W ramach prezentacji treści z najnowszego numeru "Le Monde diplomatique" postanowiłem, zachęcając do lektury, skupić się na "Biedzie po amerykańsku", przygotowanej przez Sławomira Grzegorza Kozłowskiego. Któż to taki? Profesor ekonomii z Lublina, zatem zdaje się, że wie o czym pisze. A mowa tu o wielkim przeinaczeniu, polegającym na opowiadaniu o Stanach Zjednoczonych w konwencji wielkiego sukcesu i nieograniczonego dobrobytu. Wystarczy po prostu sięgnąć po garść statystyk by zobaczyć, że "amerykański sen" dla wielu tam zamieszkujących jest prawdziwym koszmarem.
Aż do lat 70. XX wieku USA znajdowały się pod wpływem polityki welfare state, będącej na i tak dużo niższym poziomie zaawansowania niż w tym samym czasie w Europie Zachodniej. Pamięć o czasach Wielkiego Kryzysu, spowodowanego przez niewielką rolę regulacyjną państwa i spore nadużycia kapitału spekulacyjnego pozwoliła prezydentowi Rooseveltowi na wprowadzenie zasad ekonomicznych Nowego Ładu - zasad, dzięki którym poziom egalitaryzmu za oceanem był największy w historii, a wypracowywany wówczas dobrobyt pozwolił na rozwój klasy średniej na bezprecedensową skalę. Wraz z Ronaldem Reaganem i jego neoliberalnymi eksperymentami podatkowymi procesy te zostały przerwane na rzecz "wolnej amerykanki", której głównymi beneficjentami stali się najbogatsi Amerykanie, należący głównie (choć już nie tylko) do grupy WASP - White Anglo-Saxon Protestants. Największa eskalacja tego typu polityki ekonomicznej, którą widzimy dziś, skutkuje w bezprecedensowym zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i ich bankructwie w zapewnianiu bezpieczeństwa socjalnego obywatelkom i obywatelom.
Wystarczy porównać liczby - w Europie Zachodniej poniżej progu ubóstwa żyje średnio 9% ludzi, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten szacuje się na 18%. Stopa oszczędności typowego gospodarstwa domowego, dająca pewne wyobrażenie o potencjalnym poziomie bezpieczeństwa "everymana" w latach 70. XX wieku wynosiła 8%, dziś zaś spadła do -1%, co pokazuje rosnącą skalę zadłużenia już nie tylko państwa, ale i jednostek. Idący wielkimi krokami kryzys gospodarczy uderzy w tych, którym i tak nie wiedzie się najlepiej. Rosnące ceny żywności sprawiają, że rośnie odsetek rodzin, w których... doświadcza się niedożywienia! To aż 11,3% całej populacji, którą nie stać na drogie i zdrowe owoce i warzywa i najczęściej jedzą żywność rodem z fast-foodów. Prowadzi to do skrajnych sytuacji - z jednej strony 2/3 populacji ma co najmniej nadwagę, z drugiej zaś 3,5% doświadcza głodu...
Jeśli ktoś uważa, że za oceanem nie ma już problemu dyskryminacji z powodów klasy, rasy czy płci, pora zweryfikować te opinie. Przeciętny czarnoskóry mężczyzna zarabia średnio zaledwie 60% tego, co jego biały kolega, Latynos zaś - 72%. Kobiety mają gorzej, gdyż w każdej z tych grup zarabiają dodatkowo mniej - od 80 do 88% płacy mężczyzn. O ile w 2005 roku tylko 8,3% białych miało dochody poniżej poziomu ubóstwa, o tyle u ludności latynoamerykańskiej współczynnik ten wynosił 21,8%, a u czarnych - 24,9%. Tego typu informacje z różnych amerykańskich statystyk w żaden sposób nie są w stanie podać logicznych argumentów dla tego stanu rzeczy.
Paradoksem całej sytuacji jest fakt, że wiele osób ubogich nie wynajmuje z powodu wysokich cen zwykłych domów, ale nocuje w motelach. Przeszło 40 milionów ludzi pozbawionych jest jakiegokolwiek ubezpieczenia medycznego, co w radykalny sposób ogranicza ich dostęp do opieki medycznej. Większość z nich pracuje w sektorze nisko płatnych "junk jobs" - pracy-śmieci, w których pomimo wielogodzinnej harówki dostają mniej pieniędzy niż jest im potrzebne do przeżycia lub też godnego życia. Takiej Ameryki nie zobaczycie w wielkich, hollywoodzkich produkcjach - po prostu zamiata się ją pod stół tak, by nie zniechęcać rzesz ludzi z całego świata, dla których życie w Nowym Jorku czy Los Angeles jest marzeniem.
Marzeniem, które dla wielu okazuje się złudnym.
Aż do lat 70. XX wieku USA znajdowały się pod wpływem polityki welfare state, będącej na i tak dużo niższym poziomie zaawansowania niż w tym samym czasie w Europie Zachodniej. Pamięć o czasach Wielkiego Kryzysu, spowodowanego przez niewielką rolę regulacyjną państwa i spore nadużycia kapitału spekulacyjnego pozwoliła prezydentowi Rooseveltowi na wprowadzenie zasad ekonomicznych Nowego Ładu - zasad, dzięki którym poziom egalitaryzmu za oceanem był największy w historii, a wypracowywany wówczas dobrobyt pozwolił na rozwój klasy średniej na bezprecedensową skalę. Wraz z Ronaldem Reaganem i jego neoliberalnymi eksperymentami podatkowymi procesy te zostały przerwane na rzecz "wolnej amerykanki", której głównymi beneficjentami stali się najbogatsi Amerykanie, należący głównie (choć już nie tylko) do grupy WASP - White Anglo-Saxon Protestants. Największa eskalacja tego typu polityki ekonomicznej, którą widzimy dziś, skutkuje w bezprecedensowym zadłużeniu Stanów Zjednoczonych i ich bankructwie w zapewnianiu bezpieczeństwa socjalnego obywatelkom i obywatelom.
Wystarczy porównać liczby - w Europie Zachodniej poniżej progu ubóstwa żyje średnio 9% ludzi, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wskaźnik ten szacuje się na 18%. Stopa oszczędności typowego gospodarstwa domowego, dająca pewne wyobrażenie o potencjalnym poziomie bezpieczeństwa "everymana" w latach 70. XX wieku wynosiła 8%, dziś zaś spadła do -1%, co pokazuje rosnącą skalę zadłużenia już nie tylko państwa, ale i jednostek. Idący wielkimi krokami kryzys gospodarczy uderzy w tych, którym i tak nie wiedzie się najlepiej. Rosnące ceny żywności sprawiają, że rośnie odsetek rodzin, w których... doświadcza się niedożywienia! To aż 11,3% całej populacji, którą nie stać na drogie i zdrowe owoce i warzywa i najczęściej jedzą żywność rodem z fast-foodów. Prowadzi to do skrajnych sytuacji - z jednej strony 2/3 populacji ma co najmniej nadwagę, z drugiej zaś 3,5% doświadcza głodu...
Jeśli ktoś uważa, że za oceanem nie ma już problemu dyskryminacji z powodów klasy, rasy czy płci, pora zweryfikować te opinie. Przeciętny czarnoskóry mężczyzna zarabia średnio zaledwie 60% tego, co jego biały kolega, Latynos zaś - 72%. Kobiety mają gorzej, gdyż w każdej z tych grup zarabiają dodatkowo mniej - od 80 do 88% płacy mężczyzn. O ile w 2005 roku tylko 8,3% białych miało dochody poniżej poziomu ubóstwa, o tyle u ludności latynoamerykańskiej współczynnik ten wynosił 21,8%, a u czarnych - 24,9%. Tego typu informacje z różnych amerykańskich statystyk w żaden sposób nie są w stanie podać logicznych argumentów dla tego stanu rzeczy.
Paradoksem całej sytuacji jest fakt, że wiele osób ubogich nie wynajmuje z powodu wysokich cen zwykłych domów, ale nocuje w motelach. Przeszło 40 milionów ludzi pozbawionych jest jakiegokolwiek ubezpieczenia medycznego, co w radykalny sposób ogranicza ich dostęp do opieki medycznej. Większość z nich pracuje w sektorze nisko płatnych "junk jobs" - pracy-śmieci, w których pomimo wielogodzinnej harówki dostają mniej pieniędzy niż jest im potrzebne do przeżycia lub też godnego życia. Takiej Ameryki nie zobaczycie w wielkich, hollywoodzkich produkcjach - po prostu zamiata się ją pod stół tak, by nie zniechęcać rzesz ludzi z całego świata, dla których życie w Nowym Jorku czy Los Angeles jest marzeniem.
Marzeniem, które dla wielu okazuje się złudnym.
1 komentarz:
Zyjac w Australii, ogolnie sprawy maja sie troche podobnie. Opieka zdrowotna dla przykladu jest podobna ale bardziej teoretycznie niz praktycznie. Gdy przychodzi koniecznosc operacji to brakuje miejsc a kolejki sa nawet do 2 lat.
Jesli chodzi o bezdomnosc to tak zwany Australian dream czyli wizja ze kazda rodzina bedzie miala wlasny dom bylo w latach 80 prawie mozliwe a obecnie dzieki "postepowi" rozwoju spolecznego mamy plage bezdomnosci. Jest wiele tradycyjnych powodow ku temu jak alkoholizm i narkomania ale i one tez czesto maja zrodla w polityce rzadu. Ja jestem przykladem bezdomnego spowodowanego polityka rzadowa. Prozno szukac u mnie tych ani jakichkolwiek wad lub powodow bezdomnosci, jestem bezdomny w 100% z woli rzadu Australijskiego od ponad 16 lat. Rzad ten obrabowal mnie z mego wlasnego domu a potem zaaresztowal za mieszkanie na ulicy. To jest poczatek demokratycznej zbrodni Australijskiego rzadu przeciwko mnie.
Osobiscie widze ze dwa glowne czynniki wplywajace na problemy spoleczne za ktore nalezy winic rzady to:
1. Brak odpowiedzialnosci za decyzje lub za niepodejmowanie decyzji gdy nalezy
2. Szeroko zakrojona niesprawiedliwosci w sadach, w polityce i w kraju
mistrz
Prześlij komentarz