Sezon ogórkowy pozwala mi nieco odsapnąć, nie denerwować się tyle, podnosić swoje kwalifikacje w dziedzinach życiowo przydatnych, dużo czytać, podróżować po mieście. Czasem jednak przychodzi chwila, by siąść na komputerze, sprawdzić pocztę i spojrzeć na wiadomości, czy aby nie ma tu o czym ciekawym pisać. Ot, tu prywatyzują, tam się kłócą, za granicą zamykają fabrykę turbin wiatrowych, bo rząd nie tworzy warunków do ich upowszechnienia - standard, każący poddać w wątpliwość przekonanie, że żyjemy w najlepszym ze światów. Dodatkowo można stracić zdrowie - ledwie człowiek demonstruje przeciwko ograniczeniom praw człowieka na Litwie (bo oto, w pogrążonym w kryzysie ekonomicznym kraju neoliberalna prawica pragnie odciągnąć uwagę wyborców od sytuacji, wprowadzając prawo, na mocy którego osoby nieheteronormatywne nie będą mogły mówić osobom poniżej 18 roku życia, że "nie są wielbłądami"), a oto na Arkadiusz Mularczyk i Artur Górski, skrajnie prawicowe skrzydło PiS, myśli o czymś podobnym. Dla nich normalność to krzyż w świeckim urzędzie, jakim jest Sejm, modlitwy o deszcz i plany intronizacji Chrystusa na króla Polski. Ba, poseł Górski widzi więcej niż my, szare robaczki, jest bowiem w stanie z pełnym przekonaniem stwierdzić, że wybór Baracka Obamy zwiastuje "zmierzch cywilizacji białego człowieka". Tak, do dopiero normalność pełną gębą...
Cóż to ma wspólnego z tematem mięśni i kulturystyki zaproponowanym przez serwis blog.pl? Oczywiście na pierwszy rzut oka niewiele. Kultura i procesy w niej zachodzące mają jednak to do siebie, że tworzą sieć naczyń połączonych, oczywiście odpowiednio zakamuflowanych pod hasłem "oczywistości". Jednym z kamieni węgielnych cywilizacji judeochrześcijańskiej, z której czerpie i nasza, był dość radykalny sprzeciw wobec homoseksualizmu. Dziś, kiedy do głosu coraz bardziej dochodzi drugi, bardziej "świecki" w naszym odczuciu filar - cywilizacji antycznej Grecji i Rzymu ze swym zróżnicowanym podejściem do tematu, owe tabu powoli zaczyna pękać. Wraz z przełomowym konceptem psychoanalizy Freuda uzyskaliśmy narzędzia do badania kultury jako sublimacji naszych popędów i pragnień.
Kulturystyka, jako forma sportu, wraz z innymi dyscyplinami cieszy się dwuznaczną opinią. Z jednej strony idole młodych (i nie tylko młodych) ludzi są archetypicznymi mężczyznami - wysportowanymi, walecznymi, rywalizującymi niczym społeczności pierwotne. Są to, jak ujmował to Thorstein Veblen, cechy "człowieka łupieżczego", który zdominował kulturę i narzucił swój ogląd na świat innym grupom społecznym. Ale nawet w tak "męskich" dziedzinach po dziś dzień daje się zobaczyć czyste, nie podlegające sublimacji emocje. Strzelony podczas meczu piłki nożnej gol pozwala mężczyznom na chwilę intensywnych uczuć, której nie są w stanie (z powodu ograniczeń panującego kodu kulturowego) okazywać sobie kiedy indziej, ewentualnie w skromnym wymiarze.
Kulturystyka z kolei (wszystko, co piszę na ten temat ma charakter opisowy, nie ocenny) zdaje się być jeszcze bardziej wyrafinowaną formą sublimacji popędów poprzez stereotyp. Kulturyści i kulturystki, nawet, jeśli nie wzbudzają powszechnej fascynacji, są pewnym wzorem typologicznym pożądanego wyglądu. Nie musimy tak wyglądać, ale przekonanie o konieczności wyrabiania tkanki mięśniowej skutecznie potrafi zachęcić nas do pójścia na siłownię. Nie zachęci nas do tego tak skutecznie np. troska o zdrowie - ale już podświadomie wpojone przekonanie, że podniesie to naszą atrakcyjność - i owszem. Do tego sport ten jeszcze bardziej zdaje się być "męskim" - tutaj nikt się nie przytula, kiedy zwiększy się obwód bicepsa, a studiowanie ciał osobników tej samej płci ma w sobie więcej ze wspomnianego już instynktu rywalizacyjnego niż ztabuizowanej fascynacji.
Nie ukrywajmy - taka dyscyplina ciał może przynieść spore zyski. Dla mnie medialny fenomen na szerszą skalę rozpoczął swe funkcjonowanie wraz z upowszechnieniem przez TVN serii zawodów "Strong Man". Mając ograniczoną pulę własnych, atrakcyjnych transmisji sportowych, kanał zdecydował się na wypromowanie własnej mody. W małych miejscowościach, do których "Siłacze" trafiali, towarzyszyła temu zdarzeniu aura ludycznego święta, łamiącego codzienną rutynę. Po takiej reklamie telewizyjnej kariera wszelakich odżywek i miejsc ćwiczeń mogła rozkręcić się na dobre. Przykład medialnej kariery Mariusza Pudzianowskiego wskazuje, że stał on się dość atrakcyjnym modelem do naśladowania. Na kilka sposobów zresztą - można go naśladować, można też uznać za "eksces", jednocześnie uznając konieczność "ośmiopaka" na brzuchu jako estetycznej poprawy samego siebie.
I żeby nie było - nie mam tu zamiaru nikogo potępiać. Efekty chodzenia na siłownię mogą być miłe zarówno dla oka, jak i dla własnego zdrowia. Jeśli ktoś chce rozszerzać tego typu działanie i stawać się osobą uprawiającą kulturystykę - droga wolna, wszak jest to jedna z wielu dróg służąca do zwiększenia poziomu zadowolenia z własnego życia. Ba, nie jestem nawet zwolennikiem tezy, że ich praca to tylko efekt brania używek, aczkolwiek, tak jak w innych dyscyplinach sportowych, nacisk na bicie rekordów zapewne wpływa wprost proporcjonalnie na wzrost użytkowania tego typu specyfików. Ważne, by nie dać się zwariować - i by mieć z życia frajdę, a nie dać się zapędzić do narożnika kulturowego przymusu.
Cóż to ma wspólnego z tematem mięśni i kulturystyki zaproponowanym przez serwis blog.pl? Oczywiście na pierwszy rzut oka niewiele. Kultura i procesy w niej zachodzące mają jednak to do siebie, że tworzą sieć naczyń połączonych, oczywiście odpowiednio zakamuflowanych pod hasłem "oczywistości". Jednym z kamieni węgielnych cywilizacji judeochrześcijańskiej, z której czerpie i nasza, był dość radykalny sprzeciw wobec homoseksualizmu. Dziś, kiedy do głosu coraz bardziej dochodzi drugi, bardziej "świecki" w naszym odczuciu filar - cywilizacji antycznej Grecji i Rzymu ze swym zróżnicowanym podejściem do tematu, owe tabu powoli zaczyna pękać. Wraz z przełomowym konceptem psychoanalizy Freuda uzyskaliśmy narzędzia do badania kultury jako sublimacji naszych popędów i pragnień.
Kulturystyka, jako forma sportu, wraz z innymi dyscyplinami cieszy się dwuznaczną opinią. Z jednej strony idole młodych (i nie tylko młodych) ludzi są archetypicznymi mężczyznami - wysportowanymi, walecznymi, rywalizującymi niczym społeczności pierwotne. Są to, jak ujmował to Thorstein Veblen, cechy "człowieka łupieżczego", który zdominował kulturę i narzucił swój ogląd na świat innym grupom społecznym. Ale nawet w tak "męskich" dziedzinach po dziś dzień daje się zobaczyć czyste, nie podlegające sublimacji emocje. Strzelony podczas meczu piłki nożnej gol pozwala mężczyznom na chwilę intensywnych uczuć, której nie są w stanie (z powodu ograniczeń panującego kodu kulturowego) okazywać sobie kiedy indziej, ewentualnie w skromnym wymiarze.
Kulturystyka z kolei (wszystko, co piszę na ten temat ma charakter opisowy, nie ocenny) zdaje się być jeszcze bardziej wyrafinowaną formą sublimacji popędów poprzez stereotyp. Kulturyści i kulturystki, nawet, jeśli nie wzbudzają powszechnej fascynacji, są pewnym wzorem typologicznym pożądanego wyglądu. Nie musimy tak wyglądać, ale przekonanie o konieczności wyrabiania tkanki mięśniowej skutecznie potrafi zachęcić nas do pójścia na siłownię. Nie zachęci nas do tego tak skutecznie np. troska o zdrowie - ale już podświadomie wpojone przekonanie, że podniesie to naszą atrakcyjność - i owszem. Do tego sport ten jeszcze bardziej zdaje się być "męskim" - tutaj nikt się nie przytula, kiedy zwiększy się obwód bicepsa, a studiowanie ciał osobników tej samej płci ma w sobie więcej ze wspomnianego już instynktu rywalizacyjnego niż ztabuizowanej fascynacji.
Nie ukrywajmy - taka dyscyplina ciał może przynieść spore zyski. Dla mnie medialny fenomen na szerszą skalę rozpoczął swe funkcjonowanie wraz z upowszechnieniem przez TVN serii zawodów "Strong Man". Mając ograniczoną pulę własnych, atrakcyjnych transmisji sportowych, kanał zdecydował się na wypromowanie własnej mody. W małych miejscowościach, do których "Siłacze" trafiali, towarzyszyła temu zdarzeniu aura ludycznego święta, łamiącego codzienną rutynę. Po takiej reklamie telewizyjnej kariera wszelakich odżywek i miejsc ćwiczeń mogła rozkręcić się na dobre. Przykład medialnej kariery Mariusza Pudzianowskiego wskazuje, że stał on się dość atrakcyjnym modelem do naśladowania. Na kilka sposobów zresztą - można go naśladować, można też uznać za "eksces", jednocześnie uznając konieczność "ośmiopaka" na brzuchu jako estetycznej poprawy samego siebie.
I żeby nie było - nie mam tu zamiaru nikogo potępiać. Efekty chodzenia na siłownię mogą być miłe zarówno dla oka, jak i dla własnego zdrowia. Jeśli ktoś chce rozszerzać tego typu działanie i stawać się osobą uprawiającą kulturystykę - droga wolna, wszak jest to jedna z wielu dróg służąca do zwiększenia poziomu zadowolenia z własnego życia. Ba, nie jestem nawet zwolennikiem tezy, że ich praca to tylko efekt brania używek, aczkolwiek, tak jak w innych dyscyplinach sportowych, nacisk na bicie rekordów zapewne wpływa wprost proporcjonalnie na wzrost użytkowania tego typu specyfików. Ważne, by nie dać się zwariować - i by mieć z życia frajdę, a nie dać się zapędzić do narożnika kulturowego przymusu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz