Poniższa notka jest podsumowaniem wypowiedzi gościń i gości, zaproszonych przez zieloną grupę roboczą ds. polityki społecznej i usług publicznych o priorytetach politycznych w nauce i edukacji wyższej.
***
Izabela Wagner, Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego: By pokazać stojący za reformą typ myślenia o edukacji wyższej, wystarczy spojrzeć na oficjalną stronę Ministerstwa Nauki. Promuje ona wzrost udziału kobiet na kierunkach ścisłych, takich jak chemia i biologia, zapominając, że już teraz stanowią one większość osób studiujących na tych kierunkach! To proste przeniesienie kampanii społecznych z USA, gdzie taki problem istotnie występuje. Wypowiedzi dziewczyn są zredagowane tak, by brzmiały infantylnie. Jeśli chodzi o reformę, jest ona zideologizowana. Brak w niej myślenia strategicznego, brak pragmatyzmu, brak zrozumienia tego, czym jest praca naukowa. Dla przykładu są w niej granty dla „młodych, zdolnych”, natomiast mało środków i uwagi poświęca się działaniom zespołów badawczych. A przecież trudno o rezultaty naukowe osób działających w pojedynkę.
Tego typu polityka prowadzi do wytworzenia wielu zgubnych mechanizmów. Jeden z nich polega na zbyt szybkim odejściu młodych – dopiero wykształconych badaczy od tego, czym jest kwintesencja pracy naukowej, czyli prowadzenia intensywnych badań. Jestem bardzo wdzięczna za wskazanie tego zjawiska Michałowi Bilewiczowi, który kilka tygodni temu w "Gazecie Wyborczej" przyznał się, że mniej czasu może zaangażować w naukę, gdyż oczekuje się od niego, że będzie pozyskującym pieniądze księgowym. Budowanie takich mechanizmów pokazuje zakres elementarnego niezrozumienia tego, czym właściwie jest nauka.
Największym zagrożeniem tej ustawy jest to, że składa ona obietnice bez pokrycia. Opowiada się legendy o mobilności amerykańskich naukowców, natomiast rzeczywistość jest odmienna i wcale nie tak różowa, jak ją malują. Ich system był elastyczny w latach intensywnego rozwoju uniwersytetów. Dziś, wraz z postępującym kryzysem, staje się coraz sztywniejszy. Konkurencja sprawia, że atmosfera uczelni takich jak Harvard jest powszechnie określana przed przedstawicieli wielu dyscyplin jako „nie do zniesienia“; skarżą się oni na brak rozmów tak potrzebnych w codziennej pracy naukowej. Kiedy pracowałam tam, mogłam rozmawiać swobodnie tylko z emerytami, bowiem inni pracownicy tylko zadawali pytania na temat moich badań, nie dzieląc się własnymi przemyśleniami. Wszystko zdawało się potwierdzać ogólnie panujące przekonanie że jedne osoby starają się jak najwięcej „wyciągnąć“ informacji od drugiej, nie opowiadając o własnych pracach. Ten brak wymiany myśli często dziwił cudzoziemców przebywających na krótszych stypendiach (do roku). Mówiono o zasadzie ostrożności – zachowywaniu tylko dla siebie nieopublikowanych pomysłów. A nam potrzebna jest nauka opierająca się na współpracy, a nie ostrej rywalizacji.
Tymczasem tresura do rywalizacji zaczyna się dużo wcześniej – w szkole. Są kraje, w których wystawia się oceny za zdolności do empatii i kooperacji, a nawet takie, gdzie do 15 roku życia nie ma indywidualnych ocen – właśnie po to, by nie zmuszać do agresji i konkurencyjności. Tymczasem w polskiej szkole dochodzi do realnej segregacji. Na przykład niektóre dzieci nie mogą pozwolić sobie na udział w klasowej wycieczce za kilkaset złotych, ale mimo to wycieczka się odbywa. Jest to nie tylko tolerowane, ale wręcz akceptowane przez rodziców, podobnie jak i ściąganie. Zdarza się nawet, że jedne dzieci jadają obiad w szkolnej stołówce, a inne – te biedniejsze – nie mają posiłku. Głodne dzieci oglądają posilających się kolegów i panie wychowawczynie. Wygląda na to, że nikomu to nie przeszkadza. Musimy się zastanowić nad tym, jakie społeczeństwo buduje nam taka edukacja.
Anna Szołucha, samorząd doktorancki SNS PAN: Najważniejszym trendem tej ustawy jest elitaryzacja edukacji wyższej. Chodzi o podział szłkół wyższych na elitarne enklawy i resztę, która będzie zależna od biznesu. Wskazują na to takie działania, jak np. Diamentowy Grant, stypendia prymusów dla najlepszych doktorantów oraz przede wszystkim plany ustanowienia krajowych naukowych ośrodków wiodących. Celem reformy jest to, by do roku 2030 pierwsze polskie uczelnie znalazły się w czołówce europejskich rankingów i do tego samego roku zwiększyć o 50% ilość obcokrajowców, studiujących w Polsce. 19 marca o 13.00 odbędzie się debata "Nowe otwarcie uniwersytetu" w Pałacu Staszica, mająca na celu stworzenie – w wyniku otwartej dyskusji – głównych postulatów dotyczących uczelni wyższych ze strony środowisk uniwersyteckich krytycznych wobec aktualnego kierunku przemian.
Dorota Obidniak, Związek Nauczycielstwa Polskiego: Te zmiany w żaden sposób nie gwarantują wzrostu nakładów na edukację wyższą do poziomu 3% PKB, co stanowi światową normę. Jeden Uniwersytet Stanforda dysponuje rocznym budżetem większym niż połowa nakładów budżetowych na całe szkolnictwo wyższe w Polsce! Nie widać, by ustawa Kudryckiej miała być realizacją jakiejś szerszej strategii rozwoju szkolnictwa, bo jej po prostu nie ma. Dopiero się nad nią pracuje, czyli działa dokładnie odwrotnie niż nakazuje logika. Przepisy prawne są narzędziem, które ma pomoc we wprowadzeniu nowych rozwiązań. Opracowywanie narzędzi do realizacji celów, zanim się je określi, jest kontraproduktywne.
Zamiast zastanawiać się, jak skutecznie wspierać wybijające się zespoły naukowe, jak budować wokół nich środowisko, toczymy jałowe dyskusje o wyższości habilitacji nad doktoratem. Jeszcze żebyśmy się przy tym odwoływali do jakiś badań, które wykazują, że systemy szkolnictwa wyższego, w których istnieje habilitacja są lepsze. Ale się nie odwołujemy, bo dowody na potwierdzenie tej tezy nie istnieją. Dalej będzie więc jak w historii, którą ostatnio uraczyła mnie znajoma. Dopisuje właśnie do swojej habilitacji rozdział, w którym zacytuje Ważnego Profesora – mimo, iż nie popełnił on żadnej publikacji w dziedzinie, którą się zajmowała – bo bez jego nazwiska w bibliografii na habilitację nie ma szans.
Kilka lat temu przyjechał do Polski dr Jo Ritzen, były wieloletni holenderski minister edukacji, współtwórca koncepcji Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów – PISA, wówczas rektor Uniwersytetu w Maastricht. Mówił o tym, jak – w obliczu zmian demograficznych – jego uniwersytet przygotowuje się na przyjęcie studentów z Europy Wschodniej, jak pracuje nad atrakcyjną ofertą studiów dla nich oraz jak sami nauczyciele akademiccy przygotowują się na ich przybycie. Przypomnijmy, że było to cztery lata temu, a planowane zmiany miały być wprowadzane dopiero za kilka lat. W Polsce takich działań się nie podejmuje. Po co?
Dziś odchodzi się od sztywnego pojmowania edukacji, pojmowania ograniczonego do szkolnego budynku, do edukacji formalnej. Na przykład w Szkocji dzieciaki mają specjalne dzienniczki, w których zapisuje się, jaki poziom umiejętności w danej dziedzinie osiągnęły. Obok umiejętności czytania można tam znaleźć wpis, że John czy Mary potrafią zbudować tratwę, czego nauczyły się nie w szkole, lecz podczas wakacji. Dostrzega się, że dobro człowieka polega na możliwości zdobywania różnych umiejętności przydatnych w życiu, nie tylko tych niezbędnych na rynku pracy. Pamięta się także o tym, że świadomość dziecka kształtuje miejsce, w którym przebywa – to, jaka będzie jego postawa wobec problemu ochrony środowiska, zależy też od tego, czy w szkole sortuje się śmieci.
Potrzebna jest nam też zmiana sposobu kształcenia nauczycielek i nauczycieli, bez których żadne zmiany w edukacji nie będą możliwe – nauczycielki i nauczyciele nie mogą niszczyć dziecięcej ciekawości świata i kreatywności, a badania trzecioklasistów pokazują, że tak się niestety dzieje.
PS Notabene dr Jo Ritzen po ośmiu latach kierowania Uniwersytetem w Maastricht, zamiast przejść na zasłużoną emeryturę utworzył właśnie (konkretnie w grudniu 2010) fundację “Empower European Universities”. Jej celem będzie m.in. poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co zrobić, by zwiększyć wkład europejskich uniwersytetów w rozwój społeczeństw.
Maciej Gdula, Krytyka Polityczna: Ta reforma wdraża nowych pracowników w system w dużej mierze korporacyjny. Chce się, by pracownikom naukowym płacić głównie przez granty, co ma ich motywować do pracy po godzinach. Ustawa zabezpiecza interesy establishmentu, zostawia w spokoju profesorów, a młodych pracowników naukowych wdraża do nowego systemu. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, co realnie można zrobić z reformą Kudryckiej. Czy nastawiać się na to, by ratować, co się da, czy raczej skupić się stworzeniu zupełnie własnej wizji.
Bardzo ważne jest to, na co zwraca uwagę Izabela Wagner: potrzebna jest nam nie „reforma Nauki”, ale reforma nauk. Chodzi o przyznanie, że różne dziedziny badawcze mają różną specyfikę i wymagają dostosowanych do nich działań, a nie sztucznego ujednolicania. Kiedyś sposobem na wypracowanie takich różnic była autonomia uniwersytetu, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nadal jest to aktualna, nośna idea. W jaki sposób zaprojektować system oddolnego samoreformowania się nauk?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz