Lud pisze egzamin dojrzałości - i się stresuje. Nic dziwnego, chociaż, by być zupełnie otwartym, pierwszy lepszy egzamin na studiach jest stokroć trudniejszy, co zaświadczam nie tylko ja, ale i masa moich znajomych. Nie mam zamiaru, broń Boże, deprecjonować wysiłku intelektualnego licealistek i licealistów, dodatkowo utrudnianego przez ciągłe eksperymentowanie z formami samego egzaminu. Roman Giertych zdołał zupełnie sknocić dość niezłą ideę, dają do wyboru pomiędzy wersją podstawową i rozszerzoną (a nie jak wcześniej, kiedy osoba biorąca trudniejszą pisała też i łatwiejszą), dodatkowo stosując wzięty z sufitu przelicznik punktów między formami. Tak to już jest, kiedy chce się przejść do historii...
Nie jestem bezbrzeżnym krytykiem nowej matury, ale parę jej elementów jest tak kuriozalnych, że nie sposób nie solidaryzować się z niedawnym apelem rozlicznych autorytetów w sprawie matury. Szczególnie boli ich klucz z języka polskiego, który spędza sen z powiek wszystkim tym, którzy mieli z nim do czynienia (mi też spędzał, żeby nie było). Do dziś nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem chce się wymuszać jednostronną, schematyczną i jałową interpretację dzieł literackich, będących przecież dziełami humanistycznymi. Wszyscy zmuszeni są do porzucenia własnych przemyśleń i do strzelania na oślep, licząc, że jakimś cudem trafią w mityczny klucz - okropieństwo, pokazujące najgorszą tendencję nowej matury. Tendencję czynienia z ludzi zautomatyzowanych robotów, a nie krytycznych wobec rzeczywistości obywatelek i obywateli.
Cały czas niedocenione są prezentacje maturalne z języka polskiego. Najczęściej - niestety! - słyszy się o młodych ludziach, którzy polują w internecie na gotowce. A przecież pozornie nie ma niczego przyjemniejszego niż stworzyć coś własnego. Bardzo niepokoi, że kiedy już istnieje szansa na kreatywność, spora grupa z tej szansy nie korzysta. Pamiętam, że temat o komiksie jako pełoprawnej gałęzi sztuki wymyśliłem sobie sam, a osoby, które uczyniły podobnie, podostawały sporą ilość punktów. Cała praca zajęła mi niewiele czasu na przygotowanie (wcześniejsze sprawdzenie bibliografii w Internecie i parę godzin napisania), a jej prezentacja była nad wyraz przyjemną.
Jak widać już po doniesieniach medialnych, nie tylko uczniowie popełniają błędy - babole zjawiają się nawet na arkuszach egzaminacyjnych. Skoro tak, to na cóż jeszcze ponarzekać można? Na testy językowe chyba nie za bardzo, bo spełniają swoją rolę i uczą w miarę praktycznych umiejętności, a nie np. deklamowania z pamięci któregoś z dzieł Szekspira. Można powiedzieć trochę o monotonii tematycznej rozszerzonej historii - wybaczcie, drodzy układający i drogie układające, ale dawanie jakże odległych od siebie tematów pt. "Miasta w średniowiecznej Europie" i "Miasta w średniowiecznej Polsce" było kuriozalne, a słyszałem i jeszcze ciekawsze pomysły. Całkiem poważnie pojawiały się w arkuszach testowych pozycje typu "Dzieje Prus w którymśtam wieku" i "Dzieje Prus w XX-leciu międzywojennym". Chyba nie o to chodzi w historii...
Nie jestem przekonany do tego, czy aktualna matura do końca spełnia swoją funkcję. Z pewnością cieszy odjęcie stresu w postaci kolejnych egzaminów - tym razem wstępnych na studia. Wykładowczynie i wykładowców nieco mniej, bowiem narzekają na poziom młodzieży, jaka przybywa do nich po szkołach ponadgimnazjalnych. Różnicę poziomów odczuwa się na własnej skórze, co mogę zaświadczyć osobiście, pisząc te słowa w przerwie intensywnej nauki prawa cywilnego. Jak zatem znaleźć równowagę, uczyć praktycznych umiejętności i wdrażać w światowe dziedzictwo kulturowe? Kształcić, a nie tylko produkować zakuwaczki i zakuwaczy?
To trudne pytania, ale bez ich zadania nie ma się szans na pójście naprzód. Wydaje się, że zmiana samej formy, trybu matur będzie możliwa wtedy, gdy zmieni się filozofia liceum. Nie na teren rywalizacji i braku więzi społecznych, jak proponuje minister Hall, ale na miejsce debaty, współpracy i kształcenia obywatelskiego i kulturowego. Jeśli postawimy li tylko na praktyczne umiejętności, zostaniemy robotami. Jeśli będziemy jedynie bujać w obłokach, nie stworzymy alternatywy dla obecnego świata. Bez rozsądnego zbilansowania tych kwestii nie będzie lepszej szkoły - i lepszej matury! Czyż nie, maturzystki i maturzyści?
Nie jestem bezbrzeżnym krytykiem nowej matury, ale parę jej elementów jest tak kuriozalnych, że nie sposób nie solidaryzować się z niedawnym apelem rozlicznych autorytetów w sprawie matury. Szczególnie boli ich klucz z języka polskiego, który spędza sen z powiek wszystkim tym, którzy mieli z nim do czynienia (mi też spędzał, żeby nie było). Do dziś nie jestem w stanie pojąć, jakim cudem chce się wymuszać jednostronną, schematyczną i jałową interpretację dzieł literackich, będących przecież dziełami humanistycznymi. Wszyscy zmuszeni są do porzucenia własnych przemyśleń i do strzelania na oślep, licząc, że jakimś cudem trafią w mityczny klucz - okropieństwo, pokazujące najgorszą tendencję nowej matury. Tendencję czynienia z ludzi zautomatyzowanych robotów, a nie krytycznych wobec rzeczywistości obywatelek i obywateli.
Cały czas niedocenione są prezentacje maturalne z języka polskiego. Najczęściej - niestety! - słyszy się o młodych ludziach, którzy polują w internecie na gotowce. A przecież pozornie nie ma niczego przyjemniejszego niż stworzyć coś własnego. Bardzo niepokoi, że kiedy już istnieje szansa na kreatywność, spora grupa z tej szansy nie korzysta. Pamiętam, że temat o komiksie jako pełoprawnej gałęzi sztuki wymyśliłem sobie sam, a osoby, które uczyniły podobnie, podostawały sporą ilość punktów. Cała praca zajęła mi niewiele czasu na przygotowanie (wcześniejsze sprawdzenie bibliografii w Internecie i parę godzin napisania), a jej prezentacja była nad wyraz przyjemną.
Jak widać już po doniesieniach medialnych, nie tylko uczniowie popełniają błędy - babole zjawiają się nawet na arkuszach egzaminacyjnych. Skoro tak, to na cóż jeszcze ponarzekać można? Na testy językowe chyba nie za bardzo, bo spełniają swoją rolę i uczą w miarę praktycznych umiejętności, a nie np. deklamowania z pamięci któregoś z dzieł Szekspira. Można powiedzieć trochę o monotonii tematycznej rozszerzonej historii - wybaczcie, drodzy układający i drogie układające, ale dawanie jakże odległych od siebie tematów pt. "Miasta w średniowiecznej Europie" i "Miasta w średniowiecznej Polsce" było kuriozalne, a słyszałem i jeszcze ciekawsze pomysły. Całkiem poważnie pojawiały się w arkuszach testowych pozycje typu "Dzieje Prus w którymśtam wieku" i "Dzieje Prus w XX-leciu międzywojennym". Chyba nie o to chodzi w historii...
Nie jestem przekonany do tego, czy aktualna matura do końca spełnia swoją funkcję. Z pewnością cieszy odjęcie stresu w postaci kolejnych egzaminów - tym razem wstępnych na studia. Wykładowczynie i wykładowców nieco mniej, bowiem narzekają na poziom młodzieży, jaka przybywa do nich po szkołach ponadgimnazjalnych. Różnicę poziomów odczuwa się na własnej skórze, co mogę zaświadczyć osobiście, pisząc te słowa w przerwie intensywnej nauki prawa cywilnego. Jak zatem znaleźć równowagę, uczyć praktycznych umiejętności i wdrażać w światowe dziedzictwo kulturowe? Kształcić, a nie tylko produkować zakuwaczki i zakuwaczy?
To trudne pytania, ale bez ich zadania nie ma się szans na pójście naprzód. Wydaje się, że zmiana samej formy, trybu matur będzie możliwa wtedy, gdy zmieni się filozofia liceum. Nie na teren rywalizacji i braku więzi społecznych, jak proponuje minister Hall, ale na miejsce debaty, współpracy i kształcenia obywatelskiego i kulturowego. Jeśli postawimy li tylko na praktyczne umiejętności, zostaniemy robotami. Jeśli będziemy jedynie bujać w obłokach, nie stworzymy alternatywy dla obecnego świata. Bez rozsądnego zbilansowania tych kwestii nie będzie lepszej szkoły - i lepszej matury! Czyż nie, maturzystki i maturzyści?
1 komentarz:
Niestety, faktem jest, że Nowa Matura nie bardzo spełnia swe zasadnicze funkcje. Niczego prawie nie uczy, a jeśli już to jedynie schematycznego myślenia... A czy aby taki naprawdę jest cel egzaminu dojrzałości???
Prześlij komentarz