
Inną sprawą staje się strategia dochodzenia do stanu docelowego. Nie łudzę się, że obecny, konserwatywny parlament przyjmie jakkolwiek złagodzoną wersję postulatów dotyczących związków partnerskich. Aktualny kalendarz wyborczy - przyspieszone wybory prezydenckie, jesienne samorządowe, przyszłoroczne parlamentarne - będzie sprzyjał raczej podtrzymywaniu przez PO swej oportunistycznej postawy niż pochylaniu się nad prawami człowieka. Projekt ustawy o związkach partnerskich staje się zatem narzędziem, służącym zaprezentowaniu "homiczych" postulatów. Wkluczanie w ich obręb nowych sojuszników - jak na przykład żyjące dziś na wolnej stopie związki heteroseksualne - zdaje się słusznym kierunkiem.
Pamiętanie o obowiązkach może nie być najprzyjemniejszym elementem myślenia o relacjach międzyludzkich, ale można to przekuć na znacznie bardziej pozytywną wizję społecznej zmiany. Do odwojowania pozostaje cały dyskurs rzekomej "cywilizacji życia", promowany przez katolickich publicystów, utrzymujący w swej obecnej formie hierarchię, nierówność płci, paternalistyczne stosunki między rodzicami a dziećmi. Uniwersalistyczna wizja "równości w różnorodności", doceniania przez państwo i społeczeństwo dobrowolnych relacji emocjonalnych, szacunku, troski i wzajemnej opieki może zapobiec popadnięciu w pułapkę bycia portretowanymi jako kolejna, roszczeniowa grupa radykałów, nie mających dla swoich pomysłów poparcia nawet w samym środowisku LGBTQI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz