Przysłuchując się debatom na temat przyszłości ruchu pracowniczego w Polsce odnoszę wrażenie, że zbyt często zdarza nam się skupiać na jednej stronie wachlarza opcji i możliwości, patrząc z góry na rozwiązania, które nie muszą wyglądać na konwencjonalne w skali rodzimego podwórka, w czym zresztą tkwi ich największa siła. W tym kontekście deprecjonowanie dialogu społecznego - w szczególności na linii związki zawodowe - organizacje pracodawców może być równie ślepą uliczką, jak zakładanie, że poprzez dialog rozumieć należy jedynie siedzenie przy stole i przytakiwanie dyskutantom. W krajach Europy Zachodniej, gdzie siła przetargowa pracownic i pracowników pozostaje znacząco wyższa, zarówno negocjacje branżowe/trójstronne, jak i wychodzenie na ulicę czy odchodzenie od pracy traktowane są ze zrozumieniem jako różnorodne narzędzia osiągania celu, stosowane w odpowiedniej kolejności. Metody rozszerzenia pojęcia dialogu również na te formy aktywności związkowej, które nie spotykają się aktualnie ze społeczną sympatią, jest wyzwaniem ambitnym, którego jednak nie należy pomijać.
Działalność intelektualna oraz wizerunkowa są we współczesnym świecie zdominowanym przez PR absolutnie niezbędne. Ta pierwsza pozwala na tworzenie alternatyw dla dominującego nurtu debaty publicznej - alternatyw, które muszą być efektem dialogu wychodzącego poza sztywne ramy związkowe, otwierającego się na środowiska akademickie, organizacje pozarządowe i media. Ponieważ z powodu zepchnięcia do narożnika nadal dyskursom innym niż neoliberalne "mniej wolno" (podejście, które bez możliwości tworzenia własnych, alternatywnych mediów zmienić szalenie trudno), praca programowa wymaga działania zinstytucjonalizowanego, mogącego przyjąć formę związkowych, think tankowych odpowiedników Centrum im. Adama Smitha. Odwojowanie przestrzeni symbolicznej bez takiego kroku będzie niemożliwe.
Przyjęcie spójnej strategii wizerunkowej, obejmującej konsekwentnie realizowane kampanie (np. wokół opieki zdrowotnej i edukacji jako tematów w naturalny sposób otwierających na odkłamanie wizji związkowca jako pozbawionego merytorycznych argumentów wichrzyciela), a także system warsztatów i szkoleń dla grup wymagających specjalnej uwagi ze względu na ich potencjał kreowania opinii i zmieniania podejścia do działalności pracowniczej może znacząco podnieść jakość wykonywanych działań w porównaniu do reagowaniu ad hoc na rzeczywistość.
W tym kontekście kluczowym wydaje się stworzenie cyklu spotkań z dziennikarkami i dziennikarzami, tłumaczącymi związkowy punkt widzenia (analogiczne do podobnych działań podejmowanych przez organizacje ekologiczne pogłębiające wiedzę mediów na temat chociażby zmian klimatu), a także - co na pierwszy rzut oka może wydać się karkołomne - znalezienie kanałów dojścia do młodych osób, zakładających własną działalność gospodarczą i praca nad uświadomieniem ich w dziedzinie praw pracowniczych. Odkłamanie istnienia wspólnych interesów między nimi a wielkimi koncernami jest kolejnym, koniecznym etapem budowania zrównoważonego rozwoju naszego kraju. To małe i średnie przedsiębiorstwa tworzą miejsca pracy i to tam poziom uzwiązkowienia - także z powodu niechęci ich założycieli - pozostaje dramatycznie niski, odwrotnie proporcjonalny do poziomu łamania praw pracowniczych, w tym przepisów BHP. Bez uwrażliwienia tej grupy - wśród której znajdują się osoby świeżo po studiach albo mające doświadczenia bycia pracownicą/pracownikiem - nawet największy bunt społeczny rozbijać się będzie o ryzyko utraty pracy, szczególnie demobilizujące na obszarach o wysokim, strukturalnym bezrobociu.
Wszystkie wymienione wyżej kwestie nie oznaczają, że należy zamykać się na osoby dla związków zawodowych najważniejsze - pracownice i pracowników, często ciężko pracujących, by wiązać koniec z końcem i zapewnić godne życie sobie i swoim rodzinom. Chodzi tu raczej o rozszerzenie palety działań także o grupy i tematy do tej pory traktowane nieco po macoszemu. W tym kontekście warto wspomnieć o koncepcji Zielonego Nowego Ładu - powstałego na przełomie roku 2008 i 2009 planu publicznych inwestycji w zazielenianie gospodarki, zmniejszenie jej negatywnego wpływu na środowisko i stworzenie nowych miejsc pracy, m.in. przy termoizolacji budynków, transporcie zbiorowym, energetyce odnawialnej oraz edukacji i sektorze opieki. Związki zawodowe w krajach zachodnich aktywnie włączyły się w propagowanie tej idei, często na własnej skórze odczuwając trend widoczny chociażby w niemieckim przemyśle - kurczenia się kosztów pracy w ogólnych kosztach działalności gospodarczej przy jednoczesnym wzroście kosztów surowców. Degradacja ekologiczna w postaci skażonego jedzenia, brudnej wody i zatrutego powietrza najciężej dotyka osoby już teraz społecznie wykluczone, a wszystkie te kwestie wiążą się chociażby ze wzrostem poziomu zachorowań na choroby cywilizacyjne i kosztów obsługi opieki zdrowotnej. Sprawiedliwość społeczna wymaga sprawiedliwości ekologicznej, bez której jakość życia - w tym pracownic i pracowników - pozostanie na niskim poziomie.
Zmiany w technologiach produkcyjnych, rynek pracy równoważący elastyczność z wysokim poziomem zabezpieczeń społecznych - wyzwania, przed którymi stoi globalna gospodarka, wymagają nie mniej, lecz więcej dialogu. By był on rozmową równorzędnych stron, w Polsce związki zawodowe muszą odgrywać większą rolę. Choć jednoczesne zajmowanie się osobami pracującymi w elastycznych formach zatrudnienia, osobami wykluczonymi z terenów chronicznego ubóstwa czy też wchodzącymi na rynek pracy studentkami i studentami, mogącymi interesować się ekologią wydaje się trudne, to jednak równie trudne wydaje się też wyobrażenie sobie innego scenariusza. Obawiam się, że czekanie na wybuch społeczny po 20 latach religii w szkołach i ortodoksyjnego wolnego rynku w głowach decydentów może okazać się czekaniem na Godota. Władzom udawało się do tej pory pacyfikować albo lekceważyć (skazując tym samym na klęskę) olbrzymie ruchy społeczne, z ponad milionowym, domagającym się referendum w sprawie dopuszczalności przerywania ciąży w 1992 roku włącznie. Polski nie stać na słabe związki zawodowe, dlatego debata na temat strategii na przyszłość wydaje się konieczna jak nigdy do tej pory.
Działalność intelektualna oraz wizerunkowa są we współczesnym świecie zdominowanym przez PR absolutnie niezbędne. Ta pierwsza pozwala na tworzenie alternatyw dla dominującego nurtu debaty publicznej - alternatyw, które muszą być efektem dialogu wychodzącego poza sztywne ramy związkowe, otwierającego się na środowiska akademickie, organizacje pozarządowe i media. Ponieważ z powodu zepchnięcia do narożnika nadal dyskursom innym niż neoliberalne "mniej wolno" (podejście, które bez możliwości tworzenia własnych, alternatywnych mediów zmienić szalenie trudno), praca programowa wymaga działania zinstytucjonalizowanego, mogącego przyjąć formę związkowych, think tankowych odpowiedników Centrum im. Adama Smitha. Odwojowanie przestrzeni symbolicznej bez takiego kroku będzie niemożliwe.
Przyjęcie spójnej strategii wizerunkowej, obejmującej konsekwentnie realizowane kampanie (np. wokół opieki zdrowotnej i edukacji jako tematów w naturalny sposób otwierających na odkłamanie wizji związkowca jako pozbawionego merytorycznych argumentów wichrzyciela), a także system warsztatów i szkoleń dla grup wymagających specjalnej uwagi ze względu na ich potencjał kreowania opinii i zmieniania podejścia do działalności pracowniczej może znacząco podnieść jakość wykonywanych działań w porównaniu do reagowaniu ad hoc na rzeczywistość.
W tym kontekście kluczowym wydaje się stworzenie cyklu spotkań z dziennikarkami i dziennikarzami, tłumaczącymi związkowy punkt widzenia (analogiczne do podobnych działań podejmowanych przez organizacje ekologiczne pogłębiające wiedzę mediów na temat chociażby zmian klimatu), a także - co na pierwszy rzut oka może wydać się karkołomne - znalezienie kanałów dojścia do młodych osób, zakładających własną działalność gospodarczą i praca nad uświadomieniem ich w dziedzinie praw pracowniczych. Odkłamanie istnienia wspólnych interesów między nimi a wielkimi koncernami jest kolejnym, koniecznym etapem budowania zrównoważonego rozwoju naszego kraju. To małe i średnie przedsiębiorstwa tworzą miejsca pracy i to tam poziom uzwiązkowienia - także z powodu niechęci ich założycieli - pozostaje dramatycznie niski, odwrotnie proporcjonalny do poziomu łamania praw pracowniczych, w tym przepisów BHP. Bez uwrażliwienia tej grupy - wśród której znajdują się osoby świeżo po studiach albo mające doświadczenia bycia pracownicą/pracownikiem - nawet największy bunt społeczny rozbijać się będzie o ryzyko utraty pracy, szczególnie demobilizujące na obszarach o wysokim, strukturalnym bezrobociu.
Wszystkie wymienione wyżej kwestie nie oznaczają, że należy zamykać się na osoby dla związków zawodowych najważniejsze - pracownice i pracowników, często ciężko pracujących, by wiązać koniec z końcem i zapewnić godne życie sobie i swoim rodzinom. Chodzi tu raczej o rozszerzenie palety działań także o grupy i tematy do tej pory traktowane nieco po macoszemu. W tym kontekście warto wspomnieć o koncepcji Zielonego Nowego Ładu - powstałego na przełomie roku 2008 i 2009 planu publicznych inwestycji w zazielenianie gospodarki, zmniejszenie jej negatywnego wpływu na środowisko i stworzenie nowych miejsc pracy, m.in. przy termoizolacji budynków, transporcie zbiorowym, energetyce odnawialnej oraz edukacji i sektorze opieki. Związki zawodowe w krajach zachodnich aktywnie włączyły się w propagowanie tej idei, często na własnej skórze odczuwając trend widoczny chociażby w niemieckim przemyśle - kurczenia się kosztów pracy w ogólnych kosztach działalności gospodarczej przy jednoczesnym wzroście kosztów surowców. Degradacja ekologiczna w postaci skażonego jedzenia, brudnej wody i zatrutego powietrza najciężej dotyka osoby już teraz społecznie wykluczone, a wszystkie te kwestie wiążą się chociażby ze wzrostem poziomu zachorowań na choroby cywilizacyjne i kosztów obsługi opieki zdrowotnej. Sprawiedliwość społeczna wymaga sprawiedliwości ekologicznej, bez której jakość życia - w tym pracownic i pracowników - pozostanie na niskim poziomie.
Zmiany w technologiach produkcyjnych, rynek pracy równoważący elastyczność z wysokim poziomem zabezpieczeń społecznych - wyzwania, przed którymi stoi globalna gospodarka, wymagają nie mniej, lecz więcej dialogu. By był on rozmową równorzędnych stron, w Polsce związki zawodowe muszą odgrywać większą rolę. Choć jednoczesne zajmowanie się osobami pracującymi w elastycznych formach zatrudnienia, osobami wykluczonymi z terenów chronicznego ubóstwa czy też wchodzącymi na rynek pracy studentkami i studentami, mogącymi interesować się ekologią wydaje się trudne, to jednak równie trudne wydaje się też wyobrażenie sobie innego scenariusza. Obawiam się, że czekanie na wybuch społeczny po 20 latach religii w szkołach i ortodoksyjnego wolnego rynku w głowach decydentów może okazać się czekaniem na Godota. Władzom udawało się do tej pory pacyfikować albo lekceważyć (skazując tym samym na klęskę) olbrzymie ruchy społeczne, z ponad milionowym, domagającym się referendum w sprawie dopuszczalności przerywania ciąży w 1992 roku włącznie. Polski nie stać na słabe związki zawodowe, dlatego debata na temat strategii na przyszłość wydaje się konieczna jak nigdy do tej pory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz