Wiele osób przewidziało, że chciwość i niekontrolowane, nieprzejrzyste metody działania wielu banków wcześniej czy później doprowadzał do globalnego bałaganu finansowego. Wiele z tych osób należało i należy do Zielonych, środowiskowych organizacji pozarządowych, lub też grup krytykujących globalizację. Inną "Kasandrą" jest były szef Banku Światowego, obecny prezydent Niemiec, Horst Koehler, który już w 2006 roku powiedział, że wiele globalnych instytucji finansowych zmienia się we "Frankensteiny" wymykające się jakiejkolwiek kontroli.
Ale wraz ze wszelkimi pakietami ratunkowymi i nerwową atmosferą wśród europejskich decydentów, wydaje się że ci, którzy zatopili Titanica teraz znajdują się w szalupach ratunkowych i czekają na pomoc od jakichś miłosiernych Samarytan. Co jednak z tymi, którzy utonęli, a także z tymi, którzy żyli w skandalicznych warunkach jeszcze zanim rozpoczął się kryzys? Kryzys, który rozprzestrzenia się na południe i na wschód i który dramatycznie pogłębi przepaść między bogatymi a biednymi, szczególnie w krajach rozwijających się. To dopiero hipokryzja - dajemy złote parasole, miliardy na ratowanie menedżerów, którzy w swej łaskawości rezygnują z wypłacania sobie "trzynastek" i "czternastek".
Po drugiej stronie mamy krwawiące kontynenty, takie jak Afryka ze 103 miliardami Euro długu, których żaden europejski rząd nie chce umorzyć. Jeśli jednak bank X dokonuje spekulacji i traci miliardy, ci sami europejscy politycy, oszczędnie dawkujący budżetami na pomoc rozwojową hojną ręką rozdają pieniądze tymże bankom. Znalazłem interesujące wyliczenia na blogu Duncana Greena z brytyjskiej organizacji Oxfam - w 2007 roku USA wydały 23,2 miliarda dolarów na pomoc rozwojową, podczas gdy ratowanie grupy finansowej Bear Stearns kosztowało 29 miliardów. Ratowanie Grupy AIG kosztowało więcej, niż suma pomocy amerykańskiej i europejskiej, przeznaczonej dla krajów rozwijających się - 152,2 miliarda dolarów naprzeciw 90 miliardom "pomocy" humanitarnej. 700 miliardów kosztowały poręczenia dla Wall Street - za tę samą sumę pieniędzy można by dwukrotnie spłacić długi 50 najuboższych państw świata albo w ciągu dwóch lat wyeliminować biedę na świecie.
Wyobraźcie sobie jednak, co by było, gdyby rządy nie przekazały pieniędzy podatników na Wall Street - setki bankierów w cudownych, włoskich garniturach zapewne umierałoby z głodu i było zmuszonych do picia wody z nowojorskich ścieków... Oto hipokryzja, o jakiej mówię, codzienność mizernej sytuacji znanej z państw Afryki i innych krajów rozwijających się. Krajów, od których odwracamy się plecami. Szybujące w górę ceny żywności najbardziej uderzają w najuboższych. Gdyby udało się nam stworzyć koalicję transatlantycką, walczącą z biedą i AIDS w Trzecim Świecie, na tym samym poziomie finansowym co ratowany, niesprawiedliwy system bankowy, wtedy moglibyśmy mówić o "zmianie" na świecie.
Nie możemy oczywiście pozwolić bankom upaść, ale polityczki i politycy muszą czegoś nauczyć się od tego kryzysu - gdy nacjonalizujemy jedne z największych banków w Europie i na świecie, musimy przygotować też bardziej adekwatne regulacje zapobiegające przyszłym nieprawidłowościom. Innym zagrożeniem, o którym my, Zieloni, musimy pamiętać to spadające ceny ropy naftowej. Z baryłką kosztująca 40 dolarów odnawialne źródła energii zdają się być nieopłacalne. Tanie paliwa kopalne utrudniają niezbędną transformację. Musimy przypominać tym, którzy teraz nazywają nas "idealistami", że poza Indonezją i Arabią Saudyjską w pozostałych krajach produkcja ropy i gazu juz osiągnęła swój szczyt (peak oil - punkt, w którym osiągnięto maksymalne wydobycie i rozpoczyna się proces dokańczania eksploatacji złoża).
Jest zatem faktem, że powoli kierujemy się w stronę zamknięcia ostatnich instalacji wydobywczych. Czemuż zatem kurczowo trzymać się źródeł nieodnawialnych? Czas na Zielony Nowy Ład i na rewolucję energetyczną, która skieruje nas w stronę energetyki odnawialnej. Mamy już nie tylko technologie, ale i projekcje naszej przyszłości, jeśli zdecydujemy się na ten krok - oraz takiej, w której marnujemy tę okazję.
Ale wraz ze wszelkimi pakietami ratunkowymi i nerwową atmosferą wśród europejskich decydentów, wydaje się że ci, którzy zatopili Titanica teraz znajdują się w szalupach ratunkowych i czekają na pomoc od jakichś miłosiernych Samarytan. Co jednak z tymi, którzy utonęli, a także z tymi, którzy żyli w skandalicznych warunkach jeszcze zanim rozpoczął się kryzys? Kryzys, który rozprzestrzenia się na południe i na wschód i który dramatycznie pogłębi przepaść między bogatymi a biednymi, szczególnie w krajach rozwijających się. To dopiero hipokryzja - dajemy złote parasole, miliardy na ratowanie menedżerów, którzy w swej łaskawości rezygnują z wypłacania sobie "trzynastek" i "czternastek".
Po drugiej stronie mamy krwawiące kontynenty, takie jak Afryka ze 103 miliardami Euro długu, których żaden europejski rząd nie chce umorzyć. Jeśli jednak bank X dokonuje spekulacji i traci miliardy, ci sami europejscy politycy, oszczędnie dawkujący budżetami na pomoc rozwojową hojną ręką rozdają pieniądze tymże bankom. Znalazłem interesujące wyliczenia na blogu Duncana Greena z brytyjskiej organizacji Oxfam - w 2007 roku USA wydały 23,2 miliarda dolarów na pomoc rozwojową, podczas gdy ratowanie grupy finansowej Bear Stearns kosztowało 29 miliardów. Ratowanie Grupy AIG kosztowało więcej, niż suma pomocy amerykańskiej i europejskiej, przeznaczonej dla krajów rozwijających się - 152,2 miliarda dolarów naprzeciw 90 miliardom "pomocy" humanitarnej. 700 miliardów kosztowały poręczenia dla Wall Street - za tę samą sumę pieniędzy można by dwukrotnie spłacić długi 50 najuboższych państw świata albo w ciągu dwóch lat wyeliminować biedę na świecie.
Wyobraźcie sobie jednak, co by było, gdyby rządy nie przekazały pieniędzy podatników na Wall Street - setki bankierów w cudownych, włoskich garniturach zapewne umierałoby z głodu i było zmuszonych do picia wody z nowojorskich ścieków... Oto hipokryzja, o jakiej mówię, codzienność mizernej sytuacji znanej z państw Afryki i innych krajów rozwijających się. Krajów, od których odwracamy się plecami. Szybujące w górę ceny żywności najbardziej uderzają w najuboższych. Gdyby udało się nam stworzyć koalicję transatlantycką, walczącą z biedą i AIDS w Trzecim Świecie, na tym samym poziomie finansowym co ratowany, niesprawiedliwy system bankowy, wtedy moglibyśmy mówić o "zmianie" na świecie.
Nie możemy oczywiście pozwolić bankom upaść, ale polityczki i politycy muszą czegoś nauczyć się od tego kryzysu - gdy nacjonalizujemy jedne z największych banków w Europie i na świecie, musimy przygotować też bardziej adekwatne regulacje zapobiegające przyszłym nieprawidłowościom. Innym zagrożeniem, o którym my, Zieloni, musimy pamiętać to spadające ceny ropy naftowej. Z baryłką kosztująca 40 dolarów odnawialne źródła energii zdają się być nieopłacalne. Tanie paliwa kopalne utrudniają niezbędną transformację. Musimy przypominać tym, którzy teraz nazywają nas "idealistami", że poza Indonezją i Arabią Saudyjską w pozostałych krajach produkcja ropy i gazu juz osiągnęła swój szczyt (peak oil - punkt, w którym osiągnięto maksymalne wydobycie i rozpoczyna się proces dokańczania eksploatacji złoża).
Jest zatem faktem, że powoli kierujemy się w stronę zamknięcia ostatnich instalacji wydobywczych. Czemuż zatem kurczowo trzymać się źródeł nieodnawialnych? Czas na Zielony Nowy Ład i na rewolucję energetyczną, która skieruje nas w stronę energetyki odnawialnej. Mamy już nie tylko technologie, ale i projekcje naszej przyszłości, jeśli zdecydujemy się na ten krok - oraz takiej, w której marnujemy tę okazję.
1 komentarz:
Czyż nie jest zastanawiające czemu przedsiębiortwa jak Kulczyk InvestmenstsKulczyk Investments wchodzą w kredyty????
Prześlij komentarz