Nadrabiając rozliczne zaległości związane z sesją, udało mi się wreszcie zakończyć proces czytania najnowszego wydania kwartalnika "Nowy Obywatel". Trudno uznać to za szczególnie oszałamiające tempo, jako że w kioskach pojawił się on dość dawno temu (nie będę chyba specjalnie przesadzał, jeśli powiem, że z półtora - dwa miesiące od teraz), co stanowi dość niezły miernik tego, jak bardzo uwiązany byłem do zgoła innych lektur, z pisaniem na ich temat włącznie. Trochę się z tym męczyłem, bowiem już jego zapowiedzi brzmiały nad wyraz interesująco i istotnie - nie ma w nim złego artykułu. Może poza jednym, sugerującym zwiększenie poziomu inwestycji w Wojsko Polskie, co w świecie złożonych problemów społecznych i broni nuklearnej wydaje mi się działaniem dość irracjonalnym, ale powiedzmy że w każdej beczce miodu jakaś łyżka dziegciu się znajdzie, grunt, by proporcje się zgadzały.
Zdecydowanie najbardziej godne uwagi są teksty, składające się na swego rodzaju "blok feministyczny" w obrębie numeru. Czytelniczkom i czytelnikom Zielonej Warszawy z pewnością znajoma będzie Ewa Charkiewicz, której tekst z kolejnej edycji raportu Social Watch wzbudził zainteresowanie łódzkiej redakcji. Członkini Zielonych wskazuje w nim na ograniczenia myślenia jedynie o nierównościach społecznych i ekonomicznych między kobietami a mężczyznami, często połączonemu z negowaniem innych znaczących różnic, takich jak wiek, rasa czy klasa. Przypomina kluczową dla jej analiz i publicystyki kategorię ekonomii opieki, która krytykuje neoliberalne reformy poprzez wskazanie na ich skutki w postaci ponownego obciążania kobiet pracą reprodukcyjną. Jest ona zdaniem badaczki niespecjalnie ceniona, mimo iż bez niej niemożliwe jest funkcjonowanie sfery ekonomicznej produkcji, co przejawia się m.in. w niskich płacach sfeminizowanych zawodów związanych z opieką, takich jak pielęgniarstwo. Efektem neoliberalnego podejścia staje się realna, ukrywana przez rządową propagandę sukcesu, bieda w takich, badanych przez Think Tank Feministyczny ośrodkach, jak Krosno czy Wałbrzych. Tak na marginesie, jeśli o Krosno chodzi, doskonałym dopełnieniem może tu być tekst Karola Trammera o rozkładzie polskiej sieci kolejowej, którego skutkiem jest praktyczne pozbawienie łączności południowej części Podkarpacia bezpośrednich połączeń z głównymi aglomeracjami kraju. Nie muszę dodawać, jakie skutki niesie to dla rozwoju tego typu miejsc...
W tekście Zofii Łapniewskiej znaleźć można z kolei dużą ilość danych liczbowych pokazujących, że nadal - nawet używając niezniuansowanych innymi czynnikami kategorii kobiet i mężczyzn - istnieją spore różnice w ich sytuacji społecznej. Płciowa luka płacowa ma wprawdzie nieco się zmniejszać (w 1995 roku kobiety za tę samą pracę zarabiały w Polsce 76% tego, co mężczyźni, w 2001 - "już" 81%), jednak już poziom ich aktywności zawodowej - 46,2% w 2008 roku - należy do jednego z najniższych w Europie. Sytuacja nie zapowiada poprawy - dość wspomnieć tu wskaźnik z tekstu Ewy Charkiewicz, wedle którego w grudniu 2009 roku na 51,6 tysięcy wolnych miejsc pracy przypadało 1,89 mln bezrobotnych - 37 osób na jedną ofertę! Sytuacja kobiet w takich realiach, bez chociażby wprowadzenia obligatoryjności i wydłużenia urlopu ojcowskiego, zapewne szybko się nie poprawi. Marną pociechą jest fakt, że pierwsza fala kryzysu gospodarczego dotknęła głównie mężczyzn, przez co nad Wisłą - po raz pierwszy w historii - wskaźnik bezrobocia wśród kobiet przestał być wyższy niż u mężczyzn.
Wywiad z Sylwią Chutnik może być z kolei inspiracją dla wszystkich tych, poszukujących inspiracji do samoorganizacji. Pisarka, działaczka anarchistyczna i feministyczna zdecydowała się rozkręcić własną Fundację MaMa, będącą dziś swego rodzaju "związkiem zawodowym kobiet", jak nazywa ją prowadząca wywiad Sylwia Wierzbowska. MaMa pokazuje, jak niełatwo bywa młodym rodzicom, chociażby w nieprzyjaznej wózkom przestrzeni publicznej, a także matkom w godzeniu życia osobistego z zawodowym, w szczególności zaś z powrotem na rynek pracy. Macierzyństwo części koleżanek okazało się niezłym testem dla działaczek feministycznych, co wzbogaciło ich perspektywę społeczną na wrażliwość wobec kolejnych, dotykających kobiety problemów.
Komu jeszcze mało, polecić warto teksty historyczne - jeden na temat Ligi Kooperatystek, działającej w latach 30. XX wieku w Polsce, oraz omówienie książki o Dorothy Day autorstwa Krzysztofa Wołodźki. Kobiety były aktywne w ruchu społecznym praktycznie od początku, był on bowiem dla nich atrakcyjny ze względu na wbudowane w nim założenie równości wszystkich ludzi i walki z dyskryminacją. Rzecz jasna między deklaracjami a rzeczywistością pojawiały się napięcia, koniec końców - jak zauważa autorka artykułu, profesor Zofia Chyra-Rolicz - Związek Spółdzielni Spożywców długi czas opierał się pomysłowi na osobną organizację kooperatystek, obawiając się że postulaty równouprawnienia płci kłócić się będą z deklaracjami o neutralności politycznej spółdzielców. Ostatecznie przekonał ich do pomysłu... spadek bazy członkowskiej, spowodowany Wielkim Kryzysem. Historia Dorothy Day jest równie inspirująca - katoliczka, socjalistka, wydająca pismo "Catholic Worker", walcząca z dyskryminacją rasową, żyjąca w napięciu między wiarą (i reprezentującą ją hierarchią kościelną) a przekonaniami...
Pisać mógłbym rzecz jasna pisać więcej, obawiam się, że zamiast zachęcić do lektury, mógłbym rozleniwić streszczeniem całego, znakomitego numeru. Dodam jeszcze tylko, że znaleźć w nim można jeszcze między innymi fascynujące świadectwa historyczne z okresu II Rzeczypospolitej, poświęcone kwestiom narodowościowym, inspirujący artykuł na temat Brazylii i jej społecznego rozwoju za czasów prezydentury Ignacio Luli da Silvy, a także materiał Ryszarda Szarfenberga, wskazujący na alternatywne wobec PKB wskaźniki kondycji gospodarek i społeczeństw. Czy muszę jeszcze zachęcać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz