Kiedy słucham o tym, jak to powinno się dyskutować z pewnymi poglądami politycznymi, zakładającymi nierówność ludzi ze względu na ich pochodzenie etniczne, ogarnia mnie przerażenie. W liberalnej demokracji spektrum wyrażanych opinii potrafi być niezwykle szerokie, jest miejsce na debatę o wielu sposobach urządzania wspólnoty obywatelskiej. Kiedy jednak proponuje mi się debatę z formacjami, które żerują na ludzkim strachu, snując przerażające wizje "rasowego zagrożenia", stanowczo odmawiam. Demokracja wymaga, by aktywnie jej bronić, zaś uprawomacnianie poglądów w stylu Brytyjskiej Partii Narodowej albo też rodzimego, protestującego przeciw badaniom naukowym Aliny Cały Obozu Wielkiej Polski brzmi jak jakieś koszmarne niezrozumienie idei liberalizmu. Zakłada ona w swej podstawie, że można robić to, co się komu żywnie podoba, dopóty, dopóki nie czyni się komuś krzywdy. Kiedy druga strona wyraźnie nie zamierza wchodzić z nami w dialog i atakuje podstawy prowadzenia debaty w demokratycznym państwie, nie musimy czuć się zobowiązani do dyskutowania. Byłoby to równie absurdalne, jak oczekiwać od osoby atakowanej przez napastnika, by zaczęła z nim rozmawiać w nadziei, że przekonają go racjonalne argumenty. Cóż, ludzie nie zawsze kierują się w swym życiu racjonalnymi kryteriami i warto to szanować, zamiast bawić się w moralizowanie - a uwierzcie mi, opinie o tym, że z OWP należy dyskutować widziałem na własne oczy.
Kiedy widzimy brunatne, tudzież czarne koszule, nieodzownie przypomina się jedna z większych tragedii współczenego świata - tragedia XX-wiecznych totalitaryzmów. Ambitne projekty zupełnej przebudowy społeczeństw przyniosły wiele milionów ludzkich śmierci. Bolszewizm, faszyzm, kolonializm - wszystkie te idee, mające na celu "uratowanie człowieka", pokazały, jak głęboki jest potencjał do degeneracji stworzonej przez człowieka kultury. Po dziś dzień zrozumienie niektórych idei i postaw wobec idei dla nas wydających się sprzecznymi ze zdrowym rozsądkiem wydaje się skrajnie trudne. Jeszcze trudniej, pomimo rozlicznych opracowań, uwierzyć w to, że wizja świata promowana np. przez Adolfa Hitlera mogła porwać tłumy. Jeśli ktoś chciałby spróbować zmierzyć się z tym intelektualnym problemem, nie sposób nie polecić świeżo przeczytanej przeze mnie książki Rosy Sali Rosy - "Krytyczny słownik mitów i symboli nazizmu".
Autorka, katalońska romanistka i germanistka już na wstępie wskazuje, że badania nad nazizmem nie należą do najprostszych. Angażując się w nie, trudno relacjonować z naukowym chłodem nazistowskie zbrodnie, irracjonalną dla nas machinę śmierci, której kres przyniosła dopiero II Wojna Światowa i zwycięstwo aliantów. Rosa proponuje zmierzenie się z systemem poprzez najważniejsze dla niego hasła, ułożone w encyklopedycznym, subiektywnym katalogu autorki. Poznawanie historycznego podłoża głównych idei hitleryzmu skłania do zastanowienia nad tym, jak bardzo hasła te dziś zdają się dla nas absurdalne. A jednak w swej absurdalności nadal potrafią oczarowywać - sam zetknąłem się z tym problemem, kiedy wraz z Ireną Kołodziej zbieraliśmy podpisy przeciwko budowie na terenie Polski amerykańskich instalacji militarnych, gdy pewien starszy pan usiłował nam udowodnić, że Hitler tak naprawdę nie miał nic przeciwko Polakom, tylko nie znosił Żydów i Romów. Cóż, nie przekonał nas co to swojej teorii.
Popatrzmy na tylko kilka kwestii z bogatego nazistowskiego skarbca "aryjskiej wiedzy" - całkiem poważnie w III Rzeszy sądzono, że świat powstał w wyniku uderzenie w pierwotną kulę ognia jakiegoś sporego lodowca, przez co powstało słońce i poszczególne planety, Jezus Chrystus był Aryjczykiem, bowiem w czasach rzymskich w Galilei miało nie być Żydów, a sami Aryjczycy mieli pochodzić od dawnej cywilizacji Atlantydy, po której ślady chcialno szukać w Boliwii i Tybecie? A wszystko jak najbardziej serio - na badania w obrębie departamentu SS "Dziedzictwo Przodków" wydawano całkiem spore sumy, przydatne na przykład w poszukiwaniu... Graala. Tego typu badania miały pokazać odwieczność i świetność kultury germańskiej i stworzyć podstawy do nowej religii neopogańskiej, odrzucającej chrześcijańskie miłosierdzie.
Sama ideologia nazistowska w dość unikalny sposób łączył to, co racjonalne, z tym, co irracjonalne. Nie odrzucała wiary, przy czym chrześcijańskiego, antropomorficznego Boga miały zastąpić siły przyrody. Nowa, "aryjska nauka" miała być oczyszczona z nieprawomyślnych elementów, takich jak fizyka einsteinowska, czy też z książek żydowskich autorów, palonych przed uniwersytetami. Chciała tworzyć nowy, spójny system myślenia, aczkolwiek daleko było mu do doskonałości. Przykładem kwestia długotrwałego przeżycia narodu żydowskiego w diasporze - zgodnie z brutalnie stosowanymi zasadami ewolucji ich wysoki stopień przeżywalności, dobra higiena etc. powinny świadczyć o byciu "rasą wyższą" (bo za odrębną rasę zaczęła uważać ich kolejna, XIX-wieczna fala europejskiego antysemityzmu) - hitlerowcy tłumaczyli to inaczej, uznając zdolność do dostosowania się do otoczenia niczym... pasożyty. W ten oto sposó cała grupa etniczna, mająca rzekomo "złą krew", miała być skazana na zagładę i wyjęta poza nawias społeczności ludzkiej i zwierzęcej.
Hitlerowskie idee rzuciły cień na sporą grupę ciekawych zjawisk kulturowych, na które dziś patrzy się z podejrzliwością. Swastyka, święty znak życia i szczęścia w hinduizmie, w europejskim kręgu kulturowym jest nie do odzyskania dla neutralnego myślenia o niej - trudno zresztą się dziwić. Także podejście nazizmu do środowiska sprawiło, że po dziś dzień ekonazizm funkcjonuje - szczęśliwie na absolutnym politycznym marginesie. Poczucie przegranej, upowszechnienie mitu o ciosie w plecy, tendencje rewanżystowskie wśród niemieckiej prawicy - wszystkie te czynniki złożyły się na stworzenie atmosfery gotowości do akceptacji nowej, mającej nieść zbawienie ideologii. Wiara w nią potrafiła przyjmować tak karykaturalne formy, jak przekonanie towarzyszące alianckim bombardowaniom, że ściany na których wiszą portrety Adolfa Hitlera nie ulegną zawaleniu. Jeśli chcecie wiedzieć więcej - polecam lekturę, satysfakcjonującą intelektualnie i zarazem szokującą poznawczo.
Kiedy widzimy brunatne, tudzież czarne koszule, nieodzownie przypomina się jedna z większych tragedii współczenego świata - tragedia XX-wiecznych totalitaryzmów. Ambitne projekty zupełnej przebudowy społeczeństw przyniosły wiele milionów ludzkich śmierci. Bolszewizm, faszyzm, kolonializm - wszystkie te idee, mające na celu "uratowanie człowieka", pokazały, jak głęboki jest potencjał do degeneracji stworzonej przez człowieka kultury. Po dziś dzień zrozumienie niektórych idei i postaw wobec idei dla nas wydających się sprzecznymi ze zdrowym rozsądkiem wydaje się skrajnie trudne. Jeszcze trudniej, pomimo rozlicznych opracowań, uwierzyć w to, że wizja świata promowana np. przez Adolfa Hitlera mogła porwać tłumy. Jeśli ktoś chciałby spróbować zmierzyć się z tym intelektualnym problemem, nie sposób nie polecić świeżo przeczytanej przeze mnie książki Rosy Sali Rosy - "Krytyczny słownik mitów i symboli nazizmu".
Autorka, katalońska romanistka i germanistka już na wstępie wskazuje, że badania nad nazizmem nie należą do najprostszych. Angażując się w nie, trudno relacjonować z naukowym chłodem nazistowskie zbrodnie, irracjonalną dla nas machinę śmierci, której kres przyniosła dopiero II Wojna Światowa i zwycięstwo aliantów. Rosa proponuje zmierzenie się z systemem poprzez najważniejsze dla niego hasła, ułożone w encyklopedycznym, subiektywnym katalogu autorki. Poznawanie historycznego podłoża głównych idei hitleryzmu skłania do zastanowienia nad tym, jak bardzo hasła te dziś zdają się dla nas absurdalne. A jednak w swej absurdalności nadal potrafią oczarowywać - sam zetknąłem się z tym problemem, kiedy wraz z Ireną Kołodziej zbieraliśmy podpisy przeciwko budowie na terenie Polski amerykańskich instalacji militarnych, gdy pewien starszy pan usiłował nam udowodnić, że Hitler tak naprawdę nie miał nic przeciwko Polakom, tylko nie znosił Żydów i Romów. Cóż, nie przekonał nas co to swojej teorii.
Popatrzmy na tylko kilka kwestii z bogatego nazistowskiego skarbca "aryjskiej wiedzy" - całkiem poważnie w III Rzeszy sądzono, że świat powstał w wyniku uderzenie w pierwotną kulę ognia jakiegoś sporego lodowca, przez co powstało słońce i poszczególne planety, Jezus Chrystus był Aryjczykiem, bowiem w czasach rzymskich w Galilei miało nie być Żydów, a sami Aryjczycy mieli pochodzić od dawnej cywilizacji Atlantydy, po której ślady chcialno szukać w Boliwii i Tybecie? A wszystko jak najbardziej serio - na badania w obrębie departamentu SS "Dziedzictwo Przodków" wydawano całkiem spore sumy, przydatne na przykład w poszukiwaniu... Graala. Tego typu badania miały pokazać odwieczność i świetność kultury germańskiej i stworzyć podstawy do nowej religii neopogańskiej, odrzucającej chrześcijańskie miłosierdzie.
Sama ideologia nazistowska w dość unikalny sposób łączył to, co racjonalne, z tym, co irracjonalne. Nie odrzucała wiary, przy czym chrześcijańskiego, antropomorficznego Boga miały zastąpić siły przyrody. Nowa, "aryjska nauka" miała być oczyszczona z nieprawomyślnych elementów, takich jak fizyka einsteinowska, czy też z książek żydowskich autorów, palonych przed uniwersytetami. Chciała tworzyć nowy, spójny system myślenia, aczkolwiek daleko było mu do doskonałości. Przykładem kwestia długotrwałego przeżycia narodu żydowskiego w diasporze - zgodnie z brutalnie stosowanymi zasadami ewolucji ich wysoki stopień przeżywalności, dobra higiena etc. powinny świadczyć o byciu "rasą wyższą" (bo za odrębną rasę zaczęła uważać ich kolejna, XIX-wieczna fala europejskiego antysemityzmu) - hitlerowcy tłumaczyli to inaczej, uznając zdolność do dostosowania się do otoczenia niczym... pasożyty. W ten oto sposó cała grupa etniczna, mająca rzekomo "złą krew", miała być skazana na zagładę i wyjęta poza nawias społeczności ludzkiej i zwierzęcej.
Hitlerowskie idee rzuciły cień na sporą grupę ciekawych zjawisk kulturowych, na które dziś patrzy się z podejrzliwością. Swastyka, święty znak życia i szczęścia w hinduizmie, w europejskim kręgu kulturowym jest nie do odzyskania dla neutralnego myślenia o niej - trudno zresztą się dziwić. Także podejście nazizmu do środowiska sprawiło, że po dziś dzień ekonazizm funkcjonuje - szczęśliwie na absolutnym politycznym marginesie. Poczucie przegranej, upowszechnienie mitu o ciosie w plecy, tendencje rewanżystowskie wśród niemieckiej prawicy - wszystkie te czynniki złożyły się na stworzenie atmosfery gotowości do akceptacji nowej, mającej nieść zbawienie ideologii. Wiara w nią potrafiła przyjmować tak karykaturalne formy, jak przekonanie towarzyszące alianckim bombardowaniom, że ściany na których wiszą portrety Adolfa Hitlera nie ulegną zawaleniu. Jeśli chcecie wiedzieć więcej - polecam lekturę, satysfakcjonującą intelektualnie i zarazem szokującą poznawczo.