrody muszą być chronione przed polskimi politykami i drogowcami przez interwencje z Brukseli. Ekolodzy wygrali, ha!

W innym artykule czytam „Czeski Hawierzów gazuje gołębie, a ekolodzy są przeciw”. Proszę, jacyś dziwni ci ekolodzy, a czy człowiek etyczny powinien być za?

Największe zarzuty wytacza przeciwko ekologom Vaclav Klaus, według niego „ekolodzy są zagrożeniem dla ludzkiej wolności”.

W ogóle cała Al-kaida to przy ekologach małe miki, bo ekolodzy to: Żołnierze operujący przy samym froncie są doskonale wyszkoleni, sprawni, potrafią wspinać się i nurkować. Są ideowcami gotowymi poświęcić swoje życie w obronie ekologicznych idei. W szeregach żołnierzy spotkać można wybranych przedstawicieli pospolitego ruszenia. Odbywają praktyki pod okiem fachowców, a nawet biorą udział w niektórych akcjach bojowych.

Następnie mamy szerokie linie tradycyjnych okopów, a nich pospolite ruszenie, prawdziwy konglomerat umysłów, mięśni, płci, charakterów, ras, zawodów, wykształcenia i umiejętności.

Bo ekolodzy to ekoterroryści!

Na łamach Nowej Trybuny Opolskiej skarży się ojciec Klemens, Franciszkanin, którego patronem jest św. Franciszek- patron ekologów właśnie:

„…tak zabawiają się ekolodzy, którzy gromadzą się, protestują , bo ktoś niszczy drzewa, ale że morduje się dzieci nienarodzone to już tego nie mówią. To nie ekologia, to hipokryzja”.

Nic nie rozumiem, co ma ochrona przyrody do dzieci poczętych?

Ale nareszcie zrozumiałam dlaczego PiSowski wiceminister edukacji narodowej zabronił ekologom wstępu do szkół. Oczywiście, dla dobra dzieci!

Wpadłam w głęboką depresję. Boję się wychodzić z domu. Zasługuję na potępienie. Jestem ekologiem, a ekolog, jak widać, to samo zło!

Prawdziwi ekolodzy, czyli ci, którzy są nimi z wykształcenia, boją się przyznać do swojego zawodu. Ekolog to nie brzmi dumnie. Negatywna opinia o ekologach bierze się z niezrozumienia i niedouczenia.

Tylko jak w takiej sytuacji podnieść świadomość ekologiczną polskiego społeczeństwa?

PS Treści zapisane kursywą pochodzą ze stron internetowych. Nie chciałabym ich promować w kontekście artykułu. Zainteresowanym polecam wpisanie wyodrębnionych fraz do przeglądarek.

14 września 2008

Letni Uniwersytet Zielonych: Zieloni Akademicy

Przedstawiamy wystąpienie dr Krystyny Słodczyk z 29 sierpnia 2008, poświęcone transgranicznej współpracy zielonych akademików i akademiczek.

Troska o świadomość ekologiczną obywateli powinna stać się podstawą dla procesu „zazielenienia” Europy. Tę świadomość badamy w Polsce od 1994 roku i wiemy, ze na początku badań grupa proekologiczna Polaków stanowiła około 1/3 ludności. To mniej niż wskazywały badania w innych krajach europejskich. Ale w 2001r. ludzi ceniących sobie wiedzę i reprezentujących postawy ekologiczne było już tylko 22%. Niestety, tendencja spadkowa utrzymuje się, obecnie jest to tylko 11%. Taki stan rzeczy jest bardzo niepokojący, ponieważ to właśnie ci obywatele stanowią nasz potencjalny elektorat i to oni mogą stac się podmiotami w procesach upowszechniania zielonych idei.

Portret społeczny tej grupy jest ciekawy: są to osoby w wieku 39-45 lat, z wykształceniem wyższym, przeważnie zaliczane do inteligencji, dobrze sytuowane i żyjące w miastach o liczbie mieszkańców ponad 500 tysięcy.

Nawet tam, gdzie dobry stan środowiska mógłby stać się szansą na rozwój (np. w Zielonych Płucach Polski) nie ma licznej grupy proekologicznej. Mało jest też takich osób wśród rolników (około 4%) oraz- co bardzo niepokojące- wśród młodzieży.

Świadczy to o małej sprawności systemu edukacji (formalnej i nieformalnej) w zakresie kształtowania świadomości ekologicznej.

Zastanówmy się nad przyczynami. Jest ich wiele, przedstawię tylko wybrane.

Kluczem do edukacji ekologicznej jest nauczyciel. Świadomość ekologiczna nauczycieli również jest niewielka. Dodatkowo pracę utrudnia im przyjęta ścieżka multidyscyplinarna edukacji ekologicznej. Znaczy to, ze treści ekologii i ochrony środowiska realizowane są na wielu przedmiotach, np. biologii, geografii, chemii, fizyce. Uczeń ma dokonać syntezy tych treści, a nie jest do tego przygotowany, podczas gdy programy szkolne preferują wiedzę encyklopedyczną, a nie praktyczną.

Jednak nawet najlepszy program pozostanie wiedzą teoretyczną, w praktyce nieużywaną, jeśli nie połączymy edukacji ekologicznej z wychowaniem obywatelskim!

Uważam, że spadek poziomu świadomości ekologicznej związany jest z antropocentryczną postawą filozoficzną, etyczną i religijną, której wyrazem są współczesne programy nauczania. Potrzebujemy nowych programów na miarę nowej Europy.

Zatem proponuję; Przyłóżmy większa wagę w Europie do kształcenia nauczycieli, stwórzmy dla nich międzynarodowe systemy kształcenia, zintegrujmy programy nauczania przedmiotów w Europie.

W USA istnieje ustawa o edukacji ekologicznej, przyjęta przez parlament jeszcze za rządów Georga Busha- seniora. W Polsce mamy Narodowy Program Edukacji Ekologicznej oraz Strategię Edukacji Ekologicznej, ale są to tylko dokumenty ministerialne. Nie określono w nich także finansowych źródeł dla edukacji ekologicznej. Biorąc pod uwagę stan taki jak jest np. w Polsce, stwierdzam, że potrzebna jest dyrektywa w sprawie edukacji ekologicznej. Powinniśmy zwrócić się w tej kwestii do naszych zielonych parlamentarzystów.

Zasadniczym powodem dla którego ludzie nie są zainteresowani postępowaniem proekologicznym jest ich status ekonomiczny. Ludzie nie akceptują działań, które polepszałyby stan środowiska kosztem np. ich miejsc pracy. Nie widzą związków między zdrowiem, środowiskiem a położeniem ekonomicznym.

Zatem musimy uświadomić to ludziom i włączyć ich w działalność obywatelską.

Rozwiązanie tych problemów jest możliwe dzięki współpracy pracowników naukowych. Wiele rzeczy moglibyśmy razem rozwiązywać, ale w chwili obecnej nawet nie wiemy do kogo się zwrócić z propozycją wspólnej pracy, nie tylko nad problemami kształcenia , ale i wspólnych badań naukowych.

Potrzebna jest baza danych zielonych naukowców. Apeluję o stworzenie takiej bazy danych, a następnie powołanie forum. Forum to, stało by się platformą wymiany idei i doświadczeń.

Współpraca zielonych akademików to nie odkryty jeszcze, ale wielki potencjał do rozwiązania problemów Europy. Trzeba dążyć wszelkimi siłami do „zasypania tej kolejnej przepaści”.

7 września 2008

Zielony Pudelek prezentuje: Warszawa (i nie tylko) we Frankfurcie

To był dla nas wspaniały czas. Nawet pomimo faktu, że ciągle coś robilismy, gdzies działaliśmy, jak Adam Fularz i Karolina Jankowska, walcząc o tramwaj przez most na Odrze, nawet, jeśli jak Darek Szwed czy Magda Mosiewicz współorganizowaliśmy albo brałyśmy udział w panelach. Chyba tak własnie sie dzieje, kiedy ma sie poczucie, że coś, co współtworzymy, okazuje się świetnym przedsięwzięciem. Wynieśliśmy i wyniosłyśmy z niego mnóstwo wiedzy, co zresztą widać i po tym blogu. Poza strawą duchową był też jednak czas na tę fizyczną, którą zapewniła nam wyśmienita, niemiecka kuchnia. Nie było tam może golonki (chociaz nikt raczej z tego tytułu nie płakał), ale za to pyszne dania główne, w tym i wegetariańskie, desery, śniadania, kolacje... I te wody mineralne w butelkach zwrotnych, przypominające o tym, że recykling za Odrą ma się dużo lepiej - któregoś dnia będzie równie dobrze i po tej stronie!

Sporów nie było - to, co widzicie na zdjęciu, to letnia szkoła fechtunku Wojtka Kłosowskiego, który uczył nas wszystkich, jak skutecznie bronić się przed złymi ludźmi. Muszę powiedzieć, że wzbudza poczucie dumy fakt, że tak rosły chłop atakuje kogoś wielkim badylem, a my, stosując wyuczone techniki, ratujemy swoją skórę. A nie da się ukryć, że Wojtek zdolności do porządnego zamachnięcia bronią białą to ma! Jest też, jak sądzę, żywym przykładem przełamywania stereotypów płciowych, bowiem okazał się najlepszym sprzedawcą przygotowanych dla nas przez Grzegorza Laszuka z Komuny Otwock koszulek. Z ponad 60 egzemplarzy zostało nam jakieś 5 - ale spokojnie, wkrótce dodrukujemy nowe i będziemy sprzedawać na Allegro, zapewniam, są piękne. No i serca nam rosły w momencie, kiedy przemawiał pewien młody, zielony Rosjanin w naszej koszulce z nadrukowanym na niej drzewem zrównoważonego rozwoju...

Stosunki międzynarodowe, jak już wspominałem, okazały się nad wyraz owocne - tak bardzo, że jeden z nas pojechał do Utrechtu... Nie będziemy zdradzać, któż to, jak również innych co bardziej pikantnych szczegółów. W końcu wszyscy wiemy, że Zielone i Zieloni to element "moralnie podejrzany" z punktu widzenia nauki kościoła katolickiego, co nawet całkiem nam odpowiada. Swoje zasady mamy i się ich trzymamy - wystarczy wspomnieć, że wiekszość z nas przyjechała pociągiem albo autokarem. Z zachwytem patrzyliśmy na ilość rowerów jeżdżących po Frankfurcie, na parkomaty zasilane panelami słonecznymi. Nie tylko zresztą na to - pięknych i inteligentnych ludzi płci obojga naprawdę nie mogło tu zabraknąć.

Atmosfera, jak widać, bywała gorąca. Na zdjęciu obok zaprezentowalismy skutki zmian klimatycznych - nawet w nocy bywa za gorąco, by nosić koszulkę. Z niepokojem myślimy o tym, co będzie, gdy globalna temperatura podniesie się powyżej 2 stopni Celsjusza. W czym wówcas będziemy chodzic po ulicach? Jaki będzie wówczas ich wpływ na nasze codzienne życie? ile będziemy musieli pić, żeby to wytrzymać? Tego nie wie nikt, wiemy za to, że uniwersyteckie smycze bardzo przypadły nam do gustu i będziemy kontynuować nasze dotychczasowe działania.

Spotkali się ludzie z całej Polski i z całej Europy - ba, mieliśmy w końcu wśród uczestniczek i uczestników ludzi z takich krajów, jak Afganistan, Dżibuti, Sri Lanka czy Brazylia. Było cudownie znów się spotkać i wymienić doświadczeniami. A do tego porobić sobie nieco zdjęć. Znów zobaczyliśmy się z naszymi ludźmi w Brukseli - tamtejsza Sodoma, Gomora i wysokie zarobki dobrze im służą. Ludwik Tomijałojć sypał anegdotkami, Krysia Słodczyk, która porobiła większość tychże zdjęć, moderowała zażartą dyskusję na temat partyjnej góry, dołów i środka, zdarzało się tańczyć czy to przy zespole Eurofighter, czy też Non Sans Plus z Nowego Jorku.

Każda przygoda ma jednak swój koniec. Żałowaliśmy nieco, że musimy wracać do swych miast. Wielu i wiele z nas chciało zostać cały tydzień, bowiem zakątek jest doprawdy uroczy. Piekna rzeka, piękne miasto, podzielone na dwa i teraz znów powoli się rozrastające. Na szczęście jest Internet i chociaż tu można na parę chwil zatrzymać czas i pozwolić sobie na pamięć o tych pięknych, sierpniowych dniach. Jeśli ktoś jest jeszcze bardziej spragniony wrażeń i chce uchwycić klimat, zatem zapraszam do obejrzenia galerii zdjęciowej Krysi Słodczyk.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...