7 kwietnia 2008

Płomienna lektura

Za mną kolejna już książka z coraz bardziej wpływowej, ba, kultowej, serii "Krytyki Politycznej". Tym razem REDakcja postanowiła przedstawić dzieje Michała Kaniowskiego, głównego bohatera "Płomieni" Stanisława Brzozowskiego. Powieść ta ma przebudzić uśpioną obecnie inteligencję zaangażowaną i skierować jej wysiłki na budowanie lepszego społeczeństwa. Brzmi górnolotnie? Być może, ale to właśnie od marzeń rozpoczynały się wielkie przemiany gospodarcze i społeczne minionych wieków, które doprowadziły m.in. do zniesienia niewolnictwa i praw wyborczych dla kobiet. Teraz, kiedy przychodzi nam żyć w czasach rzekomej TINY (There Is No Alternative) tym jaśniej staje przed nami kwestia przebudzenia świadomości społecznej i dokonania zmian, ratujących tak planetę jak i spoistość społeczną, zagrożoną bezprecedensowymi nierównościami majątkowymi i rosnącą atomizacją.

Brzozowski żył w nieco innych czasach, nie dane mu było dożyć momentu historycznego przełomu, jakim niewątpliwie była I Wojna Światowa. Spowodowana przez niechlubny mariaż pieniądza i militarystycznych ciągot panujących rodów przyniosła zgubę większości z nich, a sporą część globu na lata wepchnęła w mroki nieudanego eksperymentu z kapitalizmem państwowym (nazwanym dla niepoznaki komunizmem). Autor zdecydował się na opisanie świata stojącego na przełomie - po powstaniu styczniowym na ziemiach polskich i Komunie Paryskiej na Zachodzie. Był to świat nieustająco umierający i rodzący się na nowo w innej formie. Nadal sporą rolę odgrywała rodzima szlachta, ale w jej szeregach rósł już bunt, który wraz z konfiskatami majątkowymi przyczynił się do powstania inteligencji miejskiej. Inteligencji, dodajmy, zaangażowanej czynnie w poprawę sytuacji uboższych warstw ludności, cierpiących wówczas z powodu nieludzkich warunków pracy w zdecydowanej większości przedsiębiorstw, walczącej z konserwatyzmem i wszechobecną kołtunerią.

Widać to i na kartach opowieści Brzozowskiego. Główny bohater spiskuje niezależnie od narodowości swoich przyjaciółek i przyjaciół, walcząc o lepszy świat. Razem poszukują odpowiedzi na nurtujące ich pytania o przyszłość. Tymczasem, natykając się od czasu do czasu na jakiegoś Polaka, musi słuchać o Bogu i Ojczyźnie. Nikt z rozmówców nie ma bardziej wyrafinowanej, uszczegółowionej wizji wolnego kraju. Wystarczy im jego wolność, i to koniecznie w granicach przedrozbiorowych. Nawet przy Wielkiej Emigracji widać to było w programach politycznych wówczas prezentowanych - im dalej na lewo od dotychczasowych elit (sytuujących się głównie wokół Hotelu Lambert), tym ambitniejsze powstawały wizje państwa - dużo bardziej egalitarnego od ówczesnych standardów, które bez kompleksów mogło by znaleźć swe miejsce w europejskiej rodzinie.

Kaniowski przeżywa niemal całe swoje życie wokół idei, w które wierzy. Kocha i nienawidzi, walczy i myśli. Przez ponad 400 stron obserwujemy różne etapy w jego życiu. Początkowo rewolucyjne spiski mają charakter podobny raczej do sztubackich, salonowych zabaw niż realnej zmiany społecznej. Stopniowo, nabywając nowe doświadczenia w obcych krajach, dojrzewają do stworzenia organizacji, decydującej się na zabicie Aleksandra II. Nie wszyscy dożyją tego momentu, a sama droga ku temu przedsięwzięciu okaże się długa i wyboista.

By realizować swoje marzenia, nie trzeba nam już szczęśliwie mordować tyranów. Trzeba za to mieć mnóstwo wiary we własne przekonania i wiedzy, tworzącej podbudowę pod czyny. Nie musimy już umierać - dużo lepiej jest żyć i pokazywać, że inny - lepszy - świat jest na wyciągnięcie ręki. Nie można jednak poddać się dyktatowi rezygnacji z politycznego sporu, uznania, że wielkie idee przeminęły i obecnie liczy się li tylko technokratyczne zarządzanie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Swoją drogą, jakie to ciekawe -Brzozowski, który przez długie dziesięciolecia istniał - niemal wyłącznie jako nazwisko - na odległym marginesie świadomości nielicznych akademickich intelektualistów (plus być może tych, co czytali Dzienniki młodej Nałkowskiej - tam temat procesu Brzozowskiego i jego obrony, w który zaangażowana była cała ówczesna elita intelektualna, pojawia się b. wyraziście)... no więc ten Brzozowski jest teraz na nowo wydawany! I okazuje się zaskakująco aktualny!

Dodam jeszcze, że o tym, co Bartek tak celnie i przenikliwie tu zdefiniował, ja też niedawno wspomniałam, w dużo prostszych słowach, w tekście o muranowskim podwórku i tzw. tarczy antyrakietowej: że świat będzie taki, jakim go sobie wymyślimy. Marzyciele tworzą wizje, które potem stają się ciałem. (Tylko mi tu nie wypominajcie niektórych XX-wiecznych wizji... wiadomo jakich. Różni są marzyciele, różne są wizje.) Słowem: INNY ŚWIAT JEST MOŻLIWY. DER ANDERE WELT IST MOGLICH. ANOTHER WORLD IS POSSIBLE. Howgh:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...