Nie wiem, czy coś lepszego niż tytuł pewnej piosenki bodaj Ryszarda Rynkowskiego może racjonalnie wytłumaczyć ogólnokrajową popularność pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W świeżo przeprowadzonym sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej" aż 46% Polek i Polaków uznało ją za najbardziej cenioną polityczkę wśród kobiet. Kolejna w rankingu - Maria Kaczyńska - zdobyła 23% poparcia społecznego. Jeśli ktoś sądzi, że sądzą tak jedynie ci, którzy mieszkają poza stolicą, przeżyje rozczarowanie - we wcześniejszym sondażu dla "Gazety Stołecznej" Platforma Obywatelska zdobyłaby aż 51% głosów. I to pomimo faktu, że spora część wyborczych postulatów tudzież problemów, sygnalizowanych przez Warszawianki i Warszawiaków - takich jak kwestie gospodarki odpadowej czy też przygotowania szkół do przyjęcia sześciolatków nie wygląda na załatwione w sposób satysfakcjonujący. Z wielkich marzeń o rozkwicie Pragi na Euro 2012 zostaje w tym momencie stadion, który po zakończeniu imprezy będzie zapewne większym problemem niż błogosławieństwem. I tak dalej, i tak dalej...
Żeby nie było - miasto się nie sypie, ZTM działa ogólnie rzecz biorąc w porządku, buspasy są w planach - nie mam zatem zamiaru być opozycją totalną. Niemniej jednak wiele pomysłów nie wskazywało na dbałość o dobro publiczne. Podwyżki cen biletów komunikacyjnych i czynszów (tych ostatnich bez gwarancji względem np. poprawy efektywności energetycznej budynków), plany wieżowca w Parku Świętokrzyskim czy też prywatyzacji miejskich spółek, służących nie poprawie jakości usług publicznych, ale wypełnieniu miejskiego skarbca - to wszystko działania, które powinny w jakiś sposób wpływać na obniżenie notowań pani prezydent. W Internecie trudno znaleźć życzliwych polityce Ratusza blogerów i blogerek. Nawet media dalekie są od czołobitnych postaw. A jednak...
I znowuż - skoro ma tak wysokie poparcie, nie sposób uznać, że wszystko robi źle. Trzeba tu zatem wskazać na efekt "potrzeby normalizacji", którą ekipa HGW realizuje śpiewająco. Po rządach Lecha Kaczyńskiego nie jest to specjalnie trudne - faktycznie, obserwując nawet obcięte plany inwestycyjne można odnieść wrażenie, że miasto tętni życiem. Na zrewitalizowanym Krakowskim Przedmieściu wkrótce powstaną placówki kulturalne, a nikomu do głowy nie przychodzi zakazywanie Parady Równości. No i jest fajnie. Spokojnie. Normalnie. Nie działa ani obrona osób uboższych, którą posiłkuje się PiS i SLD (bo nawet, jeśli biedy w stolicy nie brakuje, to w powszechnym odczuciu aspirujących do klasy średniej miasto ma oblicze znane z telenowel, a dziś juz nawet Praga Północ jest oswajana przez ambitne kawiarenki), ani fatalna, daleka od zrównoważonego rozwoju polityka rozwojowa. Nic.
Czy zatem Hanna Gronkiewicz-Waltz jest terminatorką, której żadne zło imać się nie będzie? Na pewno ma ułatwione zadanie - Warszawa to miasto syte i liberalne, które nie przerzuci się na neokonserwatywny PiS albo na niewyraźne SLD. Nawet kryzys, patrząc na wskaźniki bezrobocia, przebiegać tu będzie znacząco spokojniej. Budżet miejski na chwilę obecną jakoś się domyka, bo obok mniejszych dochodów mniej żądają firmy biorące udział w rozlicznych miejskich konkursach. Metropolia nasza może zostać oazą szczęśliwości na wzburzonych wodach gospodarki. Poczucie rozwoju miasta dla wielu będzie wystarczającym argumentem, by oddać głos na "modernizatorów" z PO.
Pewnego dnia na szerszą skalę pojawi się - już nieśmiało wykluwające się - poczucie potrzeby racjonalności obranej drogi rozwoju. Na dzień dzisiejszy blokujących konkretne inwestycje można uznawać za "ekoterrorystów" i piętnować jako "morderców" (szczególnie, jeśli mówi się o tym w anonimowej przestrzeni Internetu), ale kiedy przy dzisiejszych, dających złudne poczucie bezpieczeństwa zamkniętych osiedlach zaczną wyrastać zasłaniające słońce wieżowce, postawać zakorkowane drogi, wycinać zacznie się kolejny, dający chwilę wytchnienia park - wtedy zaczną się zmiany. Gdy ludzie zauważą, że walczący o miasto do życia nie dbają o swój partykularny interes, ale chcą realnej zmiany rozwojowego paradygmatu miasta, wtedy będziemy mieli otwartą drogę do zmian na lepsze. Na razie zaś mamy, co mamy.
Żeby nie było - miasto się nie sypie, ZTM działa ogólnie rzecz biorąc w porządku, buspasy są w planach - nie mam zatem zamiaru być opozycją totalną. Niemniej jednak wiele pomysłów nie wskazywało na dbałość o dobro publiczne. Podwyżki cen biletów komunikacyjnych i czynszów (tych ostatnich bez gwarancji względem np. poprawy efektywności energetycznej budynków), plany wieżowca w Parku Świętokrzyskim czy też prywatyzacji miejskich spółek, służących nie poprawie jakości usług publicznych, ale wypełnieniu miejskiego skarbca - to wszystko działania, które powinny w jakiś sposób wpływać na obniżenie notowań pani prezydent. W Internecie trudno znaleźć życzliwych polityce Ratusza blogerów i blogerek. Nawet media dalekie są od czołobitnych postaw. A jednak...
I znowuż - skoro ma tak wysokie poparcie, nie sposób uznać, że wszystko robi źle. Trzeba tu zatem wskazać na efekt "potrzeby normalizacji", którą ekipa HGW realizuje śpiewająco. Po rządach Lecha Kaczyńskiego nie jest to specjalnie trudne - faktycznie, obserwując nawet obcięte plany inwestycyjne można odnieść wrażenie, że miasto tętni życiem. Na zrewitalizowanym Krakowskim Przedmieściu wkrótce powstaną placówki kulturalne, a nikomu do głowy nie przychodzi zakazywanie Parady Równości. No i jest fajnie. Spokojnie. Normalnie. Nie działa ani obrona osób uboższych, którą posiłkuje się PiS i SLD (bo nawet, jeśli biedy w stolicy nie brakuje, to w powszechnym odczuciu aspirujących do klasy średniej miasto ma oblicze znane z telenowel, a dziś juz nawet Praga Północ jest oswajana przez ambitne kawiarenki), ani fatalna, daleka od zrównoważonego rozwoju polityka rozwojowa. Nic.
Czy zatem Hanna Gronkiewicz-Waltz jest terminatorką, której żadne zło imać się nie będzie? Na pewno ma ułatwione zadanie - Warszawa to miasto syte i liberalne, które nie przerzuci się na neokonserwatywny PiS albo na niewyraźne SLD. Nawet kryzys, patrząc na wskaźniki bezrobocia, przebiegać tu będzie znacząco spokojniej. Budżet miejski na chwilę obecną jakoś się domyka, bo obok mniejszych dochodów mniej żądają firmy biorące udział w rozlicznych miejskich konkursach. Metropolia nasza może zostać oazą szczęśliwości na wzburzonych wodach gospodarki. Poczucie rozwoju miasta dla wielu będzie wystarczającym argumentem, by oddać głos na "modernizatorów" z PO.
Pewnego dnia na szerszą skalę pojawi się - już nieśmiało wykluwające się - poczucie potrzeby racjonalności obranej drogi rozwoju. Na dzień dzisiejszy blokujących konkretne inwestycje można uznawać za "ekoterrorystów" i piętnować jako "morderców" (szczególnie, jeśli mówi się o tym w anonimowej przestrzeni Internetu), ale kiedy przy dzisiejszych, dających złudne poczucie bezpieczeństwa zamkniętych osiedlach zaczną wyrastać zasłaniające słońce wieżowce, postawać zakorkowane drogi, wycinać zacznie się kolejny, dający chwilę wytchnienia park - wtedy zaczną się zmiany. Gdy ludzie zauważą, że walczący o miasto do życia nie dbają o swój partykularny interes, ale chcą realnej zmiany rozwojowego paradygmatu miasta, wtedy będziemy mieli otwartą drogę do zmian na lepsze. Na razie zaś mamy, co mamy.
2 komentarze:
Nawet media dalekie są od czołobitnych postaw.
Nie lubię się skarżyć na media, ale wydaje mi się, że w Twojej analizie brakuje tego elementu.
Przytoczone zdanie odnosi się do mediów warszawskich (choć i z tym polemizowałbym, bo dalecy od czołobitnych postaw są raczej niektórych dziennikarzy), których znaczenie jest ograniczone. Być może dlatego, że warszawska polityka lokalna mało kogo interesuje a ważniejsza jest polityka ogólnopolska.
Tak długo jak niekorzystny news nie przeniesie się ze stron lokalnych na krajowe, mało kto będzie miał świadomość, że dzieje się coś niedobrego.
Pierwszy przykład z brzegu: Seria artykułów ze Stołecznej o praktykach zatrudniania radnych PO w instytucjach zależnych od kierownictwa partii i tworzenie możliwych zależności pomiędzy ich pracą zawodową a pracą w radzie miasta. Jest to nie mniej niepokojące niż przerabiany w mediach od A do Z temat PSL. Ale media krajowe o tym nie poinformują.
Media krajowe przy wyborach prezydenckich znowu odstawią "Bitwę Warszawską", ale już następne 4 lata będą tylko zdawkowo informować o działalności prezydenta. To oczywiście też zależy od tego z jakiej partii jest prezydent.
Dlatego moim zdaniem poczucie normalności jest tylko efektem tego co dostarczą media.
Drogi pretm
Ograniczenia objętości tekstu są nieubłagalne;)A tak na serio - o mediach już pisałem tu kiedyś, może zresztą jeszcze kiedyś się pokuszę. Oczywiście piszę tu o mediach warszawskich, które kontrastuję z ogólnokrajowymi. Z tej perspektywy dostrzegam olbrzymi rozziew między traktowaniem PO - chociaż oczywiście nie jest to krytyka totalna. Zjawiska, które opisujesz są prawdziwe i Twój komentarz zdecydowanie wzbogaca ten obraz - dzięki!
Prześlij komentarz