Kiedy byłem wieczorem w biurze, oglądaliśmy film o wejściu Polski do Unii Europejskiej - "Dziennik.pl". W jednej ze scen pewna starsza kobieta, obserwując pochód Manify w Warszawie, zaczęła postulować wywiezienie uczestniczek z miasta "wielkimi ciężarówkami" i oczyszczenie go z brudu, "prezerwatyw i innych świństw". Być może jest to ciekawa obserwacja psychologiczna, ale kiedy zdaje sobie człowiek sprawę z tego, że zaraz obok szczęśliwych, roztańczonych ludzi stoi gotowa do boju Młodzież Wszechpolska (obecnie dużo słabsza niż w latach 2003-2004), a podobne opinie nie są odosobnione w naszym społeczeństwie, wtedy uśmiech z twarzy znika. Modernizujemy się, owszem, ale bez przyspieszenia w edukacji bedzie to modernizacja o bardzo kruchych podstawach.
Szkoła służyć powinna tworzeniu świadomych obywatelek i obywateli. Jednym z elementów tego procesu jest też wychowanie seksualne, służące poznaniu własnego ciała i psychiki w jednej z najważniejszych kwestii ludzkiego życia. To bardzo istotne, by zdjąć z tego tematu odium wstydu - skutkujące w tym, że ludzie z innych części Europy nie moga wyjsc z podziwu, ze w meskich szatniach tak na oko minium 2/3 bioracych prysznic nie wpadnie na pomysł ściągnięcia kąpielówek z oczywistych względów higienicznych. Tak samo ważne, jak edukacja w kwestii praw konsumenckich, pracowniczych i podstaw prawa i systemu politycznego.
Nauka poznania samego siebie nie może być pozostawiona li tylko pod kontrolą rodziców - którzy nierzadko (w okresie dojrzewania szczególnie) miewają ochotę na narzucanie swojego światopoglądu. Szkoła nie może popełniać tego błędu i musi dać młodemu człowiekowi narzędzia do stworzenia swej wyjątkowej osobowości. Stąd też takie działania, jak obowiązkowe wychowanie seksualne, są działaniami emancypacyjnymi, które pozwalają wejść w dialog i wyrwać się z casnoty umysłowej - pod warunkiem wszakże, że będzie ona miała rzetelnie przygotowaną podstawę programową.
I tu zaczynają się schody - nie ma bowiem dobrej edukacji seksualnej bez poszanowania drugiej strony uczucia, bez tolerancji w stosunku do innych upodobań, a koniec końców - bez rzetelnej wiedzy o dostępnych lekach antykoncepcyjnych. Zakładanie, że młodzież seksu nie uprawia, i siłowe wciskanie jej do głowy "czystości aż do ślubu" jest działaniem kontrproduktywnym, czego efektem stresy, napięcia i brak wiedzy. Obiektywnej informacji o możliwościach wyboru nie dadzą ani lekcje przeprowadzane przez osoby duchowne, ani też podręczniki, w których homoseksualizm to choroba (wbrew stanowisku Światowej Organizacji Zdrowia), rolą kobiety jest siedzieć w domu i być uległą, a masturbujący się mężczyzna jest niemal chorym psychicznie seksoholikiem.
Co najważniejsze to to, że brak dobrej edukacji seksualnej petryfikuje istniejace hierarchie płciowe. Wystarczy spojrzeć na podręczniki, w których dziewczynki zajmują się kuchnią, a ich koledzy zdobywaniem świata. Przekłada się to później na sferę seksualną - kiedy kobieta, świadoma swych potrzeb, zaspokaja je, czekają na nią słowa pogardy. Kiedy facet zachowuje się podobnie, potrafi uzyskać podziw swoich kolegów. Podobnie z nierównomiernym podziałem prac domowych, zbyt często składanych na karb "piastunek ognisk domowych", miast rozkładanych po równo między partnerów życiowych.
Jak widać, edukacja seksualna to nie tylko fizjologia - to także tworzenie większej przestrzeni dla wolności i samorealizacji. Czas już zerwać z opresyjnym ujednolicaniem i zbawianiem ludzi na siłę. Czas wyposażyć ich w narzędzia, służące realnemu wyborowi, a nie udawania, że przykrojenie ich w jednorodny schemat będzie służyć dobru wspólnemu. Nie będzie.
Szkoła służyć powinna tworzeniu świadomych obywatelek i obywateli. Jednym z elementów tego procesu jest też wychowanie seksualne, służące poznaniu własnego ciała i psychiki w jednej z najważniejszych kwestii ludzkiego życia. To bardzo istotne, by zdjąć z tego tematu odium wstydu - skutkujące w tym, że ludzie z innych części Europy nie moga wyjsc z podziwu, ze w meskich szatniach tak na oko minium 2/3 bioracych prysznic nie wpadnie na pomysł ściągnięcia kąpielówek z oczywistych względów higienicznych. Tak samo ważne, jak edukacja w kwestii praw konsumenckich, pracowniczych i podstaw prawa i systemu politycznego.
Nauka poznania samego siebie nie może być pozostawiona li tylko pod kontrolą rodziców - którzy nierzadko (w okresie dojrzewania szczególnie) miewają ochotę na narzucanie swojego światopoglądu. Szkoła nie może popełniać tego błędu i musi dać młodemu człowiekowi narzędzia do stworzenia swej wyjątkowej osobowości. Stąd też takie działania, jak obowiązkowe wychowanie seksualne, są działaniami emancypacyjnymi, które pozwalają wejść w dialog i wyrwać się z casnoty umysłowej - pod warunkiem wszakże, że będzie ona miała rzetelnie przygotowaną podstawę programową.
I tu zaczynają się schody - nie ma bowiem dobrej edukacji seksualnej bez poszanowania drugiej strony uczucia, bez tolerancji w stosunku do innych upodobań, a koniec końców - bez rzetelnej wiedzy o dostępnych lekach antykoncepcyjnych. Zakładanie, że młodzież seksu nie uprawia, i siłowe wciskanie jej do głowy "czystości aż do ślubu" jest działaniem kontrproduktywnym, czego efektem stresy, napięcia i brak wiedzy. Obiektywnej informacji o możliwościach wyboru nie dadzą ani lekcje przeprowadzane przez osoby duchowne, ani też podręczniki, w których homoseksualizm to choroba (wbrew stanowisku Światowej Organizacji Zdrowia), rolą kobiety jest siedzieć w domu i być uległą, a masturbujący się mężczyzna jest niemal chorym psychicznie seksoholikiem.
Co najważniejsze to to, że brak dobrej edukacji seksualnej petryfikuje istniejace hierarchie płciowe. Wystarczy spojrzeć na podręczniki, w których dziewczynki zajmują się kuchnią, a ich koledzy zdobywaniem świata. Przekłada się to później na sferę seksualną - kiedy kobieta, świadoma swych potrzeb, zaspokaja je, czekają na nią słowa pogardy. Kiedy facet zachowuje się podobnie, potrafi uzyskać podziw swoich kolegów. Podobnie z nierównomiernym podziałem prac domowych, zbyt często składanych na karb "piastunek ognisk domowych", miast rozkładanych po równo między partnerów życiowych.
Jak widać, edukacja seksualna to nie tylko fizjologia - to także tworzenie większej przestrzeni dla wolności i samorealizacji. Czas już zerwać z opresyjnym ujednolicaniem i zbawianiem ludzi na siłę. Czas wyposażyć ich w narzędzia, służące realnemu wyborowi, a nie udawania, że przykrojenie ich w jednorodny schemat będzie służyć dobru wspólnemu. Nie będzie.
2 komentarze:
Znakomite, bardzo trafne spostrzezenia! Panstwowa edukacja, natychmiast po wyjasnieniu kwestii seksualnej edukacji mlodziezy, powinna objac tez gospodarstwa domowe i przydzielic kuratorow tym wyjatkowo patriarchalnym. Wszak w ramach wszechogarniajacej tolerancji niektorych zachowan i inklinacji tolerowac nie wolno.
A jako ten sprzyjajacy koltunstwu i zasciankowi pozwole sobie zablysnac moimi zatrwazajaco wąskimi horyzontami i spytam: czy wsrod narzedzi umozliwiajacych nauke samego siebie, szkola winna udostepniac takze wibratory?
Bardzo zabawne... Nie zauważyłem kwestii wibratorów w programach nauczania seksualnego innych państw europejskich, no ale cóż, zabłysnąć efektownym porównaniem można zawsze, rozwiązać konkretne problemy już dużo gorzej.
Prześlij komentarz