Jeśli dobrze rozumiem intencje Książki i Prasy, to seria "Biblioteka Le Monde Diplomatique" ma być czymś w rodzaju intelektualnych harlequinów. Nie mówię tego ze złośliwością, raczej z sympatią - cały cykl wygląda na nieco łatwiejszy niż spora część książek "Krytyki Politycznej", nie kosztuje przerażająco drogo (a i te 20 złotych na egzemplarz znikają, kiedy zamówi się roczną prenumeratę miesięcznika - wtedy otrzymuje się je za darmo), a każda z nich ma mniej więcej taką samą grubość, umożliwiającą ich przeczytanie w ciągu jednego wieczora. O ile KP poszło w biel, o tyle LMD preferuje czerń okładek i oba te rozwiązania tworzą bardzo stylowe kompozycje, których efekty można zresztą podziwiać na blogu. Tym razem lekturę postanowił nam dostarczyć sam dyrektor polskiej edycji tego międzynarodowego periodyku, Stefan Zgliczyński, który chciał w pigułce streścić źródła i przejawy polskiego antysemityzmu.
Chciałbym, żeby tego typu książki trafiały do szkół jako materiał dydaktyczny i ostatecznie rozprawiły się z mitem wiecznie cierpiących, bohaterskich Polaków i Polek czekających cierpliwie na ich powrót do domu. To szkodliwe i nieprawdziwe przeświadczenie nie pozwala nam po dziś dzień popatrzeć na naszą historię tak, jak uczyniono to w wielu innych państwach - pamięci tak o zbrodniach, jak i niewątpliwych osiągnięciach. Obywatelki i obywatele tego samego kraju dostawali nagrody Nobla, ale też krzyczeli "Wodzu, prowadź na Kowno" i entuzjazmowali się odbiciem Zaolzia z rąk umierającej Czechosłowacji. Podobnie było z traktowaniem własnych mieszkanek i mieszkańców narodowości żydowskiej, szczególnie podczas II Wojny Światowej. Jedni ich ratowali, inni darowywali im życie w zamian za ich pieniądze, jeszcze inni wydawali ich Niemcom bez litości. Dziwnym trafem pamięta się tylko o tych sprawiedliwych, a to nie daje pełnego obrazu rzeczywistości.
Przed tą prawdą bronimy się jak tylko możemy. Ilość Żydów zabitych przez Polaków już po zakończeniu działań wojennych szacowana jest na 1,5 do 3 tysięcy osób. O pogromach w trakcie II WŚ nie wspomnę. Dziś za wszelką cenę stara się wybielać tego typu "niewygodną prawdę", utożsamiając naród żydowski z komunizmem i masonerią i raportując o ich radości z powodu upadku II Rzeczypospolitej i wkroczenia wojsk radzieckich. Nikt nie zastanawia się rzecz jasna nad tym, dlaczego mieliby się cieszyć, zbywając to stereotypowym dążeniom do interesów, które mają cechować tę nację. Trudno uznać tego typu wytłumaczenia za satysfakcjonujące, szczególnie w obliczu zapominania o takich zjawiskach, jak pogrom w Przytyku czy też getta ławkowe na uniwersytetach.
Wszystko to było w dużej mierze efektem endeckiej propagandy, której główny twórca i ideolog - Roman Dmowski - wzywał do ustania strajków w 1905 roku, ponieważ prawa pracownic i pracowników miały przeszkadzać w walce o miejsca w rosyjskiej Dumie. Kolejne dzieła jego i jego stronników, w tym rodziny Giertychów, mówiących o zagrożeniach związanych z "zażydzaniem" i dziejową rolą Polski w tworzeniu ustroju radykalnie innego od faszyzmu, komunizmu i "zgniłej demokracji", który opierałby się, uwaga, na autorytaryzmie, mającym przynieść pełną wolność! Kto pokusił się o tak odważną wizję? Zapraszam do lektury.
Wiele miejsca Zgliczyński poświęcił na rozprawianiu się z mitami i oczywistymi sprzecznościami, jak zachwalaniem przez narodowców polskiej tolerancji przy jednoczesnym odmawianiu jej wszystkim, którzy nie pasują do wizerunku "aro-Lechity". Pomysły Macieja Giertycha o ścieraniu się na terenie naszego kraju dominującej kultury rzymskiej z mniejszościowymi - bizantyjską, turańską i żydowską można by było zbyć śmiechem gdyby nie fakt, że zasiada w ławach Parlamentu Europejskiego - chociaż być może już nie za długo. Ktoś go wybrał i byli to raczej ludzie, dla których tego typu wizja (którą Dmowski podciął artykulację interesów klasowych, kierując gniew nie na stosunki gospodarcze, ale na wyobrażonego wroga, na którego Żydzi nadawali się idealnie) wydaje się realnym przedstawieniem stanu świata.
Jest też o Izraelu i toczącej się debacie na temat dopuszczalności krytyki działań tego państwa i form tychże. Emocji jest tu niemało, gdyż niektórzy są gotowi uznać za antysemityzm każdą krytykę tego państwa i jego działań w stosunku do Palestynek i Palestyńczyków, inni zaś w ten sposób potrafią przeformułować swój antysemityzm tak, by wyjść na postępowców. Nierzadko zdarza się, że ci sami, którzy narzekają na Żydów w Polsce, na Bliskim Wschodzie traktują ich jak latarnię postępu. Wszystkie te skrajności nie pozwalają na rzetelną dyskusję na temat tego, jak trudne musi być życie mieszkanek i mieszkańców tak Izraela, jak i Palestyny, żyjących w ciągłej niepewności o swoje życie.
Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zaprosić do lektury
Chciałbym, żeby tego typu książki trafiały do szkół jako materiał dydaktyczny i ostatecznie rozprawiły się z mitem wiecznie cierpiących, bohaterskich Polaków i Polek czekających cierpliwie na ich powrót do domu. To szkodliwe i nieprawdziwe przeświadczenie nie pozwala nam po dziś dzień popatrzeć na naszą historię tak, jak uczyniono to w wielu innych państwach - pamięci tak o zbrodniach, jak i niewątpliwych osiągnięciach. Obywatelki i obywatele tego samego kraju dostawali nagrody Nobla, ale też krzyczeli "Wodzu, prowadź na Kowno" i entuzjazmowali się odbiciem Zaolzia z rąk umierającej Czechosłowacji. Podobnie było z traktowaniem własnych mieszkanek i mieszkańców narodowości żydowskiej, szczególnie podczas II Wojny Światowej. Jedni ich ratowali, inni darowywali im życie w zamian za ich pieniądze, jeszcze inni wydawali ich Niemcom bez litości. Dziwnym trafem pamięta się tylko o tych sprawiedliwych, a to nie daje pełnego obrazu rzeczywistości.
Przed tą prawdą bronimy się jak tylko możemy. Ilość Żydów zabitych przez Polaków już po zakończeniu działań wojennych szacowana jest na 1,5 do 3 tysięcy osób. O pogromach w trakcie II WŚ nie wspomnę. Dziś za wszelką cenę stara się wybielać tego typu "niewygodną prawdę", utożsamiając naród żydowski z komunizmem i masonerią i raportując o ich radości z powodu upadku II Rzeczypospolitej i wkroczenia wojsk radzieckich. Nikt nie zastanawia się rzecz jasna nad tym, dlaczego mieliby się cieszyć, zbywając to stereotypowym dążeniom do interesów, które mają cechować tę nację. Trudno uznać tego typu wytłumaczenia za satysfakcjonujące, szczególnie w obliczu zapominania o takich zjawiskach, jak pogrom w Przytyku czy też getta ławkowe na uniwersytetach.
Wszystko to było w dużej mierze efektem endeckiej propagandy, której główny twórca i ideolog - Roman Dmowski - wzywał do ustania strajków w 1905 roku, ponieważ prawa pracownic i pracowników miały przeszkadzać w walce o miejsca w rosyjskiej Dumie. Kolejne dzieła jego i jego stronników, w tym rodziny Giertychów, mówiących o zagrożeniach związanych z "zażydzaniem" i dziejową rolą Polski w tworzeniu ustroju radykalnie innego od faszyzmu, komunizmu i "zgniłej demokracji", który opierałby się, uwaga, na autorytaryzmie, mającym przynieść pełną wolność! Kto pokusił się o tak odważną wizję? Zapraszam do lektury.
Wiele miejsca Zgliczyński poświęcił na rozprawianiu się z mitami i oczywistymi sprzecznościami, jak zachwalaniem przez narodowców polskiej tolerancji przy jednoczesnym odmawianiu jej wszystkim, którzy nie pasują do wizerunku "aro-Lechity". Pomysły Macieja Giertycha o ścieraniu się na terenie naszego kraju dominującej kultury rzymskiej z mniejszościowymi - bizantyjską, turańską i żydowską można by było zbyć śmiechem gdyby nie fakt, że zasiada w ławach Parlamentu Europejskiego - chociaż być może już nie za długo. Ktoś go wybrał i byli to raczej ludzie, dla których tego typu wizja (którą Dmowski podciął artykulację interesów klasowych, kierując gniew nie na stosunki gospodarcze, ale na wyobrażonego wroga, na którego Żydzi nadawali się idealnie) wydaje się realnym przedstawieniem stanu świata.
Jest też o Izraelu i toczącej się debacie na temat dopuszczalności krytyki działań tego państwa i form tychże. Emocji jest tu niemało, gdyż niektórzy są gotowi uznać za antysemityzm każdą krytykę tego państwa i jego działań w stosunku do Palestynek i Palestyńczyków, inni zaś w ten sposób potrafią przeformułować swój antysemityzm tak, by wyjść na postępowców. Nierzadko zdarza się, że ci sami, którzy narzekają na Żydów w Polsce, na Bliskim Wschodzie traktują ich jak latarnię postępu. Wszystkie te skrajności nie pozwalają na rzetelną dyskusję na temat tego, jak trudne musi być życie mieszkanek i mieszkańców tak Izraela, jak i Palestyny, żyjących w ciągłej niepewności o swoje życie.
Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak zaprosić do lektury
1 komentarz:
A ja mam dobrego znajomego pochodzenia żydowskiego, który pieni się, gdy mowa o polityce państwa Izrael i mówi o sobie, że jest Palestyńczykiem :)
Prześlij komentarz