Rasizm, dyskryminacja rasowa, ksenofobia i podobne działania atakują podstawę praw człowieka - przekonanie, że wszyscy jesteśmy równi w prawie do godności. Są obrazą owej godności. Mimo to, zdarzają się w każdym kraju świata. Kiedy ludzie są wykluczeni społecznie, możliwość zapewnienia sobie konstruktywnego uczestnictwa w społeczeństwie obywatelskim znacząco się zmniejsza. Prowadzi to do przypuszczeń, że stereotypy etniczne determinują zachowanie należących do owych grup jednostek. Musi niepokoić, że istnieją osoby, które sądzą, że przede wszystkim rasa określa ludzkie zdolności że określone rasy miałyby być "wyższe" lub "niższe" niż inne. Przeraża, że ludzie potrafią uwierzyć, że inni ludzi mają być traktowani nierówno z powodu ich koloru skóry. Poza 3 Programem dla Młodych Unii Europejskiej "Wszyscy różni, wszyscy równi", którego celem jest zwrócenie uwagi młodych ludzi, kolejne kroki muszą być podjęte w celu zwiększenia udziału ludzi ze zmarginalizowanych społeczności w systemie edukacyjnym. To dobry czas na umożliwianie rozszerzania i promowania wśród młodych ludzi aktywnego uczenia się, opartego na potrzebach społeczeństwa informacyjnego, ułatwianie pracy wolontaryjnej i zaangażowania w aktywności kulturowe, sportowe i rekreacyjne, a także docenianie tej pracy, biorąc także pod uwagę potrzeby rynku pracy. Musimy zwiększyć swoje wysiłki na rzecz zwalczania rasizmu i ksenofobii, promować pełną integrację środowisk imigranckich i mniejszości etnicznych w naszych społeczeństwach, respektując różnorodność kulturową i religijną, rozpoznając i budując świadomość dotyczśca ich pozytywnego wkładu w społeczność, a także pomagając w tworzeniu solidarności i zrozumienia. Zaczęto wprowadzać zdecydowane akcje w tym kierunku, ale nadal jesteśmy lata świetlne od bycia skutecznymi. Najwyższy już czas przygotować bardziej efektywne i bezpośrednie działania w kwestii migracji i zintegrowania tych kwestii także w systemach edukacyjnych po to, by obecne i przyszłe pokolenia uznawały podstawowe prawa społeczne tak aktualnych obywatelek i obywateli, jak i tych nowo przybyłych, opartych na silnych przesłankach rozwojowych. Większość instytucji edukacyjnych jest źle przygotowanych do działania przeciw rasizmowi i ksenofobii. Dostęp do informacji na ten temat nie jest szczególnie szeroki dla osób uczących się. Systemy edukacyjne nie walczą o to, by obalić mylne przekonania na temat imigrantek i imigrantów o niepewnych statusie prawnym, mniejszościach etnicznych i osobach społecznie wykluczonych. Kwestie rasizmu i ksenofobii są zbyt często ignorowane w tych placówkach i nie przegadywane na tyle intensywnie, by zwracać uwagę uczących się na społeczne bolączki. Jeśli nasze szkolnictwa naprawdę wierzą w doniosłość całościowego wykształcenia i nauki przez całe życie, jest istotne, by ciągle powtarzać, że rasizm i ksenofobia służą jedynie zwiększaniu nietolerancji i zawężaniu horyzontów myślowych. Jesteśmy przekonani, że wysiłki te powinny uwzględniać też promocję dialogu i współpracy między różnymi grupami społecznymi na poziomie tak lokalnym, jak i krajowym, włączając w to dialog i kooperację pomiędzy różnymi grupami kulturowymi, etnicznymi i religijnymi. Niestety, studentkom i studentom bardzo często brakuje dokładnych informacji na ten temat i dla wielu wzbudzanie nienawiści jest prawem, które - jeśli ograniczane - będzie traktowane niczym pogwałcenie podstawowych praw człowieka. Wyrażając zaniepokojenie wzrostem partii ekstremistycznych i ksenofobicznych i rosnącej akceptacji dla ich poglądów, Parlament Europejski w swej rezolucji z 27 stycznia 2004 roku cieszy się z ówczesnych planów prezydencji Luksemburga wznowienia dyskusji na temat Decyzji Ramowej Komisji Europejskiej dot. walki z rasizmem i ksenofobią i wezwał Komisje do znalezienia porozumienia ws. zakazu podżegania do nienawiści na tle rasowym bądź religijnym w całej Unii Europejskiej, przy jednoczesnym zachowaniu prawa to wolności słowa. Jako młodzi ludzie, jesteśmy zaniepokojeni rasistowskimi i ksenofobicznymi komentarzami, z którymi się stykamy. Nie muszą być one w tak bezpośredniej formie, jak znęcanie się nad imigrantkami/imigrantami, mniejszościami etnicznymi albo wykluczonymi społecznie, mogą przyjmować tak subtelne formy, jak dystrybuowanie obraźliwych materiałów. Media powinny zagwarantować, że antydyskryminacyjny przekaz będzie mógł trafić do opinii publicznej, a nie jedynie poszukiwać taniej sensacji, która wiedzie do przekłamań w tak ważnej kwestii. Holistyczna edukacja jest tutaj jedynym kluczem do sukcesu. Czy przygotujemy się dobrze do tego zadania i będziemy gotowi do wzięcia na swe barki ryzyka bez tego etapu?
Większość zachodnich firm wykazuje ostatnimi czasy rosnące zainteresowanie odpowiedzialnością ekologiczną w stosunkach pracowniczych. Wraz ze wzrostem świadomości wagi tematu, przedsiębiorstwa są wręcz zmuszone do zwracania na niego uwagi w ramach swojej odpowiedzialności korporacyjnej.Jest dla mnie kuriozalnym chwalenie się naczyniami zrobionymi z ziemniaków albo kukurydzy, podczas gdy jedna piąta planety umiera z głodu. Zazielenianie miejsc pracy jest jednak faktem, z którego musimy sobie zdawać sprawę.Biznes zauważył, że niektóre proste zmiany nawyków, takie jak oszczędzanie papieru są dobre nie tylko dla środowiska, ale także dla ich budżetów. Obcinanie kosztów jest też powodem, dla którego implementuje się energooszczędny sprzęt biurowy i inne podobne praktyki. Ale to nie wszystko.Kanadyjska gazeta "Globe and Mail" pisze o wielu nowych zwyczajach biurowych, takich jak segregacja śmieci, dzielenie się samochodem, firmowe prysznic, dodatki dla osób podróżujących do pracy rowerem, trawniki wokół budynków wolne od pestycydów, brak jednorazowych naczyń, a nawet subsydiowanie osób uprawiających zielony tryb życia.Wspomina się też o telekomunikacji. Już ok. 135 milionów ludzi na całym świecie pracuje w domu. Co czwarty i czwarta z nich w USA, gdzie specjalny program rządowy promuje ten typ zatrudnienia. To oczywiste, że wpływa to na obniżkę ponoszonych przez firmy kosztów, aczkolwiek wiążą się z tym pewne niedogodności dla pracujących w ten sposób.Inwestorzy, promujący telepracę, regularnie wspominają o tym, że wpływa to na bardziej oszczędne zużycie benzyny i elektryczności, mniejsze emisje gazów cieplarnianych i śmieci, a także mniejsze wydawanie pieniędzy. Progresywne firmy najwyraźniej widzą relację między byciem konsumentem/tką a pracownikiem/cą i wiedzą, jak z tej wiedzy skorzystać.Inne badanie pokazuje, że 80% kanadyjskich pracujących zmieniłoby swoje miejsce pracy na "zieleńsze", jeśli tylko wszystkie pozostałe warunki zatrudnienia nie uległyby zmianie. Firmy znajdują zalety w pokazywaniu swojej wrażliwości ekologicznej już nie tylko konsumującym, ale też i pracującym. Inwestowanie przez nie mnóstwa pieniędzy w budowanie zielonego wizerunku potwierdza to. By podać przykład - w nowej siedzibie USG w Chicago zastosowane zostały nowoczesne materiały energooszczędne, przestrzeń biurowa została zaprojektowana by umożliwić maksymalne możliwe użycie dziennego światła słonecznego, niemal cały sprzęt biurowy ma na sobie nalepkę "Energy Star", organiczne napoje serwowane są w kubkach z soi, a mleko i cukier są w nich mieszane łyżeczkami zrobionymi z ziemniaków...Z drugiej strony nikt nie wątpi, że wysokie koszta odpowiedzialności korporacyjnej względem ochrony środowiska mogą wspierać tych, chcących wyłudzać ulgi podatkowe albo zwyczajne udawać troskę o środowisko. Jest tym samym trudno stwierdzić, czy dane przedsiębiorstwo jest zainteresowane w ochronie środowiska i do jakiego stopnia. Osoby sceptyczne wobec społecznej odpowiedzialności korporacyjnej mają na te pytania prostą odpowiedź - firmy inwestują, dopóki tego typu działania są dla nich odpowiedzialne, kiedy jednak nadchodzi chwila prawdy, miejsca pracy ulegają relokacji na obszary, na których obowiązują słabsze regulacje środowiskowe i pracownicze.Myśląc jednak pozytywnie, można sądzić, że pracownicy i pracownice stają się forpocztą zielonej kultury korporacyjnej i są jeszcze bardziej wydajne i wydajnie w ścinaniu kosztów. Nie każda/y z nas może wpływać bezpośrednio na legislację pracowniczą i ekologiczną, ale każda/y z nas, będąc przykładem odpowiedzialnego zachowania, może pomóc w zmianie kultury korporacyjnej na całym świecie.
Miasto bez barier, miasto dla ludzi – Zieloni apelują o zmiany ułatwiające życie matkom z dziećmi i niepełnosprawnym
Koło warszawskie Zielonych 2004 z niepokojem obserwuje sytuację na stołecznych ulicach i w przejściach podziemnych. Mimo działań organizacji pozarządowych i artykułów prasowych na temat barier architektonicznych w naszym mieście, instytucje publiczne nadal łamią prawo osób niepełnosprawnych i rodziców z dziećmi do swobodnego poruszania się w przestrzeni publicznej.
- Kiedy w 2006 roku Fundacja MaMa podsumowała swoją akcję poświęconą temu problemowi, wydawało się, że instytucje publiczne zrozumieją jego wagę - mówi przewodniczący koła, Bartłomiej Kozek. - Niestety, nadal brakuje woli, by ułatwić życie matkom, chcącym wybrać się z dzieckiem do lekarza, albo osobom na wózku, które chciałyby np. wyjechać za miasto, na świeże powietrze. Miejsc, których tacy ludzie nie są w stanie sforsować, jest wiele, ale najbardziej dramatyczna sytuacja panuje na dworcach PKP. Wiem, bo sam miałem wątpliwą przyjemność noszenia wózka z powodu braku wind czy podjazdów.
- Czy inwalidzi i matki z dziećmi to obywatele drugiej kategorii? Czy mają siedzieć w domu? – pyta retorycznie Irena Kołodziej, przewodnicząca warszawskich Zielonych. - Czy mamy czekać na remont Dworca Centralnego, by doczekać się prostych, prowizorycznych, chociażby i drewnianych podkładek na schody, ułatwiających poruszanie się z wózkiem lub na wózku? Na podobne rozwiązanie czekaliśmy już kilkanaście miesięcy temu, podczas remontu stacji PKP Śródmieście i Powiśle – i nie doczekaliśmy się. Czy tak będzie już zawsze?
Warszawscy Zieloni przygotowali list otwarty do zarządów dworców PKP i będą kontynuować tę akcję w stosunku do wszystkich instytucji publicznych w stolicy, które nie liczą się z potrzebami rodziców i niepełnosprawnych. To nie jest nasz kaprys – to ich obowiązek!
LIST OTWARTY DO WŁADZ SPÓŁKI PKP DWORCE KOLEJOWE:
Koło warszawskie Zielonych 2004 zwraca się do Polskich Kolei Państwowych z prośbą o udzielenie informacji na temat harmonogramu przystosowywania dworców kolejowych w Warszawie do europejskich standardów pod względem ułatwień dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, a także podróżujących z dzieckiem w wózku.
Chcielibyśmy uzyskać Państwa odpowiedź na następujące kwestie:
1.Czy tego typu harmonogram istnieje, a jeśli nie – kiedy możemy liczyć na jego powstanie?
2.Czy planowane jest założenie na obszarze Dworca Centralnego ruchomych bieżni, ułatwiających transport osobom niepełnosprawnym i z wózkami dziecięcymi?
3.Kiedy na dworcach Warszawa Śródmieście, Warszawa Powiśle i Warszawa Wschodnia pojawią się choćby prowizoryczne, drewniane podjazdy dla wózków na schodach? Kiedy będziemy mogli liczyć na pojawienie się stałych podjazdów na tych stacjach?
Będziemy oczekiwać odpowiedzi na te pytania. Mamy także nadzieję, że będą Państwo mieli na uwadze wyżej wymienione kwestie przy okazji wszelkich renowacji Państwa obiektów dworcowych.
W imieniu warszawskich Zielonych 2004
Irena Kołodziej, przewodnicząca koła
Bartłomiej Kozek, przewodniczący koła
Jeśli przejrzycie Platformę Polityczną Federacji Młodych Zielonych Europejskich, możecie znaleźć następujące sformułowanie: "8.5 Wszystkie kraje powinny mieć w swych prawodawstwach niewzruszalne prawo swoich regionów do niezawisłości od państw, których są częścią, zgodnie z prawem do samodeterminacji".W artykule tym będę argumentował, że tego typu prawo secesji mniejszości od państw w których się znajdują nie jest czymś, co powinniśmy wspierać w każdej sytuacji. W wielu wypadkach bowiem prowokowałoby ono niekończące się ilości nowych konfliktów. Powiedzmy, że jest sobie państwo Xm które składa się z większościowej grupy etnicznej A i uciskanej mniejszości B. Z punktu widzenia grupy B można mówić wiele na korzyść prawa do odejścia od państwa X i stworzenia własnego. Koniec z prześladowaniami B przez A byłby na pewno jednym z argumentów. Grupa B mogłaby żyć zgodnie z własnymi tradycjami, religią i mówić we własnym języku. Rozwój kulturalny takiej wspólnoty byłby zatem wzmocniony poprzez powstanie nowego państwa.Szanse na to, że grupa A zgodziłaby się na podział "swojego" państwa są jednak praktycznie zerowe. Region, w którym żyją B może być bowiem bogaty w surowce naturalne, albo też siła robocza jest tam tania, być może jest tam też główne lotnisko albo port tegoż kraju. Nawet, jeśli miałby to być najbardziej bezużyteczny kawał ziemi na całym świecie, w relacjach międzynarodowych powierzchnia daje odpowiedni status, tym samym rezygnacja z części terytorium i ludności sprawia, że państwo X idzie w dół hierarchii międzynarodowej. Oznacza to, że grupa A będzie sprzeciwiać się secesji grupy B.Jeśli nie istnieje uniwersalne prawo mniejszości do oddzielenia się od państwa, istnieje zatem na tym poziomie konflikt pomiędzy większością, mającą w swych rękach władzę polityczną i wojskową, a mniejszością, która dojdzie do przekonania, że może lobbować nieustannie, a większość nie pozwoli im oddzielić się w sposób pokojowy. Wyjdzie z tego brutalny konflikt.Co jednak, jeśli tego typu prawo istnieje? Pod międzynarodowym naciskiem państwo będzie musiało ulec, a mniejszość będzie mogła powołać własne. To jednak nie jest koniec problemów. Niewiele jest na świecie regionów, zamieszkanych przez zupełnie homogeniczne grupy. Każda mniejszość zawiera w sobie własną mniejszość. Co stanie się z tą "nową" mniejszością? Czy powinna założyć własne państwo? I tak w kółko? Co stanie się, jeśli wszystkie mniejszości w sąsiednich państwach ogłoszą secesję? Jak zdeterminujemy dokładne granice bez wszczynania kolejnych konfliktów? Z czego będą te maleńkie byty żyły? Sekretarz Generalny ONZ, Boutros Ghali napisał w 1992 roku: "Jeśli każda grupa etniczna, religijna lub językowa ogłosiła państwowość, nie byłoby granic dla fragmentacji, a pokój, bezpieczeństwo i ekonomiczny dobrobyt dla wszystkich byłyby jeszcze trudniejsze do osiągnięcia".Co zatem zrobić, jednocześnie mając i nie mając prawa, co zapewne doprowadzie to pełnych przemocy konfliktów? Kwestie praw mniejszości są bardzo złożone i nie ma tu jednego wyjścia. Są jednak dwie opcje, które w większości wypadków da się zastosować - autonomia i uznanie praw mniejszości w ramach istniejącego państwa. Obydwie nie sprawią, że większość i mniejszość będą natychmiastowo zadowolone, ale pozwolą im żyć na bardziej równych prawach niż do tej pory. W innych wypadkach nie ma innej opcji niż secesja, bowiem te grupy nie są już w stanie żyć ze sobą w obrębie jednego państwa. W takich wypadkach podział ten odbywałby się ze wsparciem wspólnoty międzynarodowej i na bazie uznania, że przypadki te są wyjątkowe. Gdy zaś to już nastapi, zagwarantować należy prawa "nowym" mniejszościom po to, by zapobiec wybuchom nowych konfliktów.Autor jest koordynatorem spraw unijnych w Federacji Młodych Zielonych Europejskich. Ilustracja - flaga Osetii Południowej.
Bezrobocie w Europie to nadal olbrzymi problem, który najbardziej dotyka młodych ludzi. Dla tych, mających za sobą trudne życie, sytuacja jest jeszcze gorsza. Jedną z takich osób jest Vincent.Odsiadując wyrok, Vincent szkolił się i przygotowywał do pracy. Po zakończeniu odsiadki, pełen nadziei, zaaplikował do pewnej firmy. Wszystko szło dobrze aż do momentu, kiedy spytano się go o to, czy był karany. Perspektywa pracy rozwiała się i w rok później został po raz kolejny skazany za to samo przestępstwo. Osoby, które odsiadują wyroki mają probly z tym, by następnie wykreślić je z życiorysu. Dla takich osób późniejsze życie staje się nieznośnie ciężkie. Część z nich jest odrzucana przez rodzinę, przyjaciół i drugie połówki. Większość jest bezdomna, bez umiejętności, edukacji i kwalifikacji, ma za sobą problemy społeczne, a w niektórych przypadkach - także narkotyki. Czynniki te zwiększają ryzyko tego, że będą potem wieść bezproduktywne żywoty i wrócą do przestępstw jako sposobu na życie. Znalezienie pracy jest najtrudniejszą dla nich kwestią i rzadko osoby kończące odsiadkę mają lekko, szczególnie w momencie, gdy pyta się ich o bycie karanymi.Jeśli chodzi o zatrudnianie byłych przestępców, są tacy, którzy uważają, że powinni mieć taką szansę niezależnie od przewiny, jaką popełnili, ale są też tacy, którzy chcą pewnych obostrzeń, szczególnie, jeśli występki obejmowały przemoc, dzieci, a w niektórych wypadkach - narkomanię w odniesieniu do zawodów medycznych.Studia kryminologiczne wykazują, że bezrobocie jest jednym z wielu czynników, wpływających na przestępczość młodocianych. Istnieje związek między dającą spełnienie pracą a unikaniem przestępczości. Wychodząc z więzienia i nie mogąc znaleźć pracy kończy się znów w świecie zbrodni, i to w krótkim okresie czasu.Raport dotyczący społecznej reintegracji więźniów, zaprezentowany w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy w 2006 roku odwołuje się do tej sytuacji. Możemy znaleźć w nim następujące zalecenia dotyczące wsparcia dla opuszczających więzienia:- Po zakończeniu wyroku, więźniarki/więźniowie często mają przed sobą trudne do pokonania przeszkody. Tuż przed wypuszczeniem często targają nimi wątpliwości, przez co zwiększa się ich poziom stresu.
- Przyzwyczajenie się do odzyskanej wolności jest szczególnie trudne dla osób o wrażliwej osobowości, a także tych po długich wyrokach. Po latach w więzieniu, może im być trudno przejąć inicjatywę, wielu ma problemy z własną tożsamości i znalezieniem sobie miejsca w świecie.- W takich wypadkach pomocna byłaby pomoc psychologiczna, która na dzień dzisiejszy praktycznie nie istnieje.- W niektórych przypadkach powrót do pracy może oznaczać podjęcie własnej działalności gospodarczej albo samozatrudnienie. Zwiększa to ich niezależność i pozwala na rozwój aktywności gospodarczych pożytecznych społecznie i ekonomicznie na poziomie lokalnym.- Jest zatem istotne, by wspierać rozwój tego typu działalności poprzez udzielanie informacji prawnych, treningi menedżerskie, ułatwianie dostępu do kapitału, np. poprzez mikrokredyty.- Powinno wspierać się firmy poprzez specjalne subsydia, np. przez dofinansowanie części kosztów tworzenia nowych, wysokiej jakości miejsc pracy, zapewnianie odpowiedniego poradnictwa technicznego i finansowego.- Powrót do stabilnego zatrudnienia jest jednym z kluczy do zapobiegania przyszłym przestępstwom. Odpowiednie środki muszą być przeznaczone na dopasowywanie długości wyroków i na przeszkolenie personelu więziennego, szczególnie tego, pracującego z osobami młodocianymi. W ich kwestii istotne jest natychmiastowe działanie po samych przestępstwach, tak, aby przyjąć aktywne podejście jeśli chodzi o wsparcie, porady, reintegrację, edukację, zatrudnienie i nadzór.Pomagając znaleźć pracę po wyrokuPrzygotowania do tego procesu powinny zaczynać się na długo przed jego zakończeniem, a programy takie jak praca więzienna pozwoliłyby na aktywność także pod kontrolą instytucjonalną. System ten pomaga przygotować na koniec odsiadki i na sytuację, kiedy będą w stanie zapracować na własne utrzymanie, płacić podatki i utrzymywać swoje rodziny. Utrzymanie pracy pomoże nie tylko w tchnięciu nadziei i zaufania, ale też ustabilizować dobre stosunki skazanych z pracodawcami.Ci zaś powinni być zachęcani do ich zatrudniania poprzez państwowe granty i wsparcie agencji, zajmujących się skazańcami. Inwestowanie w programy reintegrowania się z lokalną społecznością i znajdywania pracy pomogą im w byciu samowystarczalnymi, płacącymi podatki członkiniami i członkami społeczeństwa. Pomoże to tak lokalnej gospodarce, jak i publicznemu bezpieczeństwu. Dawni przestępcy dostaną szansę na pracę i produktywność, z której pożytki czerpać będziemy wszyscy. Jeśli jej nie damy, szybko znów znajda się w więzieniach.Autorka jest członkinią Młodych Zielonych Maltańskich
Igrzyska w Pekinie dobiegły końca. Jedne z ciekawszych pod względem miejsca (Państwo Środka), czasu (wojna w Gruzji) i akcji (np. złotego medalu dla australijskiego pływaka-homoseksualisty), polskim sportowcom przyniosły 10 medali. Nie jest to wynik ani specjalnie cieszący oko, ani też w żaden sposób uwłaczający - ot, standard. W klasyfikacji medalowej, tej formalnej, zwyciężyli gospodarze, chociaż jeśli zsumować medale, to Unia Europejska objęłaby prowadzenie. Nie da się ukryć, że polska cegiełka nie jest w tym sumowaniu najmniejsza.
Kiedy jednak pyta się o to "czemu tylko tyle", najczęściej wymienia się brak talentu i brak pieniędzy. Z tym pierwszym trudno się zgodzić - na ponad 38 milionów osób naprawdę, statystycznie rzecz ujmując, nie ma szans na brak ludzi zdolnych. Z tym drugim wypada się zgodzić już nieco bardziej - chociaż nie do końca. Nie wszystko załatwi się pieniędzmi, bo zwyczajnie nie da się tego zniwelować. Wolałbym jednak zadać nieco inne pytanie - czy zapewniamy sobie nawzajem warunki do tego, by sport uprawiać? Czy mamy dostatecznie rozbudowaną infrastrukturę rekreacyjną, która opłaca się nie tylko dla naszych aspiracji medalowych, ale też zwyczajnie - dla naszego zdrowia?
Zupełnie niedawno, w środku lata, na warszawskich Bielanach pojawiło się... lodowisko. Ludzkie zdziwienie nie miało granic. Zupełnie niesłusznie! Ba, uważam, że przy tak niewielkich kosztach jego postawienia tego typu obiekt powinien być dostępny w każdej dzielnicy miasta - zresztą nie tylko tego stołecznego. Podobnie jak i baseny czy miejsca do odpoczynku nad rzeką. Byłem jakiś czas temu w rodzinnych stronach - tam do zabawy nie trzeba zbyt wiele. Na plaży było nieco pisaku, dwa słupki i siatka. Wystarczyło, by młodzi ludzie świetnie się bawili w odbijanie piłką, trenowali kondycje i się opalali. Trudno uwierzyć, by takie działania przerastały możliwości finansowe gmin...
Podstawowym błędem, jakim popełnia się już na starcie jest ocenianie wychowania fizycznego w szkole. Uwierzcie mi - multum dzieciaków płci obojga z chęcią ćwiczyłoby i pięć razy w tygodniu, gdyby tylko nie groziło im obniżenie średniej z tego powodu, że nie wychodzi im odbijanie piłki. Tworzy to sztuczny podział na "mądrych/mądre" i "wysportowane/wysportowanych", tak jakby poziom IQ automatycznie determinował poziom sprawności fizycznej. Sport staje się zatem kolejnym polem nawet nie rywalizacji, co odbierania mu wymiaru rekreacyjnego.
Sport służy całemu społeczeństwu, jeśli jest przez nie aktywnie uprawiany. Jak na razie jednak jego rozwój blokuje fakt, że w mniemaniu sporej grupy ludzi istnieje jedynie mocno zmaskulinizowana piłka nożna. Popularność innych dyscyplin jest w dużej mierze "telewizyjna" i sezonowa, uzależniona od tego, czy jakiś Polak (bo Polka rzadziej tak ogniskuje emocje jako jednostka - może za wyjątkiem Otylii Jędrzejczak) nie szaleje czy to w Formule 1, czy w skokach narciarskich. Taka syuacja niespecjalnie pomaga w rozwoju sportu w ogóle, wcale bowiem nie można powiedzieć, że każda osoba rzucająca kulą będzie świetnie grała w przysłowiową "nogę".
Aktywność ma jeszcze jedną, bezsprzeczną zaletę, zgodnie z powiedzeniem "w zdrowym ciele - zdrowy duch". Poprawa naszego stanu fizycznego, razem z dobrym odżywianiem i regularnymi badaniami profilaktycznymi, umożliwia dłuższe zachowywanie cielesnego dobrostanu. Mniej chorując, wydajemy mniej na leki i leczenie, przez co łatwiej jest poprawiać stan naszej rodzimej służby zdrowia. Wprawdzie badania wykazują, że lubimy być lekoman(k)ami, to jednak lepiej nam będzie oszczędzić na kaszlu na grypę i kupić sobie za to bilet na basen. Po paru godzinach pracy pozwala się to "zresetować" dużo bardziej skutecznie niż zakupy w hipermarkecie.
Ciekawe jednak, czy rządzących stać na taką, wykraczającą ponad otwieranie kolejnych monumentalnych stadionów konstatację...
Efektywne ocieplanie domu - do 80%. Efektywne działania energetyczne w biurach - do 75%. Efektywne systemy chłodzenia - do 60%. Efektywne oświetlenie - do 50%. Wyłączanie urządzeń elektrycznych ze statusu czuwania - do 70%. Wyłączanie światła w biurach po godzinach pracy - do 90%...
O tyle właśnie mogą zmniejszyć się nasze opłaty za energię i tym samym jej zużycie, jeśli zaczniemy myśleć o efektywności energetycznej. To działania, które przynoszą ulgę zarówno nam wszystkim, patrzącym na wzrost cen prądu i zastanawiającym się nad tym, co z tym faktem zrobić, jak i środowisku, które dzięki temu będzie miało do czynienia z mniejszą ilością gazów szklarniowych. Okazuje się zatem, że troska o nasze portfele wcale nie musi stać w sprzeczności z dbałością o świat, w którym żyjemy. Wszystkie te dane były wielokrotnie badane i mierzone - wystarczy tylko nasza dobra wola i wsparcie rządów, które muszą wykonać swoją część zadania. Zadania, polegającego na opracowaniu długofalowej polityki energetycznej, która pozwoli na zatrzymanie zmian klimatycznych, zredukowania zużycia energii i zmiany źródeł, z których pochodzi na odnawialne i przyjazne dla środowiska. Proste? Jak widać w aktualnych strategiach rządowych, niekoniecznie.Na chwilę obecną rządy mają pomysły, które nie prowadzą nas w żaden sposób do stworzenia nowoczesnej energetyki. Na niedole światowego systemu energetycznego udziela się dwóch rad, z których żadna nie jest prawidłowa. Sekwestracja dwutlenku węgla na dobrą sprawę jeszcze nie funkcjonuje na szeroką skalę i nadal zachowuje nasze uzależnienie od węgla, który kiedyś będzie musiał się skończyć. Atomowi naukowcy policzyli już długość życia - wedle coraz bardziej prawdopodobnych prognoz za 70 lat nie będzie czego do owych elektrowni włożyć, bo skończy nam się uran. Obydwie technologie zostawiają też za sobą kwestie odpadów - z jednej strony dwutlenku węgla, który będzie tykającą bombą zegarową w jaskiniach, w które się go wtłoczy, z drugiej zaś - dwutlenku węgla.Greenpeace przygotował własne badania, które opublikował pod hasłem [r]ewolucji energetycznej. Udowadnia w nich w kompetentny sposób, podpierając się uznaną i powszechną wiedzą, że jeśli chcemy budować zrównoważony i samowystarczalny świat, nadszedł czas na odważne działania. Pokazuje, że w 2050 roku nawet połowa energii produkowanej przez człowieka może pochodzić ze źródeł odnawialnych, a redukcje emisji CO2 o połowę są w takim scenariuszu możliwe nawet w sytuacji, kiedy wyłączy się z użycia energetykę atomową. Potrzeba tylko odwagi - w tym, żeby skończyć z dotowaniem szkodliwego ekologicznie wydobywania węgla, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zacząć wydawać na czynne wspieranie rozwoju technologii odnawialnych.Wystarczy tylko spojrzeć na następująca statystykę - źródła aktualnie wykorzystywanej obecnie energetyki odnawialnej byłyby w stanie zapewnić pokrycie naszych aktualnych potrzeb w tym zakresie aż 3078 razy. Obecnie dostępne technologie są w stanie już dziś zaspokoić potrzeby naszej planety 6 razy. Pokazuje to olbrzymi potencjał rozwojowy, związany ze wzrostem wydajności i spadkiem cen produkcji tego typu energii. Informacje z pola naukowego są tu coraz bardziej optymistyczne - niedawno odkryto skuteczną metodę przechowywania energii solarnej, wyliczono także, że każde podwojenie się ilości paneli słonecznych skutkuje obniżeniem o 20% ceny energii z tego źródła. Niegdyś głośne wiatraki dziś pracują bezszelestnie, nie giną w nich żadne ptaki, a do tego działają przez 90% czasu, stale produkując energię.W całym tym scenariuszu konieczne są dwa działania. Po pierwsze - wspomniana już efektywność energetyczna. Szacuje się, że do 2050 roku potrzeby energetyczne ludzkości wzrosną dwukrotnie. Greenpeace pokazuje, że wcale nie muszą. Energooszczędne żarówki czy termoizolacja mogą znacząco zapobiegać stratom energii i tym samym wyciskać z niej niemal wszystko, co się da. W scenariuszu tej organizacji ekologicznej za 40 lat będziemy zużywać mniej więcej tyle samo prądu, co obecnie, i to pomimo wzrostu gospodarczego i wzrostu ilości ludzi na planecie. Liczby, które przytoczyłem na początku pokazują, że jest to możliwe.Drugą kwestią jest to, że musimy zacząć produkować energię jak najbliżej naszego miejsca zamieszkania. Kończy się już, mam nadzieję, okres, kiedy to wielkie elektrownie dyktowały ceny, tracąc olbrzymie ilości energii w sieciach przesyłowych. Mając własny panel słoneczny o powierzchni 27 metrów kwadratowych, jesteśmy już w stanie zaspokoić w sporych okresach czasu zapotrzebowanie energetyczne rozsądnie gospodarującego energią domu. Widać zatem, że pojawia się tu olbrzymia odpowiedzialność rządów i samorządów za pomoc ludziom w tych zmianach. Zmianach, które przyniosą realne oszczędności i wpłyną pozytywnie na gospodarkę - chociażby poprzez rozbudzenie sektora zielonych technologii.Taki świat jest możliwy - przekonajcie się zresztą sami, wchodząc na strony Greenpeace, gdzie można z owym raportem się zapoznać.
Budowanie mostów we wspólnej Europie - materiały promocyjneZielony Uniwersytet Letni, 28-31 sierpnia 2008, Frankfurt nad Odrą i Słubice
Skąd wziął się pomysł Letniego Uniwersytetu?Daniel Cohn-Bendit: Na początku zadawaliśmy sobie pytanie – jak stworzyć wspólną, zieloną tożsamość. W ten sposób narodziła się w naszej grupie europarlamentarnej ta idea. Jej celem jest to, by ludzi z różnych krajów, mający różne doświadczenia związane z odmiennymi kulturami politycznymi, przyjechali i debatowali. Zieloni i osoby sympatyzujące z tym światopoglądem, naukowcy, artyści, menedżerowie i studiujący. Każdy może czuć się zaproszonym do wzięcia udziału w otwartej dyskusji, zadawania pytań i tworzenia nowych wizji.„Budowanie mostów” zostało wybrane jako motto...Daniel Cohn – Bendit: Chodzi o zasypywanie podziałów istniejących między Wschodem i Zachodem, Północą i Południem, decydentami a zwykłymi ludźmi – a także o pomyśleniu na temat naszej wspólnej przyszłości w Europie. Po irlandzkim „nie” jest to zagadnienie tak ważne, jak nigdy wcześniej. Słyszę o tym z wielu stron. Czy Europa się kończy? Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że globalizacja, zmiany klimatyczne, imigracja to tylko niektóre z problemów, którymi możemy zajmować się efektywnie jedynie na poziomie europejskim. Jak to zrobić? To pytanie, na które chcemy znaleźć odpowiedź we Frankfurcie nad Odrą.Dlaczego właśnie tam – we Frankfurcie i Słubicach?Daniel Cohn – Bendit: Są ku temu dwa powody. Po pierwsze, wiedzieliśmy, że Gesine Schwan z Uniwersytetu Viadrina i Collegium Polonicum wspierała ten pomysł i mogła zapewnić odpowiednią infrastrukturę. Po drugie, Frankfurt nad Odrą i Słubice położone są w newralgicznym punkcie w Europie. To symboliczne miejsce między Niemcami a Polską, które przecina prawdziwa europejska granica – chociaż już nie jest to granica unijna.Czego mogą się spodziewać uczestniczki i uczestnicy?Daniel Cohn – Bendit: Cztery główne debaty na temat przyszłości Europy będą uzupełnione o ponad 50 warsztatów. Odbędą się koncerty, projekcje filmowe, aktywności polityczne i kulturalne. Wśród naszych gościń i gości znajdzie się Gesine Schwan, liderka Ruchu Europejskiego – Sylvie Goulard, pisarze Geert Mak i Zulfu Livanelli, a także wiele innych osób. Rodziny również mogą wziąć udział, bowiem zapewniamy kompleksową opiekę nad dziećmi.Letni Uniwersytet Europejski – Zieloni dyskutują o ideach na granicy polsko-niemieckiej Zieloni w Parlamencie Europejskim organizują swój pierwszy Letni Uniwersytet na poziomie europejskim w tym roku. Będzie on miał miejsce od 28 do 31 sierpnia na granicy polsko-niemieckiej we Frankfurcie nad Odrą i w Słubicach. Ponad 800 uczestniczek i uczestników z 41 krajów będzie uczestniczyło w tym laboratorium zielonej kreatywności, w którym nowe idee na temat kontynentu zostaną przedstawione i przedyskutowane.„Budowanie mostów”Miejsce zostało wybrane nieprzypadkowo – podobnie jak i motto przedsięwzięcia. Nie oznacza to tylko przełamywania barier geograficznych między Wschodem i Zachodem, Południem i Północą, ale także tych między starymi a młodymi, bogatymi i biednymi, „starą” i „nową: Unią. Frankfurt i Słubice, położone nad taką linią podziału, na dwóch różnych brzegach Odry, będą gościć Uniwersytet Letni na Uniwersytecie Viadrina i Collegium Polonicum. Przedsięwzięcie organizowane jest przez Grupę Zielonych/Wolnego Sojuszu Europejskiego w Parlamencie Europejskim i wspierane przez Europejską Partię Zielonych, Zielonych/Sojusz'90 z Niemiec i partii Zielonych 2004 ze strony polskiej.Otwarcie - „Jaka przyszłość dla Europy?”Po imprezach towarzyszących, takich jak wycieczki krajoznawcze, warsztaty, turniej w piłkę nożną czy też wspólne gotowanie, Uniwersytet Letni zostanie oficjalnie otwarty w piątek, 29 sierpnia, dyskusją panelową dotyczącą przyszłości Europy. Gesine Schwan, szefowa Europejskiego Uniwersytetu Viadrina, rozpocznie swoim przemówieniem w temacie, który po odrzuceniu Traktatu Reformującego w referendum w Irlandii stał się palącą kwestią. Swoją wizją Europy podzielą się z audytorium Claus Leggewie, politolog, Sylvie Goulard – prezydentka Ruchu Europejskiego we Francji, a także polski publicysta Adam Krzemiński.Dyskusje panelowe o zmianach klimatycznych, socjalnej Europie i zielonych ideachPlanowane są jeszcze dodatkowe trzy duże debaty. W sobotę zostaną przedyskutowane dwie kluczowe dla Zielonych kwestie – rano Rebecca Harms, wiceszefowa Zielonych w Europarlamencie moderować będzie dyskusję panelową dotyczącą zmian klimatycznych zatytułowaną „Od Bali, przez Kopenhagę – do Poznania”. Po południu tematem „Socjalnej Europy w zglobalizowanym świecie” zajmie się zielona eurodeputowana, Jean Lambert z Wielkiej Brytanii.W niedzielę – debata finałowa pod tytułem „Nowa Europa, którą budujemy my”. Zielone liderki i liderzy z całej Europy posumują rezultaty Zielonego Uniwersytetu, a Daniel Cohn-Bendit, współprzewodniczący Zielonych w Parlamencie Europejskim, wyciągnie wnioski.50 warsztatówCzterem dyskusjom panelowym towarzyszyć będzie 50 warsztatów, podczas których poruszone będą niemal wszystkie tematy bliskie sercu myślącym na zielono Europejkom i Europejczykom. Będzie zatem o zielonej ekonomii i stylu życia, dostępie do Internetu i energetyce odnawialnej, zielonych miastach i nowym ruchu antynuklearnym, polityce antydyskryminacyjnej i szkoleniach w przeprowadzaniu kampanii politycznych, sytuacji w Gruzji i pacyfizmowi.Zielona Drużyna PrzyszłościZ niecierpliwością oczekiwany jest raport Zielonej Drużyny przyszłości – grupy 15 młodych ludzi poniżej 28 roku życia. Pracowały i pracowali wspólnie od kwietnia w celu stworzenia świeżych, nowych idei dla Europy i zaprezentują rezultaty swoich burz mózgów na Uniwersytecie Letnim.Europa i kulturaKultura ma swoje zaszczytne miejsce na Zielonym Uniwersytecie Letnim. Dobrze znane autorki i autorzy będą prezentować swoje prace i dyskutować ze sobą i z publiczności. Będą tu m.in. Geert Maak („The Bridge of Istanbul”), Herta Muller („Animal Heart”), Dorota Masłowska („Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”), Zulfu Livaneli („Multuluk”) i Jurij Andruchowycz ("Moja Europa").
Europa w kinieWażna część programu kulturalnego poświęcona będzie filmowi europejskiemu. Twórcy kinowi będą portretować w ośmiu kontynent poprzez osiem pokazów, a także ludzi ją zamieszkujących z niecodziennych perspektyw. Irańska twórczyni filmowa, Marjane Satrapi pokaże swój kultowy film „Persepolis”, a potem odbędzie się dyskusja. W niedzielny poranek część kulturalną Uniwersytetu Letniego podsumuje „kulturalne śniadanie”.Europa świętujeNa Letnim Uniwersytecie nie zabraknie też wspaniałej rozrywki. Piątkowy wieczór należeć będzie do muzycznej grupy z Frankfurtu nad Menem - „Eurofighter”, a w sobotę słuchaczki i słuchaczy zaczaruje swym eklektycznym brzmieniem francusko-amerykański projekt „Nous Non Plus”.Pełen program Uniwersytetu - - - Akredytacje dziennikarskie
"Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by poprawić efektywność energetyczną i jednocześnie utrzymać wzrost gospodarczy" - Angela Merkel
Słyszałyście/Słyszeliście zapewne o wielkiej debacie medialnej pt. "jedzenie kontra paliwa" ostatnimi czasy. Debata ta skupia się na obawie, że rosnąca rywalizacja między biopaliwami a produktami spożywczymi będzie miała zgubny wpływ na bezpieczeństwo żywieniowe biednych. Jak wiele z tego przekonania to prawda? Czy Unia Europejska jest odpowiedzialna za pogarszającą się sytuację na rynku żywności w krajach rozwijających się?
W niniejszym artykule naświetlę nieco tę kwestię i sprawdzę, na ile lęki wyrażane przez media są prawdą. Biopaliwa, ciekłe, roślinne, przeznaczone dla sektora transportowego, przeżywają boom. Podczas gdy w 2002 roku miały udział w rynku unijnym na poziomie 0,3%, wzrost do 4,2% jest spodziewany do roku 2010. Zgodzono się na 10-procentowy udział do roku 2020. Unia Europejska wspiera biopaliwa, by ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, zaproponować alternatywę dla paliw kopalnianych, zwiększyć różnorodność rynku energii i zaproponować nowe możliwości osobom pracującym w rolnictwie. Polityczne i korporacyjne wsparcie dla biopaliw musi jednak zmierzyć się z coraz większym gronem naukowców, kwestionujących ich zalety.
Jedną z kwestii w tej materii jest ta, której ostatnimi czasy poświęca się sporo uwagi - "paliwa kontra jedzenie". Argumentacja brzmi następująco - rosnące ceny paliw kopalnianych tworzą zapotrzebowanie na biopaliwa. Ponieważ rośliny energetyczne konkurują o areał, wodę i inne zasoby z żywieniowymi, wpływa to negatywnie na zaopatrzenie w te drugie (tam, gdzie rośliny energetyczne są bardziej opłacalne), co odbija się na wzroście cen żywności. Ponieważ bezpieczeństwo żywieniowe opiera się na dostępie do jedzenia (które zmniejsza się wraz ze wzrostem cen), pogarsza się sytuacja osób biednych. Innymi słowy, wzrost konsumpcji biopaliw w krajach rozwijających się może konkurować z konsumpcją żywnościową.
Oto cała kwestia w pigułce. Jak wiele z tego to prawda? By odpowiedzieć na to pytanie, musimy zadać dwa kolejne:
- Czy ekspansja biopaliw wpłynie na wzrost cen?
- Czy wzrost cen wpłynie negatywnie, czy też pozytywnie, na sytuację osób biednych?
Zaczynając od pierwszego pytania, mówi się, że taka zależność nie zachodzi. Poza takimi czynnikami, jak susze, zmienne warunki pogodowe i konflikty zbrojne, Komisja Europejska uznała, że zmiany cen "nie będą dramatyczne w porównaniu z tymi, z którymi mamy do czynienia dzisiaj", a także stwierdziła, że "trudno oczekiwać znaczącego wpływu (biopaliw) na ceny żywności". Z drugiej strony, kilka innych badań odrzuca te stwierdzenia i przewiduje wpływ ekspansji biopaliw na ceny. Trudno zweryfikować te ekonomiczne przepowiednie w sytuacji, kiedy polityka na bieżąco zmienia sytuację na globalnym rynku żywności i paliw. Niedawny kryzys wokół mąki kukurydzianej w Meksyku na przełomie 2006 i 2007 roku pokazuje to dobitnie. W ciągu czterech miesięcy cena kukurydzy w tym kraju wzrosła o 160%, a dalszy wzrost został zahamowany przez państwową interwencję. Powodem tej krótkofalowej, dramatycznej podwyżki cen leżą w sztucznie zaniżonej cenie produkowanego na bazie kukurydzy etanolu, osiągniętej poprzez subsydiowanie tego zboża i na produkcję bioetanolu (opierającą się na państwowym wsparciu), powodują konkurowanie produktu żywieniowego z produkcją energetyczną, nawet pomimo oczywistej ekonomicznej nieracjonalności takiego zachowania. Bliższym nam przykładem jest rzepak, rosnący głównie na terenie Niemiec. W 2004 roku kraj ten produkował 1.035 milionów litrów biodiesla (opartego właśnie na rzepaku), stając się największym jego producentem. Wzrost tego rynku w Niemczech napędzany jest przez wiążące cele, ulgi podatkowe (bez limitów kwotowych), pomocy państwa i kredytach na produkcję roślin energetycznych, które ułatwiają biopaliwom konkurowanie z paliwami kopalnianymi, nawet pomimo faktu, że ceny tych paliw są niższe niż biopaliw. Mimo że nie prowadzi to do zamieszek na tle żywności, tak jak w Meksyku, rozliczne organizacje i firmy narzekają na to, że taka "sztuczna promocja" powoduje zawirowania rynkowe oraz wpływa na wysokie ceny rzepaku.
Zauważając, że ekspansja biopaliw doprowadza jednak do wzrostu cen, nie oznacza to autentycznie, że będzie to miało negatywny wpływ na bezpieczeństwo żywnościowe biednych. Aktualny wpływ rosnących cen na 1/6 ludzkiej populacji zależy od ilości mięsa w ludzkiej diecie i na dostępności przystępnych cenowo alternatyw. Tłumaczy to, czemu aktualny wzrost cen kukurydzy w Stanach Zjednoczonych miał taki dramatyczny przebieg - wielu biednych w Meksyku nie może sobie pozwolić na wiele więcej niż tanie tortille, robione z mąki kukurydzianej. Kiedy cena ich głównego produktu żywieniowego sięgnęła zenitu, konsekwencją stały się zamieszki i wielkie demonstracje.
Biedni w Meksyku nie sa osamotnieni. "Trzcina cukrowa, kukurydza, kassawa, olej palmowy, soja i sorgo zaspokajają 30% zapotrzebowania kalorycznego ludziom, żyjącym w głodzie. W niektórych krajach, takich jak Gwatemala, Malawi i Tanzania - sama kukurydza zapewnia minimum co trzecią spożyta kalorię. Wszystkie te kraje mają wysokie wskaźniki niedożywienia. Co więcej - kiedy ludzie zmieniają swe nawyki żywieniowe, ceny produktów, które wybrali, również idą w górę. Zamożni konsumenci i konsumentki cierpią mniej z powodu wzrostu cen i mają większe szanse na dostosowanie się do zmian. Zróżnicowana elastyczność cenowa dodatkowo zwiększa nierówność pomiędzy tymi, którzy będą zapewne korzystać z biopaliw a tymi, którym zmniejszy się bezpieczeństwo energetyczne. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że ekspansja biopaliw pomoże biednym, ponieważ da osobom zatrudnionym w rolnictwie kolejne możliwości zarobku, a dodatkowo będą one mogły sprzedawać swe produkty po wyższych cenach. Choć nie można odmówić temu argumentowi pewnych racji, rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Po pierwsze, niektóre biedne kraje importują paliwo i żywność, co oznacza, że wzrost ich cen wpłynie negatywnie na ich gospodarki. Po drugie, na boomie biopaliwowym i rosnących cenach najbardziej korzystają ci, którzy mają silną pozycję, wynikającą z ekonomii skali - a więc wielcy farmerzy, międzynarodowi gracze i rolniczy biznesmeni.
By pokazać różnicę - wiele osób parających się rolnictwem w krajach rozwijających się posiada niewielkie poletka, aż 8% z nich działa na obszarze mniejszym niż dwa hektary. Drobni rolnicy w Zambii, Boliwii, Etiopii i Bangladeszu produkują głównie na własne potrzeby, nie stają się tym samym beneficjentami rosnących cen. Istotne, by zdać sobie sprawę z tego, że nie wszyscy biedni na "globalnym Południu" to rolniczki lub rolnicy. Około 50% populacji Bangladeszu to mieszkający na wsi bezrolni. Około 282,52 miliona biednych żyje w miastach i nie produkuje ani paliwa, ani jedzenia. Gdy ich ceny rosną jednocześnie, miejscy ubodzy są najciężej dotknięci, wydając więcej pieniędzy.
Po zanalizowaniu dowodów naukowych, mogę jedynie stwierdzić, że biopaliwa nie są rozwiązaniem korzystnym z wymienionych powyżej powodów społecznych, bowiem nierównomiernie dzielą korzyści i ciężary, z jakimi się wiążą. Mimo to, Komisja Europejska forsuje wiążący państwa członkowskie cel, jakim jest 10% ich udział w rynku, zapewniając jedynie słaby mechanizm ochraniający globalnych ubogich przed ryzykiem z tym związanym. "Komisja będzie monitorować ceny dóbr związane z używaniem biomasy dla energii i jakichkolwiek związanych z tą kwestią pozytywnych i negatywnych oddziaływań na bezpieczeństwo żywnościowe". Na bazie tego monitoringu KE będzie co 2 lata, począwszy od 2012 roku wydawać odpowiedni raport i proponować ewentualne działania korygujące.
Komisja powinna zrezygnować z wiążącego celu i stworzyć ekspertyzę, która sprawdzi zewnętrzne oddziaływania jej polityki i zagwarantuje udział wszystkich, dotkniętych jej efektami, w procedurach konsultacyjnych. Ograniczyłoby to ewentualne zagrożenia i byłoby zgodne z tzw. "precautionary principle" (zasadą zapobiegawczości). Co więcej - pokazałoby to, że Unia Europejska może być odpowiedzialną partnerką w zglobalizowanym świecie i trzymać się własnych zasad, umieszczonych w Strategii Zrównoważonego Rozwoju, gdzie obiecała, że "będzie włączać oddziaływanie zewnętrzne w tworzenie własnej polityki".
Artykuł oparty jest na materiale tego samego autora, który jest dostępny na życzenie (treepata[małpa]gmail.com). W materiale tym można znaleźć dodatkowe informacje, które zostały tu ominięte w celu zaoszczędzenia miejsca.
Jednym z największych wyzwań, przed którymi stoi Unia Europejska, jest potrzeba jednoczesnego odwęglenia ekonomii i produkcji energii, w celu powstrzymania zmian klimatycznych, przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa przyszłego zaopatrzenia energetycznego.
W kontekście zmian klimatu rośnie rola gazu ziemnego, jako że jest to najczystsze ze wszystkich paliwo kopalniane, może tym samym służyć jako przejściowy etap w kierunku przyszłego, zrównoważonego systemu energetycznego. Zamykanie reaktorów nuklearnych w Niemczech i sprzeciw wobec otwierania nowych węglowych w Unii Europejskiej bez wprowadzania systemu przechwytywania i magazynowania dwutlenku węgla (CCS – Carbon Capture Storage) bez wątpienia wskazuje na rosnące zapotrzebowanie na gaz. Jednak wraz ze spadającą produkcją wewnątrz UE, będzie ona musiała coraz bardziej polegać na jednym, wielkim producencie, który jest w stanie zaspokajać jej potrzeby – Rosji.
Rosyjski gaz to 40% unijnego importu tego surowca, a liczba ta ma wzrosnąć do 60% w roku 2030. Czy jednak Rosja jest bezpiecznym krajem, aby pokładać zaufanie w jej zaopatrzenie? W świetle napięć na linii Rosja-Ukraina i Rosja-Białoruś, a także coraz bardziej asertywnej polityki zagranicznej, zależność Unii Europejskiej od Rosji przez wielu uważana jest za ryzyko geopolityczne. Obawy te nie powinny być lekceważone, ponieważ rosyjskie wpływy opierają się na zależności Moskwy od wpływów z eksportu paliw. Lęk ten przesłania jednak poważniejszą kwestię – czy Rosja będzie w ogóle w stanie zaspokoić europejskie zapotrzebowanie na gaz?
Ograniczywszy rolę zagranicznych firm paliwowych (np. Shella na Sachalinie albo TNK-BP), Rosji może sprawić trudność zdobycie od 550 do 700 miliardów dolarów amerykańskich, wymaganych na spełnienie potrzeb inwestycyjnych w energetyce tego kraju między 2000 a 2020 rokiem. Dodatkowo sama Rosja stoi przed faktem rosnącego, wewnętrznego zapotrzebowania na energię. Czynniki te, nie mówiąc już o innych, wskazują na możliwość zaistnienia przyszłego niedoboru gazu w Europie, który naraziłby na szwank tak bezpieczeństwo dostaw, jak i wysiłki w celu odwęglenia gospodarki w sytuacji, gdy do gry wróciłyby wówczas inne paliwa kopalniane. Mając to na uwadze, Rosja rozważa rozbudowę swojego sektora węglowego, w celu zaspokojenia własnych potrzeb energetycznych i by więcej bardziej opłacalnego gazu było dostępnego na eksport do Europy Zachodniej, co wpłynęłoby z kolei na globalne ocieplenie.
Niestety, polityka UE i poszczególnych państw członkowskich była do tej pory nieefektywna w podnoszeniu tych kwestii. Potrzeba odpowiedniego plany, który nie tylko bierze pod uwagę bezpieczeństwo dostaw i zmiany klimatyczne z punktu widzenia Unii, ale też i Rosji, bowiem europejskie zapotrzebowanie wpływa na poziom zapasów w Moskwie i może doprowadzić do dużego rozwoju sektora węglowego. Unia i jej członkowie muszą wprowadzić Rosję we wzajemnie zyskowne stosunki energetyczne i klimatyczne. Powinny one uwzględniać walkę ze spalaniem gazu w rosyjskich szybach (50 miliardów metrów sześciennych rocznie, połowa tego, co Niemcy skonsumowały w samym 2004 roku), zapobieganie wyciekom podczas transportu i poprawę stanu technicznego starszych gazociągów, zwiększanie efektywności energetycznej i ocieplanie domów tak w Unii Europejskiej, jak i w Rosji, a także współpraca technologiczna w kwestiach energetycznych. Dodatkowo Unia Europejska powinna wcielać w życie transparentny, zintegrowany i konkurencyjny rynek gazu i energii elektrycznej, zwiększać ilość mostów energetycznych pomiędzy państwami członkowskimi, a także inwestować w strategiczne magazyny gazu.
Roderick Kefferputz jest pracownikiem Fundacji im. Heinricha Boella, aczkolwiek opinie przedstawione w tym artykule nie muszą odzwierciedlać punktu widzenia Fundacji.
Piszę te słowa między jedną a drugą pikietą antytarczową. Zmęczony i smutny, bowiem po raz kolejny okazuje się, że "ci na górze" wolą robić swoje, nie przejmując się zbytnio tymi, którzy nie przyjeżdżają niczym Condoleeza Rice z obietnicą "dużych zabawek dla dużych chłopców". To ich nie interesuje - tak jak nie interesuje ich globalny pokój i stabilność, międzynarodowa współpraca i walka z globalnymi nierównościami. Liczy się interes - a na tym interesie lody będą krecone, zapewniam. Skonstruowany jest bowiem tak, że staje się on samonakrecająca się spiralą, która rozpoczyna nową epokę - kolejnego wyścigu zbrojeń, cofającego nas politycznie o 30 lat do tyłu, do mroków zimnej wojny.Zobaczmy na atmosferę, która uformowała dzień dzisiejszy - główne media wpadły w totalny entuzjazm, przyrównując tę chwilę do wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej. Donald Tusk nie mógł wybrać lepszej chwili - działania Rosji w Gruzji obudziły dawne lęki i sprawiły, że duża grupa wahających się do tej pory ludzi tym razem uznała, że woli mieć już tę kwestię z głowy. Jeśli mimo wszystko nadal około 35% z nas uznaje, że jest to bardzo nietrafiona inwestycja, a dalsze 20% nie wie, co o tym sądzić (a zapewne działa tu "spirala milczenia" - skoro "wszyscy" są za, to niechętni pomysłowi nie chcą się z tym zdradzać, by nie być uznanymi za "oszołomów"), to warto traktować tych ludzi poważnie, a nie udawać, że można mieć tylko jedną opinię na ten temat.A temat jest tak naprawdę beznadziejny - zapewnia się, że "tarcza" nie jest przeciw Rosji, po czym na wszelkich infografikach rakiety nadlatują właśnie stamtąd. Nic to, że Iran nie ma rakiet o takim zasięgu, a Korea Północna z kolei ma USA bliżej przez Pacyfik niż przez całą Eurazję - wmawiać można wiele rzeczy. Szczęśliwie nawet w tych szybkich, telefonicznych sondażach ludzie widzą, że to żadna "tarcza", ale antyrosyjski miecz.Rosja nie jest z pewnością najsympatyczniejszym z krajów, ale nie jest głupia. Nie zaatakowałaby sama z siebie kraju, który należy do UE i OBWE, bo wie, że w ten sposób groziłby jej atak zbrojny i utrata wielomilionowych zysków z eksportu ropy i gazu. Sama Unia to ponad pół miliarda ludzi, kolosalny rynek zbytu. Teraz wcelują w nas swoje rakiety, a my nasze - w nich. Kolejne milairdy, miast w politykę rozwojową, iść będą w wyścig zbrojeń. Niech Was nie zwiedzie zapewnienie, że w ten sposób Reagan wygrał zimną wojnę - w latach 80. XX wieku Związek Radziecki sam z siebie chylił się ku upadkowi. Wyzwań, przed jakimi stoi ludzkość, nie rozwiąże się bombami i rakietami. Nie pomogą one ani w walce ze zmianami klimatycznymi, ani w walce z globalną biedą. Wedle szacunków, amerykański, roczny budżet obronny to jakieś pół biliarda dolarów. By zapobiec zmianom klimatycznym, wystarczy 300 miliardów - USA mogłyby zatem same powstrzymać groźne efekty globalnego ocieplenia. Nie dałyby jednak zarobić tamtejszemu kompleksowi militarno-przemysłowemu, zatem tego nie zrobią. A miliardy ludzi nadal żyć będą za mniej niż dolara dziennie...Polityka polskiego rządu również wpisuje się w ten scenariusz. Polska zobowiązała się, by 0,7% swego PKB przeznaczała na globalną pomoc rozwojową - nie przeznacza nawet 0,2%. Tymczasem jedyną gwarancją trwałego pokoju jest zapenienie wszystkim ludziom dostępu do edukacji, czystej wody i innych podstawowych udogodnień cywilizacyjnych. Przecież nie wysadzają się w powietrze ludzie bogaci!Warto też wspomnieć o innej kwestii - otrzymaliśmy akurat tyle rakiet "Patriot", by obronić... samą tarczę. By "ratować kraj", trzeba będzie dokupić ich więcej. Te wydatki będą dla Tusków i Kaczyńskich alibi dla antyspołecznej polityki i wymówką, dlaczego nie ma pieniędzy na podwyżki pensji dla nauczycieli, pielęgniarek i innych grup społecznych. Polskie władze faktycznie zmniejszyły nasze bezpieczeństwo - będą bowiem inwestować w zbrojenia, nie zaś - w kapitał ludzki, gwarantujący nam prawdziwe bezpieczeństwo - zdrowotne i edukacyjne, tworzące świadomych swych praw obywateli i obywatelki.Nie wspominając już o tym, że rzekoma "tarcza" jest dziurawa jak ser szwajcarski. Testy wykazały, że ma skuteczność mniej więcej na poziomie 60%, a i ta liczba osiągnięta została poprzez uznawanie niektórych nieudanych testów za "wadliwe" i niewliczanie ich do średniej. Tak więc jeśli na nasz teren przyleci jakieś 5 rakiet, obojętnie skąd - nawet z kosmosu - to i tak dwie trafią na nasze terytorium. Taki oto będzie pożytek z faktu, że Armię Czerwoną z przeszłości zastępujemy teraz żołnierzami Stanów Zjednoczonych. Doprawdy diabelska arytmetyka...Zieloni, tak jak to już robiliśmy, zbierać będą podpisy przeciwko temu szaleństwu i za referendum w sprawie. Formularz jest do pobrania z naszej strony - można tam też zapoznać się z innymi naszymi "antytarczowymi" argumentami.
Budapeszt, 2-9 kwietnia 2006My, uczestniczki sesji "Women Power!", reprezentujące ponad 20 organizacji młodych, Zielonych i kobiecych z ponad 20 krajów Europy - spotkałyśmy się w Europejskim Centrum Młodych w Budapeszcie, by:- podzielić się naszymi marzeniami i pokazać nasze potrzeby- podzielić się doświadczeniami, metodami działań i innymi dobrymi praktykami wzmacniania głosu kobiet- odnaleźć strategie edukacyjne i społeczne, wzmacniające kobiety- zbadać rolę i działanie mechanizmów praw kobiet- przemyśleć perspektywy ruchu feministycznego - zarówno grup, jak i jednostek- przedyskutować rolę polityki nakierowanej na ludzi młodych jako wzmacniającej kobiety- stworzyć sieć społecznie i politycznie aktywnych kobiet, by dać nam odwagę bycia zaangażowanymi i pracować nad rozwiązaniem problemów, które rozpoznałyśmyW dziedzinie kultury:- zauważyłyśmy, że oczekiwania, jakimi społeczeństwo obarcza kobiety są nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do tych, jakimi obarcza mężczyzn- wierzymy, że kobiety nadal stykają się z wieloma uprzedzeniami, takich jak pełna odpowiedzialność za dzieci i prace domowe- jesteśmy szczególnie zaniepokojone faktem, że kobiety są nierzadko traktowane jak przedmioty- widzimy, że kobiety za często stykają się ze zjawiskiem "szklanego sufitu"- kobiety często padają ofiarami opresji, związanej z ideologicznym i religijnym konserwatyzmem- wiemy, że dziesiejsze społeczeństwa wymagają od ludzi zbyt wiele, co utrudnia łączenie życia zawodowego i osobistego, szególnie u kobiet- przykro nam stwierdzać, że pomimo wielości programów we wszystkich krajach Europy nadal wiele z rządów nie współpracuje z organizacjami pozarządowymi w kwestii równości płci, nie biorąc także pod uwagę tych kwestiiW polityce:- widzimy, że kobiety są niedostatecznie reprezentowane niemal we wszystkich instytucjach publicznych na świecie- wierzymy, że dzisiejszy system polityczny jest stworzony przez mężczyzn i to ich faworyzuje- niepokoi nas, że kobiety w polityce nadal padają ofiarą seksizmu i stereotypów, służących ich onieśmieleniu- Bardzo często polityczne deklaracje nie są implementowane i nie mają realnego wpływu na życie kobiet w EuropieW naszych własnych organizacjach:- jesteśmy zaniepokojone, że nawet kobiety zaangażowane w pracę społeczną i polityczną są często onieśmielane przez istniejącą hierarchię, która nie pozwala im na zajęcie kierowniczych stanowisk- zdajemy sobie sprawę z faktu, że głos kobiet jest często niedostatecznie reprezentowany, a same kobiety - na wiele sposobów lekceważone- smuci nas, że pomimo wielu osiągnięć nadal cierpimy z powodu niedostatków komunikacyjnych, utrudniających dzielenie się doświadczeniami w ramach swoich organizacji- występuje zbyt duży nacisk na lokalne NGOsy na rozwiązywanie problemów, którymi powinny zajmować się władze i partie polityczne- jest nam smutno wspominać o tym, że kobiety-polityczki są często dyskryminowane w przekazach medialnych, patrzących się na nie pod kątem tradycyjnych ról płciowychNa rynku pracy:- wiele kobiet napotyka na "szklany sufit" na swej drodze do zajęcia najważniejszych pozycji w swoich miejscach pracy- jesteśmy zaalarmowane faktem, że bezrobotnych jest więcej kobiet niż mężczyzn, i to pomimo posiadania równie dobrego wykształcenia i umiejętności- widzimy, jak uprzedzenia dotykają kobiety- pochylamy się nad faktem dyskryminacji kobiet ze względów reprodukcyjnych - cieżarne kobiety powinny mieć takie same możliwości- należy wspomnieć, że te dziedziny, w których kobiety są nadreprezentowane, nie są traktowane jako "prestiżowe"- wierzymy, że kobieta powinna otrzymywać równą płacę za równą pracęJako jednostki:- uznajemy, że droga do równości jest drogą stałej naukiW tym samym czasie pragniemy zwrócić uwagę na nasze niepokoje:- sfera publiczna jest kształtowana przez mężczyzn i ich faworyzuje, a zatem naszym pierwszym celem powinno być stworzenie przestrzeni publicznej akceptującej różne systemy wartości- progamy i polityki kierowane do młodych często traktują kwestie równowagi płci (gender balance) w sposób marginalny- udział dziewcząt i młodych kobiet w organizacjach praw kobiet pozostaje często na niepokojąco niskim poziomie, a wiele z nich nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że są dyskryminowane- społeczeństwa, które osiągnęły wysoki poziom rozwoju, często nadal stykają się z kobietami, które walczą o swoje prawa i o równe szanse- globalizacja i rosnąca przepaść pomiędzy biednymi i bogatymi w wielu krajach europejskich tworzy warunki do dalszego narażania kobiet na zależność ekonomiczną, społeczne wykluczenie i legitymizuje ich ekonomiczną dyskryminacjęPropozycje i rekomendacje:1. Środki masowego przekazu powinny być zachęcane do pozwalania kobietom wyrażania swoich poglądów przed szeroką publicznością, pokazywać ich wpływ na społeczność i dawać szanse udziału w procesie decyzyjnym, tak, by media realizowały swoją rolę w demokracji2. Zachęcamy media do promowania kobiet we wszystkich zawodach i do odrzucenia stereotypów płciowych3. Istnieje potrzeba kontynuowania tworzenia sieci współpracy między kobietami ze wszystkich krajów Europy4. Wzywamy kobiety do wzajemnego wspierania samych siebie5. Zachęcamy wszystkich zainteresowanych do organizowania jak największej ilości spotkań poświęconych płci, aby wciągnąć więcej kobiet do ruchu feministycznego6. Rekomendujemy zapewnienie edukacji dotyczącej płci na różnych szczeblach, a także powołanie działów zajmujących się gender studies na wszystkich uniwersytetach7. Pracujmy nad pozytywnymi akcjami, wzmacniającymi szczególnie młode kobiety8. Istnieje olbrzymia potrzeba pracy nad przełamywaniem stereotypów dotyczących ruchu praw kobiet, zatem wzywamy do rzetelnej edukacji poprzez publiczne szkoły i media9. Kobiety muszą być bardziej świadome politycznie i uwzględniać stanowiska partii politycznych w kwestii równości płci przy głosowaniu10. Wzywamy wszystkie organizacje członkowskie FYEG, a także inne, do zaplanowania i wdrożenia swego rodzaju "szkoły politycznej dla kobiet"11. Nasze organizacje powinny przeanalizować własne systemy organizacji i pracować nad wzmocnieniem kobiet, a także nad jego poprawą tak, aby głosy kobiet były słyszane12. Chcemy włączyć wszystkich zainteresowanych mężczyzn w nasze działania i prace nad zagadnieniami płci13. Systemy równości płci powinny być przeniesione na lokalne praktyki, tak, by przynajmniej formalna równość była możliwa w codziennym życiu kobiet w Europie14. Pracujemy nad wzmocnieniem reprezentacji feministycznej i takowej perspektywy politycznej15. Sądzimy, że istotnym jest osiągnięcie takich samych praw i obowiązków rodzinnych prze kobietę i mężczyznę16. Gorąco rekomendujemy implementację tymczasowych kwot nie tylko w ciałach politycznych, ale i w przedsiębiorstwach17. Myślimy o naszych karierach, poprzez poprawę naszych umiejętności, stawnie się bardziej asertywnymi, używanie talentów w celu stawania się bardziej pewnymi siebie i gromadzeniu wiedzy na temat tego, co może przytrafić się każdej kobiecie na jej drodze do sukcesu18. Widzimy potrzebę ugrunbtowania pozycji na rynku pracy i do jego uregulowania tak, by móc łączyć życie prywatne z zawodowym.
Inicjatywa Stop Wojnie zaprasza na konferencję prasową związaną z podpisywaniem przez sekretarz stanu USA Condoleezzę Rice umowy w sprawie instalacji elementów tzw. "tarczy antyrakietowej" w Polsce.
Wtorek, 19 sierpnia 2008 r., o g. 13. 00
w klubie Plan B (róg pl. Zbawiciela i al. Wyzwolenia)
Uczestniczyć w konferencji będą:
Katarzyna Matuszewska (Unia Pracy),
Maciej Wieczorkowski,
Dariusz Szwed (Zieloni 2004),
Andrzej Żebrowski (Pracownicza Demokracja)
Na konferencji będziemy informować o dalszych protestach przeciw "tarczy".
***
AKCJA W DZIEŃ OFICJALNEGO PODPISANIA UMOWY O INSTALACJI BAZ USA W POLSCE
W środę - czyli w dzień podpisania umowy - spotykamy się na proteście w Warszawie:
Środa, 20 sierpnia 2008, g. 17. 00, pod Ambasadą USA (róg Pięknej i al Ujazdowskich).
Wstępne porozumienie instalacji w Polsce baz rakietowych USA w ramach programu tzw. "tarczy antyrakietowej" zostało zawarte! Wbrew woli społeczeństwa podjęto decyzję, która na dziesięciolecia włączy Polskę w politykę zagraniczną i wojskową Stanów Zjednoczonych.
***
Obrazek - Maciej [Psych] Smykowski
Wkrótce ma nastąpić oficjalne podpisanie umowy. Będziemy wtedy protestować. Niech rządzący usłyszą nasz głos: nie chcemy być tarczą USA! Nic o nas bez nas!
Powtarzalność, doprowadzana do absurdu, boli. Kiedy przemierza się szerokie połacie naszego kraju, a radio ustawione jest na jedną z bardziej standardowych rozgłośni, można paść. Chyba, że odczuwa się silną potrzebę zresetowania mózgu, a dodatkowo jedzie się z przyjaciółmi - wtedy można obrócić to w kicz i dowcip, pomachać rękoma, powrzeszczeć jakieś banały i dobrze się bawić. Jeśli jednak ktoś włącza to dla relaksu, a druga strona niekoniecznie podziela tego typu zainteresowania, można oszaleć. Owszem, w dużych miastach bywa lepiej w tej materii, bo można przełączyć na stację rockową, jazzową lub też z muzyka klasyczną, ale w mniejszych ośrodkach... szkoda słów...
Popatrzmy zresztą na pewne sierpniowe zjawisko, a mianowicie festiwal muzyki polskiej w Londynie. Czy występowały tam młode, rodzime zespoły, które dostałyby w ten sposób szanse na podpisanie kontraktów płytowych i na zagraniczną karierę? Umożliwiono tam występ Muchom, Renotnowi, Novice, The Car Is On Fire albo chociaż Myslovitz? Skądże znowu - gwiazdą została Beata Kozidrak, która tym samym urosła do miana ambasadorki polskiej muzyki. Nie dość, że poza paroma letnimi festiwalami (Open'er, OFF w Mysłowicach, może Węgorzewo i Jarocin) nie możemy liczyć na dość regularne koncertowanie młodych, ambitnych zespołów, tworzących współczesną muzykę (np. Orson czy też Hard-Fi), to jeszcze eksportujemy na Zachód... no cóż, nasze specjalności w postaci Dody na ten przykład.
Nie chodzi mi o to, by rozpoczynać rytualne narzekania - raczej uzmysłowić stan rzeczy, w którym się znajdujemy. Nadał połowa z nas nie ma w ciągu roku czasu, by sięgnąć po książkę, a rodzima telewizja katuje nas trzeciorzędnymi telenowelami i filmami sensacyjnymi. By dostać "coś więcej", do tej pory trzeba było czekać do okolic 23.00. Teraz i to nie za bardzo pomaga (telewizyjny prime-time ulega wydłużeniu), pomaga za to - kupno kablówki czy też talerza satelitarnego, co jednak kosztuje - i to nie tak znowu mało. Nic więc dziwnego, że coraz większa grupa ludzi nie planuje obecności telewizora w ich życiu - i jakoś się temu nie dziwię.
Internet nieco tu pomaga - wystarczy w końcu włączyć jeden czy drugi serwis rozgłośni sieciowych, by spokojnie spędzić całe godziny przy ulubionej muzyce. Rozliczne fora internetowe pozwalają fanom i fankom komiksów na uwolnienie się od powszechnej opinii, że to "nie jest sztuka" i że "są dla dzieciaków". Nadal jednak jest to dużo bardziej ucieczka we własną niszę niż doprowadzenie do stanu, w którym w szerokim, społecznym odbiorze pojawi się świadomość istnienia alternatywnych rzeczywistości kulturalnych. Wspaniale, że mamy z kim pogadać o "Miasteczku Mikropolis" albo o najnowszych trendach w muzyce klubowej, ale czy na tym powinniśmy poprzestać?
Na tym właśnie polegać powinna edukacyjna rola Telewizji Polskiej. Dopóki będzie ona uzależniona od reklam i słupków oglądalności, dopóty o 20.00 będziemy mogli oglądać Sopot (s)Hit Festival i inne cuda. Nie żądam deportacji Dody na Sybir - ale chciałbym na tym samym kanale, o tej samej porze, w dzień/dwa/tydzień po tym zobaczyć dajmy na to retransmisję "Jazzu na Starówce" albo festiwal Audioriver. Chciałbym różnorodności, a nie zastępowania jednej monokultury inną. Chcą show? Niech więc przygotują format, w którym gwiazdy polskiego popu śpiewają zagraniczne przeboje muzyki alternatywnej - może być ciekawie, aż chciałbym to zobaczyć. Prawo inżyniera Mamonia działa, bo nikt nie chce go zmienić - a już najwyższy czas!
"Nie odpowiadamy za wzrost kradzieży, brak bezpieczeństwa, czy też dłuższe kolejki w szpitalach. Także ceny nie mieszkań nie rosną z powodu naszej obecności. Wysyła się mnóstwo błędnych informacji, co prowadzi społeczeństwo do łączenia islamu z terroryzmem i uznawania tym samym Muzułmanów za terrorystów", mówi Khamal Rahmouri z Organizacji Marokańskich Imigrantów - Pracowników w Hiszpanii (ATIME) dziennikowi "El Pais". Głównym krajem pochodzenia hiszpańskich imigrantów jest Maroko, a wielu z nich praktykuje islam. Dziś są często widziani jako terroryści, najeźdźcy, fanatycy i złodzieje.
Pew Center przeprowadziło w 2006 roku sondaż na temat globalnych nastrojów, uznając, że Muzułmanie i mieszkańcy Zachodu różnią się od siebie. Był on przeprowadzony w kwietniu i maju tegoż roku i uczestniczyły w nim osoby z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, USA, Indii, Pakistanu, Turcji, Egiptu, Jordanii, Rosji, Indonezji i Nigerii. Dla większości Muzułmanek i Muzułmanów, ludzie z Zachodu są egoistycznie nastawieni, aroganccy oraz nie szanują zbytnio Arabów i Arabki. Mieszkanki i mieszkańcy Zachodu ze swej strony mają zwyczaj obwiniać praktykujących islam o swoje problemy krajowe. Uznają, że są oni fanatykami, lubią przemoc, a brak demokratyzacji świata muzułmańskiego wynika z korupcji, słabej edukacji i islamskiego fundamentalizmu.
W Hiszpanii ogląd na świat islamu pogorszył się pomimo faktu kulturalnego współistnienia. Jedynie 29% pytanych miało pozytywne skojarzenia z islamem, podczas gdy aż 83% uznało Muzułmanów za fanatyków i wierzy, że istnieje konflikt pomiędzy byciem osobą wierzącą w tej religii a życiem we współczesnym społeczeństwie.
Światowa dyskusja, która przetoczyła się z powodu karykatur Mahometa, niekończących się konfliktów w i wokół Iraku, tarć między Izraelem i jego arabskimi sąsiadami, jak również zamachy bombowe w Madrycie i Londynie utrwalają stereotypy i tworzą kolejna. Ktoś może wyrobić sobie fałszywy pogląd, że "starcie cywilizacji" naprawdę istnieje. Wrażenie to uprawomacnia dalsze agresje zbrojne i ograniczanie swobód obywatelskich.
Widać wyraźnie, że multikulturalność praktycznie nie istnieje, a jest bardzo mało - jeśli w ogóle - zrozumienia dla różnic kulturowych i religijnych. Sytuacja imigrantek i imigrantów w Hiszpanii daleka jest od doskonałości. Istnieją tu getta, w których całe grupy społeczne nie znają hiszpańskiego, nie mają też jakichkolwiek papierów legalizujących ich pobyt w kraju, których posiadanie jest niezbędne do ucieczki od niepewności statusu na rynku pracy, z powodu którego cierpią. Należy też dodać, że stereotypy, rasizm i ksenofobia przyczyniają się do pogłębiania tych problemów. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że imigrantki i imigranci stanowią grupę wykluczonych z hiszpańskiego społeczeństwa.
Jednym z najwyraźniejszych przykładów wykluczenia społecznego w dzisiejszej Hiszpanii jest sytuacja przybyłych z Maroka. Czy to z powodu islamu, czy też są może inne różnice i przeszkody, które utrudniają im integrację społeczną?
Długa historia współistnienia
Podczas ósmego stulecia Arabowie podbili południe Półwyspu Iberyjskiego, odbierając go Wizygotom i tworząc teren zwany "Al-Andalus" (Niebo), który jest dzisiejszą Andaluzją. Mając w swych rękach połowę półwyspu, osiągnęli tam bardzo wysoki poziom rozwoju technologicznego i kulturalnego, podobnie jak i reszta świata arabskiego. Trwało to do roku 1492, kiedy to po długiej walce zostali pokonani i wygnani razem z Żydami z regionu przez katolickich monarchów (Reyes Católicos), którzy siłą wprowadzali katolicyzm i tworzyli represyjne instytucje, takie jak niesławna Hiszpańska Inkwizycja. Kontakt z islamem został wznowiony, kiedy Hiszpania zawładnęła północnym wybrzeżem Maroka i Saharą Zachodnią, co prowadziło do stałego i raczej wymuszonego współistnienia religii i do dzisiejszej sytuacji, w której relacje dyplomatyczne między Marokiem a Hiszpanią nadal czekają na normalizację.
Skupiając się na dwudziestym wieku, widzimy długą dyktaturę generała Franco, która trwała od 1939 do 1975 roku i konsolidowała radykalny, nietolerancyjny i dość agresywny "narodowy katolicyzm". Nawet dziś opinie biskupów mają znaczny wpływ na relacje społeczne i polityczne.
Czy akty islamofobiczne mają miejsce w obecnym społeczeństwie hiszpańskim? Jeśli marsze przeciw budowie meczetów uznamy za tego typu akt, to mamy jasną odpowiedź - "tak". Jaki jest zatem podstawowy powód tych lęków? Wiele z rasistowskich odzywek i działań jest prowadzonych w stosunku do ludzi, mających problemy ekonomiczne. Osoba o niejasnym statusie prawnym to ktoś, kto jest wykluczony ze społeczeństwa, która bądź to nie może znaleźć odpowiedniej pracy, bądź też jest brutalnie wyzyskiwana i marginalizowana ekonomicznie. Nie ma szans ani też możliwości nauki lokalnego języka, nie dzieli tez tej samej przestrzeni z pełnoprawnymi obywatelkami i obywatelami, co skutkuje w powstawaniu równoległych społeczności. To sytuacja społeczno-ekonomiczna, dużo bardziej niż religia, determinuje problem. Nadal jednak religia i meczety odgrywają ważną rolę dla migrantek i migrantów, którzy uznają je za źródło pomocy i łączniki z krajami pochodzenia. Wielu z nich jest młodych i potrzebują aklimatyzacji, którą zapewniają meczety i inne instytucje. Z hiszpańskiego punktu widzenia jest to "inwazja" i "fanatyzm".
Nikt nie krytykuje saudyjskiej rodziny królewskiej, kiedy przyjeżdża na wakacje, ani też sytuacji, gdy król Hiszpanii ściska rękę królowi Maroka. Petrodolary były zawsze mile widziane, niezależnie od tego, skąd pochodziły, a rozrzutni szejkowie są nawet romantycznym elementem kasyn w Monte Carlo.
Pytanie z tytułu nie jest zatem jedynie na podłożu religijnym, ale ma także silne, społeczno-ekonomiczne korzenie i musi być rozwiązane przez całe społeczeństwo, a więc tak obywatelki i obywateli, jak i migrantki i migrantów. Pierwszym krokiem w kierunku likwidacji stereotypów i tym samym dyskryminacji jest zatem legalizacja pobytu wszystkich przybyszek i przybyszy, za czym iść powinny programy społecznego wkluczania, tworzące mieszkania socjalne, a nie getta. Państwo musi zapewnić więcej zasobów dla szkół - tak, by stały się one podstawową przestrzenią międzykulturowej integracji. Na koniec zaś, skoro katoliczki i katolicy mają kościoły, muzułmanki i muzułmanie muszą mieć kościoły. By wyeliminować stereotypy, ruchy społeczne muszą włączać się w kampanie na rzecz uwrażliwienia na różnorodność kulturową, musi być stworzona przestrzeń tolerancji, a dyskryminacja i rasizm podlegać karze. Tylko poprzez zwężanie istniejących barier społeczno-ekonomicznych, tworzenie przestrzeni, w których kontakt międzyludzki umożliwia wzajemne poszanowanie kultur i religii, a także uznanie imigrantek i imigrantów za pełnoprawne obywatelki i obywateli możemy osiągnąć prawdziwą równość w prawdziwie demokratycznym społeczeństwie, w którym problemy religijne zostaną rozwiązane, a do rozwiązania pozostaną "jedynie" różnice klasowe.
Delfina Rossi jest członkinią Młodych Zielonych Katalońskich