Polityka po Smoleńsku przyspieszyła. Zmieniły się nieco społeczne preferencje, co unaocznia sondażowe uśrednienie. Poszczególne badania opinii nie były tu jednoznaczne - w jednych spadkowi PO towarzyszył wzrost PiS, w innych pięła się w górę partia Kaczyńskiego, podczas gdy formacja Tuska stała w miejscu, były nawet takie, w których chwilowo nic szczególnego się nie działo. Wygląda jednak na to, że efekt żałoby zadziałał, co najmniej redukując ilość osób, wskazujących na Platformę, a tak naprawdę zapewne nie zamierzających oddać głosu. Mniejsza ilość nierzadko niewybrednych ataków na Prawo i Sprawiedliwość pomogła partii w sporym skoku. Ogólnie rzecz biorąc poparcie dla dwóch największych partii zaczęło się do siebie zbliżać znacznie szybciej, niż do tej pory. Różnica wynosi dziś już niecałe 13 punktów procentowych, podczas gdy niedawno główna partia rządząca miała poziom poparcie dwukrotnie wyższy niż główna opozycyjna. Chociaż nadal miałaby ona bezwzględną ilość miejsc w Sejmie, to pojawiają się już badania, w których zdobyłaby ona mniej niż 231 posłanek i posłów, po uśrednieniu zaś nie ma już większości 3/5, umożliwiającej odrzucanie prezydenckiego weta. W takiej sytuacji skreślanie prezydenckich szans Jarosława Kaczyńskiego byłoby zdecydowanie przedwczesne.
Pozostałe dwie partie, mające szanse na wejście do Sejmu, zmagają się z progami. SLD ma problemy z przekroczeniem symbolicznego pułapu 10% poparcia, w czym nie pomagają mu dotychczasowe, słabe wyniki Grzegorza Napieralskiego. PSL z kolei ma problem, bowiem znów spada poniżej jak najbardziej wymiernego progu 5%, stąd zapewne spore nadzieje, wiązane z kandydaturą Waldemara Pawlaka. Na razie, z powodu rodzącej się polaryzacji między Komorowskim a Kaczyńskim w sondażach wszystkie inne siły polityczne mają problemy z utrzymaniem swoich elektoratów. Wygląda na to, że "wielka czwórka" nie jest tak stabilną konstrukcją, a przekonanie, że zamiast systemu dwublokowego zaczynamy zmierzać do modelu dwupartyjnego, nie wydaje się tak irracjonalne. Dwie czołowe partie zgarniają tu ponad 70% głosów, zaś "wielka czwórka" w całości - około 85%.
Od tego miesiąca, póki nie pojawi się wyrazista alternatywa, prezentował będę jedynie wyniki czterech partii. Nie jest to krok, który mi się podoba, jednak ma on swoje smutne uzasadnienie. Po pierwsze, coraz częściej trudno jest docierać do pełnych wyników badań sondażowni, gdy większość mediów pomija podczas ich prezentacji formacje inne niż PO, PiS, SLD i PSL. Z tego też powodu uśrednienia mniejszych ugrupowań są obarczone znacznie większym ryzykiem. Po drugie, gdy rozpoczynałem zabawę w uśrednianie, zabetonowana scena polityczna była - aż dziw bierze - ciut bardziej przyjazna "małym" niż teraz, gdy cudem staje się przekroczenie przez nie progu 2%. Co gorsza, niektóre media podawać zaczęły zbiorczo kilka partii i ich poparcie "w widełkach", czyli między 0 a 2%. W praktyce uniemożliwia to wiarygodne szacowanie ich poparcia. Po Smoleńsku wiele formacji decyduje się zresztą na nieśmiały próby "przytulania" do większych partii - np. PD wsparło Komorowskiego, a Polska Plus - Kaczyńskiego. Już wcześniej SDPL w regionach, np. na Pomorzu i Podkarpaciu, zaczęło wchodzić w szersze, lewicowe alianse samorządowe. Wydaje się, że na chwilę obecną tylko dwa mniejsze środowiska są zdeterminowane do budowy samodzielnej pozycji - SD wokół Piskorskiego i Olechowskiego oraz Prawica Rzeczypospolitej, której Marek Jurek odmówił rezygnacji w wyścigu prezydenckim.
Pozostałe dwie partie, mające szanse na wejście do Sejmu, zmagają się z progami. SLD ma problemy z przekroczeniem symbolicznego pułapu 10% poparcia, w czym nie pomagają mu dotychczasowe, słabe wyniki Grzegorza Napieralskiego. PSL z kolei ma problem, bowiem znów spada poniżej jak najbardziej wymiernego progu 5%, stąd zapewne spore nadzieje, wiązane z kandydaturą Waldemara Pawlaka. Na razie, z powodu rodzącej się polaryzacji między Komorowskim a Kaczyńskim w sondażach wszystkie inne siły polityczne mają problemy z utrzymaniem swoich elektoratów. Wygląda na to, że "wielka czwórka" nie jest tak stabilną konstrukcją, a przekonanie, że zamiast systemu dwublokowego zaczynamy zmierzać do modelu dwupartyjnego, nie wydaje się tak irracjonalne. Dwie czołowe partie zgarniają tu ponad 70% głosów, zaś "wielka czwórka" w całości - około 85%.
Od tego miesiąca, póki nie pojawi się wyrazista alternatywa, prezentował będę jedynie wyniki czterech partii. Nie jest to krok, który mi się podoba, jednak ma on swoje smutne uzasadnienie. Po pierwsze, coraz częściej trudno jest docierać do pełnych wyników badań sondażowni, gdy większość mediów pomija podczas ich prezentacji formacje inne niż PO, PiS, SLD i PSL. Z tego też powodu uśrednienia mniejszych ugrupowań są obarczone znacznie większym ryzykiem. Po drugie, gdy rozpoczynałem zabawę w uśrednianie, zabetonowana scena polityczna była - aż dziw bierze - ciut bardziej przyjazna "małym" niż teraz, gdy cudem staje się przekroczenie przez nie progu 2%. Co gorsza, niektóre media podawać zaczęły zbiorczo kilka partii i ich poparcie "w widełkach", czyli między 0 a 2%. W praktyce uniemożliwia to wiarygodne szacowanie ich poparcia. Po Smoleńsku wiele formacji decyduje się zresztą na nieśmiały próby "przytulania" do większych partii - np. PD wsparło Komorowskiego, a Polska Plus - Kaczyńskiego. Już wcześniej SDPL w regionach, np. na Pomorzu i Podkarpaciu, zaczęło wchodzić w szersze, lewicowe alianse samorządowe. Wydaje się, że na chwilę obecną tylko dwa mniejsze środowiska są zdeterminowane do budowy samodzielnej pozycji - SD wokół Piskorskiego i Olechowskiego oraz Prawica Rzeczypospolitej, której Marek Jurek odmówił rezygnacji w wyścigu prezydenckim.