Dziwnym trafem nie zdziwiły mnie niedawne medialne doniesienia, że na Euro 2012 warszawska Praga, której obiecywano z tej okazji złote góry, nie doczeka się żadnego istotnego impulsu w kierunku poprawy jakości życia. Jak na razie wygląda na to, że za rok będziemy mogli zachwycać się stadionem, co do estetyki którego już toczą się zażarte dyskusje, no i może w okolicy mistrzostw (albo ciut później) centralną nitką II linii metra. Nie do końca jest jasne, czy poprawi ona jakość komunikacji na obszarze, mającym już całkiem niezły dostęp do autobusów, tramwajów i kolei, nie do końca jasne jest też, jak szybko rozszerzy się ona do dzielnic potrzebujących poprawy sytuacji, jak Targówek czy Gocław (pomysł na pociągnięcie nitki tramwajowej do tej ludnej części Pragi Południe, zapewne tańszy i nie mniej skuteczny, jakoś ostatnio przycichł) - pojawiające się na giełdzie terminy wyglądają dość odlegle, i nie przybliża ich nawet pomysł na "ateńskie drążenie" w dwóch kierunkach - na Bemowo i Targówek - włącznie.
Jak zatem widać, wyliczanka ta nie brzmi imponująco. Doczekamy się wielkiego stadionu, zbudowanego w sposób budzący wątpliwości, czy ktokolwiek chciałby, by kiedykolwiek miał on zarabiać na siebie - chociażby poprzez brak infrastruktury lekkoatletycznej. Stadion ten stanie się pomnikiem rodzimej megalomanii, który niczym latający spodek skolonizuje widok na Warszawę z prawej strony Wisły albo z Powiśla. Rok, półtora, dwa lata temu mówiono, że Praga wypięknieje - znajdą się fundusze na rewitalizację dzielnicy, a wokół stadionu powstanie nowoczesna zabudowa biznesowa, mająca zapewnić nieco większą równowagę względem aktywności gospodarczej między dwoma brzegami rzeki. Gdyby tak się stało, moglibyśmy doczekać się bezprecedensowego rozwoju Pragi i zapewnieniu jej pełnego dostępu do udogodnień życia w europejskiej metropolii. Gdyby wszystkie te inwestycje zostały zrealizowane (a dodajmy, że chociażby wraz z budową Mostu Północnego czekać nas też będzie - choć zapewne nie bez problemów - rozruch nowej nitki tramwajowej na Białołęce), dysproporcje mogłyby być nieco mniejsze, a mieszkanki i mieszkańcy dalszych rejonów miasta nie musieliby spędzać godzin w korkach, by móc napić się kawy albo spotkać ze znajomymi.
Tak mogło być, a jak będzie? Społeczność Saskiej Kępy już dziś wyraża obawy przed pogorszeniem się jakości życia w swojej okolicy, zdominowanej przez nowy stadion. Wielokulturowe, wręcz egzotyczne centrum handlu znane ze Stadionu Dziesięciolecia zniknęło, a większość kupców dziś handluje z dala od centrum miasta. To jeszcze nic - na niedawno ujawnionej liście dziesięciu projektów społecznych związanych z Euro 2012 widnieje dość mało imponująca kwota na ich realizację - 2 miliony złotych, z czego na Pragę ma trafić raptem połowa tejże kwoty. Przejrzenie tej listy pokazuje kolejną smutną prawdę - zdecydowana większość projektów związana jest z Euro jako takim, a więc kibicowaniem i promocją sportu, jest jeszcze jeden projekt kulturalny i jeden kulturalno-sportowy - i tyle.
Trudno uznać ten program za specjalnie imponujący, w żaden sposób nie odpowiada on też na problemy społeczne, jakie na Pradze (szczególnie Pradze Północ) występują. Słaby poziom zdrowia, konflikty lokatorskie, związane z reprywatyzacją budynków i wyrzucaniem z nich lokatorek oraz lokatorów, tworzenie "enklaw bogactwa" w postaci grodzonych osiedli, słabe wyniki edukacyjne, niedobre warunki mieszkaniowe... Nie słyszymy tymczasem chociażby o większym zaangażowaniu miasta w specjalnie ukierunkowane programy profilaktyki, zatrudnianie większej ilości pracowników socjalnych, pracujących nad całymi, zdegradowanymi społecznościami albo o dodatkowych środkach na rzecz termomodernizacji i poprawy jakości infrastruktury mieszkaniowej...
Nawet o marzeniach o nowoczesnej dzielnicy biznesowej nie mówi się już tyle co kiedyś - nie to, bym był zwolennikiem takowej, wolę dbanie o przemieszanie funkcji miejskich niż tworzenie kolejnego ośrodka korkotwórczego - pokazuje to jednak dobrze, jak łatwo było zagłuszyć głosy sceptyczne wobec piłkarskiej imprezy, roztaczając wizje rozwoju społecznego i infrastrukturalnego. Pokazuje to też, że na przyszłość lepiej po prostu zaszczepić się na tego typu zapowiedzi (chyba, że zmieni się rządząca Warszawą ekipę) i głośno wyrażać swój krytycyzm wobec pomysłów w rodzaju ubiegania się o organizację letnich igrzysk olimpijskich. Nie chce mi się wierzyć, że niczym w Londynie tego typu inwestycje będą nad Wisłą kiedykolwiek służyły rozwojowi zdegradowanych obszarów miasta i podnoszeniu dostępności infrastruktury sportowej dla mieszkanek i mieszkańców okolicy. Megalomania to tym bardziej szkodliwa, że władze publiczne - tak lokalne jak i ogólnokrajowe - lubują się w opowiadaniu, jak to nie mogą zaspokoić najróżniejszych potrzeb społecznych z powodu "krótkiej kołdry". Dziw bierze, że na stadiony w Warszawie kołdry akurat niemal nigdy nie brakuje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz