We współczesnym świecie, gdzie powoli, ale konsekwentnie przechodzimy na gospodarkę opartą na wiedzy (procesy uprzemysłowienia nadal stoją przed Globalnym Południem, podczas gdy Północ stawia na coraz bardziej wymyślne usługi), inwestycje w edukację są dobrą lokatą. Widać to po krajach skandynawskich, a już w szczególności po Finlandii. Kraj ten, mający olbrzymie problemy gospodarcze po upadku Związku Radzieckiego, zdecydował się postawić na stworzenie silnej, państwowej placówki naukowej. Efekty widać gołym okiem - kraj ten jest istnym siedliskiem nowoczesnych technologii, fińska szkoła zaś, stawiająca na kooperację a nie na wyniszczającą rywalizację, plasuje się na bardzo wysokim miejscu jeśli chodzi o jakość kształcenia. Że o poszanowaniu ekologii i o poziomie społecznego egalitaryzmu nie wspomnę...
Tymczasem my ugotowaliśmy sobie maturę skrępowaną kluczem jedynie słusznych interpretacji. Nie mówiąc już o nauczycielach, którzy mogą sobie spokojnie pracować po kilkanaście lat i zarabiać np. 1.400 złotych. Wczytajmy się w dane przytoczone przez "Rzeczpospolitą" - najwyższa pensja nauczycielska to ok. 2.400 zł brutto, co przekłada się np. na najniższe w UE zarobki 10-letniego praktyka w całej Wspólnocie. We wspomnianej już wcześniej Finlandii "belfrowie" przy podobnej ilości przepracowanych godzin zarabiają ponad 3 razy więcej. Nie jest też prawdą, że pracują mało - nie wyróżniamy się ani w jedną, ani w drugą stronę.
Być może winą jest tutaj... feminizacja zawodu? Nie żebym miał coś przeciw nauczycielkom - wręcz przeciwnie. Problem polega na tym, że w politycznym odbiorze - nie wnikam, czy świadomie czy nie - zawody z przewagą kobiet traktowane są (niestety!) jako drugorzędne. Przykład pielęgniarek i ich płac pokazuje to dość dobitnie. Nie będą przecież rozbijać szyb w Kancelarii Premiera, co najwyżej ją poblokują, zatem nie są traktowane jako realny podmiot politycznej gry. Efektem tegoż jest fakt, że w sporej części nauczycielskich rodzin się nie przelewa, a satysfakcja z pracy zbyt wielką nie jest.
Bądźmy zatem szczerzy - bez pieniędzy lepiej nie będzie. Już teraz jest niełatwo, ale szkoły jakoś sobie radzą - lepiej lub gorzej. Gdy przestaniemy już podniecać się chybionym pomysłem szemranej "tarczy antyrakietowej", gdy wreszcie wycofamy swe wojska z Iraku i Afganistanu, być może wówczas zauważymy olbrzymi drenaż mózgów, dokonujący się na naszych oczach. Ludzie, pozbawieni szans na godną płacę i godną pracę uciekają, korzystając ze swobody poruszania się w obrębie Unii Europejskiej. Po rozlicznych szkołach i uczelniach nierzadko nie zdają sobie sprawy ze swych praw jako obywatelki i obywatele, konsumentki i konsumenci, pracownice i pracownicy. Frustracja ogarniać może zarówno uczących, jak i nauczanych.
Panie Premierze - proszę słuchać ludzi, którzy tworzą naszą przyszłość! Bez nich będziemy tylko tanią siłą roboczą, a nie pełnoprawnie korzystającymi z możliwości, jakie otwiera przed nami świat. Niestety, słuchając wielu wypowiedzi obawiam się, czy to właśnie nie jest celem ekipy Donalda Tuska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz