W tej sytuacji powstają zgoła niesamowite teorie - włącznie z tą, wedle której to Sojusz powinien wystąpić z klubu LiD, a SDPL, UP i PD winny kontynuować współpracę. O ile w dotychczasowych ramach łatwiej było powiedzieć, jaka byłaby rola Demokratów (strojącego fochy kwiatka do kożucha), o tyle przy takim aliansie względna równowaga sił byłaby tak nieznośna, że trudno byłoby znaleźć jakieś realne, ideowe spoiwo. W tej sytuacji jedynym względnym zwycięzcą staje się SLD - pokazuje, że to nadal ono ma największe siły i struktury i nawet, jeśli miałoby dostać te 5-8% w wyborach, to próg przeskoczy, dostanie dofinansowania, miejsca w Sejmie i po raz kolejny będzie odgrywać rolę jedynej lewicowej formacji w parlamencie.
Mniejsza w tym momencie o to, ile w tym prawdy, a ile pozy - to już Czytelniczki i Czytelnicy ocenią. Dramatyczna wydaje się w tej sytuacji sytuacja SDPL. Ponowne przyczepienie się do SLD grozi im bycie taką samą przystawką, jaką w 2001 było UP. Unia Pracy, w wyniku kolejnych rozłamów obecnie została sprowadzona do podobnej roli, jaką przeznacza się dla związku działkowców. Wielka szkoda, gdyż w 1993 to właśnie jej wejście do Sejmu pokazało, że istnieje jeszcze miejsce dla ideowej lewicy, która wierzy w mechanizmy redystrybucyjne państwa i walczy o świeckie państwo. SDPL miał szansę w 2005 pełnić tę samą rolę, ale jego działaczki i działacze wyszli z Sojuszu z powodu korupcji przeżerającej wówczas tamtą formację - nie zaś posiadania spójnego, ideowego spoiwa.
Takowe spoiwa powstają w poprzek przynależności partyjnej - jest to np. "Nowy Nurt", odwołujący się do środowiska "Krytyki Politycznej". Problem polega na tym, że inicjatywa ta nie przejęła jeszcze władzy w żadnej z formacji. Jak na razie toczyć się w SLD ma bój o przywództwo w osłabionej partii, natomiast nikt nie wie, co będzie dalej. Brakuje sił i pomysłów, co grozi im zupełną marginalizacją. Być może jednak wydarzenia ostatnich dni pokazują, że istnieje możliwość powstania niszy do budowy alternatywy, która przejmie rolę i funkcję nieudanego projektu Lewicy i Demokratów.
Na pewno jest to trudne. Czy niemożliwe? A czy ktoś 10 lat temu spodziewał się Donalda Tuska na fotelu premiera ze strony partii, której wówczas nie było, a także Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta? Od tego czasu zdecydowano się na przyjęcie dyskryminującej małe ugrupowania ordynacji wyborczej i metod finansowania formacji politycznych, które miały sprawić, że dotychczasowi gracze polityczni zachowają swoje miejsca w Sejmie i wpływ na rzeczywistość. Przy takim rozdrobnieniu formacji dotychczas zajmujących środek i lewą stronę sceny politycznej może powstać dojmujące poczucie wśród elektoratu reprezentującego tego typu postawy (ponad 40% Polek i Polaków) potrzeby partii, której kwestie sprawiedliwości społecznej, świeckiego państwa i zdrowego środowiska życia będą stawiać w centrum swojej działalności.
Coś mi się wydaję, że znam taką partię - a Wy?