29 marca 2008

Co ma piernik do wiatraka, czyli muranowskie podwórko do tarczy antyrakietowej

Moje podwórko na Muranowie jest dość szczelnie zastawione parkującymi samochodami. Nic nowego – tak jest wszędzie. Odkąd samochód z przedmiotu luksusowego stał się – dzięki bankowym kredytom – dostępny praktycznie każdemu, każdy centymetr kwadratowy powierzchni zajmują parkujące auta. Miasto przestało być miastem dla ludzi, stało się miastem dla maszyn. Groźne wizje futurologów stają się ciałem.

Nie jest wyjątkiem także i to, że wjazdu na podwórko broni z dwóch stron znak zakazu. Z wyłączeniem służb miejskich. Znak stoi – auta wjeżdżają i parkują. Pani z parteru od lat płacze, że ze względu na spaliny nie sposób otworzyć okno. I nic. Agresja samochodów jest silniejsza.


W końcu mi zajarzyło, że tak być nie musi. Po co w końcu, do licha, stoi ten znak zakazu? Trzeba go egzekwować! Poszłam do Straży Miejskiej.

Tam się dowiedziałam, że Straż w tej sprawie nic zrobić nie może, bo znaki oddzielają podwórko od wewnętrznej drogi osiedlowej, lokalnej, a Straż ma uprawnienia do działania tylko w rejonie dróg publicznych. Sposobem na pozbycie się aut – powiedziano mi - jest ustawienie szlabanu, co leży w gestii Zarządu Wspólnoty oraz administracji.

Postaram się do tego doprowadzić. Musimy odzyskać nasze podwórko zawłaszczone przez agresywne maszyny. Rzecz jednak w tym, że przy okazji wywiązała się następująca rozmowa:


Ja: - Myślę, że niezależnie od wszystkiego samochodów jest po prostu za dużo. Już niedługo wszyscy będziemy musieli pomyśleć o zmianie stylu życia, bo samochody z narzędzia, które miało nam je ułatwiać, zmieniły się w coś, co życie szalenie utrudnia. Jak widzę tych nieszczęsnych kierowców stojących w kilometrowych korkach, to ich po prostu nie rozumiem. Ja bym sobie w łeb strzeliła, jak bym miała tak stać!


Strażnik: - No tak, proszę pani, to prawda, a l e c z y m a j ą i n n e w y j ś c i e?


No właśnie. M a j ą! Wysiąść z samochodu i pojechać tramwajem, autobusem, metrem, rowerem. Nawet przy bardzo niedoskonałej jak na razie komunikacji zbiorowej przejazd z jednego końca miasta na drugi jest szybszy, gdy się z niej korzysta, niż gdy się pełznie autem. Rozumiem, że musi jeździć nim na co dzień właściciel firmy budowlanej, wożący narzędzia i materiały, ale urzędnik bankowy z Błękitnego Wieżowca? Albo policjant z Komendy Stołecznej? Czy – prawdopodobnie – strażnik, z którym rozmawiałam? Wożący siebie samego + powietrze?


Ale im po prostu dotąd nie przyszło do głowy, że może być inaczej. Że są ofiarą koncernów samochodowych i banków, które, aby podtrzymać swoje istnienie, status i dochody, wmówiły im, że bez auta żyć się nie da. Uczyniły zeń przedmiot aspiracji, symbol życiowego powodzenia, idola, bożka. Wszyscy nieustannie bijemy mu pokłony. Wydajemy mnóstwo kasy na jego utrzymanie, stoimy cierpliwie w korkach w drodze do i z pracy, wdychamy toksyczne wyziewy, szykując sobie prędzej czy później przyjemnego raczka. Nic to! Bóstwo wymaga ofiar. I nawet nie zauważamy, że to my służymy samochodowi, a nie samochód nam.


Tak jest z każdą pozorną oczywistością. Dopóki ktoś nie krzyknie: Eureka! Można inaczej!


No więc krzyczę: EUREKA! MOŻNA INACZEJ!


Poczytajcie sobie nasze „Zielone miasto nowej generacji”. Do pobrania w pdf z naszej strony
www.zieloni2004.pl Założę się, że w takim mieście każdy z nas chciałby żyć. A nie w takim, jakim jest obecna Warszawa.

A co ma tytułowy piernik do wiatraka? Ma. Bo i o tarczy, zbrojeniach, wojskowych „misjach” itp. wielu ludzi, skądinąd dobrej woli, myśli: No tak, to nie jest OK, ale przecież inaczej się nie da. Taki już jest ten świat.


Otóż da się! Wystarczy wyjść z myślowej koleiny i dopuścić możliwość, że ten świat może być inny. Że jego problemy można rozwiązywać na drodze pokojowej, a nie poprzez walenie w mordę (czytaj: spuszczanie bomb). Każda społeczna zmiana zaczynała się od tego, że ktoś, a w ślad za nim coraz większa liczba ludzi, doznał olśnienia: MOŻNA INACZEJ!


Popuśćmy wodze wyobraźni.


Wyjdźmy z myślowej koleiny.


Świat jest i będzie taki, jakim go sobie wymyślimy.


Na podwórku i w skali globu.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

A mi się coś udało http://komunalny.pl/index.php?name=archive&op=show&id=8612
Dwa lata temu podworko parking w srodku Szczecina zamienilismy wspolnie z sasiadami (rowniez z tymi ktorzy wczesniej parkowali) w oryginalny ogrod - patrz zdjecie w linku (artykul w Zieleni Miejskiej). I jeszcze udalo sie cos zdzialac w skali calego miasta... Pozdrawiam. Artur

Anonimowy pisze...

Hej, Arturze! Wygląda na to, że jesteś Arturem Krzyżańskim, który w swoim czasie współpracował ze Stowarzyszeniem na Rzecz Ekologicznego i Rolniczego Postępu (SERP. Otworzyłam podany link, a potem dalsze... i w ten sposób Cię zidentyfikowałam:)
Gratuluję podwórka! Rewelacja! A jeśli przeczytasz ten post, odezwij się jeszcze kiedyś na tym blogu. Wygląda na to, że nadal nam po drodze:)
Pozdrawiam, Irena

Anonimowy pisze...

Witam i polecam link do mojego blogu z m.in. zdjeciami nowego-starego podworka: http://www.mmszczecin.pl/blog/97/zielony.html
Pozdrawiam Anonimowego... Artur

Anonimowy pisze...

..tzn. pozdrawiam Irenę :)
Artur

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...