Całkiem niedawno pisałem o swoich uwagach dotyczących projektów rewitalizacyjnych na Mokotowie. Postanowiłem poczytać nieco więcej na ten temat i sprawdzić, jakie w tej kwestii doświadczenia mają w Wielkiej Brytanii. Tam też New Economics Foundation, zacna instytucja zajmująca się tworzeniem alternatyw dla obecnego modelu ekonomicznego, słabo uwzględniającego potrzeby społeczne i ekologiczne, zdecydowała się na wydanie publikacji "Hitting the target, missing the point: How government regeneration targets fail deprived areas", poświęconej ocenie rządowych planów rewitalizacyjnych. Publikacja tym cenniejsza, że także w Zjednoczonym Królestwie widać rosnące rozwarstwienie społeczne, coraz częściej grupujące się w "zdeprawowanych okolicach". Tam też kumulują się negatywne zjawiska, takie jak przestępczość czy długotrwałe bezrobocie. Rządowe programy nie zawsze odnoszą spodziewany skutek - dlaczego?
Autorzy NEF - Eilis Lawlor i Jeremy Nicholls - znają odpowiedź: to niedostateczne uwzględnienie kwestii zrównoważonego rozwoju i anachroniczne metody mierzenia sukcesu danego przedsięwzięcia. Cóż z tego, że ktoś znajdzie pracę i przestanie korzystać z zasiłków, skoro praca ta będzie słabo płatna, odbywać się będzie w godzinach utrudniających godzienie jej z życiem rodzinnym - słowem, nie będzie przyczyniać się do poprawy jakości życia, tworzących "pracujących biednych"? Cóż ze stworzenia pewnych warunków do rozwoju przedsiębiorczości, skoro zdewastowana przestrzeń publiczna okolicy zniechęcać będzie ludzi do korzystania z danych usług? Jedynie holistyczne uwzględnianie wszystkich elementów rewitalizacji daje szansę na trwałą poprawę warunków życia i stworzenie podstaw wejścia na ścieżkę trwałego rozwoju.
Ogromną rolę w procesie rewiatalizacyjnym pełni dostęp do odpowiednich wskaźników. Brak odpowiednich pozycji wyjściowych, np. w zakresie skali lokalnej przestępczości, poziomu społecznych interakcji czy też jakości lokalnego środowiska przyrodniczego i jego wpływu na stan zdrowia mieszkanek i mieszkańców poważnie utrudnia stworzenie przekonywującego i - co jeszcze ważniejsze - skutecznego projektu zmiany na lepsze. Równie istotne jest uwzględnienie przy planowaniu jak najszerszej grupy lokalnej społeczności, co umożliwi np. stworzenie profilu grup docelowych projektu, którym poświęcona zostanie szczególna uwaga.
Pamiętajmy o ludziach, bo to im służyć mają tego typu działania. Przywracanie ludzi z powrotem na rynek pracy czy też budzenie w nich zaufania do współpracy sąsiedzkiej wcale nie jest prostym zadaniem. Szacuje się, że potrzeba roku ostrożnych prób i dyskusji z osobą długotrwale bezrobotną, by była ona gotowa rozpocząć aktywne poszukiwania na rynku pracy. Kiedy już zacznie, często musi poważnie zastanowić się, czy oferty pracy odpowiadają jej kwalifikacjom. Samozatrudnienie, wspierające lokalną ekonomię, również oznacza konieczność kalkulowania zysków z wyjścia np. z szarej strefy bądź też bierności zawodowej, spędzaniu czasu przy załatwianiu spraw urzędowych, dbaniu o płynność finansową... Bez pomocy przy tego typu działaniach poprzez szkolenia, kredyty czy dotacje trudno będzie sobie wyobrazić samoistną odnowę zaniedbanych obszarów miejskich.
Na koniec zaś jeszcze jedna, istotna kwestia. Władze tak samorządowe, jak i centralne bardzo lubią patrzeć się na bezpośrednie rezultaty swoich działań, takie jak ilość wybodowanych dróg, wyremontowanych budynków czy też stworzonych miejsc pracy. Równie ważne są jednak także i oddziaływania, mierzone bardziej długofalowo. Praca zatem powinna zapewnić wzrost poziomu i jakości życia, umożliwiać godzenie życia rodzinnego i zawodowego, poprawa zaś wyglądu przestrzeni publicznej - sprzyjać wzrostowi interakcji społecznych. Obok gospodarki zarobkowej cenić też należy wzrost sąsiedzkiej samopomocy - na przykład w formie samopomocy. Zmiana modelu zachowania mieszkanek i mieszkańców to proces długi i żmudny, ale bez tego możemy pompować pieniądze w nieskończoność, jednocześnie nie pomagając nikomu w wybiciu się na niezależność. Bez inwestycji w ludzi piękne place zabaw zostaną zdewastowane, a nowe miejsca pracy okażą się być miejscami wyzysku. Jeśli zatem działamy - róbmy to z głową.
Autorzy NEF - Eilis Lawlor i Jeremy Nicholls - znają odpowiedź: to niedostateczne uwzględnienie kwestii zrównoważonego rozwoju i anachroniczne metody mierzenia sukcesu danego przedsięwzięcia. Cóż z tego, że ktoś znajdzie pracę i przestanie korzystać z zasiłków, skoro praca ta będzie słabo płatna, odbywać się będzie w godzinach utrudniających godzienie jej z życiem rodzinnym - słowem, nie będzie przyczyniać się do poprawy jakości życia, tworzących "pracujących biednych"? Cóż ze stworzenia pewnych warunków do rozwoju przedsiębiorczości, skoro zdewastowana przestrzeń publiczna okolicy zniechęcać będzie ludzi do korzystania z danych usług? Jedynie holistyczne uwzględnianie wszystkich elementów rewitalizacji daje szansę na trwałą poprawę warunków życia i stworzenie podstaw wejścia na ścieżkę trwałego rozwoju.
Ogromną rolę w procesie rewiatalizacyjnym pełni dostęp do odpowiednich wskaźników. Brak odpowiednich pozycji wyjściowych, np. w zakresie skali lokalnej przestępczości, poziomu społecznych interakcji czy też jakości lokalnego środowiska przyrodniczego i jego wpływu na stan zdrowia mieszkanek i mieszkańców poważnie utrudnia stworzenie przekonywującego i - co jeszcze ważniejsze - skutecznego projektu zmiany na lepsze. Równie istotne jest uwzględnienie przy planowaniu jak najszerszej grupy lokalnej społeczności, co umożliwi np. stworzenie profilu grup docelowych projektu, którym poświęcona zostanie szczególna uwaga.
Pamiętajmy o ludziach, bo to im służyć mają tego typu działania. Przywracanie ludzi z powrotem na rynek pracy czy też budzenie w nich zaufania do współpracy sąsiedzkiej wcale nie jest prostym zadaniem. Szacuje się, że potrzeba roku ostrożnych prób i dyskusji z osobą długotrwale bezrobotną, by była ona gotowa rozpocząć aktywne poszukiwania na rynku pracy. Kiedy już zacznie, często musi poważnie zastanowić się, czy oferty pracy odpowiadają jej kwalifikacjom. Samozatrudnienie, wspierające lokalną ekonomię, również oznacza konieczność kalkulowania zysków z wyjścia np. z szarej strefy bądź też bierności zawodowej, spędzaniu czasu przy załatwianiu spraw urzędowych, dbaniu o płynność finansową... Bez pomocy przy tego typu działaniach poprzez szkolenia, kredyty czy dotacje trudno będzie sobie wyobrazić samoistną odnowę zaniedbanych obszarów miejskich.
Na koniec zaś jeszcze jedna, istotna kwestia. Władze tak samorządowe, jak i centralne bardzo lubią patrzeć się na bezpośrednie rezultaty swoich działań, takie jak ilość wybodowanych dróg, wyremontowanych budynków czy też stworzonych miejsc pracy. Równie ważne są jednak także i oddziaływania, mierzone bardziej długofalowo. Praca zatem powinna zapewnić wzrost poziomu i jakości życia, umożliwiać godzenie życia rodzinnego i zawodowego, poprawa zaś wyglądu przestrzeni publicznej - sprzyjać wzrostowi interakcji społecznych. Obok gospodarki zarobkowej cenić też należy wzrost sąsiedzkiej samopomocy - na przykład w formie samopomocy. Zmiana modelu zachowania mieszkanek i mieszkańców to proces długi i żmudny, ale bez tego możemy pompować pieniądze w nieskończoność, jednocześnie nie pomagając nikomu w wybiciu się na niezależność. Bez inwestycji w ludzi piękne place zabaw zostaną zdewastowane, a nowe miejsca pracy okażą się być miejscami wyzysku. Jeśli zatem działamy - róbmy to z głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz