Poniżej wklejam treść listu, który wysłałem do redakcji stołecznej "Gazety Wyborczej" w reakcji na ich artykuł dotyczący debaty na temat zagospodarowania przestrzennego Placu Grzybowskiego, która ciągnie się niemiłosiernie i obfituje w emocje.
Nie jestem politykiem posłusznym "Gazecie Wyborczej", co insynuowali radni Prawa i Sprawiedliwości podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Będąc wielkim zwolennikiem Dotleniacza Joanny Rajkowskiej, z radością odbieram każdą informację, przybliżającą nas do końca tej żenującej sprawy. Żenującej, bo pokazującej, że dla wielu lokalnych polityczek i polityków dbanie o wysoką jakość życia dla nas wszystkich nie jest tak istotne, jak wieczne rozpamiętywanie przeszłości. Rozpamiętywanie, nie mające nic wspólnego z prawdziwą troską o historię, ale pokazujące brak spójnej wizji rozwoju miasta.
Pomnik pomagających Żydom w czasie okupacji nie musi zajmować małego placyku, który i tak jest już dość silnie naznaczony przeszłością. Nie musi także stawać przy Muzeum Żydów Polskich, jeśli mają tam trwać prace wykopaliskowe. Można go w końcu postawić na prawym brzegu miasta, które po dziś dzień nie doczekało się miejskiego muzeum, nie ma na nim żadnych państwowych jednostek administracyjnych, a o Pradze przypomina decydentom chyba już jedynie budowany Stadion Dziesięciolecia. Położenie tego historycznego świadectwa w innym niż "sztampowe" miejscu mogłoby doprowadzić do wzrostu zainteresowania terenem, na którym został postawiony. W ten sposób wilk byłby syty, a owca cała.
Politycy, zapominający o żyjących i ich warunkach życia i funkcjonowania w mieście nie są żadnymi politykami. Trzeba aż reprezentantki placu Grzybowskiego, Olgi Branieckiej, by w końcu głośno powiedzieć to, co powinno być oczywistością - że prawdziwą pamiątką, jaką możemy wystawić cichym bohaterom II Wojny Światowej, jest rewitalizacja ulicy Próżnej, której dzisiejszy stan wystawia fatalne świadectwo miejskim decydentom. Artystyczny projekt Rajkowskiej zrobił to, co żadna z rządzących miastem ekip nie była w stanie zrobić - stworzyła wspólne miejsce spotkań i interakcji społecznych, zarówno między samymi mieszkankami i mieszkańcami placu, jak i pomiędzy nimi a odwiedzającymi plac ludźmi z całej Warszawy.
Tego typu instalacje są niezwykle popularną formą rewitalizacji w europejskich metropoliach, dbających o środowisko naturalne i jakość życia ludzi. Dla niektórych z naszych radnych są "kretynizmem", za którym muszą koniecznie stać jakieś "obce siły". Ten poznawczy dysonans pozwolę pozostawić sobie bez komentarza.
Nie jestem politykiem posłusznym "Gazecie Wyborczej", co insynuowali radni Prawa i Sprawiedliwości podczas ostatniej sesji Rady Miasta. Będąc wielkim zwolennikiem Dotleniacza Joanny Rajkowskiej, z radością odbieram każdą informację, przybliżającą nas do końca tej żenującej sprawy. Żenującej, bo pokazującej, że dla wielu lokalnych polityczek i polityków dbanie o wysoką jakość życia dla nas wszystkich nie jest tak istotne, jak wieczne rozpamiętywanie przeszłości. Rozpamiętywanie, nie mające nic wspólnego z prawdziwą troską o historię, ale pokazujące brak spójnej wizji rozwoju miasta.
Pomnik pomagających Żydom w czasie okupacji nie musi zajmować małego placyku, który i tak jest już dość silnie naznaczony przeszłością. Nie musi także stawać przy Muzeum Żydów Polskich, jeśli mają tam trwać prace wykopaliskowe. Można go w końcu postawić na prawym brzegu miasta, które po dziś dzień nie doczekało się miejskiego muzeum, nie ma na nim żadnych państwowych jednostek administracyjnych, a o Pradze przypomina decydentom chyba już jedynie budowany Stadion Dziesięciolecia. Położenie tego historycznego świadectwa w innym niż "sztampowe" miejscu mogłoby doprowadzić do wzrostu zainteresowania terenem, na którym został postawiony. W ten sposób wilk byłby syty, a owca cała.
Politycy, zapominający o żyjących i ich warunkach życia i funkcjonowania w mieście nie są żadnymi politykami. Trzeba aż reprezentantki placu Grzybowskiego, Olgi Branieckiej, by w końcu głośno powiedzieć to, co powinno być oczywistością - że prawdziwą pamiątką, jaką możemy wystawić cichym bohaterom II Wojny Światowej, jest rewitalizacja ulicy Próżnej, której dzisiejszy stan wystawia fatalne świadectwo miejskim decydentom. Artystyczny projekt Rajkowskiej zrobił to, co żadna z rządzących miastem ekip nie była w stanie zrobić - stworzyła wspólne miejsce spotkań i interakcji społecznych, zarówno między samymi mieszkankami i mieszkańcami placu, jak i pomiędzy nimi a odwiedzającymi plac ludźmi z całej Warszawy.
Tego typu instalacje są niezwykle popularną formą rewitalizacji w europejskich metropoliach, dbających o środowisko naturalne i jakość życia ludzi. Dla niektórych z naszych radnych są "kretynizmem", za którym muszą koniecznie stać jakieś "obce siły". Ten poznawczy dysonans pozwolę pozostawić sobie bez komentarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz