17 kwietnia 2010

Wawel i spojrzenie w przyszłość

Nie mam zamiaru umierać za miejsce pochówku prezydenckiej pary. To, ci działo się w ostatnich dniach pokazywało, że trudno jest nam oswoić się z myślą o żałobie i przekuć ją na coś konstruktywnego. Z "konstruktywne" uznajemy pomysły na ponadpartyjnych kandydatów, jak np. w uzupełniających wyborach do Senatu, gdzie PO i PiS powoli myślą o tym, by nie kandydować przeciwko sobie. Posiadanie poglądów, walka o urzeczywistnienie idei, staje się kłopotliwym zakłóceniem żałoby - i to nawet, jeśli wybory miałyby odbyć się w 2 miesiące po jej formalnym zakończeniu. Jednocześnie, kiedy chodzi o kwestię w gruncie rzeczy trzeciorzędną (trzeciorzędną z powodów, o których niżej), gotowi jesteśmy wydrapać sobie oczy. To prawda, że trudno nam sobie poradzić ze śmiercią jako zjawiskiem, a co dopiero stawać na wysokości zadania wtedy, gdy dotyka ona osoby, które w dawnych, hierarchicznych przedstawieniach państwa, były jego głową.

W dyskusji na temat pochówku na Wawelu jazgot zagłuszał wiele ciekawych głosów, które w publicznym dyskursie były podnoszone. Nie chodzi tu już nawet o pomysły na narodowy panteon, które - chociaż ciekawe i potrzebne - nie są moim zdaniem kluczem do interpretacji aktualnej sytuacji. Jeśli chodzi o samą decyzję, to sposób jej wykonania i niejasna rola kardynała Dziwisza w jej podjęciu dawały niezły oręż osobom protestującym, by podnieść kwestię rozdziału państwa od kościoła. Rozdziału, który po 20 latach od przemian ustrojowych nadal jest raczej na papierze niż w politycznej rzeczywistości. Niestety, osoby pikietujące w kilku największych miastach Polski poszły innym torem, który najlepiej określa hasło z jednego z transparentów - "Czy na pewno godzien królów?". Tego typu hasło od razu budzi dystans na kilku płaszczyznach, także tych racjonalnych, kierując uwagę z rozwiązania problemu po raz kolejny na ocenę osoby. Pytanie, dość delikatne, tak naprawdę wyraża potrzebę powrotu do przestrzeni publicznej - raptem po 3 dniach - Lecha Kaczyńskiego do poprzedniej roli "chłopca do bicia", budząc we mnie odruchowy dystans. Równie spory zresztą, jak praca mediów nad kanonizowaniem jego postaci.

Opozycja dobrzy królowie - zły Kaczyński, jest z gruntu fałszywa, o czym znakomicie napisała w swoim felietonie Anna Zawadzka. Protest ten staje się wręcz wewnętrznie sprzeczny, nastawiając jedną historyczną nostalgię za drugą. Nie byłbym tutaj tak ostry jak Zawadzka - królowie również miewali dobre pomysły, a rządy jednych bywały bardziej "ludzkie" od rządów innych. Problem leży w tym, że cały czas licytujemy się o tytułowanie Wielkich Polaków (Wielkich Polek jak zwykle jest w tej debacie znacznie mniej), zamiast próbować budować Wielkie Społeczeństwo. Marzymy o "Ojcach Narodu", którzy nami pokierują, zamiast dojrzeć do autonomii i dystansu wobec projektu mitologizacji Autorytetu. Racjonalna, historyczna ocena grupy postaci spoczywających na Wawelu mogłaby dla nich wypaść nie lepiej, niż ocena Kaczyńskiego, nawet dość surowa.

Pogrzeb na Wawelu nie jest najlepszym pomysłem z paru powodów. Najbardziej racjonalny podała, co ciekawe, Hanna Gronkiewicz-Waltz. Powązki byłyby lepsze nie dlatego, że miałby "nie być godzien" (tak naprawdę tyle zostawało z przekazu "na nie"), ale był też prezydentem stolicy, warto by zatem było, by spoczywał w Warszawie. Tu chylę czoła - sama mając dzielone z dużą grupą Warszawianek i Warszawiaków słabe zdanie na temat jego prezydentury, nie zająknęła się na ten temat ani słowem. Jak widać, jeśli się chce, można zbudować polityczny przekaz, który nie musi lekceważyć różnic, a jednocześnie dotykać symbolicznie dość ważnej kwestii.

Skoro jednak już jutro Lech i Maria Kaczyńscy spoczną na Wawelu, należałoby poszukać narracji alternatywnej do proponowanego nam martyrologicznego sosu. Uzasadnienie jednej z opcji, która kołatała mi w głowie, wypowiedział pewien spoglądający na demonstrację grupy przeciwników decyzji Gdańsczanin. "- Ja natomiast jestem za pochowaniem prezydenta na Wawelu - mówił Mateusz Pudlis [lokalnemu oddziałowi "Gazety Wyborczej" - przyp. własne] - Doznał tylu niezasłużonych krzywd za życia, jeżeli chodzi nagonkę polityczną, że po prostu zasługuje na pochówek w takim miejscu." Powiem uczciwie, że jest to zdanie, z którym dość mocno się utożsamiam. Przyjęcie takiego punktu widzenia daje szansę na transformowanie polityki i zmianę jej stylu - skupiania się na meritum, nie zaś na PR. Szansa może dość mała, ale nie mamy chyba w tym momencie lepszej alternatywy, których poszukiwanie warto podjąć, odpowiadając na apel Jacka Żakowskiego.

Jest jeszcze jedna sytuacja, do której krakowski pochówek może doprowadzić. Być może osiągnięta zostanie już tak duża masa krytyczna osób, nie odnajdujących się w takim sposobie przeżywania traumy, że dojdzie do jakichś zmian w społecznym odczuwaniu takich wydarzeń. Co by nie mówić - wyjście kilkuset osób w trakcie żałoby w proteście przeciwko decyzji kardynała Dziwisza było sporym aktem odwagi obywatelskiej. Jeśli miałoby z tego wyniknąć cokolwiek dobrego, a nie znieczulenie społeczne w miejscu darcia szat, program "na nie" to nieco za mało. Jeśli organizatorki i organizatorzy byliby w stanie utrzymać swój ruch poza okres żałoby narodowej, mógłby on zacząć zadawać ważne pytania na temat stanu polskiej pamięci i demokracji. Odwoływanie się do królów sprawia, że pozostaję dość sceptyczny, ale nadzieję, jak sądzę, można mieć zawsze. Miło by było, gdyby zamiast kolejnego przejawu "polskiego piekiełka" okazał się on falstartem ciekawego, intelektualnego fermentu.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...