23 lipca 2009

Globalizacja, damn it!

W ostatnich dniach śmieszą mnie dwie rzeczy - kanonizacja Jerzego Buzka w polskich mediach i dyskusje o wolności. W jakiś sposób łączą się one ze sobą, o czym przekonałem się oglądając dokument "Koszmar Darwina". Szczegóły za chwil parę, natomiast korzystając z okazji, chciałbym wyrazić pewną myśl egzystencjalną. Czy gdyby szefem PE został dajmy na to Maciej Giertych w poprzedniej kadencji, to czy media również rzuciłyby się z zachwytem nad wspaniałym faktem wyboru Wielkiego Polskiego Polityka na unijne stanowisko, dość zresztą symboliczne? Aż mnie świerzbiło, by wziąć co smakowitsze wycinki relacji prasowych i podmienić nazwisko Buzek na jakieś inne, np. Krzysztof Kononowicz. Byłoby zabawnie, gdyby nie fakt, że chroniczne mylenie plemiennego nacjonalizmu z patriotyzmem staje się niemożebnie frustrujące. Nieważne poglądy polityczne (a może nawet ich brak?), cztery reformy, rządy w latach 1997-2001, po których jego poprzednia formacja - AWS, wylądowała pod progiem wyborczym. Millerowi podobnych ekscesów nie darowano - Buzka wyniesiono pod niebiosa. Oto stan polskiej debaty publicznej - nieważne przekonania, ważne, że to Nasz Rodak.

Nasz Rodak zdaje się utożsamiać z polityką Unii Europejskiej, w tym z jej wymiarem międzynarodowym. W końcu przynależy do tej samej rodziny politycznej, co imć Barroso, który obecnie ubiega się o reelekcję na stanowisko szefa Komisji Europejskiej. Za jego kadencji (w roku 2007) do zagranicznego wymiaru Strategii Lizbońskiej, mającej uczynić UE najbardziej konkurencyjną gospodarką świata, włączono opracowaną jeszcze w latach 90. XX wieku koncepcję "Globalna Europa - konkurencyjna na świecie". To realizowana w praktyce idea, która polega na negocjowaniu dwustronnych umów z państwami Globalnego Południa (w większości dawnymi koloniami), o poziomie deregulacji większym niż w wypadku rozmów prowadzonych w obrębie Światowej Organizacji Handlu. Uzależnione od eksportu kraje zgadzają się na podporządkowanie się ustaleniom, na mocy których muszą znosić cła i jakiekolwiek inne bariery dostępu produktów unijnych na lokalne rynki, podczas gdy kraje Południa na aż tak wielką hojność UE (poza wybranymi, potrzebnymi Europie produktami) liczyć nie mogą.

Czemu o tym piszę? Właśnie z powodu "Koszmaru Darwina", który zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Dokument, nominowany w 2006 roku do Oscara, opowiada historię okonia nilowego, który zaraz na początku dekolonizacji - w latach 60. XX wieku - został wypuszczony w ramach eksperymentu naukowego do wód Jeziora Wiktorii. Nie mając naturalnych przeciwników, w ciągu kilkudziesięciu lat wytrzebił z niego wiele innych gatunków, zupełnie zmieniając tamtejszy ekosystem. Zmienił też tradycyjne zajęcia tamtejszej ludności, która rozpoczęła eksploatację nowego "bogactwa". Nie dla siebie - w Tanzanii nadal zdarzają się klęski głodu - ale po to, by zarobić z eksportu filetów z okonia do Europy. Polityka handlowa doprowadziła do uzależnienia kraju od rynku konsumenckiego na drugim końcu świata (25% dochodów z eksportu to nie przelewki) i zupełnie zdewastowała tkankę społeczną nad Jeziorem Wiktorii.

Kłamliwość wszystkich stereotypów, dotyczących biedy w Afryce dzięki temu francuskiemu dokumentowi wychodzi na światło dzienne. Dawne, bezpośrednie formy kolonialnego wyzysku zastąpiły neokolonialne zasady handlu światowego. Samoloty z Europy, zamiast przywozić pomoc humanitarną najczęściej przylatują puste, chyba, że przywożą broń, szmuglowaną później do regionów ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Opowieści rosyjskiej ekipy lotniczej zdają się tu być symptomatyczne dla myślenia świata o Afryce. Jeden z członków tejże ekipy opowiada z rozbrajającą szczerością, że nie wie, co właściwie wiozą do Mwanzy (na zdjęciu)- miasta przeładunkowego przy Jeziorze Wiktorii. Drugi, mając wyrzuty sumienia, opowiada o swoim locie do Angoli, a następnie do RPA, skąd przywoził winogrona. Wspomina owe grudniowe loty mówiąc, że dzieci afrykańskie na Gwiazdkę otrzymały broń, a europejskie - winogrona...

Esencją naszego myślenia jest jednak inna wypowiedź - najpierw jeden z członków rosyjskiej ekipy wypowiada swoje przekonanie, że głód w Afryce bierze się z lenistwa jej mieszkańców, po czym ucina rozmowę, stwierdzając, że nie chce rozmawiać o polityce. Nie jest to, niestety, rzadka postawa. Tu zatem dochodzimy do pojęcia wolności. Neoliberalizm każe wierzyć, że im mniej barier dla handlu, tym większy wzrost bogactwa. Ba, tym większa możliwość wyboru. Nawet, jeśli biednym nie poprawi się od razu, to z całą pewnością coś im z europejskiego bogactwa ścieknie. Owszem - ścieka, dzięki czemu 2 miliony Europejczyków może mieć wolność wyboru okonia nilowego w sklepie, pochodzącego z kraju, w którym w tym samym czasie 2 miliony ludzi cierpi głód. Na szczęście tym z nad Wiktorii już dziś bogactwo ścieka - na przykład w postaci możliwości jedzenia suszonych na słońcu resztek mięsa i głów owych okoni, po których pełznie robactwo, a unoszące się w powietrzu opary amoniaku prowadzą do utraty wzroku i trwałego kalectwa osoby pracujące przy tym procederze. Jakże muszą być one szczęśliwe z łaski, jaka spotkała je dzięki owemu przypływowi bogactwa, które unosi wszystkie łódki...

Z wolności mogą się też cieszyć osoby zmarłe na AIDS, w końcu to ich wolny, wynikający z nieróbstwa wybór, że będąc zmuszonymi do utrzymania swych rodzin nie mają czasu na naukę i nie używają prezerwatyw. To również wolny wybór opiekującego się wiernymi w jednej z tanzańskich wsi pastora, że opowiada o grzeszności kondomów - w końcu ma do tego prawo. Jako rozwiązanie dla tego typu sytuacji usłyszałem już kiedyś m.in., by zmienić Afrykę w wielki spichlerz dla Północy (bo w końcu i tam przypływ wzniesie bla bla bla bla bla), by ocalić przed czarnoskórymi lasy równikowe i przekazać je pod kuratelę ONZ czy też nawet by dokonywać interwencji zbrojnych. Uff, europejskie miłosierdzie musi na cierpiących z powodu naszej polityki Afrykankach i Afrykańczykach robić niesamowite wrażenie...

Kiedy więc ktoś mówi mi o wolności, pytam się - dla kogo? Czy ważniejszą mierzalną wartością jest swoboda koncernów żywnościowych do okonia nilowego, czy też lokalnych społeczności - do godnego życia? Bohaterki i bohaterowie "Koszmaru" wielokrotnie podkreślają, że chcieliby się uczyć, zdobyć normalny zawód, utrzymać siebie i swoją rodzinę, wykształcić dzieci. Zapewne doskonałą receptą na ten stan rzeczy mogło by być np. wprowadzenie odpłatności za studia (jeśli jeszcze jej nie ma), bo, jak powszechnie wiadomo, konieczność płacenia za edukację zwiększa jej dostępność... Zastanawiam się tylko, co ludzie rozumujący w ten sposób powiedzieliby wąchającym klej dzieciom, mordowanym przez gości z Północy prostytutkom i innym ludziom, degradowanym do roli odpadów. Czy będą im kazać czekać na przypływ, który podniesie ich łódki?

Rybakom z Jeziora Wiktoria nikt nie powie, że świadomość ekologiczna jest wymysłem bogatych nuworyszy z europejskich dobrych domów - im manipulacje ekosystemem, w którym żyją, niszczą życie. Jeden z bohaterów - lokalny dziennikarz śledczy- pyta się znacząco: czemu Europie nie zależy na tym, by uleczyć chorobę Afryki? Daje odpowiedź - chęć zysku na tak moralnie wątpliwych przedsięwzięciach, jak szmuglowanie broni, bierze górę. To się nie zmieni, niezależnie od tego, ile osób - milion, 10 milionów, 100 milionów - oberzy film taki jak "Koszmar Darwina". Zmieni się, jeśli te osoby zapamiętają, co zobaczyły, i nigdy więcej nie zaznaczą na karcie wyborczej polityków, którzy legitymizują taki stan rzeczy. Tylko wrażliwość na lokalny kontekst, oddanie państwom Globalnego Południa prawa do jednostronnych obostrzeń handlowych, bez pozostawienia takiego prawa dla krajów rozwiniętych, transfer technologii i przede wszystkim - przeorientowanie tamtejszych gospodarek na zaspokajanie lokalnych potrzeb przed globalnym handlem mogą zmienić ten stan rzeczy. Wymiana towarowa była, jest i będzie faktem - autarkia zaś mrzonką. Chodzi o to, by ów globalny handel był sprawiedliwy i służył przede wszystkim ludziom. Nie musimy od dziś pościć za grzechy naszych rządów, ale nasze obowiązki są proste - to myślenie i pamięć.

1 komentarz:

Emilka. pisze...

Bardzo ciekawy artykuł, będę miała chwilkę to przejrzę resztę :)


Zapraszam do siebie http://emilka-obiektywnie.blogspot.com/

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...