Niedawny strajk nauczycieli zrobił wrażenie. Dawno nie było tak dużego poruszenia pracowniczego w naszym kraju. Pielęgniarki owszem, swoje białe miasteczko miały, ale tym razem wszystko stanęło jednocześnie. Były miejscowości (całkiem spore), gdzie do szkoły przyszło jedno albo dwójka dzieci. Nawet duża grupa sceptycznie nastawionych mediów zaczęła opisywać całe zdarzenie w dużo bardziej korzystnej niż do tej pory formie. Być może wpływ na to ma "polityka miłości" Donalda Tuska, który również deklaruje sympatię dla podwyżek pensji nauczycielek i nauczycieli. Wydaje się jednak, że coraz bardziej widać, że edukacja jest inwestycją w przyszłość, a marne zarobki ludzi, mających przekazywać wiedzę młodym ludziom wystawiają fatalne świadectwo politykom odmieniającym słowo "przyszłość" we wszystkich przypadkach.
We współczesnym świecie, gdzie powoli, ale konsekwentnie przechodzimy na gospodarkę opartą na wiedzy (procesy uprzemysłowienia nadal stoją przed Globalnym Południem, podczas gdy Północ stawia na coraz bardziej wymyślne usługi), inwestycje w edukację są dobrą lokatą. Widać to po krajach skandynawskich, a już w szczególności po Finlandii. Kraj ten, mający olbrzymie problemy gospodarcze po upadku Związku Radzieckiego, zdecydował się postawić na stworzenie silnej, państwowej placówki naukowej. Efekty widać gołym okiem - kraj ten jest istnym siedliskiem nowoczesnych technologii, fińska szkoła zaś, stawiająca na kooperację a nie na wyniszczającą rywalizację, plasuje się na bardzo wysokim miejscu jeśli chodzi o jakość kształcenia. Że o poszanowaniu ekologii i o poziomie społecznego egalitaryzmu nie wspomnę...
Tymczasem my ugotowaliśmy sobie maturę skrępowaną kluczem jedynie słusznych interpretacji. Nie mówiąc już o nauczycielach, którzy mogą sobie spokojnie pracować po kilkanaście lat i zarabiać np. 1.400 złotych. Wczytajmy się w dane przytoczone przez "Rzeczpospolitą" - najwyższa pensja nauczycielska to ok. 2.400 zł brutto, co przekłada się np. na najniższe w UE zarobki 10-letniego praktyka w całej Wspólnocie. We wspomnianej już wcześniej Finlandii "belfrowie" przy podobnej ilości przepracowanych godzin zarabiają ponad 3 razy więcej. Nie jest też prawdą, że pracują mało - nie wyróżniamy się ani w jedną, ani w drugą stronę.
Być może winą jest tutaj... feminizacja zawodu? Nie żebym miał coś przeciw nauczycielkom - wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że w politycznym odbiorze - nie wnikam, czy świadomie czy nie - zawody z przewagą kobiet traktowane są (niestety!) jako drugorzędne. Przykład pielęgniarek i ich płac pokazuje to dość dobitnie. Nie będą przecież rozbijać szyb w Kancelarii Premiera, co najwyżej ją poblokują, zatem nie są traktowane jako realny podmiot politycznej gry. Efektem tegoż jest fakt, że w sporej części nauczycielskich rodzin się nie przelewa, a satysfakcja z pracy zbyt wielką nie jest.
Bądźmy zatem szczerzy - bez pieniędzy lepiej nie będzie. Już teraz jest niełatwo, ale szkoły jakoś sobie radzą - lepiej lub gorzej. Gdy przestaniemy już podniecać się chybionym pomysłem szemranej "tarczy antyrakietowej", gdy wreszcie wycofamy swe wojska z Iraku i Afganistanu, być może wówczas zauważymy olbrzymi drenaż mózgów, dokonujący się na naszych oczach. Ludzie, pozbawieni szans na godną płacę i godną pracę uciekają, korzystając ze swobody poruszania się w obrębie Unii Europejskiej. Po rozlicznych szkołach i uczelniach nierzadko nie zdają sobie sprawy ze swych praw jako obywatelki i obywatele, konsumentki i konsumenci, pracownice i pracownicy. Frustracja ogarniać może zarówno uczących, jak i nauczanych.
Panie Premierze - proszę słuchać ludzi, którzy tworzą naszą przyszłość! Bez nich będziemy tylko tanią siłą roboczą, a nie pełnoprawnie korzystającymi z możliwości, jakie otwiera przed nami świat. Niestety, słuchając wielu wypowiedzi obawiam się, czy to właśnie nie jest celem ekipy Donalda Tuska.
We współczesnym świecie, gdzie powoli, ale konsekwentnie przechodzimy na gospodarkę opartą na wiedzy (procesy uprzemysłowienia nadal stoją przed Globalnym Południem, podczas gdy Północ stawia na coraz bardziej wymyślne usługi), inwestycje w edukację są dobrą lokatą. Widać to po krajach skandynawskich, a już w szczególności po Finlandii. Kraj ten, mający olbrzymie problemy gospodarcze po upadku Związku Radzieckiego, zdecydował się postawić na stworzenie silnej, państwowej placówki naukowej. Efekty widać gołym okiem - kraj ten jest istnym siedliskiem nowoczesnych technologii, fińska szkoła zaś, stawiająca na kooperację a nie na wyniszczającą rywalizację, plasuje się na bardzo wysokim miejscu jeśli chodzi o jakość kształcenia. Że o poszanowaniu ekologii i o poziomie społecznego egalitaryzmu nie wspomnę...
Tymczasem my ugotowaliśmy sobie maturę skrępowaną kluczem jedynie słusznych interpretacji. Nie mówiąc już o nauczycielach, którzy mogą sobie spokojnie pracować po kilkanaście lat i zarabiać np. 1.400 złotych. Wczytajmy się w dane przytoczone przez "Rzeczpospolitą" - najwyższa pensja nauczycielska to ok. 2.400 zł brutto, co przekłada się np. na najniższe w UE zarobki 10-letniego praktyka w całej Wspólnocie. We wspomnianej już wcześniej Finlandii "belfrowie" przy podobnej ilości przepracowanych godzin zarabiają ponad 3 razy więcej. Nie jest też prawdą, że pracują mało - nie wyróżniamy się ani w jedną, ani w drugą stronę.
Być może winą jest tutaj... feminizacja zawodu? Nie żebym miał coś przeciw nauczycielkom - wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że w politycznym odbiorze - nie wnikam, czy świadomie czy nie - zawody z przewagą kobiet traktowane są (niestety!) jako drugorzędne. Przykład pielęgniarek i ich płac pokazuje to dość dobitnie. Nie będą przecież rozbijać szyb w Kancelarii Premiera, co najwyżej ją poblokują, zatem nie są traktowane jako realny podmiot politycznej gry. Efektem tegoż jest fakt, że w sporej części nauczycielskich rodzin się nie przelewa, a satysfakcja z pracy zbyt wielką nie jest.
Bądźmy zatem szczerzy - bez pieniędzy lepiej nie będzie. Już teraz jest niełatwo, ale szkoły jakoś sobie radzą - lepiej lub gorzej. Gdy przestaniemy już podniecać się chybionym pomysłem szemranej "tarczy antyrakietowej", gdy wreszcie wycofamy swe wojska z Iraku i Afganistanu, być może wówczas zauważymy olbrzymi drenaż mózgów, dokonujący się na naszych oczach. Ludzie, pozbawieni szans na godną płacę i godną pracę uciekają, korzystając ze swobody poruszania się w obrębie Unii Europejskiej. Po rozlicznych szkołach i uczelniach nierzadko nie zdają sobie sprawy ze swych praw jako obywatelki i obywatele, konsumentki i konsumenci, pracownice i pracownicy. Frustracja ogarniać może zarówno uczących, jak i nauczanych.
Panie Premierze - proszę słuchać ludzi, którzy tworzą naszą przyszłość! Bez nich będziemy tylko tanią siłą roboczą, a nie pełnoprawnie korzystającymi z możliwości, jakie otwiera przed nami świat. Niestety, słuchając wielu wypowiedzi obawiam się, czy to właśnie nie jest celem ekipy Donalda Tuska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz