Igrzyska w Pekinie dobiegły końca. Jedne z ciekawszych pod względem miejsca (Państwo Środka), czasu (wojna w Gruzji) i akcji (np. złotego medalu dla australijskiego pływaka-homoseksualisty), polskim sportowcom przyniosły 10 medali. Nie jest to wynik ani specjalnie cieszący oko, ani też w żaden sposób uwłaczający - ot, standard. W klasyfikacji medalowej, tej formalnej, zwyciężyli gospodarze, chociaż jeśli zsumować medale, to Unia Europejska objęłaby prowadzenie. Nie da się ukryć, że polska cegiełka nie jest w tym sumowaniu najmniejsza.
Kiedy jednak pyta się o to "czemu tylko tyle", najczęściej wymienia się brak talentu i brak pieniędzy. Z tym pierwszym trudno się zgodzić - na ponad 38 milionów osób naprawdę, statystycznie rzecz ujmując, nie ma szans na brak ludzi zdolnych. Z tym drugim wypada się zgodzić już nieco bardziej - chociaż nie do końca. Nie wszystko załatwi się pieniędzmi, bo zwyczajnie nie da się tego zniwelować. Wolałbym jednak zadać nieco inne pytanie - czy zapewniamy sobie nawzajem warunki do tego, by sport uprawiać? Czy mamy dostatecznie rozbudowaną infrastrukturę rekreacyjną, która opłaca się nie tylko dla naszych aspiracji medalowych, ale też zwyczajnie - dla naszego zdrowia?
Zupełnie niedawno, w środku lata, na warszawskich Bielanach pojawiło się... lodowisko. Ludzkie zdziwienie nie miało granic. Zupełnie niesłusznie! Ba, uważam, że przy tak niewielkich kosztach jego postawienia tego typu obiekt powinien być dostępny w każdej dzielnicy miasta - zresztą nie tylko tego stołecznego. Podobnie jak i baseny czy miejsca do odpoczynku nad rzeką. Byłem jakiś czas temu w rodzinnych stronach - tam do zabawy nie trzeba zbyt wiele. Na plaży było nieco pisaku, dwa słupki i siatka. Wystarczyło, by młodzi ludzie świetnie się bawili w odbijanie piłką, trenowali kondycje i się opalali. Trudno uwierzyć, by takie działania przerastały możliwości finansowe gmin...
Podstawowym błędem, jakim popełnia się już na starcie jest ocenianie wychowania fizycznego w szkole. Uwierzcie mi - multum dzieciaków płci obojga z chęcią ćwiczyłoby i pięć razy w tygodniu, gdyby tylko nie groziło im obniżenie średniej z tego powodu, że nie wychodzi im odbijanie piłki. Tworzy to sztuczny podział na "mądrych/mądre" i "wysportowane/wysportowanych", tak jakby poziom IQ automatycznie determinował poziom sprawności fizycznej. Sport staje się zatem kolejnym polem nawet nie rywalizacji, co odbierania mu wymiaru rekreacyjnego.
Sport służy całemu społeczeństwu, jeśli jest przez nie aktywnie uprawiany. Jak na razie jednak jego rozwój blokuje fakt, że w mniemaniu sporej grupy ludzi istnieje jedynie mocno zmaskulinizowana piłka nożna. Popularność innych dyscyplin jest w dużej mierze "telewizyjna" i sezonowa, uzależniona od tego, czy jakiś Polak (bo Polka rzadziej tak ogniskuje emocje jako jednostka - może za wyjątkiem Otylii Jędrzejczak) nie szaleje czy to w Formule 1, czy w skokach narciarskich. Taka syuacja niespecjalnie pomaga w rozwoju sportu w ogóle, wcale bowiem nie można powiedzieć, że każda osoba rzucająca kulą będzie świetnie grała w przysłowiową "nogę".
Aktywność ma jeszcze jedną, bezsprzeczną zaletę, zgodnie z powiedzeniem "w zdrowym ciele - zdrowy duch". Poprawa naszego stanu fizycznego, razem z dobrym odżywianiem i regularnymi badaniami profilaktycznymi, umożliwia dłuższe zachowywanie cielesnego dobrostanu. Mniej chorując, wydajemy mniej na leki i leczenie, przez co łatwiej jest poprawiać stan naszej rodzimej służby zdrowia. Wprawdzie badania wykazują, że lubimy być lekoman(k)ami, to jednak lepiej nam będzie oszczędzić na kaszlu na grypę i kupić sobie za to bilet na basen. Po paru godzinach pracy pozwala się to "zresetować" dużo bardziej skutecznie niż zakupy w hipermarkecie.
Ciekawe jednak, czy rządzących stać na taką, wykraczającą ponad otwieranie kolejnych monumentalnych stadionów konstatację...
Kiedy jednak pyta się o to "czemu tylko tyle", najczęściej wymienia się brak talentu i brak pieniędzy. Z tym pierwszym trudno się zgodzić - na ponad 38 milionów osób naprawdę, statystycznie rzecz ujmując, nie ma szans na brak ludzi zdolnych. Z tym drugim wypada się zgodzić już nieco bardziej - chociaż nie do końca. Nie wszystko załatwi się pieniędzmi, bo zwyczajnie nie da się tego zniwelować. Wolałbym jednak zadać nieco inne pytanie - czy zapewniamy sobie nawzajem warunki do tego, by sport uprawiać? Czy mamy dostatecznie rozbudowaną infrastrukturę rekreacyjną, która opłaca się nie tylko dla naszych aspiracji medalowych, ale też zwyczajnie - dla naszego zdrowia?
Zupełnie niedawno, w środku lata, na warszawskich Bielanach pojawiło się... lodowisko. Ludzkie zdziwienie nie miało granic. Zupełnie niesłusznie! Ba, uważam, że przy tak niewielkich kosztach jego postawienia tego typu obiekt powinien być dostępny w każdej dzielnicy miasta - zresztą nie tylko tego stołecznego. Podobnie jak i baseny czy miejsca do odpoczynku nad rzeką. Byłem jakiś czas temu w rodzinnych stronach - tam do zabawy nie trzeba zbyt wiele. Na plaży było nieco pisaku, dwa słupki i siatka. Wystarczyło, by młodzi ludzie świetnie się bawili w odbijanie piłką, trenowali kondycje i się opalali. Trudno uwierzyć, by takie działania przerastały możliwości finansowe gmin...
Podstawowym błędem, jakim popełnia się już na starcie jest ocenianie wychowania fizycznego w szkole. Uwierzcie mi - multum dzieciaków płci obojga z chęcią ćwiczyłoby i pięć razy w tygodniu, gdyby tylko nie groziło im obniżenie średniej z tego powodu, że nie wychodzi im odbijanie piłki. Tworzy to sztuczny podział na "mądrych/mądre" i "wysportowane/wysportowanych", tak jakby poziom IQ automatycznie determinował poziom sprawności fizycznej. Sport staje się zatem kolejnym polem nawet nie rywalizacji, co odbierania mu wymiaru rekreacyjnego.
Sport służy całemu społeczeństwu, jeśli jest przez nie aktywnie uprawiany. Jak na razie jednak jego rozwój blokuje fakt, że w mniemaniu sporej grupy ludzi istnieje jedynie mocno zmaskulinizowana piłka nożna. Popularność innych dyscyplin jest w dużej mierze "telewizyjna" i sezonowa, uzależniona od tego, czy jakiś Polak (bo Polka rzadziej tak ogniskuje emocje jako jednostka - może za wyjątkiem Otylii Jędrzejczak) nie szaleje czy to w Formule 1, czy w skokach narciarskich. Taka syuacja niespecjalnie pomaga w rozwoju sportu w ogóle, wcale bowiem nie można powiedzieć, że każda osoba rzucająca kulą będzie świetnie grała w przysłowiową "nogę".
Aktywność ma jeszcze jedną, bezsprzeczną zaletę, zgodnie z powiedzeniem "w zdrowym ciele - zdrowy duch". Poprawa naszego stanu fizycznego, razem z dobrym odżywianiem i regularnymi badaniami profilaktycznymi, umożliwia dłuższe zachowywanie cielesnego dobrostanu. Mniej chorując, wydajemy mniej na leki i leczenie, przez co łatwiej jest poprawiać stan naszej rodzimej służby zdrowia. Wprawdzie badania wykazują, że lubimy być lekoman(k)ami, to jednak lepiej nam będzie oszczędzić na kaszlu na grypę i kupić sobie za to bilet na basen. Po paru godzinach pracy pozwala się to "zresetować" dużo bardziej skutecznie niż zakupy w hipermarkecie.
Ciekawe jednak, czy rządzących stać na taką, wykraczającą ponad otwieranie kolejnych monumentalnych stadionów konstatację...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz