Ilekroć słyszę utyskiwania na socjalistyczną architekturę, wydaje mi się, że jedno przegięcie pragniemy zastąpić drugim. W związku z tym Pałac Kultury i Nauki jest wcielonym złem, ale już pnące się w górę (w czasie kryzysu znacznie wolniej) wysokościowce mają być szczytem piękna. O gustach podobno się nie dyskutuje - a powinno. Jeszcze bardziej dyskutować warto o oddziaływaniach społecznych i ekologicznych takich budowli - wpływających na przykład na wzrost ilości przestrzeni biurowej w ścisłym centrum i tym samym na wzrost obciążenia naszych ulic ruchem. Nie mówiąc już o takich kwestiach, jak zaburzanie stosunków wiatrowych w obrębie Warszawy i innych miast, wszak przy takich budynkach wieje mocno, co poważnie utrudnia cieszenie się z przestrzeni publicznych.
Jak widać, owe symbole nowoczesności wcale takie przyjazne dla mieszkanek i mieszkańców być nie muszą. Nie oznacza to uznania, że socjalistyczne budynki stanowią jakiś wzór do naśladowania - po prostu warto zachowywać zdrowy dystans do wszelkich tego typu prądów architektonicznych, chwalić, co w nich dobre, a ganić, co niekoniecznie. Z całą pewnością gierkowskie blokowiska urodą grzeszyć nie muszą, ale jednak w sondażach ludzie w nich mieszkający wcale tak strasznie nie narzekają. Sam niedawno byłem u znajomego, mieszkającego na Sadybie - wystarczy nieco dobrych pomysłów i głowę na karku, by z symbolicznego M wyczarować całkiem miłą przestrzeń do życia. Na dodatek analitycy rynku nieruchomości zwracają uwagę na fakt, że ceny tego typu nieruchomości są dość przystępne, a jakość wielu budynków, które miały wytrzymywać po 30 lat eksploatacji - zdumiewająco dobra.
W pojedynku architektury PRL i III RP opowiadam się za... przedwojenną Warszawą. Byłem kiedyś w Muzeum Literatury na stołecznym rynku na wystawie "Warszawa Bolesława Prusa". Aż mnie kłuło w sercu, kiedy widziałem zdjęcia, a także planszę - panoramę miasta. Nie było przesadą nazywanie miasta "Paryżem Północy", tętniło tu życie, a wielokulturowość była faktem. II Wojna Światowa pogrzebała tamto miasto. Warszawa po 1945 roku to tak naprawdę nowa aglomeracja, rządząca się już nieco innymi regułami gry. Inna była też ideologia rządząca logiką odbudowy - zatem wszelkie jej działania skierowane były na stworzenie nowego krajobrazu miejskiego. Widać to do dziś w tym, co z dawnych budowli zostało odbudowane (Zamek Królewski), a co nie (Pałac Saski), widać też w stylu odbudowy, rezygnacji z "burżuazyjnych ozdobników" i opieraniu się na renesansowych i oświeceniowych motywach budowlanych. Na wiele z tych pomysłów patrzymy zresztą do dziś, nie ukrywając zgrzytania zębami.
Obok odbudowy, która stworzyła niespójne z jednej, ale fascynujące w odkrywaniu miasto z drugiej strony, zajęto się budową symboli nowej epoki. Nieszczęsne blokowiska, które uznawano za siedliska społecznej patologii (chociaż w Warszawie dużo gorzej bywa w zdewastowanych kamienicach na Pradze Północ) to tylko jeden biegun budownictwa PRL. Czy ktoś chciałby pokusić się o zburzenie Mariensztatu? Przypomnę, że jest to małomiasteczkowy wynalazek w tej formie stricte "ludowy", dziś zabytkowy. Kto zdecyduje się odwiedzić ten zakątek miasta, ma sporą szansę w nim się zakochać. Może nieco mniej miłości ma szansę zaznać Plac Konstytucji, ale też od czasu do czasu staje się dobrym miejscem na zabawę sylwestrową, spektakl teatralny na świeżym powietrzu czy też manifestację polityczną. Że nieludzko zabetonowany? Zawsze można to zmienić, np. poprzez zastąpienie parkingu w jego centrum zielenią miejską, co swego czasu zaproponowała Bezinteresowna Przestrzeń Miejska.
A słynny na pół świata PKiN? Czy ideologiczne zacietrzewienie prawicowo nastawionych publicystów a la Jan Pospieszalski ma terroryzować nasze myślenie o ukształtowaniu naszego miasta? "Pekin" to sala koncertowa, siedziba uczelni, teatru, muzeum, także miejsce spotkań Rady Miasta - co ci ideolodzy mają tym instytucjom do zaoferowania w zamian? Co mają w zamian do zaoferowania miastu, które obecnie - czy im się to podoba czy nie - z Pałacem się kojarzy, co przekłada się na zyski np. ze sprzedaży pamiątek? Zapewne nic, ewentualnie wpuszczenie w to miejsce kolejnego obłego wieżowca, którego budowa stanie w połowie z powodu nieopłacalności, ewentualnie kolejny martyrologiczny pomnik. To, że przestrzeń wokół PKiN wymaga uporządkowania jest oczywistością. Nie wydaje mi się jednak, że wylewanie dziecka (całkiem dużego) z kąpielą jest odpowiednią odpowiedzią na wyzwanie stworzenia od nowa centrum miasta.
Rozsądek przydaje się w każdej dziedzinie życia - w planowaniu przestrzennym, w którym koszty zmian są dość spore, w szczególności. Nawet mało dospołecznione przestrzenie da się przekształcić w tereny służące wysokiej jakości życia i rozwojowi społecznych interakcji. Pamiętajmy, że jakkolwiek karykaturalnie to musi brzmieć, budownictwo Polski Ludowej chciało zapewnić pewien komfort życia, o czym może świadczyć np. osiedle Przyczółek Grochowski na Pradze Południe. Niski metraż planowano wynagrodzić przestrzenią zieloną w środku przestrzeni blokowej, bliskością szkoły i przedszkola, sklepów czy placu zabaw. Że nie zawsze kończyło się to dobrze, to jasne, ale ideologiczna wendeta na PRL w postaci burzenia bloków czy budynków użyteczności publicznej jest absurdem. Jeśli współczesna Polska ma być lepsza, niech lepiej gospodaruje przestrzenią, lepiej służy ludziom i ich potrzebom, jednocześnie dbając o środowisko. Jeśli tego nie potrafi, to burzenie budynków będzie tylko dowodem jej niemocy.
Jak widać, owe symbole nowoczesności wcale takie przyjazne dla mieszkanek i mieszkańców być nie muszą. Nie oznacza to uznania, że socjalistyczne budynki stanowią jakiś wzór do naśladowania - po prostu warto zachowywać zdrowy dystans do wszelkich tego typu prądów architektonicznych, chwalić, co w nich dobre, a ganić, co niekoniecznie. Z całą pewnością gierkowskie blokowiska urodą grzeszyć nie muszą, ale jednak w sondażach ludzie w nich mieszkający wcale tak strasznie nie narzekają. Sam niedawno byłem u znajomego, mieszkającego na Sadybie - wystarczy nieco dobrych pomysłów i głowę na karku, by z symbolicznego M wyczarować całkiem miłą przestrzeń do życia. Na dodatek analitycy rynku nieruchomości zwracają uwagę na fakt, że ceny tego typu nieruchomości są dość przystępne, a jakość wielu budynków, które miały wytrzymywać po 30 lat eksploatacji - zdumiewająco dobra.
W pojedynku architektury PRL i III RP opowiadam się za... przedwojenną Warszawą. Byłem kiedyś w Muzeum Literatury na stołecznym rynku na wystawie "Warszawa Bolesława Prusa". Aż mnie kłuło w sercu, kiedy widziałem zdjęcia, a także planszę - panoramę miasta. Nie było przesadą nazywanie miasta "Paryżem Północy", tętniło tu życie, a wielokulturowość była faktem. II Wojna Światowa pogrzebała tamto miasto. Warszawa po 1945 roku to tak naprawdę nowa aglomeracja, rządząca się już nieco innymi regułami gry. Inna była też ideologia rządząca logiką odbudowy - zatem wszelkie jej działania skierowane były na stworzenie nowego krajobrazu miejskiego. Widać to do dziś w tym, co z dawnych budowli zostało odbudowane (Zamek Królewski), a co nie (Pałac Saski), widać też w stylu odbudowy, rezygnacji z "burżuazyjnych ozdobników" i opieraniu się na renesansowych i oświeceniowych motywach budowlanych. Na wiele z tych pomysłów patrzymy zresztą do dziś, nie ukrywając zgrzytania zębami.
Obok odbudowy, która stworzyła niespójne z jednej, ale fascynujące w odkrywaniu miasto z drugiej strony, zajęto się budową symboli nowej epoki. Nieszczęsne blokowiska, które uznawano za siedliska społecznej patologii (chociaż w Warszawie dużo gorzej bywa w zdewastowanych kamienicach na Pradze Północ) to tylko jeden biegun budownictwa PRL. Czy ktoś chciałby pokusić się o zburzenie Mariensztatu? Przypomnę, że jest to małomiasteczkowy wynalazek w tej formie stricte "ludowy", dziś zabytkowy. Kto zdecyduje się odwiedzić ten zakątek miasta, ma sporą szansę w nim się zakochać. Może nieco mniej miłości ma szansę zaznać Plac Konstytucji, ale też od czasu do czasu staje się dobrym miejscem na zabawę sylwestrową, spektakl teatralny na świeżym powietrzu czy też manifestację polityczną. Że nieludzko zabetonowany? Zawsze można to zmienić, np. poprzez zastąpienie parkingu w jego centrum zielenią miejską, co swego czasu zaproponowała Bezinteresowna Przestrzeń Miejska.
A słynny na pół świata PKiN? Czy ideologiczne zacietrzewienie prawicowo nastawionych publicystów a la Jan Pospieszalski ma terroryzować nasze myślenie o ukształtowaniu naszego miasta? "Pekin" to sala koncertowa, siedziba uczelni, teatru, muzeum, także miejsce spotkań Rady Miasta - co ci ideolodzy mają tym instytucjom do zaoferowania w zamian? Co mają w zamian do zaoferowania miastu, które obecnie - czy im się to podoba czy nie - z Pałacem się kojarzy, co przekłada się na zyski np. ze sprzedaży pamiątek? Zapewne nic, ewentualnie wpuszczenie w to miejsce kolejnego obłego wieżowca, którego budowa stanie w połowie z powodu nieopłacalności, ewentualnie kolejny martyrologiczny pomnik. To, że przestrzeń wokół PKiN wymaga uporządkowania jest oczywistością. Nie wydaje mi się jednak, że wylewanie dziecka (całkiem dużego) z kąpielą jest odpowiednią odpowiedzią na wyzwanie stworzenia od nowa centrum miasta.
Rozsądek przydaje się w każdej dziedzinie życia - w planowaniu przestrzennym, w którym koszty zmian są dość spore, w szczególności. Nawet mało dospołecznione przestrzenie da się przekształcić w tereny służące wysokiej jakości życia i rozwojowi społecznych interakcji. Pamiętajmy, że jakkolwiek karykaturalnie to musi brzmieć, budownictwo Polski Ludowej chciało zapewnić pewien komfort życia, o czym może świadczyć np. osiedle Przyczółek Grochowski na Pradze Południe. Niski metraż planowano wynagrodzić przestrzenią zieloną w środku przestrzeni blokowej, bliskością szkoły i przedszkola, sklepów czy placu zabaw. Że nie zawsze kończyło się to dobrze, to jasne, ale ideologiczna wendeta na PRL w postaci burzenia bloków czy budynków użyteczności publicznej jest absurdem. Jeśli współczesna Polska ma być lepsza, niech lepiej gospodaruje przestrzenią, lepiej służy ludziom i ich potrzebom, jednocześnie dbając o środowisko. Jeśli tego nie potrafi, to burzenie budynków będzie tylko dowodem jej niemocy.
2 komentarze:
Fajny tekst. A ja przypomnę, że nie tylko Pospieszalski jest zacietrzewionym urbanistą-amatorem. Jeszcze bardziej zdumiewające są pomysły pewnego reżysera: http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/Nawratek-Wajda-kandydat-na-Wielkiego-Urbaniste/menu-id-197.html .
No na tamte pomysły to nawet zareagowaliśmy oświadczeniem;)
Prześlij komentarz