Zobaczenie miasta partnerskiego i tego, jak radzi sobie ono z wyzwaniami współczesności, dla Warszawy może być pouczające. Skierowanie się na północ i zobaczenie, że proekologiczna polityka nie tylko nie hamuje rozwoju, ale wręcz przeciwnie - rozwój ten umożliwia i warunkuje. W miejscowości mającej pół miliona mieszkanek i mieszkańców, która jest centrum aglomeracji skupiającej 1,2 miliona osób, nie trzeba o tym mówić dwa razy. Kierunek jest z grubsza ten sama, inna jest jednak optyka spojrzenia. Wiele formacji ostatnimi czasy pozuje na "zielone", jednak ludzie wybierają oryginał zamiast kopii, dzięki czemu dziś Zieloni mają tam 23% poparcia i 21 osób w 65-osobowej Radzie Miasta.
Czy widać efekty działań tej formacji na szczeblu lokalnym? Gdyby nie było, to prawdopodobnie nie stałaby się ona drugą siłą w lokalnej polityce, wyprzedzającą tamtejszych socjaldemokratów. Wystarczy spojrzeć na parkingi rowerowe - u nas nadal walczymy o jak największą liczbę stojaków, podczas gdy wystarczy przepłynąć Morze Bałtyckie, by znaleźć się w strefie porządnych parkingów rowerowych na kilkadziesiąt dwukołowców. A nie jest to jedyny sukces w tej materii. W Helsinkach jest nieużywana trakcja kolejowa, zbędna w obliczu rozwoju transportu publicznego. Chciano na niej zrobić drogę, ale Zieloni przeforsowali, by znalazła się tam ścieżka rowerowa. Plan przeszedł i teraz nie wątpię, że może to być całkiem przednia atrakcja turystyczna. O tym, że powstają nowe linie tramwajowe, a także kolej z położonego 20 km od centrum lotniska do środka miasta jedynie napomknę.
Nie samą jednak polityką człowiek żyje i czasem przyda się nieco odpoczynku od niej. Nie było z tym łatwo, zważywszy na fakt, że każdego wieczora mojego pobytu lało. Po prostu tak bywa - i tak warunki klimatyczne nie były specjalnie srogie, a temperatura wahała się od 6 do nawet 11 stopni na plusie. Fińscy znajomi opowiadali mi, jak to przyjechali do nich ludzie z innego krańca Europy, przygotowawszy na wizytę ciepłe kurtki. Okazało się, że temperatura podczas ich pobytu wynosiła około 30 stopni, był to bowiem środek krótkiego, ale jednak nie najgorszego lata...
Urokliwych miejsc tu nie brakuje. Być może ścisłe centrum nie oszałamia swoją urodą, skupiając się bardziej na funkcjonalności, jednak już pewne obrzeża cieszą oczy. Skały wyrastające z ziemi z porostami na swej powierzchni, pagórki, parki - miejsc odpoczynku i kontemplacji nie brakuje. Design budowli czynionych ludzką ręką potraf również przykuć wzrok. Dużo tu "konwencjonalnych" kamienic, ale też drewnianych domków tuż przy wodzie albo na wzgórzach, co tworzy niesamowite wrażenie. Ciepło pewnych budynków i przestrzeń, tworzona przez drzewa przy liniach tramwajowych, skontrastowana jest z antycznym ascetyzmem budynku parlamentu czy też zdumiewającym mrokiem pewnego kościoła na północ od centrum.
Współczesna bryła i wystrój wewnętrzny ma w sobie coś z zen - łączy bowiem geometrię, prostotę i naturę. W pokoju hotelowym, w którym przebywałem, nie czuć było przytłoczenia kolosalną ilością sprzętów. Wszystko miało swoje miejsce i swoje przeznaczenie. Nawet sklepy potrafiły być pomyślane tak, by ze skromności uczynić cnotę. Nie dotyczy to może Stockmanna - ichniego Harrodsa - ale już mniejsze placówki i owszem. W hipermarkecie, robiąc badania terenowe, widać było najlepiej, co oznacza kultura chłopska. Fińskie ozdoby świecą brokatem i sztucznymi brylantami. I dobrze, wychodzą na tym lepiej niż nasze wieczne odwoływanie się do spuścizny Sarmatów...
Paradoksalnie nie trzeba czuć tam kompleksów - porównanie nie wygląda miażdżąco źle dla nas. Dużo dobrych praktyk dopiero jest wprowadzanych i mamy nadal szansę wziąć udział w tej szlachetnej, zielonej rywalizacji. Na pewno dworzec kolejowy wygląda zacnie, podobnie jak i lotnisko - tutaj jednak czuje się różnicę. Mieszane uczucia mam za to co do budynku Eduskunty - z zewnątrz nasz Sejm bije go na głowę, jednak w środku poziom komfortu i wystroju a la art deco jest oszałamiająco piękny. Ciekawa jest sala główna izby - nie ma tam fińskiej flagi, jest za to kilka posągów nagich mężczyzn i kobiety z dzieckiem. Co ciekawe, nikt nie oderwał im jeszcze przyrodzeń, jako "miejsc nieobyczajnych", nikt nie zawiesił też krzyża w sali pod nieobecność całego parlamentu. Widać różnicę temperamentów - i to bardzo.
Pobyt był owocny zarówno merytorycznie, jak i zwyczajnie - ludzko. To miło zanurzyć się w świecie, gdzie nie myśli się o użyciu siły wobec związkowców, gdzie państwo funkcjonuje i ma się dobrze, każda i każdy może liczyć na pewne bezpieczeństwo socjalne, a mimo to jakoś nie są oni "nierobami", gdzie dzieciaki mają za friko ciepłe posiłki w szkołach i ogólnie zbyt wielu problemów nie ma. Cóż, przed nami długa droga, jeśli chcemy kiedykolwiek zbliżyć się do podobnego poziomu. Wygląda na to, że to, co w tym momencie najbardziej potrzebuje modernizacji, to nasze głowy...
Czy widać efekty działań tej formacji na szczeblu lokalnym? Gdyby nie było, to prawdopodobnie nie stałaby się ona drugą siłą w lokalnej polityce, wyprzedzającą tamtejszych socjaldemokratów. Wystarczy spojrzeć na parkingi rowerowe - u nas nadal walczymy o jak największą liczbę stojaków, podczas gdy wystarczy przepłynąć Morze Bałtyckie, by znaleźć się w strefie porządnych parkingów rowerowych na kilkadziesiąt dwukołowców. A nie jest to jedyny sukces w tej materii. W Helsinkach jest nieużywana trakcja kolejowa, zbędna w obliczu rozwoju transportu publicznego. Chciano na niej zrobić drogę, ale Zieloni przeforsowali, by znalazła się tam ścieżka rowerowa. Plan przeszedł i teraz nie wątpię, że może to być całkiem przednia atrakcja turystyczna. O tym, że powstają nowe linie tramwajowe, a także kolej z położonego 20 km od centrum lotniska do środka miasta jedynie napomknę.
Nie samą jednak polityką człowiek żyje i czasem przyda się nieco odpoczynku od niej. Nie było z tym łatwo, zważywszy na fakt, że każdego wieczora mojego pobytu lało. Po prostu tak bywa - i tak warunki klimatyczne nie były specjalnie srogie, a temperatura wahała się od 6 do nawet 11 stopni na plusie. Fińscy znajomi opowiadali mi, jak to przyjechali do nich ludzie z innego krańca Europy, przygotowawszy na wizytę ciepłe kurtki. Okazało się, że temperatura podczas ich pobytu wynosiła około 30 stopni, był to bowiem środek krótkiego, ale jednak nie najgorszego lata...
Urokliwych miejsc tu nie brakuje. Być może ścisłe centrum nie oszałamia swoją urodą, skupiając się bardziej na funkcjonalności, jednak już pewne obrzeża cieszą oczy. Skały wyrastające z ziemi z porostami na swej powierzchni, pagórki, parki - miejsc odpoczynku i kontemplacji nie brakuje. Design budowli czynionych ludzką ręką potraf również przykuć wzrok. Dużo tu "konwencjonalnych" kamienic, ale też drewnianych domków tuż przy wodzie albo na wzgórzach, co tworzy niesamowite wrażenie. Ciepło pewnych budynków i przestrzeń, tworzona przez drzewa przy liniach tramwajowych, skontrastowana jest z antycznym ascetyzmem budynku parlamentu czy też zdumiewającym mrokiem pewnego kościoła na północ od centrum.
Współczesna bryła i wystrój wewnętrzny ma w sobie coś z zen - łączy bowiem geometrię, prostotę i naturę. W pokoju hotelowym, w którym przebywałem, nie czuć było przytłoczenia kolosalną ilością sprzętów. Wszystko miało swoje miejsce i swoje przeznaczenie. Nawet sklepy potrafiły być pomyślane tak, by ze skromności uczynić cnotę. Nie dotyczy to może Stockmanna - ichniego Harrodsa - ale już mniejsze placówki i owszem. W hipermarkecie, robiąc badania terenowe, widać było najlepiej, co oznacza kultura chłopska. Fińskie ozdoby świecą brokatem i sztucznymi brylantami. I dobrze, wychodzą na tym lepiej niż nasze wieczne odwoływanie się do spuścizny Sarmatów...
Paradoksalnie nie trzeba czuć tam kompleksów - porównanie nie wygląda miażdżąco źle dla nas. Dużo dobrych praktyk dopiero jest wprowadzanych i mamy nadal szansę wziąć udział w tej szlachetnej, zielonej rywalizacji. Na pewno dworzec kolejowy wygląda zacnie, podobnie jak i lotnisko - tutaj jednak czuje się różnicę. Mieszane uczucia mam za to co do budynku Eduskunty - z zewnątrz nasz Sejm bije go na głowę, jednak w środku poziom komfortu i wystroju a la art deco jest oszałamiająco piękny. Ciekawa jest sala główna izby - nie ma tam fińskiej flagi, jest za to kilka posągów nagich mężczyzn i kobiety z dzieckiem. Co ciekawe, nikt nie oderwał im jeszcze przyrodzeń, jako "miejsc nieobyczajnych", nikt nie zawiesił też krzyża w sali pod nieobecność całego parlamentu. Widać różnicę temperamentów - i to bardzo.
Pobyt był owocny zarówno merytorycznie, jak i zwyczajnie - ludzko. To miło zanurzyć się w świecie, gdzie nie myśli się o użyciu siły wobec związkowców, gdzie państwo funkcjonuje i ma się dobrze, każda i każdy może liczyć na pewne bezpieczeństwo socjalne, a mimo to jakoś nie są oni "nierobami", gdzie dzieciaki mają za friko ciepłe posiłki w szkołach i ogólnie zbyt wielu problemów nie ma. Cóż, przed nami długa droga, jeśli chcemy kiedykolwiek zbliżyć się do podobnego poziomu. Wygląda na to, że to, co w tym momencie najbardziej potrzebuje modernizacji, to nasze głowy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz