Oto upada mit wszechdobrej koalicji. Mamy kryzys, a Donald Tusk kopie w piłkę. Nic dziwnego, że zajmując się futbolem nie ma aż tyle czasu, by przyjrzeć się stawianym przez prasę zarzutom wobec własnego zastępcy. W sprawie senatora PO, Tomasza Misiaka (przy okazji wielkiego fana energetyki atomowej) zachował się lepiej - aczkolwiek senator nie dał mu szansy w pełni rozwinąć skrzydeł i zdecydował sam, że wpierw rezygnuje ze współtworzenia eurokampanii Platformy, a następnie z zasiadania w klubie parlamentarnym PO. Dobre i to.
To kolejna sprawa, w której nie mam ochoty się rozpisywać - na cóż bowiem przypominać mantry o przejrzystości politycznej, o standardach, o władzy z dala od ludzi? W Szwecji posłowie i posłanki jeżdżą do pracy na rowerach, a czołowe polityczki i politycy nie są otoczeni tabunem ochroniarzy. My mamy luksusowe limuzyny, a ich wizja tak bardzo kusi każde kolejne ekipy, że odkładają na bok narzekanie na bizantyjski przepych i wolą utrzymywać w mocy kuriozalne przepisy. Ot, chociażby takie, jak prawo do bezpłatnych podróży państwowymi kolejami - w sytuacji, gdy po dziś dzień studentki i studenci nie mogą się doprosić się o 50% zniżki, jest to dość kuriozalne. Podobnie jak i ceny w barach mlecznych - przez kryzys i słabe dofinansowanie już dziś w sławnym, warszawskim, przyuniwersyteckim "Karaluchu" przeciętna zupa kosztuje 4 złote, podczas gdy rok temu można było się pożywić daniami w zakresie 1,50-2 złote. Tak więc żegnajcie, pożywne posiłki dla osób uczących się i na emeryturze - to Wy macie łatać dziurę budżetową. Bo parlamentarzystki i parlamentarzyści nie będą na tyle odważni, by chociaż płacić za przejazd koleją...
Instytucje płacenia za urzędy publiczne wprowadzono w celu wkluczenia do życia politycznego greckiego polis grup ludzi, których nie byłoby na to stać. Jeśli kogoś nie stać na to, by przez 4 lata zadowolić się dochodami w okolicach 10 tysięcy złotych (pamiętajmy, że dostaje się prawo np. do prowadzenia biur poselskich i senatorskich, na prowadzenie których otrzymuje się dodatki), to jest to uderzające. Dla wielu z nas średnia pensja krajowa, która wynosi ponad 3 tysiące złotych, jest liczbą abstrakcyjną. Kiedy ktoś rezygnuje z tych pieniędzy po to, by nie być posłem zawodowym i prowadzić własny biznes, wtedy nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić własną dezaprobatę. Nie chodzi o wytykanie takich osób palcami. Chodzi o to, że prowadząc działalność gospodarczą można uwikłać się w konflikt interesów (sprawa Misiaka pokazuje to dość dobitnie), a do tego ma się zwyczajnie mniej czasu na wykonywanie własnych obowiązków politycznych, co powinno być priorytetem dla osób wybranych w demokratycznym głosowaniu.
Może jestem naiwny, ale jednak wolałbym, gdyby ktoś zajął się sytuacją w naszym kraju. Jeśli istnieją podejrzenia, że na upadku zakładu pracy zyskać ma firma jakiegoś polityka (niezależnie od tego, z jakiej formacji pochodzi), to jak można mieć pretensje do ludzi, że nie mają zaufania do naszej klasy politycznej? W tym momencie można zadać pytanie, czy ktoś w ogóle wśród rządzących martwi się kryzysem, czy też może dostrzega szansę na to, by "lody znów były kręcone"? W tej sprawie wolałbym się mylić...
To kolejna sprawa, w której nie mam ochoty się rozpisywać - na cóż bowiem przypominać mantry o przejrzystości politycznej, o standardach, o władzy z dala od ludzi? W Szwecji posłowie i posłanki jeżdżą do pracy na rowerach, a czołowe polityczki i politycy nie są otoczeni tabunem ochroniarzy. My mamy luksusowe limuzyny, a ich wizja tak bardzo kusi każde kolejne ekipy, że odkładają na bok narzekanie na bizantyjski przepych i wolą utrzymywać w mocy kuriozalne przepisy. Ot, chociażby takie, jak prawo do bezpłatnych podróży państwowymi kolejami - w sytuacji, gdy po dziś dzień studentki i studenci nie mogą się doprosić się o 50% zniżki, jest to dość kuriozalne. Podobnie jak i ceny w barach mlecznych - przez kryzys i słabe dofinansowanie już dziś w sławnym, warszawskim, przyuniwersyteckim "Karaluchu" przeciętna zupa kosztuje 4 złote, podczas gdy rok temu można było się pożywić daniami w zakresie 1,50-2 złote. Tak więc żegnajcie, pożywne posiłki dla osób uczących się i na emeryturze - to Wy macie łatać dziurę budżetową. Bo parlamentarzystki i parlamentarzyści nie będą na tyle odważni, by chociaż płacić za przejazd koleją...
Instytucje płacenia za urzędy publiczne wprowadzono w celu wkluczenia do życia politycznego greckiego polis grup ludzi, których nie byłoby na to stać. Jeśli kogoś nie stać na to, by przez 4 lata zadowolić się dochodami w okolicach 10 tysięcy złotych (pamiętajmy, że dostaje się prawo np. do prowadzenia biur poselskich i senatorskich, na prowadzenie których otrzymuje się dodatki), to jest to uderzające. Dla wielu z nas średnia pensja krajowa, która wynosi ponad 3 tysiące złotych, jest liczbą abstrakcyjną. Kiedy ktoś rezygnuje z tych pieniędzy po to, by nie być posłem zawodowym i prowadzić własny biznes, wtedy nie pozostaje mi nic innego, jak wyrazić własną dezaprobatę. Nie chodzi o wytykanie takich osób palcami. Chodzi o to, że prowadząc działalność gospodarczą można uwikłać się w konflikt interesów (sprawa Misiaka pokazuje to dość dobitnie), a do tego ma się zwyczajnie mniej czasu na wykonywanie własnych obowiązków politycznych, co powinno być priorytetem dla osób wybranych w demokratycznym głosowaniu.
Może jestem naiwny, ale jednak wolałbym, gdyby ktoś zajął się sytuacją w naszym kraju. Jeśli istnieją podejrzenia, że na upadku zakładu pracy zyskać ma firma jakiegoś polityka (niezależnie od tego, z jakiej formacji pochodzi), to jak można mieć pretensje do ludzi, że nie mają zaufania do naszej klasy politycznej? W tym momencie można zadać pytanie, czy ktoś w ogóle wśród rządzących martwi się kryzysem, czy też może dostrzega szansę na to, by "lody znów były kręcone"? W tej sprawie wolałbym się mylić...
3 komentarze:
Przypomina mi się rysunek Mleczki. Dwóch posłów rozmawia przy limuzynie o tym, że chcą im odebrać prawo do podróży za darmo komunikacją miejską...
:) No ba, tragedie to niewypowiedziane, posłanki i posłów nie stać już nawet na bilety PKP:)
Z pensji posła nie da się wyżyć, jak powiedział Janik, ale konkluzja rysunku jest taka, że posłankom i posłom nawet do głowy nie przyjdzie jeździć autobusem :) Gdzie tam, bez limuzyny i 4 samochodów ochrony? :)
Prześlij komentarz