Znaleźć w czasie zaostrzającej się kampanii wyborczej chwilę czasu na lekturę nawet ciekawej książki zdaje się niemożliwością. Czyta się zatem w metrze, autobusie lub też tramwaju - innej opcji za bardzo nie ma. Z tego też powodu dopiero teraz mogę (a piszę tę notkę w zupełnej, nocnej głuszy, kiedy to już nie tylko grzeczne dzieci, ale i dbający o swoje zdrowie dorośli dawno już śpią) podzielić się refleksjami z lektury dość ważnej książki. Zowie się ona "Bezpieczeństwo energetyczne. Nowy pomiar świata". Jej autorem jest Sascha Mueller - Kraenner, który poświęcił niemal 200 stron na przybliżenie kulisów funkcjonowania współczesnej gospodarki. Jego zdaniem mamy dziś do czynienia z kolejną "wielką grą" światowych supermocarstw - tym razem o dostęp do surowców energetycznych, mających gwarantować im stabilne podstawy własnych ekonomii. Problem polega na tym, że mocarstwa te nie chcą przyznać, że owa stabilność należy do przeszłości...
Rosnące zużycie zasobów nieodnawialnych - węgla, ropy i gazu - jest na dłuższą metą nie do wytrzymania dla planety, zmagającej się ze zmianami klimatycznymi. Jest też nie do podtrzymania z powodu kurczących się ich złóż. Globalne ocieplenie sprawia wprawdzie, że otwierają się nowe pola eksploatacji - na przykład w rejonie Arktyki - jednak tego typu działania nie mają nic wspólnego ze zrównoważonym rozwojem globalnym. Wspólnoty lokalne najczęściej nie mają z tytułu eksploatacji żadnych korzyści (czego przykładem może być delta Nigru), a interesy dużych koncernów naftowych i łasych na surowce rządów idą nierzadko ręka w rękę. Chęć kontroli sytuacji według dotychczasowych reguł gry sprawia, że z oczu znika możliwość odejścia od nich i wejścia w erę energetyki odnawialnej. Niestety, rządy Unii Europejskiej również wolę grę wedle dotychczasowych zasad...
Dobrze dowiedzieć się zatem, kto w tej globalnej łamigłówce właściwie gra. Stany Zjednoczone aktorem są znanym - dość przypomnieć "wojnę o ropę" w Iraku z 2003 roku. Jednocześnie dotychczasowe wysokie kursy ropy naftowej tworzyły dogodną przestrzeń do odbudowy rosyjskiej potęgi - potęgi na dość kruchych podstawach. Mało kto wie bowiem, że firmom rosyjskim (w dużej mierze państwowym) brakuje kapitału na unowocześnianie instalacji przesyłowych. By go pozyskać, nierzadko wchodzą na giełdy zagraniczne, co zmusza je do balansowania między służbą na rzecz imperium a koniecznością transparentności.
Rosja jest surowcowym wierzchołkiem trójkąta, który składa się jeszcze z dwóch potrzebujących energii do rozwoju graczy - Europy i Chin. Państwo Środka, które jeszcze w II połowie XX wieku produkowało więcej ropy, niż ją konsumowało, dziś potrzebuje jej coraz więcej dla swej bogacącej się populacji. Dla Rosji to prawdziwa gratka - mówiąc o rozwoju swojej sieci przesyłowej, jednocześnie wiedząc, że dostępne złoża są za małe na zaspokojenie potrzeb obydwu graczy, może dość swobodnie rozgrywać swoje interesy.
Chiny również nie próżnują - usiłują np. wchodzić na rynki państw Azji Środkowej, do tej pory pozostających pod dominacją Rosji. Kazachstan, udzielając koncesji tak jednemu, jak i drugiemu mocarstwu, zręcznie między nimi lawiruje. Komunistyczne władze w Pekinie umiejętnie wykorzystują swój brak skrupółów w finansowaniu wątpliwych etycznie reżimów - przykładem spore inwestycje w Afryce. Zbliżenie z Tajwanem i zatargi o drobne skały na otwartym oceanie mają głeboki sens - Chiny walczą bowiem o bezpieczeństwo dostaw morskich i o jak najdalszy zasięg własnej wyłącznej strefy gospodarczej na morzu.
Walka o surowce przybiera niekiedy karykaturalne formy - chińskie jednostki patrolowe przeganiają japońskich rybaków, a Dania i Kanady co chwila decydują się na wtykanie własnych flag na niezamieszkałej arktycznej wysepce Hans. W tym czasie Europa pozostaje dość bierna, dusząc się z powodu braku spójnej polityki bezpieczeństwa, także energetycznego. Efektem tego jest niesławny projekt Gazociągu Północnego, omijającego Polskę i kraje bałtyckie. Chęć zarobku jest w tym wypadku tak dużo, że na bok odkłada się ryzyko związane chociażby z możliwością przedostania się podczas budowy gazów bojowych, które utkwiły tam podczas wojen światowych.
Europa z nadzieją spogląda na Kaukaz. To z Azerbejdżanu ma popłynąć czarne złoto. Ropa ta będzie wspierać autorytarne rządy Alijewów, którzy właśnie "przygniatającą większością" przeforsowali w "demokratycznym" referendum likwidację limitu dwóch kadencji prezydenckich. Wygląda na to, że jest to nieważne - liczy się tylko surowiec. Alternatywa jest prosta - to duże inwestycje w odnawialne źródła energii, zarówno zdecentralizowane ośrodki w samej UE, jak i we wsparcie dla elektrowni słonecznych na Saharze, które mogłyby zapewnić Staremu Kontynentowi niezbędną energię, a Czarnemu Lądowi - szansę na rozwój. Do tego typu decyzji potrzeba jednak dużo politycznej determinacji, wizji i konsekwencji w jej realizacji.
Na dzień dzisiejszy jako alternatywę promuje się atom - zapominając o ograniczeniach związanych z tym surowcem. Tylko silna kampania na rzecz przejścia do epoki solarno-wiatrowej może powstrzymać plany zastąpienia jednego lobby przez drugie. W tym celu potrzebna jest wiedza - a akurat książka Mueller-Kraennera, w Polsce wydana przez Wydawnictwo "Z naszej strony", tej wiedzy dostarcza.
Rosnące zużycie zasobów nieodnawialnych - węgla, ropy i gazu - jest na dłuższą metą nie do wytrzymania dla planety, zmagającej się ze zmianami klimatycznymi. Jest też nie do podtrzymania z powodu kurczących się ich złóż. Globalne ocieplenie sprawia wprawdzie, że otwierają się nowe pola eksploatacji - na przykład w rejonie Arktyki - jednak tego typu działania nie mają nic wspólnego ze zrównoważonym rozwojem globalnym. Wspólnoty lokalne najczęściej nie mają z tytułu eksploatacji żadnych korzyści (czego przykładem może być delta Nigru), a interesy dużych koncernów naftowych i łasych na surowce rządów idą nierzadko ręka w rękę. Chęć kontroli sytuacji według dotychczasowych reguł gry sprawia, że z oczu znika możliwość odejścia od nich i wejścia w erę energetyki odnawialnej. Niestety, rządy Unii Europejskiej również wolę grę wedle dotychczasowych zasad...
Dobrze dowiedzieć się zatem, kto w tej globalnej łamigłówce właściwie gra. Stany Zjednoczone aktorem są znanym - dość przypomnieć "wojnę o ropę" w Iraku z 2003 roku. Jednocześnie dotychczasowe wysokie kursy ropy naftowej tworzyły dogodną przestrzeń do odbudowy rosyjskiej potęgi - potęgi na dość kruchych podstawach. Mało kto wie bowiem, że firmom rosyjskim (w dużej mierze państwowym) brakuje kapitału na unowocześnianie instalacji przesyłowych. By go pozyskać, nierzadko wchodzą na giełdy zagraniczne, co zmusza je do balansowania między służbą na rzecz imperium a koniecznością transparentności.
Rosja jest surowcowym wierzchołkiem trójkąta, który składa się jeszcze z dwóch potrzebujących energii do rozwoju graczy - Europy i Chin. Państwo Środka, które jeszcze w II połowie XX wieku produkowało więcej ropy, niż ją konsumowało, dziś potrzebuje jej coraz więcej dla swej bogacącej się populacji. Dla Rosji to prawdziwa gratka - mówiąc o rozwoju swojej sieci przesyłowej, jednocześnie wiedząc, że dostępne złoża są za małe na zaspokojenie potrzeb obydwu graczy, może dość swobodnie rozgrywać swoje interesy.
Chiny również nie próżnują - usiłują np. wchodzić na rynki państw Azji Środkowej, do tej pory pozostających pod dominacją Rosji. Kazachstan, udzielając koncesji tak jednemu, jak i drugiemu mocarstwu, zręcznie między nimi lawiruje. Komunistyczne władze w Pekinie umiejętnie wykorzystują swój brak skrupółów w finansowaniu wątpliwych etycznie reżimów - przykładem spore inwestycje w Afryce. Zbliżenie z Tajwanem i zatargi o drobne skały na otwartym oceanie mają głeboki sens - Chiny walczą bowiem o bezpieczeństwo dostaw morskich i o jak najdalszy zasięg własnej wyłącznej strefy gospodarczej na morzu.
Walka o surowce przybiera niekiedy karykaturalne formy - chińskie jednostki patrolowe przeganiają japońskich rybaków, a Dania i Kanady co chwila decydują się na wtykanie własnych flag na niezamieszkałej arktycznej wysepce Hans. W tym czasie Europa pozostaje dość bierna, dusząc się z powodu braku spójnej polityki bezpieczeństwa, także energetycznego. Efektem tego jest niesławny projekt Gazociągu Północnego, omijającego Polskę i kraje bałtyckie. Chęć zarobku jest w tym wypadku tak dużo, że na bok odkłada się ryzyko związane chociażby z możliwością przedostania się podczas budowy gazów bojowych, które utkwiły tam podczas wojen światowych.
Europa z nadzieją spogląda na Kaukaz. To z Azerbejdżanu ma popłynąć czarne złoto. Ropa ta będzie wspierać autorytarne rządy Alijewów, którzy właśnie "przygniatającą większością" przeforsowali w "demokratycznym" referendum likwidację limitu dwóch kadencji prezydenckich. Wygląda na to, że jest to nieważne - liczy się tylko surowiec. Alternatywa jest prosta - to duże inwestycje w odnawialne źródła energii, zarówno zdecentralizowane ośrodki w samej UE, jak i we wsparcie dla elektrowni słonecznych na Saharze, które mogłyby zapewnić Staremu Kontynentowi niezbędną energię, a Czarnemu Lądowi - szansę na rozwój. Do tego typu decyzji potrzeba jednak dużo politycznej determinacji, wizji i konsekwencji w jej realizacji.
Na dzień dzisiejszy jako alternatywę promuje się atom - zapominając o ograniczeniach związanych z tym surowcem. Tylko silna kampania na rzecz przejścia do epoki solarno-wiatrowej może powstrzymać plany zastąpienia jednego lobby przez drugie. W tym celu potrzebna jest wiedza - a akurat książka Mueller-Kraennera, w Polsce wydana przez Wydawnictwo "Z naszej strony", tej wiedzy dostarcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz