Eurowybory zbliżają się wielkimi krokami, poszczególne partie finiszują z pracami nad listami wyborczymi. W tle powoli rozkręcającej się kampanii słyszymy o aferach korupcyjno-kumoterskich premiera Pawlaka i senatora Misiaka. Jeśli uśrednimy wyniki z sondaży w tym miesiącu zobaczymy, że być może mamy do czynienia z pierwszymi symptomami przesuwania się wahadła w kierunku opozycji. Na razie symptomy są bardzo nieśmiałe (jedyne w tym miesiącu partie, które cokolwiek zyskały, to PiS i SDPL, reszta bądź to utrzymuje stan posiadania, bądź to traci), jednak wygląda na to, że nie mamy już do czynienia z bezkrytyczną miłością dla formacji rządzących. Jeśli trend ten się utrzyma, to w czerwcu możemy liczyć na przełamanie rutyny dotychczasowych wyników sondażowych. Po kolei jednak.
Misiak i Marian Krzaklewski - tego już chyba jednak było zbyt wiele dla części elektoratu PO. Średnia miesięczna nie pokazuje tego tak wyraźnie - mocne zmiany w rankingach popularności przyniosła druga połowa miesiąca, tu Platformę "amortyzują" dobre wyniki z pierwszej jego części. Mimo to spadek jest widoczny - to największe wahnięcie poparcia w tym momencie. Pamiętajmy też o sprawie prezydenta Karnowskiego w Sopocie - pęka mit Platformy-monolitu, ujawniają się niesnaski, a coraz więcej jest osób, gotowych przeciwstawić się Donaldowi Tuskowi. Poszerzanie elektoratu poprzez umieszczenie na listach zarówno Danuty Hubner, jak i Krzaklewskiego mogą odbić się czkawką wcześniej czy później - tym bardziej, że według sondażu "Rzeczpospolitej" były lider AWS zgarnia jedynie 25% głosów na Podkarpaciu - to dość rozczarowujący wynik.
Delikatnie rośnie za to Prawu i Sprawiedliwości - delikatnie, aczkolwiek konsekwentnie. Wzrost byłby większy, gdyby nie jeden z sondaży, w którym partia Jarosława Kaczyńskiego otrzymała jedynie 14%. Zastanawiałem się nad jego wliczaniem do średniej, bowiem w nim aż 1/3 osób, które chciałyby zagłosować w wyborach europarlamentarnych stwierdziło, że nie wie jeszcze, na kogo oddałoby swój głos. Gdyby tę grupę "odczedzić" udział PiS wzrósłby do ok. 21%, a wtedy uśredniony wynik byłby wyższy.
SLD jakoś nie oczarowało wyborców i nadal tkwi w swej standardowej dość niszy. Wynik jest zaniżony z powodu faktu, że wiele ośrodków badania opinii umieszczało osobno Unię Pracy i Krajową Partię Emerytów i Rencistów, które będą startować z list Sojuszu wraz z Polską Lewicą Leszka Millera i Kongresem Porozumienia Lewicy Pawła Bożyka. Gdyby do tych 7,3% dodać po 1% UP i KPEiR, które otrzymywały w sondażach, wtedy 9,3% robi całkiem niezłe wrażenie. 5% PSL tym razem nie przekracza - widać, że wyborcom tłumaczenia prezesa Pawlaka nie wydały się przekonywujące.
Co jeszcze słychać pod kreską? Mimo usilnych starań prezesa Farfała i natrętnej promocji w TVP LPR raczej spada niż zyskuje. Nie wiadomo jeszcze, czy Liga wystartuje wraz z ugrupowaniem irlandzkiego milionera Declana Ganleya - Libertas, aczkolwiek nie da się tego wykluczyć. Brakuje jednak tam nośnych nazwisk, a skrajnie prawicowy głos będzie rozbijał się między LPR, PiS, które wystawia m.in. Urszulę Krupę, a alians Naprzód Polsko i Stronnictwa Piast, mającego w swyk szeregach dość znanych polityków dawnego prawego skrzydła PSL.
Jeśli do poparcia, które ma PD i SDPL doliczyć jeszcze 1% Stronnictwa Demokratycznego Pawła Piskorskiego, to koalicja tych formacji i Zielonych ma 3,6%. To dobry punkt wyjścia do kampanii wyborczej. Warto pamiętać o kilku prawidłowościach w wyborach europarlamentarnych. Po pierwsze, niska frekwencja premiuje ugrupowania mniejsze, o bardziej zmobilizowanym elektoracie i wyraziste - bądź pro-, bądź antyeuropejskie. Porozumienie dla Przyszłości należy do tej drugiej grupy, więc skoro ludzie mniej obawiają się o stracony głos w tych wyborach, będą prawdopodobnie skłonni rozważyć oddanie swego głosu na PdP. Po drugie, w tych wyborach bardziej niż na partie głosuje się na osobowości. Tu CentroLewica może pochwalić się mocnymi kandydaturami.
Niestety "Rzeczpospolita" popełniła sondaż, w którym zapytała ludzi o liderki i liderów jedynie 4 największych list. Tego typu ominięcie mocnych kandydatur spoza czworoboku PO-PiS-SLD-PSL wykrzywia obraz wyborczego wyścigu. W Rzeszowie na przykład około 40% pytanych stwierdziło, żę wybrałoby "innego kandydata" - co może być ukłonem zarówno w stosunku do zdegradowanej posłanki PO, Elżbiety Łukacijewskiej, jak i mocnego kandydata PdP - Krzysztofa Martensa. Ominięcie listy, na której znajdują się m.in. Magdalena Środa, Tomasz Nałęcz, Marek Borowski, Dariusz Rosati czy Janusz Onyszkiewicz sprawia, że wyniki trudno uznać za miarodajne.
Odpływ elektoratu z PO może sprawić, że część z tych osób zagłosuje na CentroLewicę. W ten sposób miałaby ona szansę na przekroczenie progu 5% i na zdobycie od 2 do nawet 4 miejsc w Europarlamencie. Na razie jednak, biorąc pod uwagę wyniki z uśrednień, PO ma szanse na 31 miejsc w PE, PiS - 15 a SLD - 4. Gdyby do wyniku SLD doliczyć też UP i KPEiR, mają szanse nawet na 6 mandatów kosztem formacji prawicowych. Jak widać robi się ciekawie...
Misiak i Marian Krzaklewski - tego już chyba jednak było zbyt wiele dla części elektoratu PO. Średnia miesięczna nie pokazuje tego tak wyraźnie - mocne zmiany w rankingach popularności przyniosła druga połowa miesiąca, tu Platformę "amortyzują" dobre wyniki z pierwszej jego części. Mimo to spadek jest widoczny - to największe wahnięcie poparcia w tym momencie. Pamiętajmy też o sprawie prezydenta Karnowskiego w Sopocie - pęka mit Platformy-monolitu, ujawniają się niesnaski, a coraz więcej jest osób, gotowych przeciwstawić się Donaldowi Tuskowi. Poszerzanie elektoratu poprzez umieszczenie na listach zarówno Danuty Hubner, jak i Krzaklewskiego mogą odbić się czkawką wcześniej czy później - tym bardziej, że według sondażu "Rzeczpospolitej" były lider AWS zgarnia jedynie 25% głosów na Podkarpaciu - to dość rozczarowujący wynik.
Delikatnie rośnie za to Prawu i Sprawiedliwości - delikatnie, aczkolwiek konsekwentnie. Wzrost byłby większy, gdyby nie jeden z sondaży, w którym partia Jarosława Kaczyńskiego otrzymała jedynie 14%. Zastanawiałem się nad jego wliczaniem do średniej, bowiem w nim aż 1/3 osób, które chciałyby zagłosować w wyborach europarlamentarnych stwierdziło, że nie wie jeszcze, na kogo oddałoby swój głos. Gdyby tę grupę "odczedzić" udział PiS wzrósłby do ok. 21%, a wtedy uśredniony wynik byłby wyższy.
SLD jakoś nie oczarowało wyborców i nadal tkwi w swej standardowej dość niszy. Wynik jest zaniżony z powodu faktu, że wiele ośrodków badania opinii umieszczało osobno Unię Pracy i Krajową Partię Emerytów i Rencistów, które będą startować z list Sojuszu wraz z Polską Lewicą Leszka Millera i Kongresem Porozumienia Lewicy Pawła Bożyka. Gdyby do tych 7,3% dodać po 1% UP i KPEiR, które otrzymywały w sondażach, wtedy 9,3% robi całkiem niezłe wrażenie. 5% PSL tym razem nie przekracza - widać, że wyborcom tłumaczenia prezesa Pawlaka nie wydały się przekonywujące.
Co jeszcze słychać pod kreską? Mimo usilnych starań prezesa Farfała i natrętnej promocji w TVP LPR raczej spada niż zyskuje. Nie wiadomo jeszcze, czy Liga wystartuje wraz z ugrupowaniem irlandzkiego milionera Declana Ganleya - Libertas, aczkolwiek nie da się tego wykluczyć. Brakuje jednak tam nośnych nazwisk, a skrajnie prawicowy głos będzie rozbijał się między LPR, PiS, które wystawia m.in. Urszulę Krupę, a alians Naprzód Polsko i Stronnictwa Piast, mającego w swyk szeregach dość znanych polityków dawnego prawego skrzydła PSL.
Jeśli do poparcia, które ma PD i SDPL doliczyć jeszcze 1% Stronnictwa Demokratycznego Pawła Piskorskiego, to koalicja tych formacji i Zielonych ma 3,6%. To dobry punkt wyjścia do kampanii wyborczej. Warto pamiętać o kilku prawidłowościach w wyborach europarlamentarnych. Po pierwsze, niska frekwencja premiuje ugrupowania mniejsze, o bardziej zmobilizowanym elektoracie i wyraziste - bądź pro-, bądź antyeuropejskie. Porozumienie dla Przyszłości należy do tej drugiej grupy, więc skoro ludzie mniej obawiają się o stracony głos w tych wyborach, będą prawdopodobnie skłonni rozważyć oddanie swego głosu na PdP. Po drugie, w tych wyborach bardziej niż na partie głosuje się na osobowości. Tu CentroLewica może pochwalić się mocnymi kandydaturami.
Niestety "Rzeczpospolita" popełniła sondaż, w którym zapytała ludzi o liderki i liderów jedynie 4 największych list. Tego typu ominięcie mocnych kandydatur spoza czworoboku PO-PiS-SLD-PSL wykrzywia obraz wyborczego wyścigu. W Rzeszowie na przykład około 40% pytanych stwierdziło, żę wybrałoby "innego kandydata" - co może być ukłonem zarówno w stosunku do zdegradowanej posłanki PO, Elżbiety Łukacijewskiej, jak i mocnego kandydata PdP - Krzysztofa Martensa. Ominięcie listy, na której znajdują się m.in. Magdalena Środa, Tomasz Nałęcz, Marek Borowski, Dariusz Rosati czy Janusz Onyszkiewicz sprawia, że wyniki trudno uznać za miarodajne.
Odpływ elektoratu z PO może sprawić, że część z tych osób zagłosuje na CentroLewicę. W ten sposób miałaby ona szansę na przekroczenie progu 5% i na zdobycie od 2 do nawet 4 miejsc w Europarlamencie. Na razie jednak, biorąc pod uwagę wyniki z uśrednień, PO ma szanse na 31 miejsc w PE, PiS - 15 a SLD - 4. Gdyby do wyniku SLD doliczyć też UP i KPEiR, mają szanse nawet na 6 mandatów kosztem formacji prawicowych. Jak widać robi się ciekawie...