Kiedy przygotowałem już widoczne obok słupki sondażowe, ogarnęło mnie, co tu dużo kryć, przygnębienie. Już niemal rytualnie pod koniec miesiąca pojawiają się sondaże, mające zwiastować znaczący spadek poparcia dla PO i powolny wzrost opozycji - PiS i SLD. Sumuję wyniki, uśredniam i co widzimy? Poparcie dla Platformy ledwo drgnęło! Spoglądam do archiwum, patrzę się na wyniki z lipca zeszłego roku i co? Platforma ma plus minus to samo poparcie. Jedyną formacją, której udało się nieco podnieść swoją popularność to SLD, żywiące się zapewne kosztem pozaparlamentarnej drobnicy. Ta nie jest już w stanie przekroczyć nawet 2% społecznego poparcia, i nic tu nie zmienia szersze zaistnienie Stronnictwa Demokratycznego. Oczywiście można wierzyć Pawłowi Piskorskiemu, że na razie SD jeszcze na dobre nie ruszyło, ale na chwilę obecną nie za bardzo widać źródła ewentualnego zdobywania poparcia. Kto ma dość PO, raczej zmierza w kierunku partii Napieralskiego, która potrafi wahać się w przedziale od 6 do 14%.
Na razie więc Donald Tusk może zabierać pieniądze na podręczniki dla niewidomych, likwidować fundusz solidarności społecznej czy też grozić odebraniem ulg "bogatym studentom" na przejazdy koleją - nie im się go nic. Być może to jeszcze efekt równych i wysokich notowań z początku miesiąca, ale nie sądzę, by miał to być trend, który zaraz, natychmiast się odwróci. Ani PiS, ani SLD nie wydają się jeszcze w oczach ludzi wiarygodną, spójną alternatywą dla Platformy. SD nie ma w tym momencie szczegółowego programu, więc pełnienie funkcji klona PO nie przyciąga poparcia. Skoki poparcia i ich wpływ na rozkład głosów w ewentualnym, przyszłym Sejmie również nie ulegają znaczącym zmianom. PO zdaje się być pewna siebie i ma ku temu powody. Już teraz przygotowuje się ona do wyborów samorządowych po to, by przejąć bądź osłabić niezależne kandydatury popularnych prezydentów najważniejszych miast.
Rok 2010 ma szansę być przełomowym w polskiej polityce. Będzie on testem tego, czy istnieje możliwość przełamania dominacji "wielkiej czwórki", czy też na dłuższy czas zdominuje ona polityczną scenę w Polsce. Tak w wyborach samorządowych, jak i prezydenckich PO walczyć będzie o utrzymanie swojej dominacji, PiS - o jak najmniejszy dystans w poparciu w stosunku do Platformy, SLD zaś - o powrót do pierwszej ligi, co mógłby im zagwarantować np. wynik zbliżony do Prawa i Sprawiedliwości. PSL zapewne utrzyma swoje lokalne wpływy, wielką niewiadomą będzie zaś SD. Czy liberalny, wielkomiejski elektorat, skłonny do głosowania na formację Piskorskiego (jak wskazują wyniki badań, taka możliwość istnieje)? Czy partia ta pozycjonować się będzie w ścisłym centrum politycznej sceny, czy też - na co wskazują niektóre publikacje prasowe - będzie zerkać w lewą jej stronę? I czy do tego czasu wykrystalizuje się jeszcze jakaś alternatywna siła polityczna? Sezon ogórkowy raczej nie da na te pytania odpowiedzi.
Na razie więc Donald Tusk może zabierać pieniądze na podręczniki dla niewidomych, likwidować fundusz solidarności społecznej czy też grozić odebraniem ulg "bogatym studentom" na przejazdy koleją - nie im się go nic. Być może to jeszcze efekt równych i wysokich notowań z początku miesiąca, ale nie sądzę, by miał to być trend, który zaraz, natychmiast się odwróci. Ani PiS, ani SLD nie wydają się jeszcze w oczach ludzi wiarygodną, spójną alternatywą dla Platformy. SD nie ma w tym momencie szczegółowego programu, więc pełnienie funkcji klona PO nie przyciąga poparcia. Skoki poparcia i ich wpływ na rozkład głosów w ewentualnym, przyszłym Sejmie również nie ulegają znaczącym zmianom. PO zdaje się być pewna siebie i ma ku temu powody. Już teraz przygotowuje się ona do wyborów samorządowych po to, by przejąć bądź osłabić niezależne kandydatury popularnych prezydentów najważniejszych miast.
Rok 2010 ma szansę być przełomowym w polskiej polityce. Będzie on testem tego, czy istnieje możliwość przełamania dominacji "wielkiej czwórki", czy też na dłuższy czas zdominuje ona polityczną scenę w Polsce. Tak w wyborach samorządowych, jak i prezydenckich PO walczyć będzie o utrzymanie swojej dominacji, PiS - o jak najmniejszy dystans w poparciu w stosunku do Platformy, SLD zaś - o powrót do pierwszej ligi, co mógłby im zagwarantować np. wynik zbliżony do Prawa i Sprawiedliwości. PSL zapewne utrzyma swoje lokalne wpływy, wielką niewiadomą będzie zaś SD. Czy liberalny, wielkomiejski elektorat, skłonny do głosowania na formację Piskorskiego (jak wskazują wyniki badań, taka możliwość istnieje)? Czy partia ta pozycjonować się będzie w ścisłym centrum politycznej sceny, czy też - na co wskazują niektóre publikacje prasowe - będzie zerkać w lewą jej stronę? I czy do tego czasu wykrystalizuje się jeszcze jakaś alternatywna siła polityczna? Sezon ogórkowy raczej nie da na te pytania odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz