Pozornie było to do przewidzenia - a jednak można było sądzić, że jednak będzie inaczej. W przedwyborczych sondażach, na parę dni przed piątkowo-sobotnimi wyborami w Czechach byli oni tuż pod progiem wyborczym, więc kwestia mobilizacji swojego elektoratu - głównie młodego - była "być albo nie być" dla ich dalszej obecności w parlamencie. W ostatnią, przedwyborczą noc po Pradze jeździł zatem zielony tramwaj, wiozący ludzi po nocnych klubach. Nie pomogło. Zieloni, z wynikiem 2,4%, wypadają z czeskiej Izby Poselskiej z wynikiem gorszym od eurosceptycznej partii "Suwerenność" (3,7%), w ogóle nie notowanej w większości sondaży. Mimo wszystkich błędów, które popełnili w ciągu ostatnich 4 lat, o których koniecznie trzeba wspomnieć, by już nigdy i nigdzie ich nie powtarzać - szkoda. Szkoda, bo kwestii ekologicznych żadna inna partia nie podejmie, a wiele wskazuje na to, że socjaldemokraci nie odnieśli na tyle przekonującego zwycięstwa, by móc tworzyć rząd. Oznacza to, że powstanie prawicowy rząd, nie mający większych skrupułów jeśli chodzi o cięcia wydatków publicznych czy też politykę podtrzymywania dotychczasowego monopolisty energetycznego, firmy CEZ. Przyroda raczej na takiej zmianie nie skorzysta.
Warto wypunktować błędy Zielonych w Czechach z ostatnich lat - nie po to, by się nad nimi pastwić. Przyznać bowiem trzeba, że od czasów odejścia w zeszłym roku Martina Bursika ze stanowiska szefa partii po równie katastrofalnych wynikach w wyborach do Parlamentu Europejskiego (kiedy to zielona fala zalewała większą część Europy) nowy lider, Ondrej Liska, robił wiele, by odbudować społeczne zaufanie. Nie udało się jednak, procentowo Zieloni uzyskali podobny wynik, co rok temu. Oczywiście gorsza była sytuacja polityczna - pojawiły się bowiem partie, które odwoływały się między innymi do ich dotychczasowego, centroprawicowego elektoratu, takie jak TOP'09 i Sprawy Publiczne. Mimo to jednak nie można powiedzieć - a przynajmniej mam takie wrażenie - by dali z siebie wszystko. Co zatem możemy się na tym przykładzie nauczyć?
1. Uważaj, kogo wybierasz na szefa. Martin Bursik mógł być piękny, bogaty, z towarzysko-biznesowymi kontaktami, które zniknęły, kiedy tylko powinęła się noga, ale mimo wszystko - pozostawał technokratycznym politykiem z prawicowego rządu, który potrzebował wehikułu dla swojej osoby, a nie realizowania zasad zielonej polityki. Ondrejowi Lisce, który latami pracował grupie europarlamentarnej Zielonych, nie dało miana zielonego polityka odmówić, ale przejął w partii stery - jak widać - za późno - by odwrócić katastrofę. Bursik, całkiem nieźle realizując politykę ekologiczną partii w koalicji z konserwatystami i chadekami, zupełnie zignorował pozostałe elementy tego politycznego projektu. W najlepszym wypadku szły one dobrze, kiedy nikt się nie wtrącał (resort edukacji za Liski), w najgorszym - forsowano pomysły pozostające w absolutnej sprzeczności z zielonymi pryncypiami (amerykański radar, podatek liniowy). Autorytarny styl rządów sprawił, że bardzo szybko z sześcioosobowej grupy w Izbie Poselskiej zostały tylko 4, a 2 wyrzucone parlamentarzystki doprowadziły do upadku rządu Mirka Topolanka. Choć wydaje się z upływem czasu, że ich postawa bliższa była zielonym zasadom, nie wróciły już do partii, a wewnętrzne kłótnie skutecznie zniechęciły do niej wyborców.
2. Zastanów się dwa razy, nim wejdziesz do rządu. Najlepiej jest pierwszą w historii kadencję w parlamencie spędzić w opozycji. Zieloni wcale nie musieli wchodzić do prawicowego rządu - chociaż na kontynencie modelem częstszym są koalicje, to jednak nie są one modelem jedynym. Można było np. podpisać umowę, na mocy której nie wspiera się prób odwoływania rządu, w zamian za realizowanie przez niego pakietu ustaw, na których zależy słabszej stronie. Pomogłoby to Zielonym podkreślić zalety swojego programu (ludzie, wybierając nową partię, częściej głosują na zmianę jako taką, by ustabilizować nowo zdobyty elektorat należy wyraźnie akcentować to, jak ta zmiana ma wyglądać), jednocześnie zostawiając drogę wolną do sprzeciwu wobec pomysłów, które zielonej wizji rzeczywistości były zupełnie obce.
3. Jak już spartaczyłeś/aś - walcz o to, co dla ludzi jest ważne. W 2006 roku, okresie prosperity, jakość życia mogła być chwytliwym hasłem, wiodącym do zwycięstwa. W 2010 roku, okresie kryzysu, dotykającego Czech, jej sens musiał być przedefiniowany, by można było mieć nadzieje na ponowne wejście do parlamentu. Zieloni stanęli w rozkroku - owszem, pojawiały się w ich kampanii nowe tematy i kwestie, ale zbyt sztywno przywiązano się do podchodzenia do ekologii na sposób, który nie dawał większy szans na sukces. Lista pod wodzą Bursika w jednym z okręgów, gdzie głównym tematem kampanii była walka z kopalniami odkrywkowymi węgla, zdobyła raptem 2,5%, a Bursik - były minister środowiska i swego czasu jeden z najpopularniejszych polityków w kraju - nie zmieścił się nawet na liście 15 najczęściej wybieranych nazwisk na wyborczych listach tego rejonu. Nawet w Pradze nie udało im się przekroczyć progu 5%. Próby zwrócenia większej uwagi na pomysły ekonomiczne (w tym powrót do progresji podatkowej) czy też politykę edukacyjną były słabo eksponowane nawet na partyjnej stronie, a motyw walki z korupcją, rzadko kiedy udanie wykorzystany przez partie inne niż prawicowe, zupełnie zaginął w przekazie. Zamiast mówić więcej o zielonych miejscach pracy olbrzymi wysiłek wkładano w rozpropagowanie ściśle lokalnych spraw ekologicznych, a tymczasem koncept Zielonego Nowego Ładu w ogóle się nie pojawił. Wielka szkoda, bo sam poprawiony program partyjny był bardzo dobry, oceniany wysoko przez organizacje zajmujące się zdrowiem, edukacją, walką z korupcją czy też społecznością LGBT. 4 motywy kampanijne, symbolizowane czterolistną koniczynką, to i tak dużo, a dalsze ich rozmywanie tylko pogarsza sprawę.
4. Do ludzi i dla ludzi - nie dla VIP-ów. Nie ma nic gorszego, niż usiłować poddać się rozpowszechnianemu przekonaniu, że Zieloni to partia wyłącznie dla osób dobrze edukowanych z dużych miast, pijących latte i nie interesujących się "problemami zwykłych ludzi". Można skutecznie zbudować takie wrażenie albo akcentując niewłaściwe elementy programu (patrz wyżej), albo starając się przekonać ludzi do siebie poparciem VIP-ek i VIP-ów. W momentach kryzysowych ludzie wolą słuchać raczej o tym, jak rozwiązać swoje problemy, niż zastanawiać się, czy oddać głos na partię, która może nie przekroczyć 5%, tylko dlatego, że popierają ją sławy. Na Zachodzie Zieloni wywodzą się z realnych, silnych ruchów społecznych - tam, gdzie jak w Europie Środkowej, nie są one tak silne, tym bardziej odwoływanie się do "szarego człowieka" po to, by zdobyć poparcie, wydaje się zasadne. Szkoda, że program woleli zatem zasłonić dość dziwnymi wygłupami owych sław w klipach wyborczych - jeden z nich zresztą niedawno zamieściłem.
Jeśli porówna się sytuację czeską z węgierską z tego roku, widać wyraźnie, że nad Dunajem perspektywy długofalowego sukcesu są większe. LMP do rządu nie weszła, może zatem spokojnie uczyć się pracy parlamentarnej, w kierownictwie nie ma osób, które kiedyś były wielkimi politycznymi graczami, a w politycznym przekazie ostentacyjnie wręcz skupiając się w dużej mierze na ekonomii. Zieloni w Czechach, będąc teraz poza parlamentem, będą musieli bardzo poważnie się zastanowić nad strategią i pozycjonowaniem na scenie politycznej. Ich dawny, dość niecodzienny jak na tego typu partię elektorat centroprawicowy został zaanektowany przez TOP'09 (zapewne plują sobie teraz w brodę, że rekomendowali na szefa MSZ konserwatystę Schwarzenberga) i Sprawy Publiczne, więc pozycja w politycznym centrum wydaje się trudna do obronienia. Słabość socjaldemokratów i fiasko projektu Milosa Zemana (4,3% głosów) stworzenia alternatywnej partii lewicowej może stworzyć miejsce po tamtej, centrolewicowej stronie sceny. Wymagałoby to wiele roboty w samej partii, pracy nad odbudową zaufania społecznego, a przede wszystkim - głębokiej reformy partii komunistycznej (zdobyła 11,3%), która po dziś dzień nie odcięła się od swej totalitarnej przeszłości, co uniemożliwia nawiązywanie z nią aliansów. Przede wszystkim jednak muszą uważać na to, by nie odezwały się dawne konflikty, aktualnie wyciszone. Jeśli Liska nie pozostanie przewodniczącym, bardzo możliwe, że tak też się stanie. Przed nimi trudne zadanie - tym trudniejsze, że będą musieli obyć się bez finansowania budżetowego, dostaną jedynie dodatek za oddane na nich głosy.
Podsumowując pokrótce sytuację w Czechach - na chwilę obecną projekcje wskazują, że partie prawicowe - ODS (20,2%), TOP'09 (16,7%) i Sprawy Publiczne (10,9%) - mają wystarczającą ilość mandatów, by utworzyć rząd. Rozmowy z tą ostatnią partią mogą nie być łatwe, ale mało prawdopodobne, by miały się zakończyć fiaskiem. Socjaldemokraci odnieśli pyrrusowe zwycięstwo (22,1%), czego świadectwem rezygnacja z przewodniczenia CSSD przez Jerzego Paroubka. Do parlamentu nie dostali się po raz pierwszy od lat chadecy (4,4%), więc liczba partii pozostaje w nim na poziomie 5 formacji. Wedle prognoz, CSSD ma mieć 56 miejsc na 200, ODS - 53, TOP'09 - 41, komuniści - 26, a Sprawy Publiczne - 24.
Warto wypunktować błędy Zielonych w Czechach z ostatnich lat - nie po to, by się nad nimi pastwić. Przyznać bowiem trzeba, że od czasów odejścia w zeszłym roku Martina Bursika ze stanowiska szefa partii po równie katastrofalnych wynikach w wyborach do Parlamentu Europejskiego (kiedy to zielona fala zalewała większą część Europy) nowy lider, Ondrej Liska, robił wiele, by odbudować społeczne zaufanie. Nie udało się jednak, procentowo Zieloni uzyskali podobny wynik, co rok temu. Oczywiście gorsza była sytuacja polityczna - pojawiły się bowiem partie, które odwoływały się między innymi do ich dotychczasowego, centroprawicowego elektoratu, takie jak TOP'09 i Sprawy Publiczne. Mimo to jednak nie można powiedzieć - a przynajmniej mam takie wrażenie - by dali z siebie wszystko. Co zatem możemy się na tym przykładzie nauczyć?
1. Uważaj, kogo wybierasz na szefa. Martin Bursik mógł być piękny, bogaty, z towarzysko-biznesowymi kontaktami, które zniknęły, kiedy tylko powinęła się noga, ale mimo wszystko - pozostawał technokratycznym politykiem z prawicowego rządu, który potrzebował wehikułu dla swojej osoby, a nie realizowania zasad zielonej polityki. Ondrejowi Lisce, który latami pracował grupie europarlamentarnej Zielonych, nie dało miana zielonego polityka odmówić, ale przejął w partii stery - jak widać - za późno - by odwrócić katastrofę. Bursik, całkiem nieźle realizując politykę ekologiczną partii w koalicji z konserwatystami i chadekami, zupełnie zignorował pozostałe elementy tego politycznego projektu. W najlepszym wypadku szły one dobrze, kiedy nikt się nie wtrącał (resort edukacji za Liski), w najgorszym - forsowano pomysły pozostające w absolutnej sprzeczności z zielonymi pryncypiami (amerykański radar, podatek liniowy). Autorytarny styl rządów sprawił, że bardzo szybko z sześcioosobowej grupy w Izbie Poselskiej zostały tylko 4, a 2 wyrzucone parlamentarzystki doprowadziły do upadku rządu Mirka Topolanka. Choć wydaje się z upływem czasu, że ich postawa bliższa była zielonym zasadom, nie wróciły już do partii, a wewnętrzne kłótnie skutecznie zniechęciły do niej wyborców.
2. Zastanów się dwa razy, nim wejdziesz do rządu. Najlepiej jest pierwszą w historii kadencję w parlamencie spędzić w opozycji. Zieloni wcale nie musieli wchodzić do prawicowego rządu - chociaż na kontynencie modelem częstszym są koalicje, to jednak nie są one modelem jedynym. Można było np. podpisać umowę, na mocy której nie wspiera się prób odwoływania rządu, w zamian za realizowanie przez niego pakietu ustaw, na których zależy słabszej stronie. Pomogłoby to Zielonym podkreślić zalety swojego programu (ludzie, wybierając nową partię, częściej głosują na zmianę jako taką, by ustabilizować nowo zdobyty elektorat należy wyraźnie akcentować to, jak ta zmiana ma wyglądać), jednocześnie zostawiając drogę wolną do sprzeciwu wobec pomysłów, które zielonej wizji rzeczywistości były zupełnie obce.
3. Jak już spartaczyłeś/aś - walcz o to, co dla ludzi jest ważne. W 2006 roku, okresie prosperity, jakość życia mogła być chwytliwym hasłem, wiodącym do zwycięstwa. W 2010 roku, okresie kryzysu, dotykającego Czech, jej sens musiał być przedefiniowany, by można było mieć nadzieje na ponowne wejście do parlamentu. Zieloni stanęli w rozkroku - owszem, pojawiały się w ich kampanii nowe tematy i kwestie, ale zbyt sztywno przywiązano się do podchodzenia do ekologii na sposób, który nie dawał większy szans na sukces. Lista pod wodzą Bursika w jednym z okręgów, gdzie głównym tematem kampanii była walka z kopalniami odkrywkowymi węgla, zdobyła raptem 2,5%, a Bursik - były minister środowiska i swego czasu jeden z najpopularniejszych polityków w kraju - nie zmieścił się nawet na liście 15 najczęściej wybieranych nazwisk na wyborczych listach tego rejonu. Nawet w Pradze nie udało im się przekroczyć progu 5%. Próby zwrócenia większej uwagi na pomysły ekonomiczne (w tym powrót do progresji podatkowej) czy też politykę edukacyjną były słabo eksponowane nawet na partyjnej stronie, a motyw walki z korupcją, rzadko kiedy udanie wykorzystany przez partie inne niż prawicowe, zupełnie zaginął w przekazie. Zamiast mówić więcej o zielonych miejscach pracy olbrzymi wysiłek wkładano w rozpropagowanie ściśle lokalnych spraw ekologicznych, a tymczasem koncept Zielonego Nowego Ładu w ogóle się nie pojawił. Wielka szkoda, bo sam poprawiony program partyjny był bardzo dobry, oceniany wysoko przez organizacje zajmujące się zdrowiem, edukacją, walką z korupcją czy też społecznością LGBT. 4 motywy kampanijne, symbolizowane czterolistną koniczynką, to i tak dużo, a dalsze ich rozmywanie tylko pogarsza sprawę.
4. Do ludzi i dla ludzi - nie dla VIP-ów. Nie ma nic gorszego, niż usiłować poddać się rozpowszechnianemu przekonaniu, że Zieloni to partia wyłącznie dla osób dobrze edukowanych z dużych miast, pijących latte i nie interesujących się "problemami zwykłych ludzi". Można skutecznie zbudować takie wrażenie albo akcentując niewłaściwe elementy programu (patrz wyżej), albo starając się przekonać ludzi do siebie poparciem VIP-ek i VIP-ów. W momentach kryzysowych ludzie wolą słuchać raczej o tym, jak rozwiązać swoje problemy, niż zastanawiać się, czy oddać głos na partię, która może nie przekroczyć 5%, tylko dlatego, że popierają ją sławy. Na Zachodzie Zieloni wywodzą się z realnych, silnych ruchów społecznych - tam, gdzie jak w Europie Środkowej, nie są one tak silne, tym bardziej odwoływanie się do "szarego człowieka" po to, by zdobyć poparcie, wydaje się zasadne. Szkoda, że program woleli zatem zasłonić dość dziwnymi wygłupami owych sław w klipach wyborczych - jeden z nich zresztą niedawno zamieściłem.
Jeśli porówna się sytuację czeską z węgierską z tego roku, widać wyraźnie, że nad Dunajem perspektywy długofalowego sukcesu są większe. LMP do rządu nie weszła, może zatem spokojnie uczyć się pracy parlamentarnej, w kierownictwie nie ma osób, które kiedyś były wielkimi politycznymi graczami, a w politycznym przekazie ostentacyjnie wręcz skupiając się w dużej mierze na ekonomii. Zieloni w Czechach, będąc teraz poza parlamentem, będą musieli bardzo poważnie się zastanowić nad strategią i pozycjonowaniem na scenie politycznej. Ich dawny, dość niecodzienny jak na tego typu partię elektorat centroprawicowy został zaanektowany przez TOP'09 (zapewne plują sobie teraz w brodę, że rekomendowali na szefa MSZ konserwatystę Schwarzenberga) i Sprawy Publiczne, więc pozycja w politycznym centrum wydaje się trudna do obronienia. Słabość socjaldemokratów i fiasko projektu Milosa Zemana (4,3% głosów) stworzenia alternatywnej partii lewicowej może stworzyć miejsce po tamtej, centrolewicowej stronie sceny. Wymagałoby to wiele roboty w samej partii, pracy nad odbudową zaufania społecznego, a przede wszystkim - głębokiej reformy partii komunistycznej (zdobyła 11,3%), która po dziś dzień nie odcięła się od swej totalitarnej przeszłości, co uniemożliwia nawiązywanie z nią aliansów. Przede wszystkim jednak muszą uważać na to, by nie odezwały się dawne konflikty, aktualnie wyciszone. Jeśli Liska nie pozostanie przewodniczącym, bardzo możliwe, że tak też się stanie. Przed nimi trudne zadanie - tym trudniejsze, że będą musieli obyć się bez finansowania budżetowego, dostaną jedynie dodatek za oddane na nich głosy.
Podsumowując pokrótce sytuację w Czechach - na chwilę obecną projekcje wskazują, że partie prawicowe - ODS (20,2%), TOP'09 (16,7%) i Sprawy Publiczne (10,9%) - mają wystarczającą ilość mandatów, by utworzyć rząd. Rozmowy z tą ostatnią partią mogą nie być łatwe, ale mało prawdopodobne, by miały się zakończyć fiaskiem. Socjaldemokraci odnieśli pyrrusowe zwycięstwo (22,1%), czego świadectwem rezygnacja z przewodniczenia CSSD przez Jerzego Paroubka. Do parlamentu nie dostali się po raz pierwszy od lat chadecy (4,4%), więc liczba partii pozostaje w nim na poziomie 5 formacji. Wedle prognoz, CSSD ma mieć 56 miejsc na 200, ODS - 53, TOP'09 - 41, komuniści - 26, a Sprawy Publiczne - 24.
1 komentarz:
Zauważyłam, że wśród kandydatów jest strasznie dużo aktorów (herec). Może to jest przyczyna porażki czeskich zielonych? Powierzać swój los komediantom?:)
Jeszcze chyba częściej występuje "spisovatel". Kto wie, co to takiego? Strzelam: księgowy? Bo przecież chyba nie pisarz?
Ogólne wrażenie, jeśli chodzi o skład: inteligencko-kontestatorska śmietanka. Aktor, reżyser, muzyk, raper... Wg mnie nie wypada to najlepiej (w oczach hipotetycznego wyborcy), nawet jeśli wyglądają strasznie sympatycznie. I czterolistna koniczynka też. Jak widać, najlepsze nawet logo nie pomoże, jeśli...
Prześlij komentarz