
To, że PO wygrała we wszystkich stołecznych dzielnicach zasadniczo nie dziwi. Również dzielnice, w których partia Donalda Tuska odnosi największe sukcesy, zdają się oczywiste - to Ursynów, Wilanów i Białołęka, a więc obszary nowego budownictwa, zamieszkałe przez młodych ludzi, mających potencjał stania się rodzimą klasą średnią. PiS w żadnej części miasta nie zdołał przekroczyć 30% - największe poparcie uzyskał na prawym brzegu miasta, traktowanym przez władze samorządowe po macoszemu. Obok Pragi Północ wyróżnić możemy też Targówek i Wawer. Poparcie dla tych partii jest ze sobą ściśle powiązane - najsilniejsze dzielnice Platformy są zarazem najsłabszymi Prawa i Sprawiedliwości i odwrotnie. Rozrzut poparcia dla tych partii jest dość spory - PO zdobywa od 47,8% do 62,1%, a PiS - od 15,9 do 27,7%.
Analizując z kolei poparcie dwóch list lewicowych - SLD-UP i CentroLewicy - możemy spostrzec, że Sojusz Lewicy Demokratycznej zdobywa większe poparcie w dzielnicach demograficznie starszych - a więc na Mokotowie, Bemowie i Rembertowie, podczas gdy PdP obok silnego wsparcia na Ochocie i Mokotowie pochwalić się może większą popularnością w skali miasta na Ursynowie. Porównując jednak 5 dzielnic najprzychylniejszych tym formacjom zauważymy, że nie różnią się one tak znacząco. Dla CentroLewicy życzliwszy okazał się słabszy dla SLD Żoliborz. Ogólnie, patrząc na przedział poparcia w żadnej z miejskich dzielnic PdP nie przegoniło SLD-UP, zdobywając od 3,3 do 4,8% - partia Grzegorza Napieralskiego z kolei oscylowała od 6,6 aż do 14,5%. Złośliwi mogą stwierdzić, że Mokotów to dzielnica w której sporo jest "beneficjentów poprzedniego ustroju", jednak nie tym mam zamiar się zajmować.
Kiedy z poparcia dla PdP wydestylujemy głosy oddane na Zielonych (a więc Agnieszkę Grzybek i Krystiana Legierskiego), wychodzi nam dość ciekawa prawidłowość. Wychodzi nam bowiem, że jesteśmy... "partią metra warszawskiego" - 4 z 5 dzielnic, w których mieliśmy największe poparcie, leży właśnie przy tym środku lokomocji, co w obliczu planów jego poszerzania o kolejną nitkę pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość:) Serio zaś mówiąc - pokazuje to dość spore pole rażenia zielonej polityki, jak również i to, że kryterium wyróżniającym obecny elektorat jest bardziej wykształcenie niż wiek, zbliżone poparcie (między 0,52 a 0,62%) notujemy zarówno na młodym Ursynowie, jak i na "starszych" - Żoliborzu i Mokotowie. Wyskie wsparcie na Pradze Północ, poza byciem dzielnicą Agnieszki Grzybek, można z kolei wytłumaczyć faktem stawania się "trendy" obszarem, do którego ciągną środowiska artystyczne i młoda inteligencja, bardziej skora do głosowania na zielone idee.
Wydaje się, że zróżnicowanie terytorialne "zielonego głosu" tworzy swego rodzaju oś centrum-peryferia, przy czym centrum, bardziej niż ściśle geograficznie, jest tutaj zorganizowane wokół metra. W tej koncepcji Ursynów do centrum należy, natomiast zbliżona demograficznie Białołęka albo geograficznie - Wilanów - już nie, co tłumaczyłoby złabszy wynik tamże (odpowiednio 0,42% i 0,37%). Trzy dzielnice, w których osiągnęliśmy najgorsze wyniki (0,2-0,25%) to Wesoła, Ursus i Wawer, a więc obszary, na których trudno dotrzeć bezpośrednio do wyborców i w skali miasta dość peryferyjne. Jeśli ktoś w tych dwóch pierwszych nie mieszka przy stacji kolejowej, przekonuje się o tym na własnej skórze.
Biorąc pod uwagę małą wielkość liczby osób głosujących na Zielonych trudno wyrokować na temat potencjalnej przyszłej strategii. Warto jednak przypomnieć, że w 2006 roku, podczas wyborów samorządowych, 59 osób startujących z naszych list osiągnęło łączny wynik 11.210 głosów. Tym razem, przy mniejszej liczbie osób głosujących (niecałe 590 tysięcy w porównaniu do prawie 670 tysięcy 3 lata temu) dwójka osób kandydujących zdołała zdobyć prawie 2.700 głosów - w sytuacji, gdy cała lista w Warszawie zdobyła ich niecałe 24 tysiące. W dużej mierze "najpopularniejsze" dzielnice z 2006 i 2009 pokrywają się - wówczas największe poparcie mieliśmy w okręgu ursynowsko-wilanowskim, w Śródmieściu, na Woli i Bemowie, Pradze Północ i Białołęce oraz w okręgu żoliborsko-bielańskim. Tym razem zachodnią część miasta zastąpił Mokotów.
Wydaje się - patrząc na te dane - że głównymi obszarami, na których w najbliższym czasie Zieloni będą mogli liczyć na większe wsparcie, to dzielnice leżące wzdłuż metra, ale też Praga Północ i Białołęka. Szczególnie mocno należy nastawić się na dwie grupy ludzi - "młodą inteligencję", rozumiejącą kwestie zrównoważonego rozwoju, dziś głównie wspierającą PO, a także osoby z wyższym wykształceniem, zamieszkujące "starsze" dzielnice, takie jak Mokotów czy Żoliborz, bardziej skore do tej pory do oddania głosu na SLD. Śródmieście, zarówno ze względu na naturalny potencjał "agitacyjny" i na życzliwość mieszkanek i mieszkańców również nie powinno być zapomniane. Niezależnie jednak od tego, gdzie popiera nas więcej osób, a gdzie mniej, jedno jest pewno - musimy mieć ofertę, która odpowiada na potrzeby całego miasta i nie zostawia nikogo z tyłu. Bez tej konstatacji zielona polityka nie istnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz