30 maja 2008

Walka o swoje, walka o przyszłość

Niedawny strajk nauczycieli zrobił wrażenie. Dawno nie było tak dużego poruszenia pracowniczego w naszym kraju. Pielęgniarki owszem, swoje białe miasteczko miały, ale tym razem wszystko stanęło jednocześnie. Były miejscowości (całkiem spore), gdzie do szkoły przyszło jedno albo dwójka dzieci. Nawet duża grupa sceptycznie nastawionych mediów zaczęła opisywać całe zdarzenie w dużo bardziej korzystnej niż do tej pory formie. Być może wpływ na to ma "polityka miłości" Donalda Tuska, który również deklaruje sympatię dla podwyżek pensji nauczycielek i nauczycieli. Wydaje się jednak, że coraz bardziej widać, że edukacja jest inwestycją w przyszłość, a marne zarobki ludzi, mających przekazywać wiedzę młodym ludziom wystawiają fatalne świadectwo politykom odmieniającym słowo "przyszłość" we wszystkich przypadkach.

We współczesnym świecie, gdzie powoli, ale konsekwentnie przechodzimy na gospodarkę opartą na wiedzy (procesy uprzemysłowienia nadal stoją przed Globalnym Południem, podczas gdy Północ stawia na coraz bardziej wymyślne usługi), inwestycje w edukację są dobrą lokatą. Widać to po krajach skandynawskich, a już w szczególności po Finlandii. Kraj ten, mający olbrzymie problemy gospodarcze po upadku Związku Radzieckiego, zdecydował się postawić na stworzenie silnej, państwowej placówki naukowej. Efekty widać gołym okiem - kraj ten jest istnym siedliskiem nowoczesnych technologii, fińska szkoła zaś, stawiająca na kooperację a nie na wyniszczającą rywalizację, plasuje się na bardzo wysokim miejscu jeśli chodzi o jakość kształcenia. Że o poszanowaniu ekologii i o poziomie społecznego egalitaryzmu nie wspomnę...

Tymczasem my ugotowaliśmy sobie maturę skrępowaną kluczem jedynie słusznych interpretacji. Nie mówiąc już o nauczycielach, którzy mogą sobie spokojnie pracować po kilkanaście lat i zarabiać np. 1.400 złotych. Wczytajmy się w dane przytoczone przez "Rzeczpospolitą" - najwyższa pensja nauczycielska to ok. 2.400 zł brutto, co przekłada się np. na najniższe w UE zarobki 10-letniego praktyka w całej Wspólnocie. We wspomnianej już wcześniej Finlandii "belfrowie" przy podobnej ilości przepracowanych godzin zarabiają ponad 3 razy więcej. Nie jest też prawdą, że pracują mało - nie wyróżniamy się ani w jedną, ani w drugą stronę.

Być może winą jest tutaj... feminizacja zawodu? Nie żebym miał coś przeciw nauczycielkom - wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że w politycznym odbiorze - nie wnikam, czy świadomie czy nie - zawody z przewagą kobiet traktowane są (niestety!) jako drugorzędne. Przykład pielęgniarek i ich płac pokazuje to dość dobitnie. Nie będą przecież rozbijać szyb w Kancelarii Premiera, co najwyżej ją poblokują, zatem nie są traktowane jako realny podmiot politycznej gry. Efektem tegoż jest fakt, że w sporej części nauczycielskich rodzin się nie przelewa, a satysfakcja z pracy zbyt wielką nie jest.

Bądźmy zatem szczerzy - bez pieniędzy lepiej nie będzie. Już teraz jest niełatwo, ale szkoły jakoś sobie radzą - lepiej lub gorzej. Gdy przestaniemy już podniecać się chybionym pomysłem szemranej "tarczy antyrakietowej", gdy wreszcie wycofamy swe wojska z Iraku i Afganistanu, być może wówczas zauważymy olbrzymi drenaż mózgów, dokonujący się na naszych oczach. Ludzie, pozbawieni szans na godną płacę i godną pracę uciekają, korzystając ze swobody poruszania się w obrębie Unii Europejskiej. Po rozlicznych szkołach i uczelniach nierzadko nie zdają sobie sprawy ze swych praw jako obywatelki i obywatele, konsumentki i konsumenci, pracownice i pracownicy. Frustracja ogarniać może zarówno uczących, jak i nauczanych.

Panie Premierze - proszę słuchać ludzi, którzy tworzą naszą przyszłość! Bez nich będziemy tylko tanią siłą roboczą, a nie pełnoprawnie korzystającymi z możliwości, jakie otwiera przed nami świat. Niestety, słuchając wielu wypowiedzi obawiam się, czy to właśnie nie jest celem ekipy Donalda Tuska.

29 maja 2008

Polska A i Z

O biedzie nie mówi się już tak dużo jak kiedyś. Po niemal 20 latach od transformacji powraca bądź to w konwencji leniów i obiboków, którzy sami są winni swemu losowi, bądź też w sensacyjnych reportażach o alkoholizmie, przemocy domowej i innych tego typu przyjemnościach. Debaty na temat źródeł tego stanu rzeczy nie ma, albowiem jedynym akceptowanym dyskursem jest ten mówiący o transformacji ustrojowej jako o pełnym sukcesie w drodze do "polskiego kapitalizmu". Jeśli nie zgadzają się z takim postawieniem sprawy liczby (60% Polek i Polaków żyjących poniżej minimum socjalnego, ok. 13% - poniżej biologicznego, a więc zapewniającego normalne, fizyczne przeżycie, o czym pisze GUS) - tym gorzej dla liczb. Z tego też tytułu fakt, że 35% z nas nie stać na zakup mięsa wygląda dobrze z perspektywy sytych i zadowolonych - problem w tym, że takie osoby często nie stać na zdrową, zbilansowaną dietę ze wszystkimi składnikami odżywczymi, tak więc o zdrowym trybie życia trudno tu mówić.

Kiedy w 1989 roku Leszek Balcerowicz prezentował swój projekt szybkich zmian gospodarczych, ekipa postsolidarnościowa przyjęła go z entuzjazmem. Gorzej z mentorami tych zmian, pozostającymi pod wpływem testowanej przez Chile Pinocheta Szkoły Chicagowskiej, którzy mieli łapać się za głowy widząc wpierw pomysły, a następnie ich realizację. Trudno uznać, że to winą osób zamieszkałych w dawnych Państwowych Gospodarstwach Rolnych dokonano ich rozwiązania, miast wzorem ówczesnej Czechosłowacji zamienić je na gospodarstwa spółdzielcze. Wystarczyło tylko trochę dobrej woli, której zabrakło w procesie nieustającej walki z inflacją. By oddać sprawiedliwość - była wysoka i utrzymywanie jej na poziomie kilkuset procent nikomu nie służyło. Problem w tym, że terapii szokowej nie towarzyszyły środki ją łagodzące.

Mówiąc o "dawaniu wędki, a nie ryby" najczęściej nie dawano nic. System zasiłków i innych osłon socjalnych, dziurawy jak sito, nie spełniał swojej roli niwelowania społecznych dysproporcji. Latami brakowało skutecznego systemu zachęt do podejmowania pracy - zamiast tego oczekiwano, że ludzie, którzy przez kilkadziesiąt lat żyli w PRL natychmiast wezmą sprawy we własne ręce i przestawią się na tory agresywnego kapitalizmu. Mówiono o inwestycjach w naukę, a po dziś dzień nie powstał system stypendiów tak dla najzdolniejszych, jak i dla najpilniejszych uczennic i uczniów. W żaden sposób nie myśli się o tym, jak nie replikować łańcucha biedy tak, aby dzieci ofiar transformacji same nie stawały się ofiarami. Zamiast tego daje im się świecące, kolorowe programy w telewizji, powodujące wzrost poczucia frustracji i bycia przegranymi w wyścigu szczurów.

Redukcje zatrudnienia, elastyczne formy pracy, niskie zarobki w supermarketach - to symbole zmian dla tych, którzy jeszcze w tym wyścigu pozostali, ale przypadły im w nim bardzo słabe miejsca. Brak szacunku dla pracownic i pracowników, molestowanie seksualne, wielokilogramowe ładunki do przenoszenia - to wszystko łączy się w pewną logiczną całość. Jednocześnie nikomu przez tyle lat nie przyszło do głowy, że papierów wymaganych do rejestracji własnej firmy jest za dużo i zajmują mnóstwo czasu. Przetrącono kark związkom zawodowym, a wszelkie formy protestu pozostałych jeszcze, silnych grup, takich jak górnicy, pielęgniarki czy nauczyciele, nazywa się "populistycznymi" i robi wszystko, by do końca osłabić i tak wątłą pozycję organizacji pracowniczych. Nic to, że nawet w Irlandii, rzekomym "liberalnym raju" (o poziomie i jakości "socjału" niewyobrażalnym w Polsce) mają większy poziom uzwiązkowienia - tym gorzej dla faktów.

Brakuje w debacie publicznej tego typu kwestii. Jeszcze niedawno można było mieć nadzieję, że w końcu wejdzie ona do dyskusji - dzięki rządom PiS i sukcesom Samoobrony i LPR. Populistyczna reakcja była tu przecież efektem tego, że każda kolejna ekipa sporo obiecywała najbiedniejszym wiedząc, że bez nich nie ma szans w wyborach, a potem szybko wycofywała się z możliwości ich realizacji. Chyba najbardziej skrajnym tego przykładem było SLD Leszka Millera, który wpierw obiecywał wyrośnięcie gruszek na wierzbie, a następnie ciął deficyt budżetowy głównie kosztem najsłabiej sytuowanych. Teraz, gdy ceny żywności idą w górę, nadal nie ma miejsca na debatę o tym, że np. według badań CBOS z kwietnia tego roku aż 65% Polek i Polaków chce, żeby system podatkowy szedł w kierunku mniejszych obciążeń dla najbiedniejszych i większych - dla najbogatszych, tymczasem idziemy śmiało w kierunku podatku liniowego. Marzeń o wrażliwym społecznie państwie nie ma kto spełnić. Panów w garniturach na Wiejskiej ludzkie historie mało wzruszają.

28 maja 2008

Zazielenianie pogranicza

Nie wypada mi zrobić nic innego, niż pogratulować północnoniemieckim Zielonym, którzy startowali w lokalnych wyborach w Szlezwiku-Holsztynie. Partia ta powoli zaczyna odnajdywać się w sytuacji politycznej w Niemczech, którą zasadniczo zmieniło silne wejście Lewicy do polityki ogólnokrajowej. Oznacza to, że dotychczasowy system dwublokowy powoli odchodzi do lamusa, a obok liberałów z FDP to właśnie Die Gruenen stają się "kingmakerami", od których zależą lokalne i centralne koalicje. Widać to chociażby w Hamburgu, gdzie doszło do historycznego aliansu z CDU - aliansu ryzykownego, jako że zawsze to właśnie chadecy byli głównymi oponentami ideowymi. Oba ugrupowania od lat 70. XX wieku zmieniły się dość znacznie, ale jeśli pójdą tam na kompromisy w dziedzinie ekologii i energetyki, to ich lewicowo-liberalny elektorat tak daleko posuniętych ustępstw nie zdzierżą.

Wygląda na to, że skręt w lewo Zielonych/Sojuszu '90 zapobiegł dalszemu odchodzeniu sympatyczek i sympatyków do Die Linke. Tym razem "wielka dwójka" tworząca "wielką koalicję" CDU-SPD poniosła spore straty - chadecy w poprzednich wyborach mieli ponad połowę głosów, teraz stracili niemal 12 punktów procentowych i zsunęli się na 38,6%. SPD straciło dużo mniej, bo "jedynie" 2,8% i zdobyło 26,6%. W takich warunkach Zieloni przejęli od FDP miejsce na podium, zachęcili do głosowania na siebie aż 10,3% mieszkanek i mieszkańców, czyli o niemal 2% więcej. W kolejnym landzie pojawiła się Lewica (6,9%), natomiast FDP dostała 9%.

W najważniejszych miastach swoją pozycję utrzymała SPD, która będzie miała spore szanse współrządzić z Zielonymi. W Kilonii socjaldemokraci mogą się poszczycić 31,3% poparciem, chadecy - 28,6%, G/B'90 - 16,6%, Lewica - 11,1%, a FDP - jedynie 8,1%. W tamtejszej Radzie Miasta pojawią się też (niestety) faszyzujący narodowcy z NPD, którzy skorzystali z sądowego zniesienia progu 5%, do tej pory wymaganego w tego typu wyborach. W hanzeatyckiej Lubece nie było aż tak różowo (dużo bardziej czerwono), ale również całkiem nieźle. Odpowiednio: SPD - 28,8%, CDU - 25,5%, Lewica - 11,7%, Zieloni - 11,5%, FDP - 8,4%, resztę zdobyły formacje lokalne. Tu bardziej prawdopodobna jest "wielka koalicja".

Żeby zazielenić się ze szczęścia już do cna, tamtejsi ekolodzy i ekolożki, feministki i feminiści i inne grupy tworzące partię donoszą, że dawno nie mieli tyle przedstawicieli w lokalnych jednostkach administracyjnych. W niektórych przedmieściach Hamburga udało im się przebić w poparciu samo SPD, a na innych obszarach po raz pierwszy wygrywali w bezpośrednich starciach w okręgach jednomandatowych. Radość zatem jak najbardziej uzasadniony, bo po kontrowersjach związanych z wieloma decyzjami rządów Schroedera, w których współuczestniczyli (demontaż państwa socjalnego, zgoda na wysłanie Bundeswehry do Afganistanu) wydają się odzyskiwać grunt pod nogami, korzystając z aktualnego osłabienia socjaldemokratów.

To dobry prognostyk na inne tegoroczne elekcje w całej Europie, w których Zieloni będą brać udział. Po niezłych wynikach w lokalnych wyborach w Wielkiej Brytanii teraz pozostaje oczekiwać m.in. na testy w Finlandii i Belgii, czy też na wybory parlamentarne w Luksemburgu. W epoce rosnącej świadomości zmian klimatycznych, rosnącej dewastacji ekologicznej i rozwarstwienia społecznego miejsca na zieloną politykę jest coraz więcej. Nic, tylko korzystać - i realizować obietnice. Wyborczynie i wyborcy także i w Szlezwiku będą o nich pamiętać.

27 maja 2008

Zielonych informacji ciąg dalszy

Warszawa: Pikieta dla dobrego transportu!

Buspasy? Zielona fala? Tania komunikacja publiczna?
Zapraszamy na pikietę komunikacyjną pod siedzibą ZTM - ul. Senatorska 37, od strony Placu Bankowego w poniedziałek, 2 czerwca o 16.30

Szanowni Państwo, Mieszkańcy Warszawy,

2 czerwca 2008 r. wchodzi w życie podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej w Warszawie. Naszym zdaniem jest ona niepotrzebna i sprzeczna z potrzebami społecznymi. Wyższe ceny biletów to niższa konkurencyjność transportu zbiorowego, więcej samochodów na ulicach i jeszcze większe korki w mieście. Proponujemy władzom miasta alternatywę, która nie wymaga sięgania do kieszeni pasażerów:

1. Wyznaczenie pasów dla autobusów wszędzie, gdzie stoją one w korkach.
2. Wspólne pasy dla tramwajów i autobusów, np. na Moście Śląsko-Dąbrowskim.
3. Synchronizację sygnalizacji świetlnej, dającą tzw. „zieloną falę”, z pierwszeństwem dla tramwajów i autobusów.
4. Podniesienie wysokości opłat za parkowanie, rozszerzenie strefy płatnego parkowania, ograniczenia tranzytu przez centrum miasta.

Proponujemy, aby ostatni piątek miesiąca był dniem darmowych przejazdów komunikacją miejską oraz dodatkowo podwyższonych opłat parkingowych. Dzięki temu część kierowców przestanie korzystać w ten dzień z samochodów. Jest to szansa na promocję transportu publicznego, zmniejszenie korków i czystsze powietrze w Warszawie.

Co możesz zrobić?

- Przyjdź na pikietę w poniedziałek, 2 czerwca, o godz. 16:30, pod siedzibę ZTM, ul. Senatorska 37 - od strony Placu Bankowego,
- Poinformuj innych pasażerów oraz znajomych o tej inicjatywie,
- Odwiedzaj stronę akcji: www.odkorkuj.waw.pl

Zapraszają organizatorzy: Zieloni 2004 i Lewicowa Alternatywa.

Zieloni spotkali się z szefem SLD

Agnieszka Grzybek i Dariusz Szwed, przewodniczący Zielonych 2004 oraz Wojciech Olejniczak, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Tomasz Kalita, rzecznik partii, spotkali się 26 maja b.r. w warszawskim biurze Zielonych. Spotkanie było poświęcone omówieniu aktualnej sytuacji na scenie politycznej i możliwości współpracy programowej w perspektywie przyszłych wyborów parlamentarnych.

Przedstawiciele Zielonych i SLD rozmawiali o zdominowaniu sceny politycznej przez prawicę oraz o potrzebie przedstawienia programowych alternatyw, które byłyby interesujące dla wyborców. Zieloni zwrócili uwagę, że model modernizacji Polski wymaga poważnych korekt, co pokazał już w 2007 roku konflikt wokół Doliny Rospudy. Lansowany przez prawicę z PiS i PO tani i szybki rozwój musi być zastąpiony podejściem promujący zrównoważony rozwój, w którym kwestie społeczne, ekologiczne i gospodarcze są traktowane jako równie istotne. Przedstawiciele obu partii zgodzili się, że istnieje potrzeba inwestowania w kapitał społeczny, który jest czynnikiem stymulującym rozwój gospodarczy.

Szef SLD zadeklarował poparcie dla zmian zmierzających do zdemokratyzowania obowiązującej ordynacji wyborczej i ograniczenia finansowania komercyjnych kampanii wyborczych. Nie wykluczył współpracy Klubu Sojuszu Lewicy Demokratycznej przy przedstawieniu w Sejmie rozwiązań prawnych zaproponowanych przez Zielonych.

Obecnie priorytetem Zielonych 2004 w wyborach europejskich w 2009 roku jest wzmocnienie Grupy Zielonych w Parlamencie Europejskim oraz osłabienie sił antyeuropejskiej prawicy. Polska powinna aktywniej włączyć się we wspólne działania Unii Europejskiej odpowiadające na wyzwania neoliberalnej globalizacji. Dobrym przykładem jest wspólna polityka ochrony globalnego klimatu i polityka energetyczna.

Spotkanie z przedstawicielami SLD było kolejnym z cyklu rozmów Zielonych z innymi partiami politycznymi. Dotychczas Zieloni spotkali się z Partią Kobiet, SdPl i Partią Demokratyczną.

Dla Zielonych priorytetem jest włączenie do rodzimej polityki kwestii praw człowieka, sprawiedliwości społecznej, zrównoważonego rozwoju, ekologii, faktycznego równouprawnienia i rozwijanie polityki międzynarodowej opartej na pokoju i globalnej solidarności.

26 maja 2008

Dzieci głos też mają!

Słuszny klaps? Nic z tych rzeczy - także i on rani i pokazuje, że od najmłodszych lat istnieje możliwość, że ktoś naruszy naszą integralność cielesną. Daleki jestem od sądów, że każdy rodzic, stosujący taką "metodę wychowawczą" jest degeneratem, który z pewnością któregoś dnia zakatuje swoją pociechę na śmierć. Problem polega na tym, że takie zachowanie nie trzyma się kupy, zwyczajnie. Przy rozmytych kryteriach tego, co jest "łagodnym kuksańcem" a co poważnym nadużyciem zaufania, jakim mały człowiek obdarza ojca i matkę, lepiej po prostu nie próbować znajdywać konkretnych granic i postawić je dużo bliżej zachowania szacunku dla drugiego człowieka. Istota owa bowiem nie dość, że czuje, to jeszcze znajduje się w dużo gorszej sytuacji, w której trudno jest jej obronić się przed przemocą. Najczęściej z dwóch powodów - fizycznej słabości lub też psychicznego przywiązania.

Przykładów fizycznego katowania małoletnich nie brakuje - wiele z nich związanych jest dodatkowo z ciężką sytuacją finansową rodziny. "Pan domu" (najczęściej), znużony brakiem pracy czy też ogólnie marnymi perspektywami, wpadający w kompleksy z powodu krępującego go ideału męskości, zaczyna kąsać i krzywdzić najbliższych. Ofiarami pada wtedy najczęściej kobieta i dziecko, stąd regularnie powtarzane doniesienia o pobiciach, ofiarach śmiertelnych, czy też nawet kazirodztwach. Skala tego zjawiska jest dużo większa niż medialne doniesienia, bowiem wiele dramatów rozgrywa się w czterech ścianach. Nierzadko przy milczącej akceptacji sąsiadek i sąsiadów.

Nie dajmy jednak zwieść się pozorom - problemy rodzinne dotykają także ludzi, po których byśmy się tego nie spodziewali. Sądzę, że opinia o tym, że jesteśmy "społeczeństwem bitych dzieci" znajduje tu odzwierciedlenie - w końcu dziedziczenie zwyczajów wychowawczych (nierzadko z wychowaniem mających niewiele wspólnego) nie jest takim rzadkim zjawiskiem. Społeczne przyzwolenie i brak ostracyzmu, chociażby towarzyskiego, potrafi wystąpić nawet w środowiskach dobrze wykształconych i nieźle zarabiających ludzi. Szalone tempo życia często sprawia, że rodzic widzi się z dzieckiem w przelocie między kolejnymi zadaniami zawodowymi. Nie mając czasu na samorealizację, widząc kłopoty w domu, nierzadko idzie wówczas na skróty - wtedy też rozwiązanie zaczyna być prawdziwym problemem.

Szczęśliwie dzieciaki i młodzi ludzie coraz bardziej zdają sobie sprawę z własnych potrzeb i szukają rozwiązań problemów bezpośrednio ich dotyczących. Niektórzy rodzice widzą w tym same bolączki, zamiast zwrócić uwagę na kwestie przez swe latorośle poruszane. W końcu każdy z nas niegdyś coś przeskrobał i nierzadko środki wychowawcze przypominały represje, a nie metodę na nauczenie się czegokolwiek. Niestety, replikowanie tego typu zachowań nierzadko odbywa się nieświadomie. Jedynym rozwiązaniem tak napiętej kwestii jest wzajemne zrozumienie.

Tak, wiem, nierzadko młodzi ludzie słuchają muzyki, którą uznaje się za hałas. Można wtedy uczyć się wzajemnie, w końcu moda na oldschool jest całkiem rozpowszechniona. OK, ubrania zdają się niekiedy odbiegać od kanonów obowiązujących paręnaście lat temu, w gospodarce chronicznego niedoboru, a ceny wyglądają na doprawdy nieziemskie. Warto zatem wtedy przekonać myślącą w końcu istotę do tego, że nie ciuch, a jej/jego wnętrze stanowią prawdziwą wartość. Im szybciej, tym lepiej. W ten sposób - będąc prawdziwą przyjaciółką i przyjacielem - można namówić do pożądanych zachowań dużo skuteczniej niż machnięciem ręki czy też jej uderzeniem. Wszystkim wyjdzie na zdrowie.

25 maja 2008

Zaproszenie i oświadczenia

Warszawa: Zielone Kino w chińskich klimatach

Wieczór filmowy pt.: "Chiny w przededniu 19 rocznicy masakry na Placu Tiananmen" - w najbliższy czwartek, 29 maja o godz. 18.00 w biurze Zielonych na ul. Pięknej 64a, m.11

Część I: Chińska kultura i praktyka medytacyjna Falun Dafa

1) "Chińska Gala Noworoczna" - 3:48min. (po angielsku)
2) "Droga powrotu do własnego ja" - 16min. (po polsku)

- Podsumowany czas: około 20min.

Część II: Prześladowania Falun Gong w Chinach

1) "Sandstorm", zwiastun - 1:34min. (po angielsku)
2) "Peaceful Journey of Falun Dafa" - 26:17min. (po angielsku)
3) "Inscenizacja samospalenia na Placu Tiananmen" 21:12min. (po polsku)

- Podsumowany czas: około 48min.

Część III: Zło komunistycznego reżimu w Chinach i światowa akcja wypisywania się z Komunistycznej Partii Chin

1) "Tui Dang/Wypisz się" - 4:32min. (po angielsku)
2) "On How the Chinese Communist Party Is an Evil Cult/O tym jak Komunistyczna Partia Chin kultywuje zło" - 46:04min. (po angielsku)
3) "Sztafeta Znicza Praw Człowieka" - 4:06 (po angielsku)

- Podsumowany czas: około 54min.

Uwaga: W związku z tym, że najdłuższy film na spotkaniu będzie w języku angielskim, osobom które chciałyby go zobaczyć, a nie władają tym językiem proponujemy wcześniejsze zapoznanie się z tekstem 8 komentarza: "O tym jak Komunistyczna Partia Chin kultywuje zło" z publikacji: "Dziewięć Komentarzy na temat Partii Komunistycznej" dostępnej za darmo do wzięcia w biurze Zielonych 2004 lub bezpłatnie do ściągnięcia w Internecie ze strony: http://news.epochtimes.com/gb/4/12/13/n746020.htm

Prowadzenie: Bartłomiej Kozek (Zieloni 2004) i Marcin Klebba (Stowarzyszenie Falun Dafa)

Kolej i drogi ekspresowe lepsze od autostrad

Zieloni z zadowoleniem przyjmują propozycję rządu dotyczącą zastąpienia części planowanych autostrad drogami ekspresowymi

Partia Zieloni 2004 od lat proponuje odejście od drogiego programu budowy autostrad na rzecz tańszej modernizacji istniejących połączeń kolejowych i drogowych lub, tam, gdzie to konieczne, budowy nowoczesnych połączeń kolejowych i dróg ekspresowych. Rząd proponując obecnie odejście od budowy części autostrad na rzecz dróg ekspresowych zmierza we właściwym kierunku wskazywanym od lat przez Zielonych*.

„Program Operacyjny „Infrastruktura i Środowisko” oraz programy regionalne umożliwiają modernizację i rozwój nowoczesnej infrastruktury transportowej w Polsce, ale jak pokazał przykład Doliny Rospudy, projekty te muszą uwzględniać ochronę środowiska. Rząd powinien rozważyć zwiększenie środków na modernizację istniejącej sieci kolejowej w Polsce oraz przyspieszenie realizacji projektów europejskich korytarzy kolejowych. One odciążą istniejące drogi, zmniejszą emisję zanieczyszczeń pochodzących z transportu oraz zwiększą bezpieczeństwo podróżnych” – powiedział Dariusz Szwed, przewodniczący partii Zieloni 2004.

„Zmodernizowane połączenia kolejowe mogą w większym stopniu przejąć tranzytowy drogowy transport ciężarowy (tzw. TIRy) przerzucając kontenery na platformy kolejowe. To rozwiązanie tańsze jeśli uwzględnimy tzw. koszty zewnętrzne transportu takie jak: wypadki, niszczenie dróg, zanieczyszczenie powietrza i związane z tym pogorszenie stanu zdrowia społeczeństwa oraz niszczenie środowiska. Rozbudowywanie energooszczędnej infrastruktury kolejowej jest ważne z jeszcze jednego powodu: w sytuacji, gdy cena ropy na rynkach światowych gwałtowanie rośnie i będzie rosła nadal, mobilność społeczeństwa musi być zapewniona przy niewielkim zużyciu paliwa” – dodał Szwed.

„W realizacji części z tych zadań kluczowa jest współpraca transgraniczna z krajami leżącymi wokół Polski, w celu modernizacji połączeń międzynarodowych na wschód i na zachód. Jeśli nadal poważnie myślimy o zorganizowaniu Euro 2012 oraz o poprawie sytuacji na polskich drogach, koleje muszą przejąć lwią część podróżnych” - powiedziała Karolina Jankowska, członkini Rady Krajowej Zielonych 2004 współpracująca z partią Zielonych w Niemczech w zakresie promocji połączeń kolejowych pomiędzy Polską i Niemcami.

„Szybsza modernizacja międzynarodowych połączeń kolejowych umożliwi szybki dojazd do m.in. Berlina, Pragi, Wilna czy Kijowa, ale poprawi także połączenia z Wrocławiem, Poznaniem, Szczecinem, Olsztynem czy Lublinem” – dodała Jankowska.

* Więcej na temat dotychczasowych działań i postulatów partii Zielonych 2004 w obszarze polityki transportowej: http://www.transport.zieloni2004.pl.

Zieloni i Partia Kobiet – partie ponad podziałami

Zieloni i Partia Kobiet spotkali się w miniony weekend, by uzgodnić swoje wizje polityczne. Partię Kobiet reprezentowały: Anna Kornacka, przewodnicząca, Agnieszka Starzyk-Urbańska, wiceprzewodnicząca i Katarzyna Król – rzeczniczka PK. Ze strony Zielonych w rozmowach udział wzięli przewodniczący Agnieszka Grzybek i Dariusz Szwed oraz Bartłomiej Kozek, sekretarz zarządu, i Adam Ostolski, szef programowy.

Obie partie wskazały na konieczność podjęcia działań, które posłużą demokratyzacji polskiej sceny politycznej. Negatywnie oceniły nasilające się zjawisko komercjalizacji kampanii wyborczych, które ma niekorzystny wpływ na jakość demokracji w Polsce. Za jedno z pilniejszych zadań uznały zapewnienie kobietom większego udziału w polityce, tak by miały faktyczny wpływ na podejmowane decyzje. Partie nie wykluczyły wspólnego startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 roku.

Anna Kornacka, przewodnicząca Partii Kobiet podkreśliła: - Jesteśmy partią realizującą konkretne cele, a nie prawicową czy lewicową. Te ideologiczne podziały są według nas już przestarzałe . Dla nas liczy się pragmatyzm i troska o dobre życie przyszłych pokoleń (ekologia, edukacja, macierzyństwo) i dlatego nie wykluczamy współpracy z Zielonymi, z którymi będziemy współpracować nad konkretnymi zadaniami. Obserwujemy, jak obecnie rządzące partie traktują swoje zwycięstwo wyborcze jako łup dający im prawo do decydowania w imieniu wszystkich. Nie uważamy tego za prawdziwą demokrację. Będziemy dążyć do zwiększenia w niej udziału kobiet oraz innych grup nie mających realnego wpływu na decyzje na wszelkich szczeblach od samorządów poprzez parlament polski i europejski.

- W Partii Kobiet dostrzegamy potencjalnego sojusznika. Łączą nas niektóre kwestie programowe, głównie w zakresie konieczności poprawy sytuacji kobiet w Polsce i stworzenia warunków, które umożliwią im faktyczny i pełny udział w życiu politycznym, ekonomicznym, społecznym – powiedziała Agnieszka Grzybek, przewodnicząca Zielonych. – Dostrzegamy także pewną wspólnotę początków. Jedna i druga partia wyrosła z niezgody na nierealizowanie obietnic wyborczych przez partie, które od lat były obecne na scenie politycznej, lecz w niewystarczający sposób dbały o prawa kobiet czy kwestie związane z ochroną środowiska i zrównoważonym rozwojem – dodała.

- Zieloni i Partia Kobiet podkreślają potrzebę zmiany ordynacji wyborczej, która blokuje dostęp do polityki nowym podmiotom, czemu obie partie dały wyraz podpisując wspólne stanowisko po wyborach w 2007 roku, w którym wskazały na zjawisko „recyklingu polityków”* – stwierdził Dariusz Szwed, przewodniczący Zielonych. Polki i Polacy potrzebują więcej świeżości w polityce i nowoczesnych propozycji programowych – wybory do Parlamentu Europejskiego są szansą na wzmocnienie aktywnej roli Polski w polityce europejskiej, w której obecnie naszymi reprezentantami są m.in. takie polityczne dziwolągi, jak Maciej Giertych rozprawiający o Smoku Wawelskim, jako dowodzie na pochodzenie człowieka od Boga. Ich miejsce w przyszłym Parlamencie Europejskim w kadencji 2009-2014 muszą zająć mądre polityczki i mądrzy politycy – dlatego Zieloni rozpoczęli rozmowy z Partią Kobiet - dodał.

* Recykling polityków – czy mamy inną Polskę po wyborach 21 października?, http://www.zieloni2004.pl/old_www/portal/index.php?s1=show2&s2=2709

23 maja 2008

Raport sondażowy - maj 2008

Jeśli sądzicie, że do wyborów europarlamentarnych mamy jeszcze sporo czasu - pora zrewidować swoje stanowisko. Główne formacje już teraz ustawiają się w blokach startowych, w końcu za rok o tej porze kampania będzie już bardzo intensywna. Kują się sojusze, Zieloni myślą o formie startu i aktywnie rozmawiają z innymi formacjami na temat aktualnej sytuacji politycznej. Postanowiłem przygotowywać comiesięczny "sondaż sondaży", czyli zbiorcze uśrednienie wyników badań opinii publicznej. W tym miesiącu wyłowiłem ich szóstkę - dwa SMG/KRC odpowiednio dla "Faktów" TVN i "Forum" TVP Info, a także notowania TNS OBOP, CBOS, GfK Polonia i Gemiusa. Uśredniając, niwelujemy skrajne efekty błędu statystycznego i dość zróżnicowane, sięgające niekiedy 10 punktów procentowych różnice w społecznym poparciu, notowane przez sondażownie, otrzymując wyniki będące w przybliżeniu odzwierciedleniem aktualnych trendów. Nie wszystkie ugrupowania (nie licząc "wielkiej czwórki") były osobno podane w badaniach, ale pojawiły się co najmniej w połowie, tak więc uśrednienie i tu miało pewien sens.

Cóż zatem widzimy? Absolutną dominację PO, która zgarnia ciut ponad połowę osób chętnych do głosowania. Jako tako trzyma się jeszcze PiS, na które chce głosować co piąty i piąta z nas - szczegóły po kliknięciu w obrazek. Wyborczy próg 5% przekracza rzutem na taśmę SLD, PSL ląduje już tuż pod nim, reszta formacji nie łapie się nawet na finansowanie budżetowe, jednak przekraczają symboliczny procent. Największą z formacji poniżej progu 3% jest Partia Demokratyczna, której poparcie jest bardzo niestabilne, jednak w dwóch sondażach otrzymała odpowiednio 4 i 5%. Również LPR zdarzały się korzystne notowania w okolicach 3%, o czym SDPL Marka Borowskiego jak na razie może jedynie pomarzyć. Do tych liczb można przystawić pojedyncze wyniki innych formacji - np. Partia Kobiet już drugi raz z rzędu jest najpopularniejszą formacją pozaparlamentarną wg CBOS (2%), a 1% zdobywa m.in. UPR i PPP.

Tego typu wyniki sprawiłyby, że ponad 70% Sejmu mogłoby trafić w ręce formacji Donalda Tuska. SLD zdołałoby wprowadzić śladową reprezentację, która raczej nie byłaby w stanie być bardziej wyrazistą od PiS formacją. Gdyby podobnie było w wypadku Parlamentu Europejskiego, PO mogłaby liczyć na 34 miejsca w Brukseli, PiS na 14 a SLD - na 3.

Trudno w takich wypadkach wyliczać sytuację pt. "co by było, gdyby", skoro wypadek LiD wyraźnie pokazał, że sztuczne dodawanie elektoratów nie działa najlepiej. Aktualnie np. Demokraci.pl zyskują z powodu współczucia po brutalnym potraktowaniu ich przez Wojciecha Olejniczaka (ciekawe, jak długo potrwa ten stan?), ale też odzyskują centrowy elektorat, dla którego mariaż z SLD był nie do zniesienia. Możemy jednak pobawić się w pewne gdybanie i zobaczyć, jak byłoby w sytuacji, gdyby LiD nadal istniał. Można przypuszczać, że byłby w stanie otrzymać 8-9% głosów, co i tak groziłoby im trudnościami w pokonaniu progu 8% dla koalicji, ale przy jego przekroczeniu dawałoby już 35-40 miejsc. Potencjalny alians SDPL-PD, przy założeniu, że elektoraty te wzajemnie by się nie znosiły, dałyby takiemu bytowi 4-4,5%, a więc blisko szansy wejścia do Sejmu.

Gdzie odbywają się aktualne przepływy poparcia? Całkiem możliwe, że do Demokratów mogą przechodzić wielkomiejscy wyborcy PSL z 2007 roku. Słabość lewicy ułatwia PO trzymanie ich elektoratu i stopniową marginalizację dotychczasowych ugrupowań. PiS w żaden sposób nie jest w stanie (i chyba nie chce) wyjść ponad swój twardy elektorat, licząc na potknięcia Tuska. Szalenie interesujący będzie wyścig o senatora w okręgu krośnieńskim, który odbędzie się w połowie czerwca. Wszystko zależy tam od frekwencji - im niższa, tym bardziej pomaga słabej tam lewicy. Im wyższa, tym większe szanse na fotel dla PO. Pojedynek Leppera, Jurka, Orzechowskiego, Kułaja, Zająca i innych naprawdę mocnych osobowości będzie budził namiętności w Warszawie - czy równie duże będą one w Przemyślu czy Sanoku? Zobaczymy, ale z pewnością na rok przed eurowyborami w każdej z formacji tkwi niesamowita potrzeba odtrąbienia sukcesu.

22 maja 2008

Amerykańskie fakty i mity

W ramach prezentacji treści z najnowszego numeru "Le Monde diplomatique" postanowiłem, zachęcając do lektury, skupić się na "Biedzie po amerykańsku", przygotowanej przez Sławomira Grzegorza Kozłowskiego. Któż to taki? Profesor ekonomii z Lublina, zatem zdaje się, że wie o czym pisze. A mowa tu o wielkim przeinaczeniu, polegającym na opowiadaniu o Stanach Zjednoczonych w konwencji wielkiego sukcesu i nieograniczonego dobrobytu. Wystarczy po prostu sięgnąć po garść statystyk by zobaczyć, że "amerykański sen" dla wielu tam zamieszkujących jest prawdziwym koszmarem.

Aż do lat 70. XX wieku USA znajdowały się pod wpływem polityki welfare state, będącej na i tak dużo niższym poziomie zaawansowania niż w tym samym czasie w Europie Zachodniej. Pamięć o czasach Wielkiego Kryzysu, spowodowanego przez niewielką rolę regulacyjną państwa i spore nadużycia kapitału spekulacyjnego pozwoliła prezydentowi Rooseveltowi na wprowadzenie zasad ekonomicznych Nowego Ładu - zasad, dzięki którym poziom egalitaryzmu za oceanem był największy w historii, a wypracowywany wówczas dobrobyt pozwolił na rozwój klasy średniej na bezprecedensową skalę. Wraz z Ronaldem Reaganem i jego neoliberalnymi eksperymentami podatkowymi procesy te zostały przerwane na rzecz "wolnej amerykanki", której głównymi beneficjentami stali się najbogatsi Amerykanie, należący głównie (choć już nie tylko) do grupy WASP - White Anglo-Saxon Protestants. Największa eskalacja tego typu polityki ekonomicznej, którą widzimy dziś, skutkuje w bezprecedensowym zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i ich bankructwie w zapewnianiu bezpieczeństwa socjalnego obywatelkom i obywatelom.

Wystarczy porównać liczby - w Europie Zachodniej poniżej progu ubóstwa żyje średnio 9% ludzi, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten szacuje się na 18%. Stopa oszczędności typowego gospodarstwa domowego, dająca pewne wyobrażenie o potencjalnym poziomie bezpieczeństwa "everymana" w latach 70. XX wieku wynosiła 8%, dziś zaś spadła do -1%, co pokazuje rosnącą skalę zadłużenia już nie tylko państwa, ale i jednostek. Idący wielkimi krokami kryzys gospodarczy uderzy w tych, którym i tak nie wiedzie się najlepiej. Rosnące ceny żywności sprawiają, że rośnie odsetek rodzin, w których... doświadcza się niedożywienia! To aż 11,3% całej populacji, którą nie stać na drogie i zdrowe owoce i warzywa i najczęściej jedzą żywność rodem z fast-foodów. Prowadzi to do skrajnych sytuacji - z jednej strony 2/3 populacji ma co najmniej nadwagę, z drugiej zaś 3,5% doświadcza głodu...

Jeśli ktoś uważa, że za oceanem nie ma już problemu dyskryminacji z powodów klasy, rasy czy płci, pora zweryfikować te opinie. Przeciętny czarnoskóry mężczyzna zarabia średnio zaledwie 60% tego, co jego biały kolega, Latynos zaś - 72%. Kobiety mają gorzej, gdyż w każdej z tych grup zarabiają dodatkowo mniej - od 80 do 88% płacy mężczyzn. O ile w 2005 roku tylko 8,3% białych miało dochody poniżej poziomu ubóstwa, o tyle u ludności latynoamerykańskiej współczynnik ten wynosił 21,8%, a u czarnych - 24,9%. Tego typu informacje z różnych amerykańskich statystyk w żaden sposób nie są w stanie podać logicznych argumentów dla tego stanu rzeczy.

Paradoksem całej sytuacji jest fakt, że wiele osób ubogich nie wynajmuje z powodu wysokich cen zwykłych domów, ale nocuje w motelach. Przeszło 40 milionów ludzi pozbawionych jest jakiegokolwiek ubezpieczenia medycznego, co w radykalny sposób ogranicza ich dostęp do opieki medycznej. Większość z nich pracuje w sektorze nisko płatnych "junk jobs" - pracy-śmieci, w których pomimo wielogodzinnej harówki dostają mniej pieniędzy niż jest im potrzebne do przeżycia lub też godnego życia. Takiej Ameryki nie zobaczycie w wielkich, hollywoodzkich produkcjach - po prostu zamiata się ją pod stół tak, by nie zniechęcać rzesz ludzi z całego świata, dla których życie w Nowym Jorku czy Los Angeles jest marzeniem.

Marzeniem, które dla wielu okazuje się złudnym.

21 maja 2008

Równajmy w górę!

Najnowszy numer rodzimej edycji "Le Monde Diplomatique" ma w sobie parę artykułów, o których naprawdę warto wspomnieć. Jednym z nich jest ten o wiele mówiącym tytule "Dla kobiet to, co najlepsze w Unii". Jego koncepcja, zaprezentowana przez Violaine Lucas (profesorkę literatury) oraz Barbarę Vilain (działaczkę związkową) polega na odwróceniu dotychczasowych, niepokojących tendencji w ramach Unii Europejskiej. Do tej pory dominowały w niej tendencje ujednolicania wspólnej przestrzeni gospodarczej, przy jednoczesnym przyzwoleniu na zróżnicowanie polityki społecznej w państwach członkowskich. Widać to było najbardziej w boju o niesławną dyrektywę Bolkensteina, ułatwiającą w praktyce dumping socjalny i oddalającej wizję zarobków na europejskim poziomie dla oczekujących na nie obywatelek i obywateli rozszerzonej Unii. W takim oto, niekorzystnym mikroklimacie grupy feministyczne zaczęły kontynentalną współpracę, idącą w kierunku równania nie w dół, ale w górę, jeśli chodzi o europejskie standardy socjalne. Najwyższy czas!

Za każdym razem, kiedy tylko pojawiają się w dyskursie europejskim propozycje synchronizacji stawek podatkowych czy też np. europejskiej płacy minimalnej, media nad Wisłą wpadają w panikę. Neoliberalne klapki na oczach nie pozwalają na dyskusję o poprawie jakości prowadzonej polityki społecznej. Źle realizowany program transferów socjalnych nie zmniejsza poziomu rozwarstwienia społecznego. W ten krajobraz wpisuje się także kiepska sytuacja kobiet, które otrzymują niskie emerytury, niższe niż mężczyźni płace, częściej też padają ofiarami przemocy domowej. Są to jednak problemy na europejską skalę - średnia różnica płacowa ("gender pay gap") wynosi na skalę kontynentu 15%. We Francji co 3 dni ginie kobieta pobita przez swojego partnera. W Irlandii kwitnie turystyka aborcyjna, na którą rząd przymyka oko - wszystko po to, by odmawiać kobietom prawa wyboru. 80% etatów częściowych okupują kobiety, a różnice w wysokości emerytur wynoszą 40%.

Tę wyliczankę można by jeszcze długo kontynuować - wszakże poza Szwecją, Danią i Finlandią w żadnym innym kraju UE odsetek kobiet w parlamencie nie jest wyższy niż 40% (w Polsce to okolice 20%). Wśród morza dyrektyw raz na jakiś czas pojawiają się mówiące o "wyrównywaniu różnic". Wyrównywanie trwa już ponad pół wieku i końca nie widać. Brakuje spójnej polityki ponadnarodowej, gdyż organy unijne, spoglądające na rezultaty, rzadko wtrącają się w metody dochodzenia do nich. Efekty widać gołym okiem. Grupa Choisir la Cause des Femmes proponuje, by w końcu zająć się tymi kwestiami na poważnie, wprowadzając na szczeblu ogólnoeuropejskim najbardziej prokobiece (i tym samym prospołeczne) rozwiązania z poszczególnych państw członkowskich.

Jest ich całkiem dużo. W Szwecji istnieją już zręby urlopu macierzyńskiego obowiązkowo dzielonego między kobietę a mężczyznę - radykalnie zmienia to stosunki na rynku pracy na korzyść pań. W Belgii istnieje konstytucyjny zapis wymuszający parytet na wszystkich szczeblach administracji. We Francji gwałt jest zbrodnią, w Hiszpanii zaś przyjęto progresywne ustawodawstwo walczące z przemocą w rodzinie i stereotypami płci już na poziomie szkoły. Spora grupa państw przeprowadza rzetelną edukację seksualną i ani myśli rezygnować z refundacji leków antykoncepcyjnych. Im szybciej tego typu inicjatywy obejmą każdą Europejkę i Europejczyka (a z czasem i cały świat), tym lepiej.

To tak naprawdę pierwszy, śmiały krok w kierunku stworzenia konkurencyjnej wizji Europy - projektu służącego la tylko na zbijaniu na nim kasy przez wielkie przedsiębiorstwa, ale przede wszystkim służącego ludziom zamieszkującym pewną wspólną przestrzeń. Marzenie to powoli zdaje się wyrastać na poważną alternatywę dla traktowania instytucji europejskich jak dojnych krów, które mają dawać pieniądze i nie wtrącać się do niczego więcej. Jest spora szansa, że doczekamy się tych lepszych czasów, kiedy slogan "There Is No Alternative" przestanie krępować nasze marzenia i naszą wyobraźnię.

20 maja 2008

Rewolta potrzebna od zaraz

Świeżo po lekturze książki wydanej przez Krytykę Polityczną, a zredagowanej przez Daniela Cohn-Bendita i Rudigera Dammanna, dużo więcej kwestii rozumiem dużo lepiej. Do tej pory, kiedy ktoś mówił mi roku 1968, najpierw nie wiedziałem, z czym wiązać te kwestie. Wydarzenia z różnych części globu (w tym i Polski) nie zazębiały się w mej głowie. Następnie myślałem sobie, że może to i było ciekawe, ale szybko zostało przejęte przez System, który wykorzystał seks i emancypację do zdobywania zysków z kolejnych nisz rynkowych. Likwidacja poczucia wspólnoty i rosnąca atomizacja ułatwiły powstanie neoliberalizmu, który w ten sposób mógł łatwiej rozbrajać jakikolwiek opór. Konserwatywna krytyka pokolenia '68 niemal w całości zdominowała dyskurs publiczny. Dzięki tej książce dominacja ta w dużej mierze odchodzi w przeszłość.

Popatrzmy na społeczeństwo powojenne - takim, jakie portretuje je ze swadą w jednym z artykułów składających się na około 200-stronnicową publikację feministka Helke Sander. W Niemczech byli to ludzie, który swoją młodzieńczą fascynację narodowym socjalizmem musieli ukryć pod maską konsumpcji. Nie każdemu się udawało - stąd wielu szkolnych nauczycieli opowiadało o frontowych przeżyciach, a mit "dobrego Wermachtu" przeciwstawiano zbrodniczemu SS. Brak rozliczenia się z własną historią budził frustrację młodych ludzi, którzy nie mogli pojąć, jak można było tak bezrefleksyjnie żyć w momencie, gdy poza "aryjskimi" oczami ginęli Żydzi, Cyganie, homoseksualiści i inne stygmatyzowane przez nazistowski reżim grupy.

Ale to nie tylko kwestia rozrachunku z przeszłością była kwestią, która wyprowadziła młodych ludzi na ulice w Niemczech. Bardzo mocno wpłynęła na ten fakt niesłychana, pruderyjna duchota przygotowana przez rodziców. Renesans konserwatywnych, "chrześcijańskich" wartości tworzył klimat, w którym nie było miejsca na koedukacyjne spotkania czy też pozbawione wyrzutów sumienia spotkania. Dużo później dochodziło do inicjacji seksualnej, a sam stosunek prezentowany był dużo bardziej jako małżeńska powinność niż źródło przyjemności. Nagłe odkrycie seksu pozwoliło na zupełnie inne spojrzenie na powinności względem społeczeństwa i relacji z drugim człowiekiem. Jak pisze w przedmowie Adam Ostolski z Zielonych, rok 1968 zamiast prawa do pracy zaczął walczyć o prawo do lenistwa.

Widać to i dziś wśród dziedziczek i dziedziców tradycji tamtego okresu - formacji Zielonych z całego świata. Szokujące konserwatywne pokolenie eksperymenty obyczajowe były tylko jedną z dziedzin, w których realizowali się młodzi kontestatorzy i kontestatorki. Pacyfizm, sprzeciw wobec imperializmu, w końcu feminizm i emancypacja mniejszości seksualnych - to wszystko złożyło się na ideologię ekologizmu, która w najbardziej kompleksowy sposób ujęła kwestie, które zajmowały umysły forpoczty zmian społecznych. Przestano wierzyć w energię atomową i w wartości czysto materialne, zwracając się w kierunku jakości życia. Ukazano fałsz społeczeństwa dobrobytu, które niedługo potem przeszło do historii.

Nowej, neoliberalnej szkole gospodarczej wystarczyło przejąć te ruchy dla swoich potrzeb. Bardzo szybko okazało się, że na gejach, lesbijkach i wegetarianizmie można całkiem sporo zarobić. Niestety, burząc jedno, zgnuśniałe społeczeństwo, pokoleniu kontestacji zabrakło pomysłu (lub też warunków) do tego, by zaproponować kompleksową przebudowę. Emancypacja jednych grup odbyła się przy jednoczesnej degradacji innych, co Pokoleniu '68 podobać się nie mogło. Być może kolejny zryw pokoleniowy, jaki jest aktualnie dla nas trudny do wyobrażenia, dokończy rewolucyjnie (i rewelacyjne) dzieło 1968 roku.

18 maja 2008

Transportowa rewolucja?

Nie zapeszajmy, ale bardzo możliwe, że budowa drugiej linii metra doprowadzi do rewolucyjnych zmian w jakości poruszania się po mieście - tak przynajmniej wygląda po lekturze odpowiednich artykułów w Życiu Warszawy i Gazecie Stołecznej. Rzecz jasna trudno się zachwycać faktem, że prawdopodobnie nie zdąży się z nitką na Euro 2012, co może doprowadzić do dość skutecznego zakorkowania miasta. Mniejsza o to, chociaż ważka to kwestia. Nie to jednak jest najważniejsze w "Horrorze drugiej linii metra", o czym pisze ŻW. Sednem sprawy są ambitne plany szefa ZTM - Leszka Ruty, które, jeśli zostaną zrealizowane, pozwolą wreszcie uprzywilejować transport publiczny i odciążyć coraz bardziej korkujące się drogi miejskie. Po kolei zatem...

Buspasy. Jak czytamy w "Stołecznej" - na Marszałkowskiej, w Al. Jerozolimskich, w al. "Solidarności" od Młynarskiej do pl. Bankowego, na Radzymińskiej od Trockiej na Targówku do istniejącego buspasa za Szwedzką, a także wzdłuż Górczewskiej, Połczyńskiej, Kasprzaka i Towarowej. Są plany ich wyznaczenia np. na Trasie Armii Krajowej, w al. Prymasa Tysiąclecia, na Trasie Łazienkowskiej, Wawelskiej i Kopińskiej. Z pewnością podobne pomysły miłośniczkom i miłośnikom samochodów są nie w smak, są jednak koniecznością. Nadmierny popyt na własne cztery kółka już teraz prowadzi do gehenny w godzinach szczytu. Jeszcze gorzej bywa przy remontach, zatem jest to jedyna nadzieja na ograniczenie ruchu. Nadzieja, za którą iść jednak musi zwiększenie częstotliwości kursów i przywrócenie roli kolei - olbrzymia sieć transportowa w Warszawie jest niemal niewykorzystywana. Jej rewitalizacja daje szanse na czystsze miasto z mniejszą ilością spalin i z dużo bardziej komfortowymi możliwościami transportowymi.

Płatne parkingi. Tu trzeba wyraźnie powiedzieć, że bez podwyżki opłat nie będzie szans na zachęcenie ludzi do pozostawania aut w garażach, tym bardziej, że od czerwca zacznie obowiązywać podwyżka cen biletów miejskich. I tu znów więcej danych podaje "Wyborcza" - Żoliborz, Wola (do al. Prymasa Tysiąclecia), Ochota (do ul. Bitwy Warszawskiej 1920 r.). Ba, myślą już nawet dość nieśmiało o... wprowadzeniu opłat za wjazd do centrum miasta! Tak śmiałych pomysłów nie było tu już dawno i szkoda tylko, że do ich wyartykułowania potrzeba aż wizji kompletnego paraliżu miasta. Mam jednak nadzieję, że wraz z wybudowaniem kolejnej nitki metra tego typu preferencje dla transportu publicznego nie znikną. Oby nie, bo zaiste jak na polskie warunki tego typu wizje są absolutnie śmiałe i warto je wspierać jak tylko się da.

Nie da się ukryć - podróż do Centrum podczas wykopów będzie prawdziwą masakrą. O skali przedsięwzięcia świadczy najlepiej fakt, że pojawi się most saperski, parę ulic zostanie poszerzonych, a pod Ratuszem miast zieleni będziemy obserwować prowizoryczną pętlę autobusową. Zieleni żal, chociaż zapewne po budowie znajdzie się na nią miejsce - ważne, że stoimy w obliczu zmian, które jeszcze niedawno wydawały się nie do pomyślenia dla ZTM. Okazuje się jednak, że i tam jest miejsce na śmiałe wizje. Spokojni jednak być nie możemy - gazety donoszą o potencjalnych niebezpieczeństwach, związanych z oporem pojedynczych osób. Liczę wszakże na to, że w tym wypadku opór zostanie złamany i za parę lat będziemy mogli widzieć na własne oczy, jak większość Warszawianek i Warszawiaków sami z siebie wybierać będą własne nogi, rowery, autobusy i tramwaje. Wyjdzie nam to na zdrowie.

17 maja 2008

Czerwony Dany w Warszawie

Mnóstwo ciekawych rzeczy dzieje się wokół - żeby tak tylko mieć czas pisać! Niestety, maj jest miesiącem dla studentki i studenta niemiłosiernym pod względem nauki i każdy kolejny dzień dostarcza ku temu nowych dowodów. Bywa jednak czasem i tak, że można chwilę przestać pędzić i na przykład posłuchać mądrych ludzi i to, co mają do powiedzenia. Tak też się stało w piątek, kiedy to w samo południe odbyła się debata w Muzeum Sztuki Współczesnej. Sala w ich tymczasowej siedzibie na ulicy Pańskiej 3 okazała się być całkiem ładną i tym samym można było posłuchać gościnie i gościów z należytą uwagą. Niewątpliwą gwiazdą spotkania "Jak przebić głową mur?" był Daniel Cohn-Bendit, jeden z przywódców paryskiego Maja '68, który w późniejszych latach tworzył alternatywną prasę w Niemczech i wspierał działalność powstającego na bazie tamtych wydarzeń ruchu Zielonych.

"Czerwony Dany" nie był jednak jedynym rozmówcą prowadzącej spotkanie Agnieszki Grzybek. Przy jednym stole pojawiła się także Magdalena Środa, była pełnomocniczka ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, a także Bolesław Rok, buddysta, niegdysiejszy hipis a dziś jeden z liderów Forum Odpowiedzialnego Biznesu. W takim towarzystwie nudno być nie mogło. Emocje budziły m.in. wypowiedzi Środy o jej negatywnym podejściu do socjalizmu i zachwytem nad nim reprezentantek i reprezentantów pokolenia '68 na Zachodzie. Podawała także w wątpliwość fakt wystąpienia w Polsce tamtych czasów rewolucji seksualnej z prawdziwego zdarzenia. Odwoływanie się przez nią do liberalizmu spod znaku Hayeka nie zostało przez publiczność przyjęte najlepiej, a wątków było znacznie więcej - chociażby utyskiwania nad kondycją narodu polskiego i nad tym, że Amerykanie są według niej gotowi wybrać na prezydenta czarnoskórego, ale kobietę - już nie.

Bolesław Rok mówił tak, że potem po raz kolejny usłyszałem że jak zwykle najbardziej lewicowo mówił przedsiębiorca. Podważał ślepy pęd za zyskiem i uznał, że w biznesie ważne jest tworzenie warunków do kooperacji, a nie wzajemnego wyniszczania się. Nie miał w życiu łatwo, bowiem w czasie Marca wykryto jego żydowskie pochodzenie. Przyznał, że obecnie etyczny biznes to niewielki procent wszystkich projektów gospodarczych, ale już na Zachodzie aż 10% funduszy inwestycyjnych stanowią te etyczne, które nie przeznaczają pieniędzy na wątpliwe moralnie przedsięwzięcia. Widać było tu jednak pewien nadmierny optymizm, jeśli np. chodzi o zachęcanie do wstrzymywania się od bojkotu chińskich towarów czy też zachwalanie zmian w warunkach pracy, które w Państwie Środka wprowadziła jedna z firm odzieżowych - tym bardziej, że nadal dochodzi do nadużyć, co świadczy o wadliwym działaniu samoregulacji.

Daniel Cohn-Bendit mówił po angielsku o tym, czym jest zieloność - to posiadanie dwóch podstaw - ekologicznej i społecznej, gdzie jedna bez drugiej nie ma takiego znaczenia, jak razem. To idea, która wykracza ponad dotychczas panujące paradygmaty - prawicowego przywiązania do tradycji, prowadzącego do konserwatyzmu, a także fetyszystycznego skupiania się na pracy i produkcji, charakterystycznego dla starej lewicy. To równowaga między przeregulowaniem a wolną amerykanką w gospodarce, a także między dążeniem do indywidualnej emancypacji a pragnieniem wspólnoty nowego typu. Założył się także o zwycięstwo Obamy w USA z Bolesławem Rokiem, który uważa, że niestety wygra McCain.

Potem przyszedł czas na obiad, podczas którego rozmawialiśmy o przyszłorocznych wyborach do Europarlamentu, także z zaproszonymi gościniami i gościami. Wśród nich pojawił się m.in. Łukasz Foltyn, twórca Gadu-Gadu i reprezentacja stowarzyszenia ATTAC, z którymi omawialiśmy kwestię współpracy przy planowanym na grudzień Szczycie Klimatycznym w Poznaniu - imprezie, która jak chyba żadna inna ma szansę zwrócić uwagę Polek i Polaków na kwestie związane z globalnym ociepleniem. Wieczorem zaś Dany wziął udział w innej debacie, tym razem związanej mocniej z rokiem 1968. Było ostro, szczególnie z powodu ekscesów redaktora naczelnego prawicowej "Frondy", Grzegorza Górnego, ale możemy śmiało ogłosić, że Dany wyszedł z niej na tarczy, a Górny w niesławie:)

Ze spotkania dostępne jest nagranie dźwiękowe w formacie .aac (obsługiwanym m.in. przez Winamp), zamieszczone w dwóch częściach w serwisie wrzuta.pl: część 1, część 2

Fotografie - Joanna Erbel, Krytyka Polityczna. Na stronie KP dostępna jest fotorelacja z wieczornego spotkania przy okazji Planete Doc Review.

13 maja 2008

Węgiel, Europa, klimat

Zieloni wspierają działania Greenpeace ws. technologii wychwytywania i przechowywania CO2

Kryzys klimatyczny wymaga podjęcia natychmiastowych działań. Abyśmy mogli zapobiec katastrofie, globalne emisje gazów cieplarnianych muszą osiągnąć punkt szczytowy do roku 2015, a następnie zacząć spadać o co najmniej 50% do roku 2050 w porównaniu z poziomem notowanym w roku 1990.

Sektor energetyczny odpowiada za około dwie trzecie całkowitych światowych emisji, z których ponad 60% stanowi dwutlenek węgla (CO2). Lwia część zanieczyszczeń powodujących niebezpieczne ocieplenie klimatu emitowanych przez ten sektor pochodzi z węgla. Jego spalanie powoduje uwalnianie do atmosfery największych ilości szkodliwego dwutlenku węgla spośród wszystkich paliw kopalnych. A jednak rządy wielu państw planują wybudowanie w ciągu nadchodzącego dziesięciolecia kolejnych 250 elektrowni zasilanych węglem. Szczególnie dotyczy to Stanów Zjednoczonych i Europy. Jeżeli plany te zostaną zrealizowane, rządom tych państw nie uda się obniżyć emisji gazów cieplarnianych w stopniu wystarczającym do skutecznego przeciwdziałania zmianom klimatycznym.

Zaproponowano wprowadzenie instalacji do wychwytywania i przechowywania dwutlenku węgla (tzw. carbon capture and storage, CCS) jako sposób na powstrzymanie szkodliwych zmian klimatycznych powodowanych przez emisje tego związku z elektrowni do atmosfery. Wychwycony dwutlenek węgla trafi do podziemnych repozytoriów. Jednakże, wg UNDP (Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju) „CCS pojawi się na placu boju o wiele za późno, aby pomóc nam uniknąć niebezpiecznej zmiany klimatu”. Obecnie żadna duża elektrownia węglowa nie stosuje tego rozwiązania w zakresie wychwytywania dwutlenku węgla, nie mówiąc już o jego bezpiecznym przechowywaniu.

Jedyne realistyczne rozwiązanie kwestii niebezpiecznych zmian klimatycznych polega na stosowaniu energii odnawialnej oraz technologii służących do podnoszenia wydajności energetycznej. Istnieją rozwiązania w zakresie zwiększenia wydajności energetycznej pozwalające znacznie obniżyć zapotrzebowanie energetyczne, które na dodatek zapewniają oszczędności finansowe przekraczające koszty wdrożenia. Technicznie dostępne źródła energii odnawialnej, np. wiatr, fale morskie, czy promienie słoneczne, mogą dostarczać ilość energii sześciokrotnie przekraczającą obecne zużycie światowe - i to na zawsze.

Każda podejmowana dziś decyzja dotycząca nowych elektrowni może przyczynić się do zmiany sytuacji klimatycznej na przestrzeni dwóch następnych pokoleń. Potencjalne korzyści CCS odwracają uwagę od zrównoważonych rozwiązań energetycznych i pociągają za sobą ryzyko wpadnięcia w globalną pułapkę przyszłości pozbawionej szans na ocalenie klimatu naszej planety.

My, niżej podpisani, wierzymy, że zarówno rządy państw, jak i firmy energetyczne na całym świecie, winny przyjąć priorytety w postaci inwestycji opartych na rozwiązaniach, które oferują najwyższy potencjał bezpieczeństwa energetycznego połączony z możliwością obniżenia szkodliwych emisji. Te rozwiązania to energia odnawialna i efektywność energetyczna.

Silna Europa Szansą dla Polski - apel do ludzi lewicy i jej przywódców

Zbliża się dzień kolejnej Parady Schumana. W sobotę, 10-go maja, ulicami Warszawy ponownie przejdzie barwny korowód, manifestując swoje poparcie dla idei zjednoczonej, tolerancyjnej i wielokulturowej Europy. Niestety, cztery lata po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej sens i zadania naszego członkostwa zostały zafałszowane. Na czoło polskiej strategii unijnej wysunęły się zadania uzyskania gwarancji blokowania, wetowania i odwlekania decyzji. Taka ksenofobiczna, prawicowa wizja europejskiej integracji jest nam obca. Tylko w silnej, sprawnie i szybko działającej Europie mamy szansę na skuteczna obronę wykluczonych, bezrobotnych, pracujących za niegodna ich ciężkiej pracy pensje, dyskryminowanych i bezdomnych. Głęboka integracja europejska to szansa dla wszystkich, bez względu na płeć, zawartość portfela, religię czy jej brak, orientacje seksualną, kolor skory, przynależność etniczną. To szansa dla wszystkich Polek i Polaków, Europejek i Europejczyków.

W XXI wieku, wieku Globalizacji, znowu staje się aktualne hasło: „Proletariusze Wszystkich Krajów, Łączcie się!”. Tak – alterglobalistki i alterglobaliści, pracownice supermarketów i wielkich korporacji, ekolożki i ekolodzy, związki zawodowe, feministki i feminiści, ci, którzy działają w ruchach wolnego oprogramowania, humanistki i humaniści - łączmy się! Wszyscy ci, którzy chcą innej, lepszej Europy - łączmy się! Silna Europejskiej to szansa na sprawiedliwość społeczną, godną płacę, europejskie standardy socjalne i kulturowe, skuteczna ochronę praw pracowniczych i ochronę praw człowieka. Naprawdę zjednoczona Unia Europejska to dla nas szansa na przeciwstawienie się dyktatowi globalnych korporacji. To także szansa na przeciwstawienie się wpływom kościołów i religii na prawa człowieka, szansa na osobistą wolność świadomego wyboru w solidarnym społeczeństwie.

Apelujemy do polityków polskiej Lewicy o poparcie naszej wizji silnej, federacyjnej Unii Europejskiej. W interesie świata pracy i reprezentującej go Lewicy leży umocnienie, a nie osłabienie Unii. W interesie Lewicy leży przezwyciężenie deficytu demokracji. Prawicowi eurosceptycy ze swoim hasłem „Europy Ojczyzn” tylko umacniają krzykliwie krytykowaną przez nich biurokrację brukselską. Tak – dziś jest ona zbyt silna, gdyż jest główną siłą sprawczą tworzonego w Brukseli i Strasburgu prawa. Dziś staje się ona zbyt łatwym łupem korporacyjnych działań lobbystycznych. Dla przezwyciężenia tego mechanizmu konieczne jest więc rzeczywiste zdemokratyzowanie Unii Europejskiej. Konieczne jest wyłanianie Komisji Europejskiej przez Parlament Europejski a nie, tak jak dotychczas, w oparciu o niejasny przetarg międzyrządowy.

Wierzymy, że dla takiej wizji Unii Europejskiej Polska Lewica budować będzie polityczne poparcie w kraju i wśród siostrzanych formacji europejskich.

Jachranka k/Warszawy: „Przeciwdziałanie zmianom klimatycznym – walka z problemem ludzkości czy niezły biznes?”

Dyskusja jest elementem otwierającym Akademię Odpowiedzialnego Biznesu 2008 – studencką konferencję poświęconą CSR – która odbywa się w dniach 17-18 maja w Jachrance k/Warszawy. Organizatorem wydarzenia jest Liga Odpowiedzialnego Biznesu.

Wydaje się, że znajomość koncepcji odpowiedzialnego biznesu, zasad jej funkcjonowania i wdrażania stanie się wkrótce niezbędnym składnikiem w zarządzaniu firmami i organizacjami. Dlatego tak ważne jest, aby już dziś przygotowywać studentów do roli odpowiedzialnych pracodawców i pracowników oraz kompetentnych menedżerów. Ważne jest przy tym, by młodym ludziom przekazywać jak najwięcej informacji praktycznych - dobrych przykładów oraz konkretnych narzędzi, które w przyszłości pomogą im aktywnie i z pożytkiem przekształcać swoje pomysły na strategie społecznej odpowiedzialności w firmach, gdzie będą pracować. Takie zadanie stawia przed sobą Akademia Odpowiedzialnego Biznesu.

Z uwagi na popularność i znaczenie tematyki zrównoważonego rozwoju oraz zmian klimatycznych temu właśnie zagadnieniu poświęcić chcemy najwięcej uwagi w czasie konferencji. Podczas dyskusji otwierającej pragniemy wspólnie z zaproszonymi gośćmi oraz studentami zastanowić się nad tym

- Jak zrównoważony rozwój wpisuje się w strategie odpowiedzialności firm?

- Jakie działania dotyczące przeciwdziałania zmianom klimatycznym prowadzą firmy?

- W jaki sposób zachęcać pracowników do włączenia się w proekologiczne działania firmy?

- Czy prowadzenie „zrównoważonego biznesu” się opłaca?

- Jak zmiany klimatyczne wpływają na gospodarkę?

- Jak sprawić, żeby zrównoważony rozwój był bezpieczny i korzystny dla człowieka, dla środowiska i dla gospodarki?

Panel z udziałem:

Dariusza Szweda (przewodniczący Zielonych2004)
Jarosława Lepki (Fundacja Kronenberga)
Ireny Picholi (PricewaterhouseCoopers)
Przemka Pohrybieniuka (Danone Sp. z o.o.)
Dr Ewy Taylor (Katedra Geografii Ekonomicznej, Szkoła Główna Handlowa)

Termin: 17 maja (sobota)
Godzina: 12:15 – 13:30
Miejsce: Ośrodek Szkoleniowy Centrali PKP S.A. Jachranka k/Warszawy (www.jachranka.pl)

12 maja 2008

Zbrodnie i rozliczenia

Niedawne doniesienia związane z losami żołnierzy oskarżonych o masakrę w wiosce Nangar Khel budzą we mnie pewne zdumienie. Dopiero co prasa doniosła o kulisach tej tragedii, a już żołnierze zostali zwolnieni z aresztu. Nie przesądzam o ich winie lub też niewinności, od tego jest sąd. Problemem jest za to postawa niektórych mediów, które nie potrafią dopuścić do siebie nawet myśli o tym, że polski żołnierz miałby się skalać taką zbrodnią. Wychodzi na to, że jesteśmy święci i niepokalani, zgodnie z teorią bycia Chrystusem narodów, a na Zaolzie w 1938 roku tudzież w 1968 na Czechosłowację szły tak naprawdę dywizje Wermachtu czy innej wrażej armii, jedynie przebrani za Wojsko Polskie. Taka perspektywa, podobnie jak i pomysł na stworzenie wokół siódemki oskarżonych i ich rodzin ruchu społecznego na rzecz ich uwolnienia mnie osobiście zdumiewa.

Tak na dobrą sprawę mało kto zastanawia się nad meritum tej kwestii. Co my tam robimy? Wypełniamy zobowiązania sojusznicze - powie ktoś. Cóż, Amerykanie przy tej interwencji mieli poparcie niemal całego świata, wszystko poszło gładko i na dobrą sprawę wystarczyło zacząć finansować odbudowę kraju. Rzecz jasna byłoby to za proste i tym samym zamykających kobiety w domach i wysadzających zabytkowe posągi Buddy Talibów zastąpili lokalni watażkowie, nierzadko równie rygorystyczni. Władza rządu centralnego ogranicza się li tylko do Kabulu, a radykalizacja nastrojów sprawia, że zagrożona jest tam i tak wątła wolność słowa. USA jakoś to nie obchodziło i postanowiły zaatakować Irak. Dzięki tej samobójczej strategii chaos stał się codziennością tak w jednym, jak i w drugim kraju.

Nasz rząd tymczasem, wycofując się znad Tygrysu i Eufratu, postanowił wzmocnić kontyngent WP w Afganistanie. Ba, chcemy mieć własną prowincję pod kontrolą - i mieć ją będziemy, na dodatek w jednym z mniej spokojnych obszarów. Mamy zamiar walczyć i zabijać, widocznie zazdroszcząc innym potęgom kolonialnej przeszłości. Wzmocnieniu ulega zatem tendencja, która wyklucza negocjacje z umiarkowaną frakcja Talibanu w celu wepchnięcia jej w struktury władzy i ostatecznego zmarginalizowania partyzantki. W tym samym czasie kraj, z powodu wieloletnich zniszczeń i niedorozwoju staje się światowym liderem w sprzedaży narkotyków, które stają się dla wielu jedynym źródłem utrzymania.

Ludzie, którzy podjęli decyzje o naszym udziale (wykraczającym daleko poza pierwotny udział rodzimych saperów) nadal są autorytetami w tej dziedzinie. Wielu spośród żołnierzy uczestniczących w misjach miało do czynienia z mniej lub bardziej ukrytymi naciskami, by wzięli w nich udział. Tragedii w Nangar Khel nie da się już odwrócić, ale pokazuje wyraźnie, że nasz udział w eskapadzie do Afganistanu nie służy pokojowi. Pod płaszczykiem walki z terrorem wielonarodowa koalicja ugrzęzła tam w konflikcie, który daleki jest od rozwiązania. Bez konkretnych działań dyplomatycznych sytuacja będzie tam przypominać zabawę w kotka i myszkę. Problem w tym, że to prawdziwy konflikt - z prawdziwymi ofiarami. Wygląda na to, że wiele osób traktuje to niczym grę komputerową...

***

Uchwała III Kongresu Zielonych 2004 w sprawie wycofania wojsk z Iraku i Afganistanu

Zebrani na III KONGRESIE delegaci partii Zieloni 2004 apelują do rządu RP o natychmiastowe wycofanie Wojska Polskiego z Iraku i Afganistanu. Udział żołnierza polskiego w obu tych awanturach jest nie tylko sprzeczny z prawem międzynarodowym i prawem polskim, ale przynosi również hańbę Wojsku Polskiemu i jego chlubnym wolnościowym tradycjom. Apelujemy do Rządu i Sejmu RP o wysyłanie żołnierzy polskich tylko na takie misje poza granicami Polski, które organizowane są pod flagą narodów zjednoczonych w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych.

11 maja 2008

Nie chęć szczera, a matura...

Lud pisze egzamin dojrzałości - i się stresuje. Nic dziwnego, chociaż, by być zupełnie otwartym, pierwszy lepszy egzamin na studiach jest stokroć trudniejszy, co zaświadczam nie tylko ja, ale i masa moich znajomych. Nie mam zamiaru, broń Boże, deprecjonować wysiłku intelektualnego licealistek i licealistów, dodatkowo utrudnianego przez ciągłe eksperymentowanie z formami samego egzaminu. Roman Giertych zdołał zupełnie sknocić dość niezłą ideę, dają do wyboru pomiędzy wersją podstawową i rozszerzoną (a nie jak wcześniej, kiedy osoba biorąca trudniejszą pisała też i łatwiejszą), dodatkowo stosując wzięty z sufitu przelicznik punktów między formami. Tak to już jest, kiedy chce się przejść do historii...

Nie jestem bezbrzeżnym krytykiem nowej matury, ale parę jej elementów jest tak kuriozalnych, że nie sposób nie solidaryzować się z niedawnym apelem rozlicznych autorytetów w sprawie matury. Szczególnie boli ich klucz z języka polskiego, który spędza sen z powiek wszystkim tym, którzy mieli z nim do czynienia (mi też spędzał, żeby nie było). Do dziś nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem chce się wymuszać jednostronną, schematyczną i jałową interpretację dzieł literackich, będących przecież dziełami humanistycznymi. Wszyscy zmuszeni są do porzucenia własnych przemyśleń i do strzelania na oślep, licząc, że jakimś cudem trafią w mityczny klucz - okropieństwo, pokazujące najgorszą tendencję nowej matury. Tendencję czynienia z ludzi zautomatyzowanych robotów, a nie krytycznych wobec rzeczywistości obywatelek i obywateli.

Cały czas niedocenione są prezentacje maturalne z języka polskiego. Najczęściej - niestety! - słyszy się o młodych ludziach, którzy polują w internecie na gotowce. A przecież pozornie nie ma niczego przyjemniejszego niż stworzyć coś własnego. Bardzo niepokoi, że kiedy już istnieje szansa na kreatywność, spora grupa z tej szansy nie korzysta. Pamiętam, że temat o komiksie jako pełoprawnej gałęzi sztuki wymyśliłem sobie sam, a osoby, które uczyniły podobnie, podostawały sporą ilość punktów. Cała praca zajęła mi niewiele czasu na przygotowanie (wcześniejsze sprawdzenie bibliografii w Internecie i parę godzin napisania), a jej prezentacja była nad wyraz przyjemną.

Jak widać już po doniesieniach medialnych, nie tylko uczniowie popełniają błędy - babole zjawiają się nawet na arkuszach egzaminacyjnych. Skoro tak, to na cóż jeszcze ponarzekać można? Na testy językowe chyba nie za bardzo, bo spełniają swoją rolę i uczą w miarę praktycznych umiejętności, a nie np. deklamowania z pamięci któregoś z dzieł Szekspira. Można powiedzieć trochę o monotonii tematycznej rozszerzonej historii - wybaczcie, drodzy układający i drogie układające, ale dawanie jakże odległych od siebie tematów pt. "Miasta w średniowiecznej Europie" i "Miasta w średniowiecznej Polsce" było kuriozalne, a słyszałem i jeszcze ciekawsze pomysły. Całkiem poważnie pojawiały się w arkuszach testowych pozycje typu "Dzieje Prus w którymśtam wieku" i "Dzieje Prus w XX-leciu międzywojennym". Chyba nie o to chodzi w historii...

Nie jestem przekonany do tego, czy aktualna matura do końca spełnia swoją funkcję. Z pewnością cieszy odjęcie stresu w postaci kolejnych egzaminów - tym razem wstępnych na studia. Wykładowczynie i wykładowców nieco mniej, bowiem narzekają na poziom młodzieży, jaka przybywa do nich po szkołach ponadgimnazjalnych. Różnicę poziomów odczuwa się na własnej skórze, co mogę zaświadczyć osobiście, pisząc te słowa w przerwie intensywnej nauki prawa cywilnego. Jak zatem znaleźć równowagę, uczyć praktycznych umiejętności i wdrażać w światowe dziedzictwo kulturowe? Kształcić, a nie tylko produkować zakuwaczki i zakuwaczy?

To trudne pytania, ale bez ich zadania nie ma się szans na pójście naprzód. Wydaje się, że zmiana samej formy, trybu matur będzie możliwa wtedy, gdy zmieni się filozofia liceum. Nie na teren rywalizacji i braku więzi społecznych, jak proponuje minister Hall, ale na miejsce debaty, współpracy i kształcenia obywatelskiego i kulturowego. Jeśli postawimy li tylko na praktyczne umiejętności, zostaniemy robotami. Jeśli będziemy jedynie bujać w obłokach, nie stworzymy alternatywy dla obecnego świata. Bez rozsądnego zbilansowania tych kwestii nie będzie lepszej szkoły - i lepszej matury! Czyż nie, maturzystki i maturzyści?

10 maja 2008

Demokraci, Wajda i Warszawa

Zieloni 2004 apelują – zacznijmy myśleć o ludziach, nie o wieżowcach!

Koło warszawskie Zielonych 2004 z niepokojem przyjmuje wypowiedź Andrzeja Wajdy na temat pomysłów na zagospodarowanie centrum miasta.

- Dla nas liczą się ludzie i jakość życia w mieście – mówi
Bartłomiej Kozek, przewodniczący koła. - Nie możemy popierać pomysłów, które spoglądając w przeszłość szykują nam zupełne zakorkowanie, zawianie i zaduszenie Warszawianek i Warszawiaków. Zachwyt wieżowcami, jaki reprezentuje reżyser, prowadzi w prostej linii do problemów, które już dziś są zmorą naszego miasta. Wyższa zabudowa automatycznie przekłada się na większy ruch drogowy i na zmianę na gorsze przepływu powietrza w mieście. Wszystko to po to, by zasłonić Pałac Kultury i Nauki.

- Idąc tym tropem należałoby zrównać z ziemią całe miasto, które miało pecha być odbudowywanym przez „nieprawomyślne” rządy. To nie ma sensu! Już teraz pojawiają się pomysły, by monumentalne budynki zajęły teren Parku Świętokrzyskiego. Już teraz widać, że wkrótce w centrum miasta pojawi się sporo wieżowców. Nie ma potrzeby, by dodatkowo powiększać tę liczbę. Jest za to potrzeba pilnego zajęcia się podwyżką opłat parkingowych, która zachęci mieszkanki i mieszkańców do przesiadania się do komunikacji miejskiej. Tymczasem w imię źle pojmowanej „troski o portfele”radne i radni wstrzymują się z tą decyzją. Jaka szkoda, że nie byli tacy troskliwi o te portfele wtedy, gdy podwyższali ceny biletów!

Zieloni apelują o to, by proces zabudowy centrum miasta odbywał się zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju i przy jak najszerszych konsultacjach społecznych. Byłoby karygodne, gdyby decyzja o wyglądzie ścisłego środka Warszawy została podjęta ponad głowami samych zainteresowanych. Domagamy się też, by w procesie planowania przestrzennego została zagwarantowana nienaruszalność przestrzeni zielonych, w szczególności Parku Świętokrzyskiego, którego wg sondażu na zlecenie „Gazety Wyborczej” pragnie 92% ludzi mieszkających w mieście. Wierzymy w to, że miasto ma spełniać rolę integrującą lokalną społeczność, a tej roli wielkie wieżowce nie spełniają.

Zieloni spotkali się z Partią Demokratyczną

Agnieszka Grzybek i Dariusz Szwed, przewodniczący Zielonych 2004, oraz Janusz Onyszkiewicz, przewodniczący, i Brygida Kuźniak, wiceprzewodnicząca Partii Demokratycznej spotkali się 9 maja b.r. w warszawskim biurze Zielonych. Spotkanie było poświęcone omówieniu aktualnej sytuacji na scenie politycznej i możliwości współpracy podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku.

Przedstawiciele Zielonych i Partii Demokratycznej rozmawiali o konieczności wprowadzenia zmian demokratyzujących obowiązującą ordynację wyborczą i ograniczeń w finansowaniu kampanii wyborczych. Zdaniem obu partii na jakość polskiej demokracji negatywnie wpływa komercjalizacja kampanii wyborczych. Warto skorzystać z rozwiązań funkcjonujących we Francji czy Belgii. Zieloni i Partia Demokratyczna podkreślili potrzebę wzmocnienia roli Polski w tworzeniu polityki Unii Europejskiej, a jednocześnie rezygnację ze strategii blokowania rozwiązań, które mają służyć wszystkim obywatelkom i obywatelom UE. Polska powinna aktywniej włączyć się we wspólne działania Unii Europejskiej odpowiadające na wyzwania neoliberalnej globalizacji. Dobrym przykładem jest wspólna polityka ochrony globalnego klimatu i polityka energetyczna.

Obie partie zgodziły się na zorganizowanie wspólnego stołu programowego w czerwcu.

Spotkanie z przedstawicielami Partii Demokratycznej było kolejnym z cyklu rozmów Zielonych z innymi partiami politycznymi i środowiskami, które mają służyć stworzeniu prawdziwej alternatywy dla „szarych partii” obecnego układu rządzącego w sferze publicznej. W kwietniu Zieloni spotkali się z Partią Kobiet i SdPl.

Dla Zielonych priorytetem jest włączenie do rodzimej polityki kwestii praw człowieka, sprawiedliwości społecznej, zrównoważonego rozwoju, ekologii, faktycznego równouprawnienia i rozwijanie polityki międzynarodowej opartej na pokoju i globalnej solidarności.

9 maja 2008

I po debacie...

Ledwo zakończyliśmy jedną debatę, a już szykuje się druga - szczegóły poniżej. W tej środowej wzięło udział ok. 20 osób, które przez ponad dwie godziny słuchały i dyskutowały z zaproszonymi gośćmi i gościniami. Prowadzący Adam Ostolski zadawał pytania o to, kto ma prawo do państwa narodowego i jak powinna wyglądać polityka zagraniczna, która nie byłaby li tylko cyniczną grą, ale dążeniem do tworzenia warunków do rozpowszechniania się praw człowieka na świecie. Wszystko to w odniesieniu do kwestii Tybetu, Czeczenii, Kosowa i Palestyny.

Alina Cała zwróciła uwagę na to, że polski kapitalizm jest endecki i na to, że poparcie prawicy dla Czeczenii było wynikiem niechęci do Rosji, a nie umiłowania prawa do samostanowienia. Adam z kolei pokazał, że o ile poparcie dla Tybetu łączy ludzi z różnego spektrum sceny politycznej, o tyle Palestyna jest "lewicowa", a Czeczenia, tak jak powiedziała Alina Cała, raczej "prawicowa". Adam Sanocki opowiedział o Tybecie i tym, że np. dopiero niedawno władze emigracyjne uznały tamtejszą pradawną religię bom, którą niegdyś zwalczali. Aleksander Smolar nie wahał się zaproponować nowy kongres, mający dokonać rewizji granic na Bałkanach. Było zatem ciekawie.

W najbliższym czasie, z powodu moich egzaminów, częstotliwość notek tymczasowo spadnie. Mimo wszystko bądźcie pewni, że aktualności z życia partii i bieżące przemyślenia będą tu miały swoje miejsce.

Po roku 68: Jak przebić głową mur?

Rok 68 przeszedł do historii jako katalizator wielkiej zmiany społecznej i politycznej. Jednak ruchy protestu w krajach zachodnich i w bloku Europy Wschodniej miały zupełnie inny charakter, choć łączyło je marzenie o wolności i zrobieniu wyłomu w systemie. W dyskusji chcemy się skupić na współczesnych ruchach protestu i ich strategiach działania. Rozmawiać będziemy o:

- ruchach protestu i o tym, co z nich wynikło na Zachodzie i Wschodzie;
- o strategii działania w sytuacji, gdy protest zderza się ze ścianą;
- o granicach kompromisu i kontestacji, która wchodzi do establishmentu, bowiem kiedy już się dokona wyłomu w systemie, ile w tym zwycięstwa, a ile porażki?
- o tym, jak system komercjalizuje bunt. Czy zjawisko odpowiedzialnego biznesu jest zwycięstwem ruchów społecznych i ekologicznych, czy tylko drenuje ich siły?

W dyskusji udział wezmą:

Daniel Cohn-Bendit – jeden z przywódców Maja ’68 w Paryżu, eksmitowany z Francji do Niemiec, twórca różnych alternatywnych projektów – pism, grup politycznych, eksperymentalnego przedszkola itd., wieloletni działacz Zielonych. Obecnie współprzewodniczący Grupy Zieloni/ Wolny Sojusz w Parlamencie Europejskim.

Józef Pinior – jeden z liderów dolnośląskiej Solidarności, więziony w stanie wojennym, po 1989 roku próbował reaktywować Polską Partię Socjalistyczną. Wykładowca akademicki, prowadził badania w Brazylii i Argentynie; w swoich publikacjach porównywał procesy demokratyzacji w Europie Wschodniej i Ameryce Łacińskiej. Obecnie jedyny polski eurodeputowany o autentycznie lewicowych poglądach: w głosowaniach rezolucji w sprawie homofobii czy tajnych więzień CIA konsekwentnie broni ludzi, nie „honoru Polski”.

Dorota Gardias – przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych, była jedną z 5 pielęgniarek okupujących Kancelarię Premiera w czerwcu 2007 roku, co doprowadziło do powstania Białego Miasteczka.

Bolesław Rok – uczestnik polskiego ruchu hippisowskiego, założyciel buddyjskiego wydawnictwa Pusty Obłok; doktor filozofii; obecnie wiceprzewodniczący Forum Odpowiedzialnego Biznesu i wykładowca w Centrum Etyki Biznesu w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. L. Koźminńskiego.

Moderacja: Agnieszka Grzybek, przewodnicząca Zielonych 2004. 16 maja, piątek, godz. 12.00, Muzeum Sztuki Współczesnej, ul. Pańska 3, Warszawa

Zielone Horyzonty Polityki to seria debat poświęconych najważniejszym sprawom Polski i świata. Dyskutantami będą znani publicyści i publicystki, osoby na co dzień komentujące wydarzenia polityczne lub aktywnie angażujące się w działalność społeczną oraz zieloni politycy. Paneliści i słuchacze zmierzą się z wyzwaniami dnia dzisiejszego i jutrzejszego. Mamy nadzieję, że w ten sposób pomogą wyodrębnić ze współczesnego pomieszania pojęć i języków stanowiska zielonych i lewicy.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...