22 lipca 2009

KDT zdobyte

Miałem nie pisać o KDT, bowiem swoje stanowisko w tej sprawie przedstawiałem już kilkakrotnie na blogu. Wydarzenia, które mogliśmy obserwować 21 lipca sprawiły jednak, że uznałem tego typu notkę za potrzebną. Sprawa Kupieckich Domów Towarowych z całą pewnością jest sprawą polityczną, w której kwestie organizacji drobnego handlu w mieście i jakości przestrzeni publicznej odgrywają ważną rolę. Sposób, w jaki starają się ją rozegrać miejscy aktorzy polityczni sprawia jednak, że chce mi się wyć - tak fatalna argumentacja, jaką stosują np. radni Prawa i Sprawiedliwości w mediach zdaje się nabijać w tym momencie kolejne punkty poparcia dla Hanny Gronkiewicz-Waltz (za rok, jak nadal będą argumentować w taki sposób, poniosą zapewne spektakularną klęskę w wyborach samorządowych w stolicy). Co zresztą wcale mnie nie dziwi, patrząc na komentarze na forach internetowych. Ustalmy zatem pewne fakty i spróbujmy wyciągnąć z nich jakieś wnioski.

Hala KDT zatrudnia 2 tysiące osób. W momencie kryzysu strata takiej ilości miejsc pracy nie jest szczególnym powodem do radości, stąd daleko mi do satysfakcji z powodu wydarzeń w centrum miasta. Kiedy jednak zadałem sobie trud wyszukania w Internecie informacji na temat kontaktów władz spółki handlowej z władzami miasta, włosy stanęły mi dęba. Skoro Hanna Gronkiewicz-Waltz (która swoją drogą też w 2006 roku odwiedzała halę i zachwalała życiową zaradność osób tam pracujących) nie zdecydowała się na wydłużenie dzierżawy terenu, władze KDT, świadome tego faktu, powinny umiejętnie działać na rzecz zachowania miejsc pracy i wypracowania konsensusu z miastem. Tak się jednak nie stało - odrzucenie propozycji postawienia przez miejską spółkę nowej hali w ścisłym centrum potraktowano lekceważąco. Spółka chciała poszukać sobie dewelopera na własną rękę, po czym wybudować dużo większe centrum, którego powierzchnię by podnajmowała dalej. Zachowanie kuriozalne w kontekście bycia okresowym gościem na Placu Defilad...

Kiedy już władze miasta ujawniły nowy plan dotyczący centrum miasta widać już było, że tendencja do wyrzucenia z Centrum KDT będzie przemożna. Miasto uruchomiło - moim zdaniem (z reguły mocno krytycznym w stosunku do ekipy HGW) - naprawdę olbrzymie pokłady empatii, proponując przestrzenie handlowe, a ostatnio - 200 stoisk dostępnych bez konkursu dla pracujących w KDT. Władze spółki jednak okazały się nieugięte w swym uporze, a kupcy - nie widząc dla siebie innej opcji - zdecydowali się grać tak, jak zaproponowały władze. W poczuciu bezalternatywności utwierdzili ich politycy, którzy postanowili wykorzystać ich poparcie dla własnych celów - przypomnijmy tyrady Michała Kamińskiego i Wojciecha Olejniczaka, zachwyty Pawła Piskorskiego, czy też ostatni (aczkolwiek dość trzeźwy) występ Ludwika Dorna. Mając po swojej stronie tego typu wsparcie, kupcy mogli poczuć się silni.

Marketingowo przegrali wsystko. Obserwuję tę sprawę już pół roku, śledzę medialne występy i stwierdzam, że dali się oni wciągnąć w grę, która uczyniła z nich populistów, zamiast pełnoprawnych aktorów miejskiego życia politycznego. Zamiast mówić o handlu - mówili o "polskim handlu", zamiast usiłować zuniwersalizować problem polityki miasta wobec małego i średniego biznesu - zamknęli się w partykularności swej własnej sprawy. Wykorzystywanie w ulicznych demonstracjach kobiet jako niemal "płaczących rekwizytów", traktowanie ich w sposób partriarchalny (mają wzbudzać litość, a nie przekonywać do racji, a jeśli owej litości nie wzbudzą, to w ich miejsce pojawią się mężczyźni palący opony), czy też skandaliczne zamykanie się w hali wraz z dziećmi... Dobrze, że żadnemu nic się nie stało, bo gdyby ktoś stracił oko, to mielibyśmy polityczne trzęsienie ziemi...

Czy mogli postąpić inaczej? Mogliby. Interes grupy, moim zdaniem, był zupełnie inny niż interes dążących do maksymalizacji zysku władz spółki. Gdyby doszło do ich zmiany, albo też chociaż do rozłamu, być może udałoby się większej grupie kupców zapewnić wspólne stoisko. Nieskorzystanie z tego typu ofert było karygodnym błędem, który kupcy popełnili. Czy to się komuś podoba czy nie, eksmisja komornicza została ogłoszona przez sąd na podstawie obowiązującego prawa. Jeśli chce się je zmienić, warto angażować się w politykę - wątpię, by grono kupców zdecydowało się na taki krok.

Trudno mi zatem stawać w obronie kupców - tutaj bardzo trafne było stwierdzenie mojego przyjaciela. Uznał on, że władze miasta mają obowiązek dbać o dobro wspólne i bronić słabszych. W tej walce stroną silniejszą, paradoksalnie, były władze spółki KDT, odrzucające jakikolwiek kompromis. Być może znalazłbym nieco więcej empatii, gdyby w tamtym miejscu miał stanąć prywatny wieżowiec (swoją drogą to ciekawe, że kontrmanifestację organizować mają osoby związane z Forum Wieżowców Polskich), kiedy jednak w miejscu po KDT stanąć ma muzeum, które prawdopodobnie gościć też będzie teatr, to jednak różnica jest, i to dość znaczna. Uważam za niefortunną interwencję ochroniarzy - sądzę, że komornik powinien jednak wykorzystywać do tak delikatnej kwestii nie prywatną armię, ale publiczną policję. To tak naprawdę jeden z nielicznych elementów końcówki tego dramatu, do którego można się przyczepić. Tym bardziej, że tym razem poradziała sobie ona całkiem nieźle, będąc zmuszoną do opanowania w pewnym momencie dramatycznej sytuacji - paraliżu Marszałkowskiej i najazdu pseudokibiców. Nie zazdroszczę.

Epopeja to nad wyraz smutna, bo ludzie jednak cierpią. Smuci też ilość agresji w komentarzach, w jakimś sensie zrozumiałej, ale jednak niepokojącej. Wczoraj, kiedy rozmawiałem o tym ze znajomymi w metrze, myślałem, że pewien pan (mający zresztą na tę sprawę podobne do mnie stanowisko) omal nas nie zagryzł poziomem swojej niechęci do blaszaka. Smuci przekonanie, że w centrum miasta "polski kupiec nie musi handlować chińskim badziewiem" - centrum powinno być otwarte zarówno na markowe sklepy, jak i na drobną przedsiębiorczość., dostępną cenowo dla mniej zamożnych mieszkanek i mieszkańców. Smuci fatalne zorganizowanie konfliktu, fatalny, niemal egoistyczny przekaz osób sprzedających w KDT. Smuci konieczność uciekania się do przemocy. Smuci, ogólnie rzecz biorąc, cała ta sytuacja. Mam nadzieję, że centrum miasta da się jeszcze uczłowieczyć, że osoby, które będą chciały handlować, znajdą sobie miejsce w innych halach, a wskaźnik bezrobocia w mieście nie wzrośnie. Oby nadzieja - przynajmniej tym razem - nie była matką głupich.

1 komentarz:

Adam pisze...

W sprawie Kupieckich Domów Towarowych i zamieszek towarzyszących ich eksmisji jest jeden wątek, który nie stał się tematem publicznej dyskusji, a który wydaje mi się zasadniczy. Chodzi o wzajemne relacje między policją a prywatną ochroną. Wiele osób wydaje się rozdzielać słuszne i legalne działania policji od brutalnej i zapewne bezprawnej akcji prywatnych ochroniarzy.

Problem w tym, że policja i prywatna ochrona są częścią tego samego systemu. Szerokie uprawnienia zostały prywatnym agencjom ochrony nadane (jeszcze przez SLD w latach 90.) właśnie po to, żeby policja działała legalnie, nie narażając się na skargi obywateli, a jednak możliwe było brutalne pacyfikowanie obywatelskich protestów.

To logika outsourcingu państwowego monopolu na przemoc. Policja pełni w tym systemie funkcję ochrony ochrony. Na Górze Świętej Anny, w Ożarowie, w Le Madame, a dziś w KDT kto inny przejął na siebie zadanie bycia brutalnym. Jednak - na co warto zwrócić uwagę - policja nie broni ofiar sprywatyzowanego ramienia przemocy, lecz broni właśnie prywatnych ochroniarzy przed ewentualną reakcją ich ofiar. Wprawdzie to ochroniarze biją ludzi (a mogą sobie pozwolić na więcej, bo trudniej ich rozliczać), ale obrona przed biciem przez nich łatwo może okazać się napaścią na policjanta. Wystarczy, że policjant stanie w ochronie ochroniarza - a po to tam przecież jest.

I to mnie bardzo martwi.

Serdeczności,
A.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...