Victor Vida, członek ekologicznej organizacji pozarządowej Vedegylet – W Obronie Przyszłości: Moja organizacja, powstała w 2000 roku, okresie rozwoju organizacji pozarządowych, jako pierwsza odwoływała się na Węgrzech do założeń ekopolityki. Jedną z ważniejszych organizacji czasu przełomu demokratycznego było Koło Dunaju, które walczyło z dewastacją środowiska na terenie tej rzeki, a największa jego demonstracja zebrała 200 tysięcy osób. Gdy partie opozycji antykomunistycznej weszły do parlamentu, zaczęły lekceważyć kwestie ekologiczne, a członkinie i członkinie tego ruchu rozpierzchli się po praktycznie wszystkich partiach. Latom 90. XX wieku towarzyszyła iluzja, że wraz ze zmianą ustroju zielone tematy zaczną być automatycznie reprezentowane. Organizacje społeczne zaczęły się profesjonalizować i specjalizować w określonych tematów, ale ich wzajemne powiązania zaczęły słabnąć. Krokiem milowym, po osłabnięciu ruchu alterglobalistycznego w roku 2006 roku, było powstanie partii zielonych – Polityka Może Być Inna (Lehet Mas a Politika – LMP) w 2009 roku. Zielone organizacje pomagały LMP dlatego, że założycielki i założyciele partii wywodzili się z tego środowiska. W badaniach węgierskich studentów wyróżniono dwie grupy: jedna skupiona jest na zarabianiu pieniędzy, druga zaś oczekuje końca świata. Ludzie, jeśli nie widzą problemów na własne oczy, często ich nie zauważają. To szansa dla Zielonych na prezentację swoich poglądów do tej drugiej grupy.
Jiri Caslavka, lider sekcji czeskiej Partii Zielonych do spraw międzynarodowych i analityk Praskiego Instytutu Polityki Globalnej – Glopolis: Czescy Zieloni powstali w roku 1990, ale skupię się na ostatnich 4 latach i kwestiach, związanych z wejściem partii do głównego nurtu sceny politycznej. W roku 2006 istniała silna, społeczna potrzeba politycznej alternatywy, którą zaspokoił nowy, charyzmatyczny lider, Martin Bursik. Gospodarka naszego kraju rozwijała się wówczas szybko, co tworzyło warunki do rozwoju wartości parlamentarnej. Po pół roku braku rządu zdecydowaliśmy się na wejście do rządu z partią konserwatywną i chadecką, co zapobiegłoby konieczności poszukiwania poparcia niezreformowanej partii komunistycznej. Bursik wierzył, że partia będzie w ten sposób hamować neoliberalne ekscesy prawicowej ODS.
2 miesiące temu zniknęliśmy z parlamentu, otrzymując 2,5%. Nasi wyborcy, poza kwestiami ekologicznymi, nie za bardzo wiedzą, jakie jest nasze stanowisko, nie do końca działa tu tłumaczenie, że jesteśmy „ani z lewa, ani z prawa”. Mamy dwa typy wyborców - „tradycyjnych”, bardziej lewicowych, ale też grupę osób młodych, o poglądach centroprawicowych. Problem polega na tym, że podobne podziały polityczne egzystują w naszej partii, co będzie wpływać na dyskusję o pozycjonowaniu naszej formacji. W Czechach trwa proces NGO-izacji społeczeństwa obywatelskiego, stępiania radykalizmu. Nie spodziewaliśmy się osiągnięcia 5%, liczyliśmy na efekt poparcia znanych osób z życia społecznego, kulturalnego i naukowego, 2,5% to jednak mniej, niż na ile liczyliśmy. Problemem będzie teraz działanie formacji przy ograniczonych zasobach finansowych, jednak – co ciekawe – po tych, przegranych wyborach do naszego ugrupowania zapisało się najwięcej osób w historii. Na jesieni będziemy mieli kongres naszej partii, Ondrej Liska, dotychczasowy przewodniczący Zielonych po Martinie Bursiku, zdecydował się na start – nie miał szans na powstrzymanie trendu odpływu miejskiego, liberalnego elektoratu. Wiemy, że postmaterialne wartości nie mają takiej siły w Europie Środkowej, jak w Niemczech czy Austrii. Partia nie jest NGO-sem, ma inną rolę w społeczeństwie. To bardzo ważne, by trzymać się swojej ideologii – nie jesteśmy partią masową, „droga środka” po prostu nie działa, o czym sami się przekonaliśmy.
Benedek Javor z węgierskiej partii zielonych – LMP: Nie byliśmy pierwszą partią zielonych, która usiłowała dostać się do parlamentu – w sądzie zarejestrowanych jest od 8 do 10 partii odwołujących się do szeroko pojętej „zieloności”. Po roku 2006 dotknął nas polityczny skandal, osłabiający dotychczasowy system polityczny, z czego skorzystali nacjonaliści z Jobbik i zieloni z LMP. Pierwszym testem dla nas były wybory do Parlamentu Europejskiego, w których zdobyliśmy 2,5%. Bardzo ważny jest tu czynnik, jakim jest ruch ekologiczny – do roku 2007, kiedy zaczęliśmy organizację naszego ugrupowania, był on zdepolityzowany, ale narastało w nim rozczarowanie względem rządowej polityki zamiatania zielonych tematów pod dywan. Nie mieliśmy w Europie Środkowej roku 1968 w sensie zachodnim, dużo trudniej było o inną, społeczną bazę. 7,5% w tym roku był bardzo dobrym rezultatem, zmuszającym nas do refleksji nad tym, kim są osoby na nas głosujące. Koniecznie należy utrzymywać zieloną tożsamość i spójność programową, potrzebną nam do walki z Fideszem i przyciągania lewicowych wyborców.
Organizacje pozarządowe, pełniące funkcje lobbystyczne, również mają rolę do odegrania w życiu publicznym, oczywiście nieformalne struktury społeczne z radykalizmem ich postulatów również są potrzebne, tak jak i partia, która je reprezentuje. Popadamy czasem w konflikty z ruchem ekologicznym, na przykład wokół zróżnicowania jego stanowiska w kwestiach LGBT. Uważam, że jednym z największych błędów ruchu zielonych jest pozycjonowanie się jako stricte postmaterialnego – Zieloni nie mówią tylko o niedźwiedziach polarnych, ale też o jakości żywności, miejscach pracy czy mieszkalnictwie. Potrzeba nam kanalizowania przekazu do ludzi właśnie w tej drugiej formie, dlatego właśnie w centrum naszej komunikacji medialnej postawiliśmy Zielony Nowy Ład. Mówiąc o zmianach klimatu, mówimy o zatrudnieniu i o wysokości rachunków za energię. Być może gdybyśmy rezygnowali z naszych wartości, moglibyśmy zdobyć 30% głosów, ale nie mamy na to ochoty i ten eksperyment nie zakończyłby się sukcesem – chcemy być partią, zmieniającej główny nurt polityki, a nie dostosowującą się do niego.
Dariusz Szwed, ekonomista, przewodniczący (wraz z Małgorzatą Tkacz-Janik) Zielonych w Polsce, współtwórca Zielonego Instytutu: Polska w latach 90. XX wieku została przytłoczona przez neoliberalną politykę gospodarczą, społeczeństwo oddano zaś pod pieczę kościoła katolickiego. Kwestie ekologiczne zostały zepchnięte w niewielką niszę inwestycji infrastrukturalnych, rozpatrywanych z technokratycznej perspektywy. Łatwo było wpoić w ludzi przekonanie, że ochrona środowiska to kwestia dla bogatych – 60% ludzi żyje w Polsce poniżej minimum socjalnego, brakuje egalitarnego myślenia w politycznej przestrzeni. Mimo to nie udało się przekuć to na gniew polityczny. W późniejszym czasie kwestie ekologiczne stały się swego rodzaju „kwestią zagraniczną” z powodu konieczności dostosowania się do norm unijnych wraz z procesem integracji z UE. Po latach walki między neoliberalną Platformą Obywatelską a neokonserwatywnym Prawem i Sprawiedliwością pojawia się czerwono-zielone światełko w tunelu, którego symbolizuje dobry wynik lidera SLD, Grzegorza Napieralskiego. Być może jego 14% wskazuje na to, że ludzie nie chcą już głosować przeciwko, ale za czymś.
Nie będzie już powrotu do państwa dobrobytu z lat 70. XX wieku – potrzeba nam myślenia na skalę globalnej solidarności, która nie jest zamknięta tylko w obrębie Unii Europejskiej, do zaprezentowania tego rodzaju perspektywy potrzeba nam silnych Europejskich Zielonych. Rządy Europy Środkowej nie prezentują odpowiedniego poziomu solidaryzmu z biednymi z całego świata. Wyzwaniem dla Zielonych w XXI wieku jest nie tylko wejście do głównego nurtu polityki, ale też jego zmiana. Musimy pokazywać, że Unia Europejska to nie tylko konstrukcja techniczna, ale związek oparty na wartościach.
Verdan Horvat, socjolog i dziennikarz, szef biura Fundacji Heinricha Boella w Zagrzebiu: W Chorwacji rośnie potencjał zielonej polityki, na razie jednak głównie w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego, nie zaś w istniejących w kraju partiach zielonych. W zeszłym tygodniu policja aresztowała 150 aktywistek i aktywistów, protestujących przeciwko korupcji w planach zagospodarowania przestrzennego w Zagrzebiu – bardzo możliwe, że to zaczyn nowej, politycznej siły. Dziś nasze państwo zbyt często jest sługą kapitału, nie zaś ludzi. Bycie Zielonym w Chorwacji dziś to walka z mafią i korupcją, nie tylko przy kwestiach ekologicznych. W parlamencie nie ma reprezentacji osób o poglądach postmaterialnych – to również czynnik, mogący sprzyjać rozwojowi ekopolityki. Z drugiej strony, niestety, rośnie homofobia, mogąca być paliwem dla nowej, skrajnie prawicowej siły politycznej.
Jiri Caslavka, lider sekcji czeskiej Partii Zielonych do spraw międzynarodowych i analityk Praskiego Instytutu Polityki Globalnej – Glopolis: Czescy Zieloni powstali w roku 1990, ale skupię się na ostatnich 4 latach i kwestiach, związanych z wejściem partii do głównego nurtu sceny politycznej. W roku 2006 istniała silna, społeczna potrzeba politycznej alternatywy, którą zaspokoił nowy, charyzmatyczny lider, Martin Bursik. Gospodarka naszego kraju rozwijała się wówczas szybko, co tworzyło warunki do rozwoju wartości parlamentarnej. Po pół roku braku rządu zdecydowaliśmy się na wejście do rządu z partią konserwatywną i chadecką, co zapobiegłoby konieczności poszukiwania poparcia niezreformowanej partii komunistycznej. Bursik wierzył, że partia będzie w ten sposób hamować neoliberalne ekscesy prawicowej ODS.
2 miesiące temu zniknęliśmy z parlamentu, otrzymując 2,5%. Nasi wyborcy, poza kwestiami ekologicznymi, nie za bardzo wiedzą, jakie jest nasze stanowisko, nie do końca działa tu tłumaczenie, że jesteśmy „ani z lewa, ani z prawa”. Mamy dwa typy wyborców - „tradycyjnych”, bardziej lewicowych, ale też grupę osób młodych, o poglądach centroprawicowych. Problem polega na tym, że podobne podziały polityczne egzystują w naszej partii, co będzie wpływać na dyskusję o pozycjonowaniu naszej formacji. W Czechach trwa proces NGO-izacji społeczeństwa obywatelskiego, stępiania radykalizmu. Nie spodziewaliśmy się osiągnięcia 5%, liczyliśmy na efekt poparcia znanych osób z życia społecznego, kulturalnego i naukowego, 2,5% to jednak mniej, niż na ile liczyliśmy. Problemem będzie teraz działanie formacji przy ograniczonych zasobach finansowych, jednak – co ciekawe – po tych, przegranych wyborach do naszego ugrupowania zapisało się najwięcej osób w historii. Na jesieni będziemy mieli kongres naszej partii, Ondrej Liska, dotychczasowy przewodniczący Zielonych po Martinie Bursiku, zdecydował się na start – nie miał szans na powstrzymanie trendu odpływu miejskiego, liberalnego elektoratu. Wiemy, że postmaterialne wartości nie mają takiej siły w Europie Środkowej, jak w Niemczech czy Austrii. Partia nie jest NGO-sem, ma inną rolę w społeczeństwie. To bardzo ważne, by trzymać się swojej ideologii – nie jesteśmy partią masową, „droga środka” po prostu nie działa, o czym sami się przekonaliśmy.
Benedek Javor z węgierskiej partii zielonych – LMP: Nie byliśmy pierwszą partią zielonych, która usiłowała dostać się do parlamentu – w sądzie zarejestrowanych jest od 8 do 10 partii odwołujących się do szeroko pojętej „zieloności”. Po roku 2006 dotknął nas polityczny skandal, osłabiający dotychczasowy system polityczny, z czego skorzystali nacjonaliści z Jobbik i zieloni z LMP. Pierwszym testem dla nas były wybory do Parlamentu Europejskiego, w których zdobyliśmy 2,5%. Bardzo ważny jest tu czynnik, jakim jest ruch ekologiczny – do roku 2007, kiedy zaczęliśmy organizację naszego ugrupowania, był on zdepolityzowany, ale narastało w nim rozczarowanie względem rządowej polityki zamiatania zielonych tematów pod dywan. Nie mieliśmy w Europie Środkowej roku 1968 w sensie zachodnim, dużo trudniej było o inną, społeczną bazę. 7,5% w tym roku był bardzo dobrym rezultatem, zmuszającym nas do refleksji nad tym, kim są osoby na nas głosujące. Koniecznie należy utrzymywać zieloną tożsamość i spójność programową, potrzebną nam do walki z Fideszem i przyciągania lewicowych wyborców.
Organizacje pozarządowe, pełniące funkcje lobbystyczne, również mają rolę do odegrania w życiu publicznym, oczywiście nieformalne struktury społeczne z radykalizmem ich postulatów również są potrzebne, tak jak i partia, która je reprezentuje. Popadamy czasem w konflikty z ruchem ekologicznym, na przykład wokół zróżnicowania jego stanowiska w kwestiach LGBT. Uważam, że jednym z największych błędów ruchu zielonych jest pozycjonowanie się jako stricte postmaterialnego – Zieloni nie mówią tylko o niedźwiedziach polarnych, ale też o jakości żywności, miejscach pracy czy mieszkalnictwie. Potrzeba nam kanalizowania przekazu do ludzi właśnie w tej drugiej formie, dlatego właśnie w centrum naszej komunikacji medialnej postawiliśmy Zielony Nowy Ład. Mówiąc o zmianach klimatu, mówimy o zatrudnieniu i o wysokości rachunków za energię. Być może gdybyśmy rezygnowali z naszych wartości, moglibyśmy zdobyć 30% głosów, ale nie mamy na to ochoty i ten eksperyment nie zakończyłby się sukcesem – chcemy być partią, zmieniającej główny nurt polityki, a nie dostosowującą się do niego.
Dariusz Szwed, ekonomista, przewodniczący (wraz z Małgorzatą Tkacz-Janik) Zielonych w Polsce, współtwórca Zielonego Instytutu: Polska w latach 90. XX wieku została przytłoczona przez neoliberalną politykę gospodarczą, społeczeństwo oddano zaś pod pieczę kościoła katolickiego. Kwestie ekologiczne zostały zepchnięte w niewielką niszę inwestycji infrastrukturalnych, rozpatrywanych z technokratycznej perspektywy. Łatwo było wpoić w ludzi przekonanie, że ochrona środowiska to kwestia dla bogatych – 60% ludzi żyje w Polsce poniżej minimum socjalnego, brakuje egalitarnego myślenia w politycznej przestrzeni. Mimo to nie udało się przekuć to na gniew polityczny. W późniejszym czasie kwestie ekologiczne stały się swego rodzaju „kwestią zagraniczną” z powodu konieczności dostosowania się do norm unijnych wraz z procesem integracji z UE. Po latach walki między neoliberalną Platformą Obywatelską a neokonserwatywnym Prawem i Sprawiedliwością pojawia się czerwono-zielone światełko w tunelu, którego symbolizuje dobry wynik lidera SLD, Grzegorza Napieralskiego. Być może jego 14% wskazuje na to, że ludzie nie chcą już głosować przeciwko, ale za czymś.
Nie będzie już powrotu do państwa dobrobytu z lat 70. XX wieku – potrzeba nam myślenia na skalę globalnej solidarności, która nie jest zamknięta tylko w obrębie Unii Europejskiej, do zaprezentowania tego rodzaju perspektywy potrzeba nam silnych Europejskich Zielonych. Rządy Europy Środkowej nie prezentują odpowiedniego poziomu solidaryzmu z biednymi z całego świata. Wyzwaniem dla Zielonych w XXI wieku jest nie tylko wejście do głównego nurtu polityki, ale też jego zmiana. Musimy pokazywać, że Unia Europejska to nie tylko konstrukcja techniczna, ale związek oparty na wartościach.
Verdan Horvat, socjolog i dziennikarz, szef biura Fundacji Heinricha Boella w Zagrzebiu: W Chorwacji rośnie potencjał zielonej polityki, na razie jednak głównie w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego, nie zaś w istniejących w kraju partiach zielonych. W zeszłym tygodniu policja aresztowała 150 aktywistek i aktywistów, protestujących przeciwko korupcji w planach zagospodarowania przestrzennego w Zagrzebiu – bardzo możliwe, że to zaczyn nowej, politycznej siły. Dziś nasze państwo zbyt często jest sługą kapitału, nie zaś ludzi. Bycie Zielonym w Chorwacji dziś to walka z mafią i korupcją, nie tylko przy kwestiach ekologicznych. W parlamencie nie ma reprezentacji osób o poglądach postmaterialnych – to również czynnik, mogący sprzyjać rozwojowi ekopolityki. Z drugiej strony, niestety, rośnie homofobia, mogąca być paliwem dla nowej, skrajnie prawicowej siły politycznej.