Interwencja militarna w Libii, jak można było się tego spodziewać, spotkała się z protestami wielu lewicowych środowisk w Polsce. Za każdym razem, gdy dochodzi do debaty nad zasadnością interwencji w obronie praw człowieka, stawia się pytanie: jaki jest jej prawdziwy cel? Czy rzeczywiście mamy do czynienia z bezinteresowną, współczującą interwencją humanitarną w obronie praw człowieka, czy jest to imperialny (w przypadku Libii dodatkowo - neokolonialny) najazd państw zachodnich na suwerenne państwo libijskie, który pod płaszczykiem humanitaryzmu służy wyłącznie interesom geopolitycznych najeźdźców i ich koncernów.
Klucz odpowiedzi na tak postawione pytanie jest za każdym razem podobny. Liberał postara się dobrze zbadać sytuację, stwierdzić, czy naprawdę dochodzi do łamania praw człowieka na masową skalę i od tego uzależni swoje poparcie dla interwencji. Lewicowiec przenikliwie zbada sytuację: zauważy, że kraj, w którym dojdzie do interwencji dysponuje przypadkiem bogactwami naturalnymi, że państwa Zachodu mają w nim jakieś większe interesy i że bezwzględny autokrata nim rządzący jeszcze wczoraj był partnerem zachodnich przywódców w ich interesach. Te spostrzeżenia wzmocnią jego sprzeciw wobec interwencji. Na boku zostawiam rozumowanie konserwatystów - dla nich prawa człowieka nie będą odgrywały większej roli. Co najwyżej wykorzystają je instrumentalnie, jako uzasadnienie dla interwencji. Interesy z kolei będą ich interesowały znacznie bardziej i to one, obok możliwości podniesienia prestiżu własnego państwa na arenie międzynarodowej, poprawy notowań przywódców u elektoratu i napędzenia koniunktury gospodarczej, będą prawdziwymi motywami interwencji. Zatem odpowiedź lewicowa i konserwatywna to jedna i ta sama odpowiedź - mamy do czynienia z dwoma stronami tej samej monety.
W przypadku Iraku od samego początku nie ulegało wątpliwości, że broń masowego rażenia to bujda, że prawa człowieka i demokracja to tylko przykrywka. Protesty były zatem jak najbardziej zasadne. Ale w Libii sprawa jest bardziej złożona. Wszystkie argumenty, których używa w tej chwili protestująca lewica są mi znane i dobrze je rozumiem jak każdy, kto choć trochę bardziej przenikliwie interesuje się polityką międzynarodową. Zachód przez lata współpracował z Kaddafim - zgoda. Współpracował i współpracuje nadal z innymi dyktatorami - zgoda. Miał gdzieś demokrację w świecie arabskim - zgoda. Z tych powodów ta interwencja zakrawa o hipokryzję - zgoda. Sarkozy i Cameron chcą w ten sposób podbudować swoją reputację w swoich państwach - zgoda. Obama po wyczynach Busha juniora chce poprawić wizerunek USA jako mocarstwa, któremu bliskie są ideały demokracji - zgoda. Zachód chce dobrać się do libijskiej ropy - być może. Unia Europejska boi się, że nowa władza w Libii nie będzie skłonna do współpracy w kwestii migracji - być może.
Duża część lewicy w ten sposób stara się w tym sporze grać rolę "prawdziwych obrońców" praw człowieka, w opozycji do tych "nieprawdziwych", którymi mają być eurocentryczni, cyniczni liberałowie. W tym kontekście pomocne wydają mi się trzeźwe spostrzeżenia Slavoja Žižka i Jacquesa Ranciere'a. Ranciere twierdzi, że nam, obywatelom zachodnich demokracji, prawa człowieka nie są potrzebne, więc robimy z nimi to samo, co ze starymi ubraniami albo zabawkami- wysyłamy je biednym. "Jeśli, ci którzy cierpią z powodu nieludzkich prześladowań, nie są w stanie skutecznie powołać się na prawa człowieka, będące dla nich ostatnią instancją, to musi się znaleźć ktoś, kto prawa te po nich odziedziczy, po to, by za nich to zrobić. To właśnie oznacza 'prawo do interwencji humanitarnej' - prawo, które pewne narody przyznają sobie w imię rzekomego pożytku dla populacji pozostających w pozycji ofiary na scenie świata. Skądinad często dzieje się to wbrew poradom ze strony samych organizacji humanitarnych. 'Prawo do interwencji humanitarnej' można opisać jako coś w rodzaju 'odesłania do nadawcy' niewykorzystane prawa, które wcześniej przekazano ludźmi pozbawionym praw, zostają wysłane z powrotem do tych, którzy je przyznawali"- pisze Ranciere. Wniosek? Interwencja humanitarna nie jest wbrew prawom człowieka, jak to się zazwyczaj przedstawia. Jest wyciągnięciem konsekwencji z ich istoty.
Žižek uzupełnia więc, że powoływanie się na prawa człowieka w tym wypadku nie ma sensu: "Prawa człowieka jako takie są fałszywym ideologicznym powszechnikiem, który przesłania i legitymizuje całkiem konkretną politykę zachodniego imperializmu, militarnych interwencji i neokolonializmu". Jakie powinno to zrodzić konsekwencje dla stanowiska lewicy wobec interwencji w Libii?
Powinniśmy mieć na uwadze, że rewolty w państwach Afryki Północnej, to zjawisko bezprecedensowe. O ile próby zaprowadzenia z zewnątrz demokracji w Iraku były godne politowania, o tyle tutaj mamy do czynienia z procesami, które powinny być inspirujące dla lewicy (i są, biorąc pod uwagę deklaracje solidarności z protestującymi w Tunezji, Egipicie, a teraz w Libii). Obserwujemy faktyczne, oddolne, spontaniczne przebudzenie się tamtejszych społeczeństw i żądanie zmian, w dużej mierze w kierunku tożsamym z postulatami lewicy. W Tunezji i Egipicie protestujący osiągnęli swoje podstawowe cele (odsunięcie Ben Aliego i Mubaraka od władzy). Było jednak jasne, że Kaddafi w Libii nie da tak łatwo za wygraną. Mimo realnej groźby rozlewu krwi, a być może nawet ludobójstwa - lewica wzniosła protest przeciwko mieszaniu się państw zachodnich w wewnętrzne sprawy Libii.
Strach przed zbyt nieostrożnymi działanami militarnymi, które spowodują poważne straty wśród ludności cywilnej (w myśl zasady "zero strat po naszej stronie"), wprowadzeniem w Libii reform korzystnych przede wszystkim dla zachodnich koncernów i zmarginalizowaniem faktycznie prospołecznych sił, chyba zbyt łatwo rodzi dziś sprzeciw lewicy dla tej interwencji. Raz jeszcze odwołam się do Slavoja Žižka: "Forma nigdy nie jest tylko formą, ale zawiera swoją własną dynamikę, która zostawia ślady w materialności życia społecznego. [...] To, co początkowo było narzucone przez kolonizatorów, nagle zostaje przejęte przez podległych, jako środek pozwalający wyartykułować ich autentyczne krzywdy. Klasycznym tego przykładem jest historia związana z pojawieniem się w świeżo skolonizowanym Meksyku Matki Boskiej z Guadalupe. Po tym, jak objawiła się pokornym Indianom, chrześcijaństwo - do tej pory stanowiące ideologię narzuconą przez hiszpańskich kolonizatorów - zostało wykorzystane przez rdzennych mieszkańców do symbolicznego ujęcia ich potwornego losu."
Czy z podobnym procesem nie mamy obecnie do czynienia w państwach Afryki Północnej? Czy deklaratywne (a nie rzeczywiste) szerzenie demokracji przez Zachód, nie zostało wzięte przez protestujące społeczeństwa "nazbyt poważnie"? Interwencja w obronie praw człowieka i demokracji, która dotąd była uznawana za cyniczny instrument w rękach Zachodu, może teraz- być może po raz pierwszy - okazać się tym, czym powinna być. Tym razem nie dotyczy już bowiem bezbronnych ofiar (mimo słabnącej pozycji rebeliantów) w wojnie domowej z Kaddafim, odpolitycznionych podmiotów praw człowieka, ale świadomych swojej sytuacji, upolitycznionych podmiotów walczących o swoje prawa. I to wszystko w sytuacji, gdy jeszcze niedawno stawiano tezy o rzekomej niekompatybilności społeczeństw islamskich i demokracji. Wydarzenia, które obserwujemy od grudnia zadały im kłam.
Uważam, że dobrze się stało, że udzielono rebeliantom militarnego wsparcia. Oczywiście moja ocena tej interwencji będzie zależała od tego, jaką treścią zostanie wypełniona. Jeżeli Zachód: umożliwi rebeliantom pokonanie Kaddafiego i zostawi tam tylko siły stabilizacyjne ONZ, które zapobiegną aktom masowej przemocy; w wyniku jego ataków nie dojdzie do masowych strat wśród ludności cywilnej; będzie podczas interwencji współpracował z państwami arabskimi - uznam, że była to potrzebna interwencja.
Przed każdą interwencją zadajemy sobie postawione na początku tego tekstu pytanie: jaki jest prawdziwy cel interwencji? Ziści się klisza liberalna, czy lewicowa/konserwatywna (imperialna)? Jeszcze nigdy nie doświadczyliśmy interwencji, która w całości wpisywałaby się w kliszę liberalną. Nauki płynące od Žižka i Ranciere'a powinny uświadomić nam, że jest ona zwyczajnie niemożliwa i nie warto trudzić się szukaniem "prawdziwych powodów interwencji". Nie sądzę jednak, by z tego powodu odrzucać z góry każdą interwencję. Potrzebę każdej z nich powinniśmy rozpatrywać indywidualnie. Przecież np. w Jugosławii przyniosła ona też trochę dobrego. Zaryzykuję tezę, że Libia jest przypadkiem bez precedensu...
Łukasz Moll jest śląskim działaczem Zielonych. Poglądy wyrażone w artykule nie reprezentują stanowiska partii jako całości, są zaś elementem wewnętrznej dyskusji na temat wydarzeń w Libii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz