Krytyka obecnego, neoliberalnego sposobu patrzenia na gospodarkę bywa często uwikłana w pewną pułapkę myślową. Krytykując zastaną sytuację, wiele osób o lewicowej orientacji gospodarczej wpada w przekonanie, że "kiedyś było lepiej" - bądź to w PRLu, bądź też w zachodnich społeczeństwach dobrobytu. Cała filozofia ich zdaniem polegać ma bądź to na prostym odwrocie do dawnych uwarunkowań, bądź też na sięgnięciu jeszcze głębiej, do pomysłów rodem z XIX wieku. Coś mi się jednak zdaje, że od tego czasu trochę jednak się zmieniło i wyzwania globalizacji w dużej mierze utrudniają, jeśli nie uniemożliwiają tak proste rozwiązania. Co więcej, nie zawsze proste bronienie dotychczasowych zdobyczy jest jednoznacznie oczywiste - przykład duńskiego flexicurity, które wymagało ustępstw zarówno ze strony związków zawodowych, jak i pracodawców, a które doprowadziło do spadku bezrobocia bez demontowania zdobyczy socjalnych pokazuje, że sztywne trzymanie się dotychczasowych form nie musi być konieczne. Tym bardziej, że "państwa dobrobytu", które wykluły się po II Wojnie Światowej, opierały się na dziś przestarzałych paradygmatach, takich jak pełne zatrudnienie mężczyzn przy roli kobiet zredukowanej do sfery domowej, czy też rzekomej nieskończoności zasobów naturalnych, do których dostęp dziś jest na wagę złota.
Kryzys ekologiczny pokazał, że dotychczasowe podstawy naszej ziemskiej egzystencji są bardziej kruche, niż nam się wydawało. Okazuje się, że nasza planeta nie jest w stanie wytrzymać stałego wzrostu gospodarczego przy ograniczonej ilości zasobów, jakimi dysponujemy. W ostatnich latach, w kontrze do neoliberalnej doktryny "indywidualnej odpowiedzialności" i "ściekania bogactwa w dół" powstało mnóstwo koncepcji, rozwijających myśl o lokalnych, zrównoważonych spolecznościach. To właśnie w nich twórcy publikacji New Economics Foundation "Zielony dobrobyt - trzy ekonomie dla sprawiedliwości społecznej", Anna Coote i Jane Franklin widzą receptę na trapiący świat kryzys finansowy, surowcowy i klimatyczny. To tej trójki dodają jeszcze jeden - rosnących dysproporcji między bogatymi a biednymi.
O jakich trzech ekonomiach mówią autorki? Do tej pory poruszaliśmy się li tylko w obrębie jednej - rynku, którego sposób regulacji miał być rozwiązaniem zarówno w epoce dobrobytu socjalnego, jak i w trakcie neoliberalnej krucjaty. Zapomniała się jednak o dwóch podstawach współczesnej gospodarki, bez których nie sposób pójść dalej w rozumowaniu o nowym, bardziej sprawiedliwym ładzie - o ludziach i o planecie. Ludzka kreatywność, widza i doświadczenie dopiero niedawno zaczęło być doceniane w myśleniu o nowoczesnym, sprawiedliwym społeczeństwie - stąd też taką karierę zrobiły pojęcia "kreatywnej gospodarki" czy też "społeczeństwa wiedzy". Wiele ludzkich doświadczeń, miast ubogacać społeczeństwo ulega zmarnowaniu, często bowiem mieszczą się one w obrębie niepłatnej pracy, w dużej mierze sfeminizowanej.
Uwolnienie potencjału ludzkiego wymaga wzięcia pod uwagę faktu, że najlepszą drogą ku temu są usługi publiczne. Autorki mówią jasno - państwo musi odgrywać w procesie ich zapewniania istotną rolę. Ważne jednak jest również to, by udział obywatelek i obywateli w ich dostarczaniu i wpływaniu na ich jakość zaczął rosnąć. Proponują one przyjęcie 6 kluczowych dla usług publicznych zasad. Są to: dążenie do zapewnienia wszystkim wysokiej jakości życia, profilaktyka jako działanie ważniejsze od samego tylko leczenia skutków, wspomniany już wyżej wzrost roli czynnika ludzkiego w ekonomii, sprzężenie działań dążących do minimalizacji emisji CO2 ze zmniejszaniem dysproporcji społecznych, zapewnienie trwałości usług publicznych, co wymagać będzie ich reformy, a także zmianę sposobu mierzenia wskaźników ekonomicznych i większe uwzględnianie takich kwestii jak ludzki dobrostan, jakość opieki zdrowotnej czy edukacji - tak, by zapewnić trwałe podstawy gospodarki służącej ludziom.
Oczywiście trudno w tak krótkiej formie, jaką jest wpis blogowy zawrzeć wszystkich postulatów 40-stronnicowej publikacji. Warto jednak wspomnieć o kluczowych założeniach. Przede wszystkim potrzebujemy tchnąć życie w słabnące więzi lokalne, odbudować zaufanie, ale też przygotować narzędzia złużące rozwojowi naszych lokalnych społeczności, szczególnie w najbardziej zaniedbanych obszarach. Tego typu lokalna ekonomia, uwzględniająca np. dzielenie się czasem wolnym, zacierałaby granicę między producentką/producentem a konsumentką/konsumentem, przyczyniając się do demokratyzacji uczestnictwa w gospodarce i do zmiany stosunków z niej panujących z hierarchicznych na bardziej równościowe. Ciekawą propozycją jest również ta, dotycząca stworzenia indywidualnych kont profilaktycznych - każda i każdy z nas mógłby liczyć na okresowe badania, na podstawie których otrzymywalibyśmy zalecenia dotyczące prowadzenia zdrowszego (i tym samym - szczęśliwszego) życia, aktualizowane wraz z kolejnymi badaniami.
Przeciwstawianie sobie dbałości o środowisko i walki z wykluczeniem społecznym, jak pisałem niedawno w tekście nt. jednej z publikacji Jean Lambert, jest mylne. Działania ograniczające emisje CO2 nie tylko powinny, ale wręcz muszą brać pod uwagę czynnik ludzki. Zielone miejsca pracy, dające zarobek, termoizolacja, ograniczająca koszty życia, zdrowe, zielone otoczenie minimalizujące straty spowodowane brudnym powietrzem i słabej jakości wodą - to wszystko są działania prospołeczne. Ważne, by lokalne społeczności nie tylko korzystały z usług publicznych, ale miały stały wpływ na ich jakość i funkcjonowanie. Nie mogą to być zastygłe struktury - muszą dopasowywać się bowiem do społeczeństwa, które pozostaje w ruchu. Warto zapoznać się z tym raportem i spróbować wyobrazić sobie lepszy świat -to naprawdę jest możliwe!
Kryzys ekologiczny pokazał, że dotychczasowe podstawy naszej ziemskiej egzystencji są bardziej kruche, niż nam się wydawało. Okazuje się, że nasza planeta nie jest w stanie wytrzymać stałego wzrostu gospodarczego przy ograniczonej ilości zasobów, jakimi dysponujemy. W ostatnich latach, w kontrze do neoliberalnej doktryny "indywidualnej odpowiedzialności" i "ściekania bogactwa w dół" powstało mnóstwo koncepcji, rozwijających myśl o lokalnych, zrównoważonych spolecznościach. To właśnie w nich twórcy publikacji New Economics Foundation "Zielony dobrobyt - trzy ekonomie dla sprawiedliwości społecznej", Anna Coote i Jane Franklin widzą receptę na trapiący świat kryzys finansowy, surowcowy i klimatyczny. To tej trójki dodają jeszcze jeden - rosnących dysproporcji między bogatymi a biednymi.
O jakich trzech ekonomiach mówią autorki? Do tej pory poruszaliśmy się li tylko w obrębie jednej - rynku, którego sposób regulacji miał być rozwiązaniem zarówno w epoce dobrobytu socjalnego, jak i w trakcie neoliberalnej krucjaty. Zapomniała się jednak o dwóch podstawach współczesnej gospodarki, bez których nie sposób pójść dalej w rozumowaniu o nowym, bardziej sprawiedliwym ładzie - o ludziach i o planecie. Ludzka kreatywność, widza i doświadczenie dopiero niedawno zaczęło być doceniane w myśleniu o nowoczesnym, sprawiedliwym społeczeństwie - stąd też taką karierę zrobiły pojęcia "kreatywnej gospodarki" czy też "społeczeństwa wiedzy". Wiele ludzkich doświadczeń, miast ubogacać społeczeństwo ulega zmarnowaniu, często bowiem mieszczą się one w obrębie niepłatnej pracy, w dużej mierze sfeminizowanej.
Uwolnienie potencjału ludzkiego wymaga wzięcia pod uwagę faktu, że najlepszą drogą ku temu są usługi publiczne. Autorki mówią jasno - państwo musi odgrywać w procesie ich zapewniania istotną rolę. Ważne jednak jest również to, by udział obywatelek i obywateli w ich dostarczaniu i wpływaniu na ich jakość zaczął rosnąć. Proponują one przyjęcie 6 kluczowych dla usług publicznych zasad. Są to: dążenie do zapewnienia wszystkim wysokiej jakości życia, profilaktyka jako działanie ważniejsze od samego tylko leczenia skutków, wspomniany już wyżej wzrost roli czynnika ludzkiego w ekonomii, sprzężenie działań dążących do minimalizacji emisji CO2 ze zmniejszaniem dysproporcji społecznych, zapewnienie trwałości usług publicznych, co wymagać będzie ich reformy, a także zmianę sposobu mierzenia wskaźników ekonomicznych i większe uwzględnianie takich kwestii jak ludzki dobrostan, jakość opieki zdrowotnej czy edukacji - tak, by zapewnić trwałe podstawy gospodarki służącej ludziom.
Oczywiście trudno w tak krótkiej formie, jaką jest wpis blogowy zawrzeć wszystkich postulatów 40-stronnicowej publikacji. Warto jednak wspomnieć o kluczowych założeniach. Przede wszystkim potrzebujemy tchnąć życie w słabnące więzi lokalne, odbudować zaufanie, ale też przygotować narzędzia złużące rozwojowi naszych lokalnych społeczności, szczególnie w najbardziej zaniedbanych obszarach. Tego typu lokalna ekonomia, uwzględniająca np. dzielenie się czasem wolnym, zacierałaby granicę między producentką/producentem a konsumentką/konsumentem, przyczyniając się do demokratyzacji uczestnictwa w gospodarce i do zmiany stosunków z niej panujących z hierarchicznych na bardziej równościowe. Ciekawą propozycją jest również ta, dotycząca stworzenia indywidualnych kont profilaktycznych - każda i każdy z nas mógłby liczyć na okresowe badania, na podstawie których otrzymywalibyśmy zalecenia dotyczące prowadzenia zdrowszego (i tym samym - szczęśliwszego) życia, aktualizowane wraz z kolejnymi badaniami.
Przeciwstawianie sobie dbałości o środowisko i walki z wykluczeniem społecznym, jak pisałem niedawno w tekście nt. jednej z publikacji Jean Lambert, jest mylne. Działania ograniczające emisje CO2 nie tylko powinny, ale wręcz muszą brać pod uwagę czynnik ludzki. Zielone miejsca pracy, dające zarobek, termoizolacja, ograniczająca koszty życia, zdrowe, zielone otoczenie minimalizujące straty spowodowane brudnym powietrzem i słabej jakości wodą - to wszystko są działania prospołeczne. Ważne, by lokalne społeczności nie tylko korzystały z usług publicznych, ale miały stały wpływ na ich jakość i funkcjonowanie. Nie mogą to być zastygłe struktury - muszą dopasowywać się bowiem do społeczeństwa, które pozostaje w ruchu. Warto zapoznać się z tym raportem i spróbować wyobrazić sobie lepszy świat -to naprawdę jest możliwe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz