Tak naprawdę wiele nie zdarzyło się wraz z samą deklaracją Tuska, że nie wystartuje w wyborach prezydenckim - nie był to może scenariusz najbardziej prawdopodobny, ale jednak dyskutowany, więc osoby komentujące tego newsa mogły przygotować swoje przemyślenia już wcześniej. Pierwszą jaskółką tego, że coś może się zmienić w naszej dotychczas zabetonowanej scenie politycznej to wyniki trzech sondaży, zleconych przez TVN, Gazetę Wyborczą i Rzeczpospolitą, których uśrednienie prezentuję z boku. Rzecz jasna nie jest ono idealne (w tym wypadku chodzi tu głównie o trójkę słabszych kandydatów, którzy pojawili się jedynie w 2 z 3 sondaży, więc ich wyniki mogą być zaniżone), a sam fakt przeprowadzenia badania w dzień ważnego wydarzenia może nosić ze sobą obciążenie brakiem skrystalizowanych poglądów osób pytanych na zaistniałą sytuację, jednak nie będzie już chyba zbytnim uproszczeniem założyć, że tak naprawdę wyścig prezydencki zamiast samotnego sprintu Tuska zaczął się dopiero teraz. To potencjalnie dobry dzień dla rodzimej demokracji.
Wystarczy rzut oka na wykres by spostrzec, że druga tura jest raczej nieunikniona. Realne szanse na wejście do niej ma trójka kandydatów, Jerzy Szmajdziński nie stoi zaś jeszcze na straconej pozycji, by do niej doskoczyć. Tak naprawdę wyniki wspomnianych powyżej trzech badań nie są jednoznaczne, poza bardzo zbliżonym w nich poparciem dla Komorowskiego cała reszta waha się dość znacznie. Na chwilę obecną widać, że Lech Kaczyński i Andrzej Olechowski idą łeb w łeb. Ma tu zapewne znaczenie kandydatura PO - Komorowski uważany jest za przedstawiciela skrzydła konserwatywnego, więc część elektoratu przechodzi na stronę byłego tenora tej partii, dziś wspieranego przez SD. Gdyby zsumować poparcie tej dwójki, otrzymalibyśmy w przybliżeniu słupek poparcia dla samej PO. To dla partii rządzącej ważna informacja - Tusk do tej pory był jedyną osobą ponad owymi skrzydłami, więc wraz z wyczerpywaniem się Platformy w procesie rządzenia widać, że osoby o centrowych i centrolewicowych poglądach mogą przechodzić do Stronnictwa Demokratycznego. Ponieważ Tusk wreszcie zrozumiał, że urząd premiera jest ważniejszy od prezydenckiego, chce zapewne uniknąć tej sytuacji i starać się utrzymywać wizerunek "wszechstronnej" PO.
Ledwo 2 punkty procentowe różnicy między Kaczyńskim a Olechowskim znajdują jako trend potwierdzenie w badaniach opinii. Kto wie, czy ten drugi faktycznie nie zyskał na pewnej separacji od Piskorskiego, być może zresztą ludziom przestał się podobać pomysł na ściganie szefa SD po 12 latach od ewentualnego popełnienia przestępstwa i wielokrotnych orzeczeniach sądowych, nie znajdujących jego winy. Kaczyński będzie zatem musiał postarać się nieco bardziej, niż jedynie za pomocą spotkania z Dodą - być może zresztą Tusk miał tego typu dane z tyłu głowy, gdy podejmował decyzję o starcie. Pojedynek Komorowski-Olechowski z punktu widzenia kwestii ekonomicznych nie ma znaczenia, trudno sobie wyobrazić, by Olechowski miał wetować np. wprowadzenie podatku liniowego. Być może za jakiś czas znów umorzeniu ulegnie sprawa Piskorskiego, kiedy okaże się, że chcąc przyspieszyć proces demontażu państwa Platforma stwierdzi, że lepiej nieco stracić i mieć za koalicjanta SD niż broniące KRUS-u PSL.
Z drugiej zaś strony nie odrzucałbym zupełnie szans Kaczyńskiego. Raczej między bajki można włożyć pomysły Krasnodębskiego na jego zwycięstwo w I turze, ale już sukces z Komorowskim nie jest nie do wyobrażenia. Taka perspektywa, choć niespecjalnie mnie radująca, być może w dłuższym okresie w końcu pozwoliłaby na społeczne przebudzenie. Obserwując bowiem powoli rodzące się, np. na portalach społecznościowych inicjatywy (od sprzeciwu wobec zmian personalnych w radiowej Trójce, poprzez walkę z cenzurą w sieci, na "apolitycznej grupie sprzeciwu wobec PiS") widzę jedynie negację istniejącego stanu rzeczy, połączoną z silnym wstrętem wobec dokonania realnego wyboru politycznego (obojętnie jakiego - z prawa bądź lewa). W taki sposób państwa obywatelskiego nie zbudujemy...
W uśrednieniu nie widać kilku rzeczy, które wychodzą w pojedynczych badaniach, natomiast brak na razie ich potwierdzenia. W tych sporządzonych przez TVN różnica między Szmajdzińskim a Nałęczem maleje, a sam kandydat SDPL i PD notuje aż 5% poparcia. Co więcej, w ogóle go nie traci nawet w sytuacji startu Cimoszewicza, przez co w takim scenariuszu wyprzedza marginalizowanego kandydata SLD. Wysoki poziom popularności Cimoszewicza zbiera dla ewentualnego kandydata Platformy elektorat lewicowy, nie czyni za to większej szkody Olechowskiemu. Nie ma za to istotnych różnic między wsparciem dla Komorowskiego a innego typowanego, Radka Sikorskiego. W sondażach Rzeczpospolitej i Wyborczej z kolei silną, 8-procentową pozycję ma Waldemar Pawlak - sam do tej pory raczej nie chciał kandydować, chociaż być może ośmieli go nieco rezygnacja Tuska. Żadna osoba z PSL raczej nie ma szans na podobny wynik, w tym typowana do tej pory Ewa Kierzkowska.
Zrobiło się ciekawie - pytanie, czy te wybory rzeczywiście staną się pierwszym krokiem do zmian na scenie politycznej i tego, w jakim kierunku one pójdą, pozostaje nadal otwarte. Tak jak do tej pory prezydenckie sondaże raczej mnie nie interesowały, tak fascynująco będzie czekać na pierwsze wyniki badań po pierwotnym szoku z decyzji Tuska.
Wystarczy rzut oka na wykres by spostrzec, że druga tura jest raczej nieunikniona. Realne szanse na wejście do niej ma trójka kandydatów, Jerzy Szmajdziński nie stoi zaś jeszcze na straconej pozycji, by do niej doskoczyć. Tak naprawdę wyniki wspomnianych powyżej trzech badań nie są jednoznaczne, poza bardzo zbliżonym w nich poparciem dla Komorowskiego cała reszta waha się dość znacznie. Na chwilę obecną widać, że Lech Kaczyński i Andrzej Olechowski idą łeb w łeb. Ma tu zapewne znaczenie kandydatura PO - Komorowski uważany jest za przedstawiciela skrzydła konserwatywnego, więc część elektoratu przechodzi na stronę byłego tenora tej partii, dziś wspieranego przez SD. Gdyby zsumować poparcie tej dwójki, otrzymalibyśmy w przybliżeniu słupek poparcia dla samej PO. To dla partii rządzącej ważna informacja - Tusk do tej pory był jedyną osobą ponad owymi skrzydłami, więc wraz z wyczerpywaniem się Platformy w procesie rządzenia widać, że osoby o centrowych i centrolewicowych poglądach mogą przechodzić do Stronnictwa Demokratycznego. Ponieważ Tusk wreszcie zrozumiał, że urząd premiera jest ważniejszy od prezydenckiego, chce zapewne uniknąć tej sytuacji i starać się utrzymywać wizerunek "wszechstronnej" PO.
Ledwo 2 punkty procentowe różnicy między Kaczyńskim a Olechowskim znajdują jako trend potwierdzenie w badaniach opinii. Kto wie, czy ten drugi faktycznie nie zyskał na pewnej separacji od Piskorskiego, być może zresztą ludziom przestał się podobać pomysł na ściganie szefa SD po 12 latach od ewentualnego popełnienia przestępstwa i wielokrotnych orzeczeniach sądowych, nie znajdujących jego winy. Kaczyński będzie zatem musiał postarać się nieco bardziej, niż jedynie za pomocą spotkania z Dodą - być może zresztą Tusk miał tego typu dane z tyłu głowy, gdy podejmował decyzję o starcie. Pojedynek Komorowski-Olechowski z punktu widzenia kwestii ekonomicznych nie ma znaczenia, trudno sobie wyobrazić, by Olechowski miał wetować np. wprowadzenie podatku liniowego. Być może za jakiś czas znów umorzeniu ulegnie sprawa Piskorskiego, kiedy okaże się, że chcąc przyspieszyć proces demontażu państwa Platforma stwierdzi, że lepiej nieco stracić i mieć za koalicjanta SD niż broniące KRUS-u PSL.
Z drugiej zaś strony nie odrzucałbym zupełnie szans Kaczyńskiego. Raczej między bajki można włożyć pomysły Krasnodębskiego na jego zwycięstwo w I turze, ale już sukces z Komorowskim nie jest nie do wyobrażenia. Taka perspektywa, choć niespecjalnie mnie radująca, być może w dłuższym okresie w końcu pozwoliłaby na społeczne przebudzenie. Obserwując bowiem powoli rodzące się, np. na portalach społecznościowych inicjatywy (od sprzeciwu wobec zmian personalnych w radiowej Trójce, poprzez walkę z cenzurą w sieci, na "apolitycznej grupie sprzeciwu wobec PiS") widzę jedynie negację istniejącego stanu rzeczy, połączoną z silnym wstrętem wobec dokonania realnego wyboru politycznego (obojętnie jakiego - z prawa bądź lewa). W taki sposób państwa obywatelskiego nie zbudujemy...
W uśrednieniu nie widać kilku rzeczy, które wychodzą w pojedynczych badaniach, natomiast brak na razie ich potwierdzenia. W tych sporządzonych przez TVN różnica między Szmajdzińskim a Nałęczem maleje, a sam kandydat SDPL i PD notuje aż 5% poparcia. Co więcej, w ogóle go nie traci nawet w sytuacji startu Cimoszewicza, przez co w takim scenariuszu wyprzedza marginalizowanego kandydata SLD. Wysoki poziom popularności Cimoszewicza zbiera dla ewentualnego kandydata Platformy elektorat lewicowy, nie czyni za to większej szkody Olechowskiemu. Nie ma za to istotnych różnic między wsparciem dla Komorowskiego a innego typowanego, Radka Sikorskiego. W sondażach Rzeczpospolitej i Wyborczej z kolei silną, 8-procentową pozycję ma Waldemar Pawlak - sam do tej pory raczej nie chciał kandydować, chociaż być może ośmieli go nieco rezygnacja Tuska. Żadna osoba z PSL raczej nie ma szans na podobny wynik, w tym typowana do tej pory Ewa Kierzkowska.
Zrobiło się ciekawie - pytanie, czy te wybory rzeczywiście staną się pierwszym krokiem do zmian na scenie politycznej i tego, w jakim kierunku one pójdą, pozostaje nadal otwarte. Tak jak do tej pory prezydenckie sondaże raczej mnie nie interesowały, tak fascynująco będzie czekać na pierwsze wyniki badań po pierwotnym szoku z decyzji Tuska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz