Ciekawie przyglądać się dyskusjom na temat muzyki, przemocy i polityki - temat poważny, a jednocześnie dość dobry na przerwę wakacyjną. Przemysł popkulturowy, tworzenie przestrzeni symbolicznej - rządzą się własnymi prawami, z jednej strony w przeważającej mierze igrającymi z drobnomieszczańskimi gustami, z drugiej zaś w ostatecznym rozrachunku karmi nas przekazem, który zdaje się być do strawienia, niezależnie od przekonań bądź ich braku. Specyfiki kulturowe danego kraju również bywają uwzględniane, przez co replikowanie stereotypów (związanych chociażby ze standardowymi rolami płciowymi, ewentualnie takim ich przekraczaniem, które zakłada wyjątkowość postaci dokonującej tego czynu) bywa dużo łatwiej akceptowane, niż otwarta wojna z nimi.
Kiedy dochodzi do przekroczenia, które trudno wpisać w dotychczasowe, wygodne ramy myślenia o świecie, jedną z najprostszych reakcji staje się cenzura i szufladkowanie. W ten sposób łatwo zamknąć sztukę współczesną w ramach niezrozumiałości, wpierw wystawianej w galeriach, a następnie wypychanej nawet stamtąd, skoro czyjaś samorealizacja przestaje być istotna i dużo łatwiej sięgać po populistyczne argumenty z dziedziny "nie z moich podatków". Kiedy M.I.A. proponuje nam teledysk, na którym nie płaszczy się przed wyimaginowanym kochankiem, ale chce zwrócić uwagę na stan otaczającego nas świata, stwierdza się, że epatuje ona niepotrzebną przemocą. Gdyby chociaż taka reakcja towarzyszyła deklaracji - tak, to, co artystka w swoim klipie przedstawia, nie bierze się znikąd, nie jest kwestią jej imaginarium, ale wydarzeń ostatnich lat, takich jak interwencje zbrojne w Afganistanie i Iraku czy szerzej - "wojna z terrorem", rozpętana przez ekipę amerykańskich Republikanów po wydarzeniach 11 września 2001 roku - można by rozpocząć dyskusję. Ograniczając dostęp do klipu, YouTube postąpił inaczej - stwierdził, że zasadniczo jeśli jakiś problem jest, to tylko po stronie artystki.
Warto spojrzeć na sylwetkę M.I.A. Można nie zgadzać się z prezentowanym przez nią przekazem, albo nie zachwycać się muzycznym stylem artystki, natomiast abstrahowanie od kulturowego, społecznego i politycznego podłoża, z którego wyrosła jej twórczość, dość mocno zubaża debatę na temat klipu, umożliwiając jego recepcję na poziomie nagłówku z Onetu: "Brutalny i pełen nagości 9-minutowy klip M.I.A.". Wystarczy odwiedzić anglojęzyczną Wikipedię (nie gryzie), by dowiedzieć się, że nie jest ona osobą, która odrzuca polityczność sztuki i dostrzega jej wpływ na rzeczywistość. Kwestie globalnej niesprawiedliwości są dla niej istotne ze względu na jej pochodzenie (rodzina ze Sri Lanki) i nie ogranicza się wyłącznie do pola kultury - dla przykładu wspierała program odbudowy sieci szkół w starganej wojną domową Liberii. Jako osoba publiczna nie boi się mieć własnego zdania - co w wypadku artystek i artystów nie jest czymś powszechnym i nie jest tak łatwo akceptowane przez przemysł rozrywkowy.
Hipokryzja działań cenzurujących tego typu polega na tym, że najczęściej są one prowadzone przez media, które same mają niejedno na sumieniu. Weźmy pod lupę telewizje muzyczne. Globalna marka MTV opiera się dziś już chyba głównie na micie założycielskim pierwszej stacji muzycznej na rynku, wyznaczającej trendy i kształtującej gusta. Dziś muzyki na jej antenie jest coraz mniej, coraz więcej zaś - nie grzeszących wysokim poziomem produkcji w rodzaju reality-show, zaglądania do domów gwiazd etc. Tworzenie rzeczywistości, w której kto nie ma markowych ciuchów i aspiracji do posiadania sportowego auta jest osobnikiem podejrzanym, z którym nie warto się zadawać, tworzy przestrzeń symbolicznego wykluczenia i przemocy wokół takich osób. To, że nie polega ona (a przynajmniej nie zawsze) na rzeczywistej, fizycznej agresji, nie przekreśla bólu, jaki mogą takie osoby odczuwać.
W świecie tego typu spektaklu "psujzabawy" w rodzaju klipu M.I.A, który załączam poniżej, są zjawiskiem niebezpiecznym dla utrzymywania fasady powszechnej szczęśliwości. Jeśli jakaś młoda osoba po jego obejrzeniu zastanowi się nad rolą wykluczeń w życiu społecznym i towarzyszącego takiemu napiętnowaniu cierpieniu (to dość wymowne, że wszystkie osoby biegnące po polu minowym i zatrzymane przez brygadę antyterrorystyczną są rude), to być może myślami pójdzie dalej i zacznie np. zauważać związek między panicznym dążeniem do utrzymania dotychczasowego, opartego na konsumpcji stylu życia, symbolizowanego przez samochód, a wojnami o surowce, takimi jak ta w Iraku. Taki trop myślenia, jak również samo krytyczne myślenie, nie jest czymś, na czym musi zależeć wielkim koncernom medialnym. Skoro tak, to czas na namysł nad stanem świata, zamiast przymykaniem oczu na jego złożoność i nierzadko towarzyszącą jej przemoc, która umożliwia nam bycie, w skali globalnej, na uprzywilejowanej pozycji.
Kiedy dochodzi do przekroczenia, które trudno wpisać w dotychczasowe, wygodne ramy myślenia o świecie, jedną z najprostszych reakcji staje się cenzura i szufladkowanie. W ten sposób łatwo zamknąć sztukę współczesną w ramach niezrozumiałości, wpierw wystawianej w galeriach, a następnie wypychanej nawet stamtąd, skoro czyjaś samorealizacja przestaje być istotna i dużo łatwiej sięgać po populistyczne argumenty z dziedziny "nie z moich podatków". Kiedy M.I.A. proponuje nam teledysk, na którym nie płaszczy się przed wyimaginowanym kochankiem, ale chce zwrócić uwagę na stan otaczającego nas świata, stwierdza się, że epatuje ona niepotrzebną przemocą. Gdyby chociaż taka reakcja towarzyszyła deklaracji - tak, to, co artystka w swoim klipie przedstawia, nie bierze się znikąd, nie jest kwestią jej imaginarium, ale wydarzeń ostatnich lat, takich jak interwencje zbrojne w Afganistanie i Iraku czy szerzej - "wojna z terrorem", rozpętana przez ekipę amerykańskich Republikanów po wydarzeniach 11 września 2001 roku - można by rozpocząć dyskusję. Ograniczając dostęp do klipu, YouTube postąpił inaczej - stwierdził, że zasadniczo jeśli jakiś problem jest, to tylko po stronie artystki.
Warto spojrzeć na sylwetkę M.I.A. Można nie zgadzać się z prezentowanym przez nią przekazem, albo nie zachwycać się muzycznym stylem artystki, natomiast abstrahowanie od kulturowego, społecznego i politycznego podłoża, z którego wyrosła jej twórczość, dość mocno zubaża debatę na temat klipu, umożliwiając jego recepcję na poziomie nagłówku z Onetu: "Brutalny i pełen nagości 9-minutowy klip M.I.A.". Wystarczy odwiedzić anglojęzyczną Wikipedię (nie gryzie), by dowiedzieć się, że nie jest ona osobą, która odrzuca polityczność sztuki i dostrzega jej wpływ na rzeczywistość. Kwestie globalnej niesprawiedliwości są dla niej istotne ze względu na jej pochodzenie (rodzina ze Sri Lanki) i nie ogranicza się wyłącznie do pola kultury - dla przykładu wspierała program odbudowy sieci szkół w starganej wojną domową Liberii. Jako osoba publiczna nie boi się mieć własnego zdania - co w wypadku artystek i artystów nie jest czymś powszechnym i nie jest tak łatwo akceptowane przez przemysł rozrywkowy.
Hipokryzja działań cenzurujących tego typu polega na tym, że najczęściej są one prowadzone przez media, które same mają niejedno na sumieniu. Weźmy pod lupę telewizje muzyczne. Globalna marka MTV opiera się dziś już chyba głównie na micie założycielskim pierwszej stacji muzycznej na rynku, wyznaczającej trendy i kształtującej gusta. Dziś muzyki na jej antenie jest coraz mniej, coraz więcej zaś - nie grzeszących wysokim poziomem produkcji w rodzaju reality-show, zaglądania do domów gwiazd etc. Tworzenie rzeczywistości, w której kto nie ma markowych ciuchów i aspiracji do posiadania sportowego auta jest osobnikiem podejrzanym, z którym nie warto się zadawać, tworzy przestrzeń symbolicznego wykluczenia i przemocy wokół takich osób. To, że nie polega ona (a przynajmniej nie zawsze) na rzeczywistej, fizycznej agresji, nie przekreśla bólu, jaki mogą takie osoby odczuwać.
W świecie tego typu spektaklu "psujzabawy" w rodzaju klipu M.I.A, który załączam poniżej, są zjawiskiem niebezpiecznym dla utrzymywania fasady powszechnej szczęśliwości. Jeśli jakaś młoda osoba po jego obejrzeniu zastanowi się nad rolą wykluczeń w życiu społecznym i towarzyszącego takiemu napiętnowaniu cierpieniu (to dość wymowne, że wszystkie osoby biegnące po polu minowym i zatrzymane przez brygadę antyterrorystyczną są rude), to być może myślami pójdzie dalej i zacznie np. zauważać związek między panicznym dążeniem do utrzymania dotychczasowego, opartego na konsumpcji stylu życia, symbolizowanego przez samochód, a wojnami o surowce, takimi jak ta w Iraku. Taki trop myślenia, jak również samo krytyczne myślenie, nie jest czymś, na czym musi zależeć wielkim koncernom medialnym. Skoro tak, to czas na namysł nad stanem świata, zamiast przymykaniem oczu na jego złożoność i nierzadko towarzyszącą jej przemoc, która umożliwia nam bycie, w skali globalnej, na uprzywilejowanej pozycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz