Eh, jak ja lubię tego typu historie. Minęło 20 lat od Okrągłego Stołu, a my nadal grzebiemy w swojej historii, zamiast patrzeć w przyszłość. Archiwa dawnych tajnych służb nie zostały otwarte, stają się zatem atrakcyjnym, politycznym cepem, służącym do masakrowania niewygodnych w danym momencie postaci życia publicznego. Historycy w tym momencie mogą swobodnie bawić się w inkwizytorów, a swobodna interpretacja dokumentów bezpieki poddana jest odpowiednim ograniczeniom. Lustracyjne szaleństwo może zatem trwać - i choć nieco ostatnimi czasy osłabło, to jednak nadal funkcjonuje. Wystarczy przypomnieć sprawę Marcina Libickiego, europosła PiS, który ma problemy z uzyskaniem pierwszego miejsca na liście tej formacji w Wielkopolsce. Nie liczą się w tym wypadku zasługi lub ich brak - liczy się medialny donos, a czy już sąd stwierdzi co innego, to nie będzie już tak istotne. Ślad pozostanie.
Z tego punktu widzenia decyzja Kościoła o zakończeniu lustracji nie jest ani lepsza, ani gorsza od dotychczasowych dróg. Komisja kościelna wcale nie musiała być lepszym narzędziem dochodzenia do prawdy i historycznego pojednania niż Instytut Pamięci Narodowej. W sytuacji, gdy proces lustracyjny skażony jest grzechem pierworodnym niekonsekwentnej "grubej kreski" i spalenia na początku lat 90. XX wieku części akt, trudno wyobrazić sobie taki dostęp do dokumentów bezpieki, który nie rozdrapywałby raz. Zabetonowanie tudzież spalenie akt w tym momencie byłoby niesprawiedliwością w stosunku do osób, które przeżyły już gehennę udowadniania, że nie są wielbłądami. Powszechny dostęp również spowodować może wiele szkód - nie do końca wiadomo, jak wygląda wiarygodność owych akt. Pozostawienie sytuacji w obecnej formie nie jest w żaden sposób zatrzymać tego karnawału śmierci. Trzeba wybierać.
Jeśli Kościół sądzi, że od lustracji ucieknie, to grubo się myli. Dziś i tak ma lżej - rząd Platformy Obywatelskiej, w przeciwieństwie do Prawa i Sprawiedliwości, nie ma ambicji podporządkowywania sobie hierarchii kościelnej. Raczej woli sam przed Kościołem kapitulować, czego przykładem mogą być działania posła Gowina w sprawie in-vitro. Zawsze jednak istnieć będzie pokusa, by prześwietlać życiorysy osób "ze świecznika" - także kościelnego. Szczególnie tyczyć się to będzie osób, mających własne zdanie, usiłujących powstrzymać inkwizycyjne szaleństwo. I znów - trudno powiedzieć, jaka forma rozliczenia się z własną przeszłością ma szanse na uspokojenie sytuacji. Być może "szokowa terapia teczkowa" jest jedynym rozwiązaniem?
Z przeszłością zmierzyć się należy. O tym, jak kończy się zamiecenie jej pod dywan, świadczą przypadki krajów, które nie przeszły jeszcze do końca refleksji nad własną historią. W Austrii, która nie zaznała zupełnej denazyfikacji, dziś 30% głosów zdobywają populistyczne partie skrajnej prawicy. Kult militarnych sukcesów Japonii utrudnia integrację polityczną i gospodarczą na terenie Dalekiego Wschodu. W Polsce nadal trudno nam o lewicę, bowiem termin ten został utożsamiony li tylko z formacjami postkomunistycznymi - było to utożsamienie, które ułatwiło zohydzenie tego nurtu myśli społecznej. Do dziś dawne podziały mają dla wielu bardzo istotne znaczenie.
Nie chodzi mi też o to, by lustracja miała wspierać szablonowy, czarno-biały obraz Polski Ludowej. Nie był to bowiem ani raj na Ziemi, ani też reżim równoznaczny z tym III Rzeszy. Nie był to też czas jednolity - zupełnie inaczej wyglądał poziom wolności za Bieruta, a inaczej - za Gierka. Poza pewnymi sukcesami w podnoszeniu poziomu życia system komunistyczny spowodował także bezprecedensowe zniszczenia w obszarze środowiska, forsując ideologicznie wygodną wizję państwa robotniczego, realizowaną poprzez inwestycje w przemysł. Aparat represji był integralnym elementem tego systemu. Dopóty historia będzie specjalnością jedynie jednej ze stron politycznego sporu, dopóty nie wykroczymy poza jałowe przepychanki ku nowemu, merytorycznemu sposobowi prowadzenia polityki.
Z tego punktu widzenia decyzja Kościoła o zakończeniu lustracji nie jest ani lepsza, ani gorsza od dotychczasowych dróg. Komisja kościelna wcale nie musiała być lepszym narzędziem dochodzenia do prawdy i historycznego pojednania niż Instytut Pamięci Narodowej. W sytuacji, gdy proces lustracyjny skażony jest grzechem pierworodnym niekonsekwentnej "grubej kreski" i spalenia na początku lat 90. XX wieku części akt, trudno wyobrazić sobie taki dostęp do dokumentów bezpieki, który nie rozdrapywałby raz. Zabetonowanie tudzież spalenie akt w tym momencie byłoby niesprawiedliwością w stosunku do osób, które przeżyły już gehennę udowadniania, że nie są wielbłądami. Powszechny dostęp również spowodować może wiele szkód - nie do końca wiadomo, jak wygląda wiarygodność owych akt. Pozostawienie sytuacji w obecnej formie nie jest w żaden sposób zatrzymać tego karnawału śmierci. Trzeba wybierać.
Jeśli Kościół sądzi, że od lustracji ucieknie, to grubo się myli. Dziś i tak ma lżej - rząd Platformy Obywatelskiej, w przeciwieństwie do Prawa i Sprawiedliwości, nie ma ambicji podporządkowywania sobie hierarchii kościelnej. Raczej woli sam przed Kościołem kapitulować, czego przykładem mogą być działania posła Gowina w sprawie in-vitro. Zawsze jednak istnieć będzie pokusa, by prześwietlać życiorysy osób "ze świecznika" - także kościelnego. Szczególnie tyczyć się to będzie osób, mających własne zdanie, usiłujących powstrzymać inkwizycyjne szaleństwo. I znów - trudno powiedzieć, jaka forma rozliczenia się z własną przeszłością ma szanse na uspokojenie sytuacji. Być może "szokowa terapia teczkowa" jest jedynym rozwiązaniem?
Z przeszłością zmierzyć się należy. O tym, jak kończy się zamiecenie jej pod dywan, świadczą przypadki krajów, które nie przeszły jeszcze do końca refleksji nad własną historią. W Austrii, która nie zaznała zupełnej denazyfikacji, dziś 30% głosów zdobywają populistyczne partie skrajnej prawicy. Kult militarnych sukcesów Japonii utrudnia integrację polityczną i gospodarczą na terenie Dalekiego Wschodu. W Polsce nadal trudno nam o lewicę, bowiem termin ten został utożsamiony li tylko z formacjami postkomunistycznymi - było to utożsamienie, które ułatwiło zohydzenie tego nurtu myśli społecznej. Do dziś dawne podziały mają dla wielu bardzo istotne znaczenie.
Nie chodzi mi też o to, by lustracja miała wspierać szablonowy, czarno-biały obraz Polski Ludowej. Nie był to bowiem ani raj na Ziemi, ani też reżim równoznaczny z tym III Rzeszy. Nie był to też czas jednolity - zupełnie inaczej wyglądał poziom wolności za Bieruta, a inaczej - za Gierka. Poza pewnymi sukcesami w podnoszeniu poziomu życia system komunistyczny spowodował także bezprecedensowe zniszczenia w obszarze środowiska, forsując ideologicznie wygodną wizję państwa robotniczego, realizowaną poprzez inwestycje w przemysł. Aparat represji był integralnym elementem tego systemu. Dopóty historia będzie specjalnością jedynie jednej ze stron politycznego sporu, dopóty nie wykroczymy poza jałowe przepychanki ku nowemu, merytorycznemu sposobowi prowadzenia polityki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz