Dziś będzie lekki miszmasz. Radzę przygotować się na fakt, że w związku z wyborami być może notki będą krótsze albo też będą ukazywać się nieregularnie - taka już wyborcza dola. Myślałem z początku, że dzisiejszy artykuł poświęcę nowozelandzkiemu pomysłowi na Zielony Nowy Ład, ale po jego przeczytaniu stwierdzam, że nie ma tam wiele nowego. Nie, żebym winił osoby nad nim pracujące - inwestowanie w zieloną gospodarkę to precyzyjne skupianie się na wybranych gałęziach gospodarki, które mają nas wyprowadzić z bagna, spowodowanego amerykańskim kryzysem mieszkaniowym i finansowym. Tak czy siak lekturę polecam, a w niej samej uderzył mnie wymowny przykład. W 1934 roku w Szwecji efektem światowej depresji było bezrobocie na poziomie 34%. Zdecydowano się wówczas na obniżenie podatków dla najuboższych, podniesienie płacy minimalnej, a państwo zdecydowało się na inwestycje publiczne. Do końca dekady bezrobocie praktycznie zniknęło. Warto zastanowić się nad tym przykładem.
Dziś gruchnęła wieść o tym, że premier Czech, Mirek Topolanek, nie przetrwał piątego już wniosku o wotum nieufności. Czy oznacza to przedterminowe wybory? Trudno rzec, na pewno sytuacja robi się ciekawa. Topolanek i jego centroprawicowy rząd upadli w dużej mierze dzięki dzikiej awanturze w ramach czeskich Zielonych i faktowi, że dwójka posłanek została wykluczonych z partii. Były one zdecydowanymi przeciwniczkami pomysłu amerykańskiej bazy radarowej, przez co weszły w spór z władzami partii. Dziś formacja, która w sondażach miewała nawet 10% potrafi spaść do 3,5%, w niedawnych wyborach lokalnych w żadnym z okręgów nie uzyskała 5%, a na dodatek w wyniku rozłamu powstaje teraz Demokratyczna Partia Zielonych, co marnie wróży na czerwcowe wybory do Brukseli. Co się stało?
Odpowiedź jest prosta - ignorowanie przez władze partii dorobku politycznego zielonej polityki i rozmienianie go na drobne. Twórcą sukcesu Zielonych był Martin Bursik - popularny polityk, ekspert od środowiska, który zaliczył członkowstwo w kilku partiach (m.in. w liberalnej i chadeckiej), po czym zdecydował się przejąć niszową wówczas partię Zielonych. Manewr a la Paweł Piskorski i SD się powiódł i w 2006 roku formacja, mówiąca o jakości życia, zdołała zdobyć 6,4% głosów i wprowadzić do 200-osobowej izby niższej czeskiego parlamentu 6 osób. Socjaldemokraci i komuniści mieli w niej 100 osób, a drugie 100 - Zieloni, chadecy i konserwatyści. Stojąc między młotem a kowadłem i nie znosząc partii komunistycznej Strana Zelenych zdecydowała się na wejście do rządu z prawicą. Bursik został wicepremierem, a formacja uzyskała wpływ na obsadę 4 ministerstw (środowiska, praw człowieka, edukacji i spraw zagranicznych). Po czym zaczęły się schody...
Sam sojusz z prawicą nie był jeszcze najgorszym, co można było zrobić - w końcu nie wszędzie partie z tamtej strony sceny muszą przyjmować twarze Donalda Tuska albo Jarosława Kaczyńskiego. Neoliberalny premier Topolanek doprowadził jednak do wprowadzenia podatku liniowego, co już było pierwszym naruszeniem "zielonego credo" - Europejska Partia Zielonych w swoich dokumentach programowych wyraźnie mówi o opodatkowaniu progresywnym. Potem przyszedł czas na wprowadzenie współpłacenia w służbie zdrowia, ale największy ferment wzbudziła ambiwalentna postawa wobec projektu amerykańskiej bazy radarowej. Jeśli partia, której jedną z naczelnych zasad jest pacyfizm, nie jest w stanie odpowiedzieć na sprzeciw 2/3 populacji kraju, to musi coś być nie tak.
Potem wszystko zaczęło się sypać - pojawiły się wewnętrzne głosy o dyktatorskim sposobie sprawowania władzy przez Bursika, a także wstrząs z powodu słabej reakcji na próby korupcji i zastraszania jednej z polityczek Zielonych przez polityczną konkurencję na prawicy. Obecnie rozżalone taką polityką osoby tworzą Demokratyczną Partię Zielonych, co zapewne utopi tak jedną, jak i drugą grupę. Wielka szkoda, bo poza Estonią nie wyrosła jeszcze w nowych krajach członkowskich nowoczesna partia Zielonych o większym wpływie. Szkoda tym większa, że osobiście znam fantastyczne osoby ze Strany Zelenych, które ze zgrozą patrzą na aktualne wydarzenia i zastanawiają się nad przyszłością. Szkoda również dlatego, że ciężko z zieloną polityką na wschód od Łaby...
Na koniec zaś - wideo wskazujące na to, że kampania wyborcza Zielonych do Europarlamentu zaczyna się na całym niemalże kontynencie. Główna kandydatka do odzyskania zajmowanego w latach 1994-2004 mandatu w Dublinie, Deidre de Burca, tłumaczy w nim, czym jest Zielony Nowy Ład i pokazuje (wraz z koleżankami i kolegami z tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim), że Zieloni w Brukseli działają na rzecz prawdziwej zmiany - nowego kierunku europejskiego snu.
Dziś gruchnęła wieść o tym, że premier Czech, Mirek Topolanek, nie przetrwał piątego już wniosku o wotum nieufności. Czy oznacza to przedterminowe wybory? Trudno rzec, na pewno sytuacja robi się ciekawa. Topolanek i jego centroprawicowy rząd upadli w dużej mierze dzięki dzikiej awanturze w ramach czeskich Zielonych i faktowi, że dwójka posłanek została wykluczonych z partii. Były one zdecydowanymi przeciwniczkami pomysłu amerykańskiej bazy radarowej, przez co weszły w spór z władzami partii. Dziś formacja, która w sondażach miewała nawet 10% potrafi spaść do 3,5%, w niedawnych wyborach lokalnych w żadnym z okręgów nie uzyskała 5%, a na dodatek w wyniku rozłamu powstaje teraz Demokratyczna Partia Zielonych, co marnie wróży na czerwcowe wybory do Brukseli. Co się stało?
Odpowiedź jest prosta - ignorowanie przez władze partii dorobku politycznego zielonej polityki i rozmienianie go na drobne. Twórcą sukcesu Zielonych był Martin Bursik - popularny polityk, ekspert od środowiska, który zaliczył członkowstwo w kilku partiach (m.in. w liberalnej i chadeckiej), po czym zdecydował się przejąć niszową wówczas partię Zielonych. Manewr a la Paweł Piskorski i SD się powiódł i w 2006 roku formacja, mówiąca o jakości życia, zdołała zdobyć 6,4% głosów i wprowadzić do 200-osobowej izby niższej czeskiego parlamentu 6 osób. Socjaldemokraci i komuniści mieli w niej 100 osób, a drugie 100 - Zieloni, chadecy i konserwatyści. Stojąc między młotem a kowadłem i nie znosząc partii komunistycznej Strana Zelenych zdecydowała się na wejście do rządu z prawicą. Bursik został wicepremierem, a formacja uzyskała wpływ na obsadę 4 ministerstw (środowiska, praw człowieka, edukacji i spraw zagranicznych). Po czym zaczęły się schody...
Sam sojusz z prawicą nie był jeszcze najgorszym, co można było zrobić - w końcu nie wszędzie partie z tamtej strony sceny muszą przyjmować twarze Donalda Tuska albo Jarosława Kaczyńskiego. Neoliberalny premier Topolanek doprowadził jednak do wprowadzenia podatku liniowego, co już było pierwszym naruszeniem "zielonego credo" - Europejska Partia Zielonych w swoich dokumentach programowych wyraźnie mówi o opodatkowaniu progresywnym. Potem przyszedł czas na wprowadzenie współpłacenia w służbie zdrowia, ale największy ferment wzbudziła ambiwalentna postawa wobec projektu amerykańskiej bazy radarowej. Jeśli partia, której jedną z naczelnych zasad jest pacyfizm, nie jest w stanie odpowiedzieć na sprzeciw 2/3 populacji kraju, to musi coś być nie tak.
Potem wszystko zaczęło się sypać - pojawiły się wewnętrzne głosy o dyktatorskim sposobie sprawowania władzy przez Bursika, a także wstrząs z powodu słabej reakcji na próby korupcji i zastraszania jednej z polityczek Zielonych przez polityczną konkurencję na prawicy. Obecnie rozżalone taką polityką osoby tworzą Demokratyczną Partię Zielonych, co zapewne utopi tak jedną, jak i drugą grupę. Wielka szkoda, bo poza Estonią nie wyrosła jeszcze w nowych krajach członkowskich nowoczesna partia Zielonych o większym wpływie. Szkoda tym większa, że osobiście znam fantastyczne osoby ze Strany Zelenych, które ze zgrozą patrzą na aktualne wydarzenia i zastanawiają się nad przyszłością. Szkoda również dlatego, że ciężko z zieloną polityką na wschód od Łaby...
Na koniec zaś - wideo wskazujące na to, że kampania wyborcza Zielonych do Europarlamentu zaczyna się na całym niemalże kontynencie. Główna kandydatka do odzyskania zajmowanego w latach 1994-2004 mandatu w Dublinie, Deidre de Burca, tłumaczy w nim, czym jest Zielony Nowy Ład i pokazuje (wraz z koleżankami i kolegami z tej samej frakcji w Parlamencie Europejskim), że Zieloni w Brukseli działają na rzecz prawdziwej zmiany - nowego kierunku europejskiego snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz