Stagnacja - to bodaj najlepsze określenie, jakie pasuje do sytuacji na scenie politycznej w tym momencie. Słupki procentowe stoją w miejscu, bo trudno mi uznać, że jest inaczej, kiedy największe wahnięcie nastrojów zamyka się w 0,6 punkta procentowego. Nie zmieniają się proporcje tak Sejmu, jak i Parlamentu Europejskiego (odpowiednio po 32, 15 i 4 mandaty dla trzech największych formacji). Okresowe wzrosty albo spadki (np. dla PO po wzniesieniu hasła chemicznej kastracji pedofili poparcie gwałtownie podskoczyło...) nie zmieniają ogólnych trendów. PO niezmiennie na szczycie, PiS okopany w swym twardym elektoracie, SLD odzyskujący poparcie w żółwim tempie, PSL słabnące po tym, jak okazało się, że ich promodernizacyjna maska skrywa stare oblicze nepotyzmu - to wszystko rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Mniejsze formacje raczej wegetują niż egzystują, trudno zatem liczyć na większe zmiany. A może jednak...
W obliczu w sumie dość monotonnego badania warto wybiec w przyszłość i zanalizować, co może stać się w przyszłości, jeżeli słowa staną się ciałem i dwie nowe formacje na scenie politycznej faktycznie zaistnieją. Pierszą z nich, która raczej na pewno już pojawi się na wybory do Parlamentu Europejskiego, jest szeroko pojęta Centrolewica. Jej trzonem ma być SDPL i PD - partie, które we wrześniu zdobyły łącznie 2,5% poparcia społecznego. W swojej koalicji widzą też Partię Kobiet i Zielonych, ale tak PK, jak i my mamy jeszcze przed sobą decyzję o formie startu, uzależnioną od zgodności programowej i tego, czy dwa proponujące podmioty zamierzają traktować nas po partnersku. Po rozpadzie LiD do mediów przeciekła informacja, że tego typu formacja na "lewo od PO" mogłaby liczyć na 7% poparcia - tyle, co wówczas SLD. Gdyby inne partie uzyskałyby takie same wyniki, dałoby im to 4 mandaty w europarlamencie i 20 w Sejmie. Jest zatem o co walczyć.
Po pierwsze, sytuacja tak nagłego skoku poparcia da się wytłumaczyć poprzez schemat synergii, streszczający się w haśle "2+2=5". Wyborczynie i wyborcy premiują za jedność, natomiast kwestią otwartą jest to, z tą premią zrobi się później. W 2005 roku Partia Demokratyczna dostała olbrzymi kredyt zaufania, bo 12?, który roztrwoniła do poziomu 2,45%. Ważne więc, by w ewentualnej kampanii podkreślać młodość, świeżość i profesjonalizm, a nie zanudzać "autorytetami" i sztywną kampanią bez pomysłu. Inaczej te 7% równie szybko może zmienić się w 0,7%...
Inną kwestią jest też to, komu ta inicjatywa ma szanse odebrać głosy. Może przede wszystkim sięgnąć po głosy osób niezdecydowanych, których w niektórych sondażach bywa nawet po 20%. Dodatkowo, skoro w kategoriach werbalnych PO skręca w prawo, to osoby, którze w 2007 taktycznie przerzuciły swój głos z LiD na PO, teraz mogą zechcieć wspomóc nową formację. Nie za bardzo dawałbym głowę za przepływ elektoratu z terenów SLD - skoro partia ta nie traci na werbalnym radykaliźmie, znaczy to, że jednak formacja wypełniająca tego typu niszę ma rację bytu. Mylić się jest jednak rzeczą ludzką, więc upierać się nie zamierzam.
Za dwa lata na kartkach wyborczych w samorządach może pojawić się opcja "Polska XXI". Kolejna prawicowa inicjatywa pod skrzydłami Dutkiweicza i Ujazdowskiego może napsuć krwi tak PO, jak i PiS. Bardziej moim zdaniem tym pierwszym, bowiem brzmi ona jak PO 2.0, a dla większości twardego, wykluczonego elektoratu PiS nie będzie ona specjalnie atrakcyjna. Przyjmijmy zatem, że i ona zdobywa te 7% - co wtedy mamy w naszych na razie stojących niewzruszenie słupkach? Dystans między Platformą a partią Kaczyńskiego zmniejsza się, ale ma za to nowego, dużo bardziej od PSL przewidywalnego koalicjanta. Jeśli partie lewicowe nie pójdą po rozum do głowy, może czekać nas długoletnia dominacja sił konserwatywno-neoliberalnych, a tego mało kto chyba chce. Jednocześnie dość trudno powiedzieć, skąd ma nadejść wybawienie od tej groźby. Najbliższe miesiące muszą przynieść odpowiedź na to pytanie.
W obliczu w sumie dość monotonnego badania warto wybiec w przyszłość i zanalizować, co może stać się w przyszłości, jeżeli słowa staną się ciałem i dwie nowe formacje na scenie politycznej faktycznie zaistnieją. Pierszą z nich, która raczej na pewno już pojawi się na wybory do Parlamentu Europejskiego, jest szeroko pojęta Centrolewica. Jej trzonem ma być SDPL i PD - partie, które we wrześniu zdobyły łącznie 2,5% poparcia społecznego. W swojej koalicji widzą też Partię Kobiet i Zielonych, ale tak PK, jak i my mamy jeszcze przed sobą decyzję o formie startu, uzależnioną od zgodności programowej i tego, czy dwa proponujące podmioty zamierzają traktować nas po partnersku. Po rozpadzie LiD do mediów przeciekła informacja, że tego typu formacja na "lewo od PO" mogłaby liczyć na 7% poparcia - tyle, co wówczas SLD. Gdyby inne partie uzyskałyby takie same wyniki, dałoby im to 4 mandaty w europarlamencie i 20 w Sejmie. Jest zatem o co walczyć.
Po pierwsze, sytuacja tak nagłego skoku poparcia da się wytłumaczyć poprzez schemat synergii, streszczający się w haśle "2+2=5". Wyborczynie i wyborcy premiują za jedność, natomiast kwestią otwartą jest to, z tą premią zrobi się później. W 2005 roku Partia Demokratyczna dostała olbrzymi kredyt zaufania, bo 12?, który roztrwoniła do poziomu 2,45%. Ważne więc, by w ewentualnej kampanii podkreślać młodość, świeżość i profesjonalizm, a nie zanudzać "autorytetami" i sztywną kampanią bez pomysłu. Inaczej te 7% równie szybko może zmienić się w 0,7%...
Inną kwestią jest też to, komu ta inicjatywa ma szanse odebrać głosy. Może przede wszystkim sięgnąć po głosy osób niezdecydowanych, których w niektórych sondażach bywa nawet po 20%. Dodatkowo, skoro w kategoriach werbalnych PO skręca w prawo, to osoby, którze w 2007 taktycznie przerzuciły swój głos z LiD na PO, teraz mogą zechcieć wspomóc nową formację. Nie za bardzo dawałbym głowę za przepływ elektoratu z terenów SLD - skoro partia ta nie traci na werbalnym radykaliźmie, znaczy to, że jednak formacja wypełniająca tego typu niszę ma rację bytu. Mylić się jest jednak rzeczą ludzką, więc upierać się nie zamierzam.
Za dwa lata na kartkach wyborczych w samorządach może pojawić się opcja "Polska XXI". Kolejna prawicowa inicjatywa pod skrzydłami Dutkiweicza i Ujazdowskiego może napsuć krwi tak PO, jak i PiS. Bardziej moim zdaniem tym pierwszym, bowiem brzmi ona jak PO 2.0, a dla większości twardego, wykluczonego elektoratu PiS nie będzie ona specjalnie atrakcyjna. Przyjmijmy zatem, że i ona zdobywa te 7% - co wtedy mamy w naszych na razie stojących niewzruszenie słupkach? Dystans między Platformą a partią Kaczyńskiego zmniejsza się, ale ma za to nowego, dużo bardziej od PSL przewidywalnego koalicjanta. Jeśli partie lewicowe nie pójdą po rozum do głowy, może czekać nas długoletnia dominacja sił konserwatywno-neoliberalnych, a tego mało kto chyba chce. Jednocześnie dość trudno powiedzieć, skąd ma nadejść wybawienie od tej groźby. Najbliższe miesiące muszą przynieść odpowiedź na to pytanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz