Jeśli sądzicie, że do wyborów europarlamentarnych mamy jeszcze sporo czasu - pora zrewidować swoje stanowisko. Główne formacje już teraz ustawiają się w blokach startowych, w końcu za rok o tej porze kampania będzie już bardzo intensywna. Kują się sojusze, Zieloni myślą o formie startu i aktywnie rozmawiają z innymi formacjami na temat aktualnej sytuacji politycznej. Postanowiłem przygotowywać comiesięczny "sondaż sondaży", czyli zbiorcze uśrednienie wyników badań opinii publicznej. W tym miesiącu wyłowiłem ich szóstkę - dwa SMG/KRC odpowiednio dla "Faktów" TVN i "Forum" TVP Info, a także notowania TNS OBOP, CBOS, GfK Polonia i Gemiusa. Uśredniając, niwelujemy skrajne efekty błędu statystycznego i dość zróżnicowane, sięgające niekiedy 10 punktów procentowych różnice w społecznym poparciu, notowane przez sondażownie, otrzymując wyniki będące w przybliżeniu odzwierciedleniem aktualnych trendów. Nie wszystkie ugrupowania (nie licząc "wielkiej czwórki") były osobno podane w badaniach, ale pojawiły się co najmniej w połowie, tak więc uśrednienie i tu miało pewien sens.
Cóż zatem widzimy? Absolutną dominację PO, która zgarnia ciut ponad połowę osób chętnych do głosowania. Jako tako trzyma się jeszcze PiS, na które chce głosować co piąty i piąta z nas - szczegóły po kliknięciu w obrazek. Wyborczy próg 5% przekracza rzutem na taśmę SLD, PSL ląduje już tuż pod nim, reszta formacji nie łapie się nawet na finansowanie budżetowe, jednak przekraczają symboliczny procent. Największą z formacji poniżej progu 3% jest Partia Demokratyczna, której poparcie jest bardzo niestabilne, jednak w dwóch sondażach otrzymała odpowiednio 4 i 5%. Również LPR zdarzały się korzystne notowania w okolicach 3%, o czym SDPL Marka Borowskiego jak na razie może jedynie pomarzyć. Do tych liczb można przystawić pojedyncze wyniki innych formacji - np. Partia Kobiet już drugi raz z rzędu jest najpopularniejszą formacją pozaparlamentarną wg CBOS (2%), a 1% zdobywa m.in. UPR i PPP.
Tego typu wyniki sprawiłyby, że ponad 70% Sejmu mogłoby trafić w ręce formacji Donalda Tuska. SLD zdołałoby wprowadzić śladową reprezentację, która raczej nie byłaby w stanie być bardziej wyrazistą od PiS formacją. Gdyby podobnie było w wypadku Parlamentu Europejskiego, PO mogłaby liczyć na 34 miejsca w Brukseli, PiS na 14 a SLD - na 3.
Trudno w takich wypadkach wyliczać sytuację pt. "co by było, gdyby", skoro wypadek LiD wyraźnie pokazał, że sztuczne dodawanie elektoratów nie działa najlepiej. Aktualnie np. Demokraci.pl zyskują z powodu współczucia po brutalnym potraktowaniu ich przez Wojciecha Olejniczaka (ciekawe, jak długo potrwa ten stan?), ale też odzyskują centrowy elektorat, dla którego mariaż z SLD był nie do zniesienia. Możemy jednak pobawić się w pewne gdybanie i zobaczyć, jak byłoby w sytuacji, gdyby LiD nadal istniał. Można przypuszczać, że byłby w stanie otrzymać 8-9% głosów, co i tak groziłoby im trudnościami w pokonaniu progu 8% dla koalicji, ale przy jego przekroczeniu dawałoby już 35-40 miejsc. Potencjalny alians SDPL-PD, przy założeniu, że elektoraty te wzajemnie by się nie znosiły, dałyby takiemu bytowi 4-4,5%, a więc blisko szansy wejścia do Sejmu.
Gdzie odbywają się aktualne przepływy poparcia? Całkiem możliwe, że do Demokratów mogą przechodzić wielkomiejscy wyborcy PSL z 2007 roku. Słabość lewicy ułatwia PO trzymanie ich elektoratu i stopniową marginalizację dotychczasowych ugrupowań. PiS w żaden sposób nie jest w stanie (i chyba nie chce) wyjść ponad swój twardy elektorat, licząc na potknięcia Tuska. Szalenie interesujący będzie wyścig o senatora w okręgu krośnieńskim, który odbędzie się w połowie czerwca. Wszystko zależy tam od frekwencji - im niższa, tym bardziej pomaga słabej tam lewicy. Im wyższa, tym większe szanse na fotel dla PO. Pojedynek Leppera, Jurka, Orzechowskiego, Kułaja, Zająca i innych naprawdę mocnych osobowości będzie budził namiętności w Warszawie - czy równie duże będą one w Przemyślu czy Sanoku? Zobaczymy, ale z pewnością na rok przed eurowyborami w każdej z formacji tkwi niesamowita potrzeba odtrąbienia sukcesu.
Cóż zatem widzimy? Absolutną dominację PO, która zgarnia ciut ponad połowę osób chętnych do głosowania. Jako tako trzyma się jeszcze PiS, na które chce głosować co piąty i piąta z nas - szczegóły po kliknięciu w obrazek. Wyborczy próg 5% przekracza rzutem na taśmę SLD, PSL ląduje już tuż pod nim, reszta formacji nie łapie się nawet na finansowanie budżetowe, jednak przekraczają symboliczny procent. Największą z formacji poniżej progu 3% jest Partia Demokratyczna, której poparcie jest bardzo niestabilne, jednak w dwóch sondażach otrzymała odpowiednio 4 i 5%. Również LPR zdarzały się korzystne notowania w okolicach 3%, o czym SDPL Marka Borowskiego jak na razie może jedynie pomarzyć. Do tych liczb można przystawić pojedyncze wyniki innych formacji - np. Partia Kobiet już drugi raz z rzędu jest najpopularniejszą formacją pozaparlamentarną wg CBOS (2%), a 1% zdobywa m.in. UPR i PPP.
Tego typu wyniki sprawiłyby, że ponad 70% Sejmu mogłoby trafić w ręce formacji Donalda Tuska. SLD zdołałoby wprowadzić śladową reprezentację, która raczej nie byłaby w stanie być bardziej wyrazistą od PiS formacją. Gdyby podobnie było w wypadku Parlamentu Europejskiego, PO mogłaby liczyć na 34 miejsca w Brukseli, PiS na 14 a SLD - na 3.
Trudno w takich wypadkach wyliczać sytuację pt. "co by było, gdyby", skoro wypadek LiD wyraźnie pokazał, że sztuczne dodawanie elektoratów nie działa najlepiej. Aktualnie np. Demokraci.pl zyskują z powodu współczucia po brutalnym potraktowaniu ich przez Wojciecha Olejniczaka (ciekawe, jak długo potrwa ten stan?), ale też odzyskują centrowy elektorat, dla którego mariaż z SLD był nie do zniesienia. Możemy jednak pobawić się w pewne gdybanie i zobaczyć, jak byłoby w sytuacji, gdyby LiD nadal istniał. Można przypuszczać, że byłby w stanie otrzymać 8-9% głosów, co i tak groziłoby im trudnościami w pokonaniu progu 8% dla koalicji, ale przy jego przekroczeniu dawałoby już 35-40 miejsc. Potencjalny alians SDPL-PD, przy założeniu, że elektoraty te wzajemnie by się nie znosiły, dałyby takiemu bytowi 4-4,5%, a więc blisko szansy wejścia do Sejmu.
Gdzie odbywają się aktualne przepływy poparcia? Całkiem możliwe, że do Demokratów mogą przechodzić wielkomiejscy wyborcy PSL z 2007 roku. Słabość lewicy ułatwia PO trzymanie ich elektoratu i stopniową marginalizację dotychczasowych ugrupowań. PiS w żaden sposób nie jest w stanie (i chyba nie chce) wyjść ponad swój twardy elektorat, licząc na potknięcia Tuska. Szalenie interesujący będzie wyścig o senatora w okręgu krośnieńskim, który odbędzie się w połowie czerwca. Wszystko zależy tam od frekwencji - im niższa, tym bardziej pomaga słabej tam lewicy. Im wyższa, tym większe szanse na fotel dla PO. Pojedynek Leppera, Jurka, Orzechowskiego, Kułaja, Zająca i innych naprawdę mocnych osobowości będzie budził namiętności w Warszawie - czy równie duże będą one w Przemyślu czy Sanoku? Zobaczymy, ale z pewnością na rok przed eurowyborami w każdej z formacji tkwi niesamowita potrzeba odtrąbienia sukcesu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz