22 czerwca 2010

Zieloni a sprawa polska

Ekologia nie jest postmaterialistycznym wyborem. Przykład Zielonego Nowego Ładu jest, moim zdaniem, ukoronowaniem wieloletnich, żmudnych działań Zielonych na rzecz "materializacji" swoich politycznych postulatów. Wszak "zielone miejsca pracy" to nie tylko edukacja i opieka zdrowotna, ale np. energooszczędne budownictwo, czyli działka jak najbardziej niebieskich kołnierzyków, klasy robotniczej czy też jak tę grupę społeczno-ekonomiczną zwał, tak zwał. Oczywiście że to nadal tylko część zielonego elektoratu, ale mimo wszytko rosnąca w skali europejskiej. Jeśli sami siebie zaczniemy przekonywać do tego, że nie mamy w ogóle szans do tego typu grup dotrzeć, to będzie to samospełniająca się przepowiednia. Przykładem jest tu właśnie energia - wystarczy poczytać wyliczenia Instytutu na rzecz Ekorozwoju by zobaczyć, że są przesłanki ku temu, by odrzucić przekonanie, że "zielona" równoznaczna jest z "drogą", i to na bazie twardych, ekonomicznych danych.

Zielona polityka w Polsce ma takie oblicze, jakie sami i same jej nadamy. Oczywiście, media będą nam przypinać różne łatki, ale łatki można z siebie mniej lub bardziej udanie zedrzeć. Przykład Caroline Lucas w Wielkiej Brytanii pokazuje, że Zieloni mogą być uznani za kompetentną siłę, mówiącą o systemie bankowym czy opiece zdrowotnej. Od lat zresztą zielony przekaz w Europie świadomie odchodzi od utożsamiania "zielonej polityki" z "zielonym stylem życia" - są to zbiory w dużej mierze wspólne, ale nie równoznaczne. Sukcesem często jest mniejsza ilość palenia, mniejsze spożycie mięsa czy rzadsze korzystanie z samochodu, a nie totalna rezygnacja z dotychczasowych nawyków. Sam nie wyobrażam sobie znając własną dietę, bym teraz mógł bez zagrożenia dla własnego zdrowia, przy tym tempie życia czy ilości wolnego czasu móc zapewnić sobie dietę równowartościową do mięsnej, ale z przyjemnością jem go teraz znacznie mniej, niż kiedyś.


Jeśli chcemy, by zielona polityka w tym kraju nas reprezentowała, musimy mówić jasno o naszych potrzebach życiowych, inaczej trudno będzie nam dostosować ją do nadwiślańskiego kontekstu. Co zresztą jest dla nas tym czynnikiem, dzięki któremu nadal chcemy działać - wycofanie wojsk z Afganistanu czy sprzeciw wobec komercjalizacji opieki zdrowotnej? Prawa kobiet czy dobra edukacja? Które postulaty są ważne dla nas, a które dla osób, które mogłyby na nas głosować? Bez odpowiedzi na to pytanie trudno tworzyć dobry program i spójny przekaz.

Wielu moich znajomych o prawicowych poglądach w zachodnich demokracjach byłoby zielonym elektoratem, ale na wschód od Łaby nie miały szczęścia otrzymać narzędzi do przyjęcia zielonej polityki jako polityki idącej w ich własnym interesie. Głosują zatem np. na PO, ryzykując wprowadzenie opłat za studia, nawet nie na SLD, o mniejszych partiach, ze względu na zabetonowanie sceny, nie wspomniawszy. Czy tego chcemy czy nie, czeka nas długi marsz, i to bardzo skomplikowany, wiodący po wielu dziedzinach, które Zieloni na Zachodzie mogą sobie darować (np. analiza dziedzictwa literackiego, niezwykle istotna, a praktycznie pomijana po lewej stronie politycznej sceny, mimo, iż już dość stara jest teza Jedlickiego o tym, że w Polsce mamy "cywilizację literatury", a nie techniki jak na Zachodzie).


Nie traktuję siebie jako jakąkolwiek elitę, ostentacyjnie odrzucam próby przyporządkowania mnie do jakiejś inteligencji, pragnę pozostać statecznym drobnomieszczaninem (o wielowiekowym chłopskim pochodzeniu) i nie zamierzam się tego wypierać. Także z własnymi, klasowymi resentymentami i antyelitaryzmem, który sprawia, że nie jestem w stanie stanąć z "wykształciuchami" po stronie osób najeżdżających na Jarosława Kaczyńskiego zanim jeszcze w ogóle cokolwiek powie - widziałem warunki, w jakich żyją ludzie i w jakich tworzy się poparcie dla takich poglądów i zgodnie z zieloną zasadą profilaktyki wolę poprawiać jakość życia ludzi niż tworzyć wokół nich mentalny kordon sanitarny. Czasem nie jest łatwo, ale iść do przodu - jak sądzę - warto.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...